Reklama

Geopolityka

(Nie)nuklearny Iran – ciąg dalszy nastąpi

Fot. Wikimedia Commons/Nanking2012.
Fot. Wikimedia Commons/Nanking2012.

24 listopada br. miał być ostatecznym terminem podpisania porozumienia pomiędzy Iranem i grupą mocarstw P5+1 (Stany Zjednoczone, Rosja, Chiny, Wielka Brytania, Francja i Niemcy) w przedmiocie budzącego kontrowersje irańskiego programu nuklearnego. Jeszcze przed rozpoczęciem wiedeńskiego spotkania, analizując skomplikowaną kwestię nuklearnych negocjacji i ich międzynarodowe uwarunkowania, można było mieć pewność, że z uwagi na rozbieżności pomiędzy stanowiskami Iranu i grupy P5+1, porozumienie nie zostanie osiągnięte. Ostatecznie czas na wypracowanie wspólnego stanowiska przedłużono do 1 lipca 2015 r. – pisze na blogu Defence24.pl Jakub Gajda, Research Fellow Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.

Irański program nuklearny rzutuje na szereg kwestii o wymiarze regionalnym i globalnym, związanych zarówno z bezpieczeństwem, jak i światową gospodarką. Z jednej strony Iran to państwo, którego powtórne włączenie do systemu światowej gospodarki, będzie niosło ze sobą otwarcie dużego rynku dla eksportu i zachodnich inwestycji (populacja Iranu wynosi ok. 80 mln ludzi). Iran może być przy tym kluczowym partnerem Zachodu na Bliskim Wschodzie, mogącym w sposób efektywny wspomóc walkę z tzw. Państwem Islamskim oraz przyczynić się do stabilizacji sytuacji w Afganistanie po zakończeniu misji ISAF. Terytorium Iranu jest ponadto potencjalną trasą przebiegu głównych dróg tranzytowych pomiędzy Europą a Azją Centralną, Południową, a nawet Dalekim Wschodem. Godne podkreślenia w panującej sytuacji jest to, że w wielu kwestiach Iran mógłby stanowić dla Zachodu alternatywę dla Rosji. Póki co, Teheran zdecydowanie bliższe relacje łączą jednak z Moskwą niż UE.

Ewentualny układ Zachodu z Iranem – jak postrzegane jest w regionie porozumienie z P5+1 – wystawi na poważną próbę dobre relacje Zachodu z wpływowymi partnerami bliskowschodnimi – Izraelem i Arabią Saudyjską. Iran konsekwentnie wyraża swoje mocarstwowe ambicje i jest w regionie postrzegany jako poważne zagrożenie nie tylko dla bezpieczeństwa Izraela, lecz także niemal wszystkich sunnickich monarchii w krajach arabskich. Władze Izraela oraz Zachód niezmiennie oskarżają Teheran o dążenie do produkcji broni nuklearnej. Niezależnie czy te oskarżenia zostaną uznane za zasadne, czy zaufa się pokojowym zapewnieniom strony irańskiej, stawką gry toczącej się pomiędzy mocarstwami i Iranem jest nowy geopolityczny obraz Bliskiego Wschodu. Mimo możliwości stabilizacyjnych w Iraku, Syrii czy Afganistanie, wzrost regionalnej rangi Iranu może stać się zarzewiem kolejnych konfliktów i eskalacji napięć. W nakreślonej sytuacji idealne rozwiązanie nie istnieje. Bez względu na postępy poczynione w ciągu najbliższych miesięcy, ideologiczne i polityczne różnice, które pogrążyły Szerszy Bliski Wschód w kryzysie komplikują sytuację, gdyż region stanowi w całości arenę „islamskiej zimnej wojny” pomiędzy Rijadem a Teheranem.

Oprócz przedstawicieli Stanów Zjednoczonych, Rosji, Chin, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec w Wiedniu obecni byli również dyplomaci z innych państw. Przed rozmową z irańskim ministrem spraw zagranicznych M. J. Zarifem, J. Kerry spotkał się z szefem saudyjskiego MSZ Saudem Al-Faisalem. Kerry w ramach telekonferencji połączył się też z ministrami ZEA, Kuwejtu, Kataru oraz Bahrajnu, telefonował również do ministra Turcji. Największe zaniepokojenie możliwością podpisania „złej umowy” wyrażały władze Izraela, toteż nieosiągnięcie porozumienia zostało przyjęte przez Izrael z ulgą. Nie sposób odmawiać prawa do obaw premierowi B. Netanjahu, choć rząd H. Rouhaniego stara się przekonać o pokojowym nastawieniu Iranu wobec całego świata. Z zachodniego punktu widzenia, irański obóz umiarkowany, skupiony wokół Rouhaniego, sprawia wrażenie wiarygodnego partnera do rozmów. Nieco inne sygnały docierają jednak z obozu ajatollaha Chameneiego. Najwyższy przywódca podkreśla swą nieufność wobec Stanów Zjednoczonych i przy wielu okazjach zapewnia, że Iran „nie padnie na kolana” przed nikim. Wypadkowa działań obu obozów w przyszłości stanowi zatem niewiadomą.

„Pozytywne”, „obiecujące”, „krok naprzód”, „optymizm” – to określenia używane przez dyplomatów, którzy od dwunastu miesięcy uczestniczą w procesie negocjacyjnym. Tymczasem rozwiązanie problemu z irańskim atomem wydaje się być odległe. Zwycięzcami, bądź przegranymi mogą okazać się przede wszystkim państwa regionu. Na przeciwnej dla Iranu szali znajdują się Izrael, Arabia Saudyjska i jej sojusznicy. Na zakończenie wiedeńskich negocjacji John Kerry oświadczył: „Jesteśmy dziś bliżej umowy, która uczyni cały świat, w szczególności naszych sprzymierzeńców oraz partnerów w Izraelu i Zatoce, bezpieczniejszymi.” Jednak porozumienie z Iranem i poczucie bezpieczeństwa władz wspomnianych państw wydają się wzajemnie wykluczać.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt negocjacji, który dotyczy problemu działań „Kalifatu” w Iraku Syrii. Mało zdecydowana postawa Zachodu wobec Teheranu i długi termin na przedłużone rozmowy może być rezultatem świadomości Stanów Zjednoczonych i UE, że Iran w dużym (jeśli nie największym) stopniu ponosi obecnie ciężar walki z Państwem Islamskim w Iraku i Syrii.

Jakub Gajda, Research Fellow Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (3)

  1. jang

    i.ostatnie zdanie jest reasumpcja całości

  2. jang

    Iran podpisze,podpisze.. Bo jego wyzwoliciel w 1924 i 1941 r Rosja wzmogła aktywne działania by Iranowi pomóc. A co to znaczy, Iran wie..

  3. z prawej flanki

    bez wsparcia Teheranu dla reżymu Asada - Syria już dawno wpadłaby w łapy ISIS ; dość powiedzieć że bojownicy Hezbollahu i nieformalne pododdziały Strażników Rewolucji stanowią tam najwartościowszy element oporu. A tak przy okazji można z pewną dozą złośliwości zauważyć ,iż o ile państwo ajatollahów powstrzymuje inwazję nieprzychylnego im odłamu skrajnego islamu - to co najmniej jeden z kluczowych sojuszników Stanów na Bliskim Wschodzie był (jest?) owego "kalifatu" głównym sponsorem. Ot ,taki paradoks...

Reklama