Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Moskiewska misja Merkel-Hollande: między dyplomacją a kompromitacją?

W odróżnieniu od „samozwańczych” reprezentantów interesów wszystkich państw członkowskich Unii Europejskiej, przedstawiciele USA wysyłają jasny przekaz: dyplomacja jest priorytetem, jednak są dla niej granice. Angela Merkel i kroczący w jej cieniu prezydent Francji zdają się zupełnie tego nie rozumieć.  

Fot. kremlin.ru
Fot. kremlin.ru

Sekretarz Stanu John Kerry podczas swojej wizyty w Kijowie obiecał 16,4 mln USD pomocy humanitarnej dla Ukrainy. Po rozmowach z Petro Poroszenką stwierdził też, że Waszyngton wspierał będzie pokojowe negocjacje, jednak „nie będzie przymykał oczu” na rosyjskie czołgi i oddziały przekraczające granicę. Ten komunikat powiązany jest z potencjalną zgodą Białego Domu dla sprzedaży Ukrainie uzbrojenia. Jest to jednak przekaz całkiem niewspółbrzmiący z działaniami duetu Merkel-Hollande.

Co jest najciekawsze, po ostatnich spotkaniach w ukraińskiej i rosyjskiej stolicy potwierdzone zostały trzy kwestie: 
1) Władimir Putin przedstawił swoją propozycję „planu pokojowego” i to jest głównym powodem podróży Angeli Merkel i Francois'a Hollande'a do Moskwy,
2) koncepcja Putina zakładała omówienie tej kwestii bez udziału strony ukraińskiej,
3) John Kerry publicznie stwierdził, iż ministerstwa SZ Niemiec i Francji poinformowały Waszyngton o rosyjskiej propozycji, lecz nie ma on wszystkich informacji na ten temat.

W ukraińskiej prasie pojawia się wiele spekulacji na temat podróży Merkel i Hollande'a do Moskwy:

  • Propozycja Putina była tak ciekawa, że się w nią aż tak zaangażowali.
  • Chcą konkurować z USA o inicjatywę i wpływy polityczne.
  • Mają informację, że Putin planował zaostrzenie konfliktu, więc działali wyprzedzająco
  • Sami pojechali z konkretną groźbą wobec Kremla.
  • Widząc, że USA są gotowe zaostrzyć kurs wobec Rosji, postanowili do tego nie dopuścić i opóźnić/uniemożliwić decyzję o wysłaniu przez USA uzbrojenia na Ukrainę.
  • Pojawia się ryzyko „kolaboracji” z reżimem Putina kosztem Ukrainy.

Teraz pytanie, na ile motywowane jest to „interesem Wspólnoty”, cokolwiek miałoby to na tym poziomie ogólności znaczyć, a na ile – strachem czy chęcią zbicia własnego kapitału politycznego. Sankcje kiedyś się skończą, a wtedy Kreml może przychylniej potraktować firmy z państw bardziej „przyjaźnie” nastawionych do niego w „trudnych chwilach historii”. Poza tym, tylko jedna z tych rzeczy byłaby dobra, jednak nic zupełnie nie wskazuje na to, że Berlin i Paryż miały nie tylko realną groźbę wobec Moskwy, ale nawet na to, że istnieje jakakolwiek koordynacja czy plan pomiędzy sojusznikami po obu stronach Atlantyku. Poza oczywiście powtarzaniem jak mantry „tylko dyplomacja może rozwiązać ten konflikt”. A to nie kwestia semantyki: dyplomacja na Zachodzie oznacza zupełnie co innego, niż na Wschodzie. Europa ustami polityków dwóch najważniejszych jej państw zgłasza się na powtórkę tej lekcji.

Warto też pamiętać, że to nie Berlin i Paryż obiecywali gwarancje integralności terytorialnej Ukrainy w Memorandum Budapesztańskim. Próbując za wszelką cenę nie dopuścić do „totalnej wojny”, jak szumnie cel misji Merkel-Hollande’a opisują zachodnie media, Berlin i Paryż jednocześnie zdają się wpędzać w pułapkę natury teoretycznej, która prędzej czy później zostanie „odpalona” w mediach, a nawet celowo wsparta przez rosyjską propagandę, dla dalszej destabilizacji ukraińskiego społeczeństwa.

Czy Ukraina ma prawo do obrony swojego terytorium i ludności w ramach własnych granic? Jeśli tak, to z jakiego powodu dostawa sprzętu (niekoniecznie broni) przez USA dla Kijowa miałaby stać w sprzeczności z tym prawem, podczas gdy Rosja robi to na ogromną skalę i są na to niezbite dowody? Ta dostawa zresztą już ma miejsce – w postaci pomocy dla żołnierzy z Kanady. Trudno oszacować ile tysięcy osób dzięki niej przeżyło. Mało tego – dlaczego Europa, sama nie chcąc w tak potrzebny sposób pomóc, robi wszystko, aby do tego nie dopuścić? Biorąc pod uwagę choćby tylko ten fakt, że jak donosi Radio Free Europe, cytując ukraińskiego prezydenta, Ukraina wydaje każdego dnia 8 mln dolarów na walkę z terrorystami w Donbasie.

