Geopolityka
Porozumienie na Bliskim Wschodzie. Pokój na chwilę? [WYWIAD]
„Wspieranemu przez USA Izraelowi rozejm pozwoli na »wzięcie oddechu«, po którym wszystko się może wydążyć, nie wykluczając powrotu do działań wojennych. W końcu Hamas nie został rozbity, co krytycy izraelskiego premiera z lubością mu wypominają” - powiedział w rozmowie z Defence24 dr Michał Lipa z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu (Uniwersytet Jagielloński).
Sytuacja na Bliskim Wschodzie pozostaje niestabilna, choć ostatnie zawieszenie broni pomiędzy Izraelem a Hamasem daje nadzieję na - przynajmniej tymczasowe - załagodzenie sporu. Na czym dokładnie polega to porozumienie, jaką rolę w całym procesie negocjacyjnym odgrywały Stany Zjednoczone i Katar i czy istnieje szansa, że względny spokój na Bliskim Wschodzie zapanuje na dłużej?
(Michał Górski, Defence24): Panie Doktorze, zacznijmy proszę od pytania dot. „technicznych” aspektów porozumienia. Jak wiemy, rozejm pomiędzy Izraelem a Hamasem obowiązuje od 19 stycznia br. Dlaczego nie wszedł on w życie z dniem zawarcia porozumienia kilka dni wcześniej?
Dr Michał Lipa (Instytut Bliskiego i Dalekiego Wschodu, Uniwersytet Jagielloński): Rozejm, który wszedł w życie 19 stycznia br., składa się z trzech kluczowych etapów. W pierwszej – najważniejszej – fazie, trwającej 42 dni, Hamas zobowiązał się do uwolnienia 33 izraelskich zakładników, głównie kobiet i dzieci, w zamian za stopniowe zwolnienie nawet 2 tys. palestyńskich więźniów, przy czym ten proces będzie rozłożony w czasie – podobnie jak proces uwalniania zakładników.
Izrael zobowiązał się również do stopniowego wycofywania swoich sił ze Strefy Gazy oraz umożliwienia dostarczenia pomocy humanitarnej, jak również powrotu przesiedlonych Palestyńczyków do swoich domów (o ile jeszcze istnieją). W pierwszej kolejności wojsko izraelskie ma opuścić tereny gęsto zaludnione i wycofać się do sfer buforowych, a dopiero w kolejnych etapach realizacji rozejmu miałoby dojść do pełnego wycofania się Izraela ze Strefy Gazy. Opóźnienia we wprowadzeniu rozejmu należało się spodziewać, gdyż sam proces ustalenia szczegółów dotyczących wymiany zakładników i więźniów wymagał skomplikowanej logistyki oraz gwarancji zewnętrznych. Potrzebny był też czas na przygotowanie listy zakładników przez Hamas, co trwało nawet za długo (Hamas zwlekał z podaniem nazwisk pierwszych osób), a także weryfikację listy palestyńskich więźniów przez Izrael. Polityczne kontrowersje w samym Izraelu również miały i nadal mają duże znaczenie w opóźnianiu wejścia rozejmu w życie. Izraelska opinia publiczna jest w tej kwestii podzielona, a debaty na temat zasadności porozumienia były tak gorące, że doprowadziły do poważnego pęknięcia w łonie gabinetu wojennego, z którego wyszedł minister bezpieczeństwa i radykał religijny Itamar Ben Gwir. Dlatego też wciąż należy mówić o bardzo kruchym rozejmie.
Czytaj też
W ramach porozumienia ma dojść do uwolnienia 33 zakładników (czyli nie wszystkich). Co stanie się z pozostałymi przetrzymywanymi osobami? Zostaną uwzględnione w kolejnej turze negocjacji? Tak, od tego będą kolejne etapy rozejmu, do których – w przeciwieństwie do pierwszej fazy – może w ogóle nie dojść, gdyż ryzyko, że coś pójdzie niezgodnie z planem jest duże. W ich trakcie planowane są dalsze rozmowy, przy czym newralgiczny będzie moment po dwóch tygodniach od wejścia rozejmu w życie, kiedy ma się odbyć kolejna runda rozmów. Jeśli wszystko będzie przebiegać zgodnie z założeniami, to kolejni zakładnicy będą zwalniani, co tyczy się również przekazywania Izraelczykom szczątków tych zakładników, którzy już nie żyją.