Putin z pewnością nie ma jednego tylko celu w przypadku Ukrainy, jednak z pewnością nie jest nim wycofanie się z okupowanych terytoriów po herbacie z Merkel i Hollande’em. O jakim więc pokoju w tym kontekście może być mowa? Jeżeli więc dwójka europejskich polityków naprawdę wierzy, że jest on w takiej sytuacji możliwy, to znaczy, że będą forsować zawieszenie broni, którego fundamentem stanie się rosyjska polityka „faktów dokonanych”. Jak się więc w to wpisują zapewnienia, że wszelkie koncepcje proponowane Putinowi, co należy podkreślić – skrywane przed opinią publiczną, uwzględniają ukraińska integralność?

„Sueddeutsche Zeitung” donosi, że dla osiągnięcia zawieszenia broni, negocjowane jest „przyznanie separatystom daleko idącej autonomii i to na obszarze większym od przewidzianego w umowie z Mińska. Może chodzić o setki kilometrów kwadratowych”. Podobne informacje docierają z „Le Figaro” – sukces Angeli Merkel i Hollande’a pozostaje związany z przestrzeganiem postanowień z Mińska oraz ich implementacją, w tym wycofaniem rosyjskich żołnierzy z Ukrainy oraz zakończeniem dostarczania broni separatystom. „Ale to nie wszystko. Według wstępnych informacji, francusko-niemiecki plan na zakończenie konfliktu powinien zapewniać neutralność Ukrainy oraz «rozwiązanie federacyjne», które zamrozi konflikt na Wschodzie”. Zarówno więc francuskie, jak i niemieckie media, na podstawie nieoficjalnych informacji donoszą o skłonności do daleko idących ustępstw wobec wspieranych przez Rosję tzw. „separatystów”, w tym terytorialnych. Zaprzecza temu niemiecki rząd, jednak w oficjalnym komunikacie stwierdzono: „kwestie terytorialne nie są przedmiotem negocjacji pomiędzy Poroszenką, Hollande’em i Merkel”. A co z negocjacjami prowadzonymi w gronie Merkel-Hollande-Putin? Nie wspominając o tym, że „zamrozić konflikt” to nie go „rozwiązać”.

To nie jest skoordynowana gra w dobrego (Niemcy) i złego (USA) policjanta. Po prostu Berlin realizuje własną strategię wobec Rosji. Doniesienia o potencjalnym kształcie porozumienia potwierdzają, że wcale nie jest przekreślony scenariusz, w którym po kilku miesiącach problemów finansowych i gospodarczych, Rosja osiągnie swój cel – utworzenie kolejnego zdestabilizowanego państwa u granic Europy i zamknięcie Ukrainie drogi do NATO i Unii Europejskiej oraz powrót do business as usual z najpotężniejszymi państwami Europy (w między czasie karząc słabsze państwa, jak Polska czy Litwa, za ich postawę w trakcie wojny). Za wszystko inne zapłacą rosyjscy podatnicy.

„The New York Times” cytując wysokiego rangą anonimowego dyplomatę amerykańskiego, komentującego inicjatywę francusko-niemiecką napisał: „to nie jest plan pokojowy, to karta drogowa dla stworzenia nowego Naddniestrza czy Abchazji na Ukrainie, to cyniczna próba uniknięcia wszystkich zobowiązań wziętych na siebie w Mińsku”. Takie poglądy nie tylko pojawią się samoczynnie na Ukrainie, ale zostaną precyzyjnie wzmocnione przez rosyjskich propagandystów, co postawi ukraiński rząd i prezydenta w katastrofalnej sytuacji, na co zresztą liczył Putin od samego początku – zależność i kontrola zostaną zachowane, w przeciwnym razie winą za dalsze działania zbrojne obarczy się „szaleńców z Kijowa”, którzy odrzucili „międzynarodowy plan pokojowy”.

Jak powiedzieć miał z kolei inny wysoki rangą dyplomata, z tym, że z ramienia UE, cytowany przez ukraińską telewizję Ukraine Today: „Unia Europejska zainteresowana jest uczynieniem z siebie jedynego rozmówcy dla Kremla”. I chyba przez ten pryzmat należy patrzeć na francusko-niemiecką inicjatywę. Putin od samego początku grał na rozbicie jedności Zachodu. Teraz cały świat ma dowód, że ta gra się mu udała – nie tylko na poziomie Unii Europejskiej, ale i w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego.

dr Adam Lelonek

WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu
Reklama
Reklama