Pierwsza faza uwalniania zakładników skupia się głównie na kobietach, dzieciach oraz osobach starszych, natomiast zakładnicy będący żołnierzami lub mężczyznami w wieku poborowym mają zostać uwolnieni w kolejnych etapach. Warto zauważyć, że realizacja drugiej i trzeciej fazy porozumienia (kiedy to miałaby się rozpocząć wieloletnia operacja odbudowy Strefy Gazy) zależy od powodzenia pierwszego etapu oraz woli obu stron do kontynuowania procesu pokojowego. Istnieje ryzyko, że kolejne etapy mogą nie dojść do skutku, jeśli którakolwiek ze stron nie wywiąże się ze swoich zobowiązań lub jeśli dojdzie do eskalacji napięć.
Wydatną rolę w osiągnięciu porozumienia miały odegrać Stany Zjednoczone oraz Katar. Na co oba kraje konkretnie mogły mieć wpływ? Wiemy, że kilka miesięcy temu w negocjacjach uczestniczył też Egipt. Dlaczego tym razem nie był on zaangażowany w cały proces?
To prawda, że Katar grał pierwsze skrzypce, jakkolwiek Egipcjanie również mają tutaj do odegrania istotną rolę i fakt ich mniejszej „widoczności” nie oznacza braku udziału w procesie, w którym najwięcej do powiedzenia i tak mieli Amerykanie, gdyż to oni gwarantują Izraelowi bezpieczeństwo. Nie jest tajemnicą, że Biden zaproponował podobny plan kilka miesięcy temu i wówczas nie udało się wprowadzić rozejmu w życie. Teraz dynamika jest jednak inna, gdyż zmienił się układ sił na Bliskim Wschodzie, a izraelska gospodarka też potrzebuje oddechu. Szacuje się, że wojna kosztowała Izrael ok. 34 mld USD w związku z samymi działaniami wojennymi, nie mówiąc o innych stratach ekonomicznych. Istotne jest przy tym to, że administracja amerykańska zaoferowała Izraelowi gwarancje bezpieczeństwa oraz nieomal bezwarunkowe wsparcie na wypadek, gdyby rozejm został zerwany. Nie bez znaczenia mogła być też postawa Donalda Trumpa, który jeszcze przed zaprzysiężeniem domagał się, aby w chwili objęcia przez niego urzędu prezydenta na Bliskim Wschodzie zapanował pokój, nawet jeśli mówimy o bardzo kruchym rozejmie. Wspomniany Katar, posiadający utrwalone relacje z Hamasem, tradycyjnie odegrał znaczącą rolę w mediacjach, co już wpisuje się w pewną bliskowschodnią normę. Państwo to pełni bowiem rolę pośrednika, przekazując stanowiska i propozycje między zwaśnionymi stronami. Z kolei Egipt, który tradycyjnie odgrywał centralną rolę w mediacjach izraelsko-palestyńskich, tym razem ograniczył swoje „widoczne” zaangażowanie, skupiając się na działaniach humanitarnych, gdyż to z egipskiego terytorium ma być transportowana przeważająca część pomocy humanitarnej do Strefy Gazy, co już samo w sobie jest ogromnym wyzwaniem logistycznym.
Nie tak dawno doszło do zawieszenia broni Izraela z Hezbollahem, teraz mamy porozumienie z Hamasem. Co sprawiło, że te ostatnie tygodnie przyniosły tak znaczące rozwiązania? Głównym powodem były naciski Amerykanów a może zmęczenie obu stron konfliktu?
Zacząłbym od diametralnej zmiany układu sił w regionie. Upadek reżimu Baszara al-Asada w Syrii, do jakigo doszło w grudniu 2024 r., znacząco osłabił tzw. „oś oporu”, w skład której wchodziły m.in. Iran, Syria i libański Hezbollah. Al-Asad, będący kluczowym sojusznikiem Iranu, zapewniał strategiczne wsparcie dla transferu broni oraz innych zasobów do Hezbollahu, a jego upadek przerwał te linie zaopatrzenia. Po upadku reżimu al-Asada, izraelskie siły zbrojne wkroczyły ponadto na zdemilitaryzowaną strefę Wzgórz Golan, przy okazji atakując opuszczone posterunki wojskowe oraz wzmacniając swoją strategiczną pozycję na granicy z Syrią i Libanem. Z dyplomatycznego punktu widzenia to jednak administracja Joe Bidena odegrała główną rolę w mediacjach między Izraelem a Hamasem. Biden wielokrotnie podkreślał pilność zawarcia porozumienia, aby zakończyć 15-miesięczny konflikt, który spowodował ogromne straty ludzkie i materialne w Strefie Gazy. Z kolei wspieranemu przez USA Izraelowi rozejm pozwoli na „wzięcie oddechu”, po którym wszystko się może wydążyć, nie wykluczając powrotu do działań wojennych. W końcu Hamas nie został rozbity, co krytycy izraelskiego premiera z lubością mu wypominają.
Czytaj też
Jak Pańskim zdaniem rozwinie się sytuacja na Bliskim Wschodzie? Czy ostatnie porozumienia posiadają fundamenty, które pozwolą na długotrwały spokój w regionie?
Perspektywy trwałego pokoju na Bliskim Wschodzie, mimo ostatnich porozumień Izraela z Hezbollahem i Hamasem, wydają się być niewielkie – szczególnie w odniesieniu do frontu palestyńskiego. Z frontem libańskim może być łatwiej, ponieważ Hezbollah został mocno osłabiony i nie może już liczyć na Iran w takim wymiarze, jak poprzednio, a do tego wszystko wskazuje na to, że struktury libańskiego państwa zaczęły być skutecznie odbudowywane, a im silniejsze będzie państwo libańskie (i jego armia), tym trudniej będzie Hezbollahowi odbudować swój potencjał wojskowy.
Jeśli zaś chodzi o konflikt izraelsko-palestyński, to trudno być optymistą, ponieważ jego trwałemu rozwiązaniu nie sprzyjają okoliczności. Przede wszystkim charakteryzuje się on głęboką wrogością, która jest napędzana traumą dalszej i bliższej przeszłości oraz rosnącą radykalizacją po obu stronach. Wśród Palestyńczyków mamy do czynienia z radykalizacją młodego pokolenia, które postrzega autorytarny i fundamentalistyczny Hamas jako jedyną siłę zdolną do stawiania oporu Izraelowi. Mówimy o pokoleniu, które nie pamięta drugiej intifady, a opowieści o porozumieniach z Oslo i nadzieje z nimi związane traktuje w kategoriach kiepskiego żartu. Z kolei w społeczeństwie izraelskim nasila się poparcie dla skrajnej prawicy, która zdecydowanie sprzeciwia się jakimkolwiek ustępstwom wobec Palestyńczyków. Premier Netanjahu, będący u władzy dzięki koalicji z ultranacjonalistycznymi i religijnymi partiami, wyraźnie nie sprzyja rozwiązaniu dwupaństwowemu. Izraelski rząd kładzie za to nacisk na zwiększanie osadnictwa na Zachodnim Brzegu, co utrudnia nawet wyobrażenie sobie przyszłej państwowości palestyńskiej.
Blef, jakim okazał się być proces pokojowy z lat 90. XX w. (a tak jest on przez większość Palestyńczyków postrzegany), mógł się udać tylko raz, natomiast dziś potrzebne są konkretne działania, na które się nie zanosi. Do tego wszystkiego dochodzi niezwykle słaba pozycja Fatahu. Organizacja Wyzwolenia Palestyny, w ramach której najważniejszą role odgrywa Fatah, choć formalnie uznawana za reprezentanta narodu palestyńskiego, nie cieszy się popularnością wśród Palestyńczyków – nie tylko w Strefie Gazy, ale również na Zachodnim Brzegu. W przypadku osłabienia Hamasu, Fatah teoretycznie mógłby przejąć władzę w Strefie Gazy, jednak jego zdolność do rządzenia jest mocno kwestionowana. Organizacja ta jest postrzegana jako nieskuteczna i skorumpowana, co uniemożliwia jej skuteczne rywalizowanie z Hamasem o serca i umysły Palestyńczyków.
WIDEO: Czekając na Trumpa - Wielkie odliczanie