Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Interwencja turecka w Syrii – szaleństwo albo blef

Ewentualna interwencja armii tureckiej na terenach syryjskiego Kurdystanu byłaby nie tylko całkowicie nielegalna z punktu widzenia prawa międzynarodowego, ale również zupełnie nieuzasadniona. Co więcej, oznaczałaby nową jakość w relacjach między Turcją a Państwem Islamskim: jawny sojusz. Byłby to również poważny problem dla NATO, którego Ankara jest członkiem. Całe szczęście o takiej interwencji wciąż można mówić wyłącznie w trybie przypuszczającym, gdyż nie jest ona przesądzona – pisze Witold Repetowicz w analizie dla Defence24.pl.

  • Fot. Witold Repetowicz
    Fot. Witold Repetowicz
  • Wojna w Syrii. Fot. Wikipedia
    Wojna w Syrii. Fot. Wikipedia

Władze tureckie z prezydentem Erdoganem na czele, od czasu wyzwolenia przez połączone siły YPG (siły zbrojne syryjskiego Kurdystanu) i Burkan al Firat (arabskie oddziały wchodzące w skład Wolnej Armii Syryjskiej) miasta Gire Spi (Tel Abyad), składają kolejne deklaracje, które mogą być odczytywane jako przygotowania do interwencji zbrojnej na terenie północnej Syrii. W szczególności świadczą o tym fałszywe oskarżenia pod adresem syryjskich Kurdów o rzekome „czystki etniczne” na zajętych terenach, a także stwierdzenie Erdogana, że Turcja „bez względu na cenę” nie pozwoli na stworzenie niezależnego państwa kurdyjskiego w Syrii.

Problem w tym, iż Turcja nie ma żadnych dowodów na rzekome czystki etniczne. Mają one być jakoby dokonywane w stosunku do ludności turkmeńskiej w rejonie Gire Spi, przy czym nawet istnienie w tym rejonie takiej mniejszości etnicznej budzi wątpliwości. Co więcej, wszyscy uchodźcy z rejonu Gire Spi uciekli z miasta jeszcze w trakcie walk, a po ich zakończeniu odnotowano jedynie powroty do miasta a nie dalszy exodus. YPG nie zgadza się jedynie na powrót tych, którzy współpracowali z Państwem Islamskim co jest całkowicie zrozumiałe, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę fakt, iż wcześniej, pod groźba egzekucji, wygnano z miasta wszystkich Kurdów, kilkanaście tysięcy osób. Oskarżenia o dokonywanie czystek etnicznych są dodatkowo absurdalne, również ze względu na to, iż kurdyjscy mieszkańcy rejonu Kobane i Gire Spi (nie tylko miast, ale i wiosek) wciąż boją się wracać do swoich domów, często zrujnowanych przez Państwo Islamskie i tę część ludności arabskiej, która współpracowała z terrorystami dla korzyści materialnych – grabieży kurdyjskiego mienia. YPG nawet gdyby chciało nie ma kim zasiedlić tych terenów. W samym kantonie Kobane rok temu mieszkało pół miliona Kurdów a teraz mieszka ich 150 tys., 300 tys. mieszka natomiast w Kurdystanie irackim i przede wszystkim w Turcji. Bardziej precyzyjnie – w tureckim Kurdystanie. Rozróżnienie to jest istotne, bo choć Erdogan często grzmi, iż Europa powinna więcej robić dla uchodźców z Syrii i twierdzi, ze Turcja w tym zakresie  ponosi największy ciężar  to w przypadku syryjskich Kurdów państwo tureckie nie udziela żadnej pomocy. Kurdowie otrzymują pomoc wyłącznie od miejscowych Kurdów oraz europejskich i amerykańskich organizacji. Oczywiście Turcja nie mówiła też nic gdy Państwo Islamskie wyrzucało Kurdów z ich domów.

Jeżeli chodzi natomiast o „stworzenie państwa kurdyjskiego w Syrii” to warto zwrócić uwagę na kilka faktów. Po pierwsze, z punktu widzenia prawa międzynarodowego, to chodzi tu o suwerenność i integralność terytorialną nie Turcji lecz Syrii. Turcja deklaruje wrogość wobec obecnego rządu Syrii, ale jednocześnie chce bronić jej integralności wbrew woli Damaszku, gdyż ten nie zwraca się do niej o pomoc. Póki co nie zwrócił się też z taką prośbą opozycyjny rząd syryjski. Warto pamiętać, iż walczące razem z YPG o wyzwolenie Gire Spi oddziały Burkan al Firat są częścią Wolnej Armii Syryjskiej Po drugie – YPG i jego reprezentacja polityczna nie tylko nie deklaruje chęci oddzielenia się od Syrii, ale podkreśla od samego początku proklamacji Rożawy, iż ma ona być częścią przyszłej, demokratycznej Syrii, i że Rożawa nie ma żadnych planów łączenia się z Kurdystanem tureckim. Nawet jeśli większość Kurdów w Syrii marzy o zjednoczeniu wszystkich części Kurdystanu w jedno państwo to polityka władz Rożawy nie budzi żadnych wątpliwości i Turcja nie ma żadnych przesłanek by wysuwać takie twierdzenia. Po trzecie, prawdopodobnie najważniejsze, oddziały YPG ani razu nie zaatakowały terytorium Turcji, a nawet tureckiego konwoju wojskowego, który wkroczył kilka miesięcy temu na tereny kantonu Kobane w celu ewakuacji grobowca szacha Sulejmana. Paradoksalnie sytuacja jest dokładnie odwrotna, to z terytorium Turcji doszło do krwawego ataku na terytorium Rożawy, w którym zginęło kilkaset osób. W tym świetle uzasadnienie interwencji to absurd.

Wojna w Syrii. Fot. Wikipedia

Wkroczenie Turcji na teren Syrii z całą pewnością spotka się z ostrą reakcją Damaszku i Teheranu, choć chodzi o tereny, nad którymi reżim Assada nie ma żadnej kontroli. Dlatego też, wątpliwym jest by w tym kontekście operacja taka miała daleko idące reperkusje. Nie należy się zatem spodziewać zbrojnej odpowiedzi Damaszku czy Teheranu w stosunku do Turcji.

Znacznie poważniejsze konsekwencje międzynarodowe mogą być związane z tym, iż Turcja jest członkiem NATO, a inny członek NATO, tj. USA coraz bliżej współpracuje z YPG, słusznie uznając Kurdów za kluczowego sojusznika w walce z IS w Syrii. Jeżeli Turcja wkroczy teraz na tereny opanowane przez YPG to można się spodziewać walk między syryjskimi Kurdami a turecką armią przebywającą tam nielegalnie. Jedynym sojusznikiem Turcji w tym rejonie będzie natomiast Państwo Islamskie. Nawet jeśli nie dojdzie do oficjalnej współpracy to sygnał będzie czytelny.

USA będą musiały więc podjąć decyzję czy będą kontynuowały wspieranie walki YPG z IS mimo otwartego konfliktu YPG z Turcją. To wywoła bardzo złożoną sytuację w NATO. Niemniej członkowie NATO będą musieli wziąć pod uwagę to, że wycofanie w takiej sytuacji wsparcia dla YPG będzie de facto oznaczać wsparcie dla IS. Tymczasem w takim scenariuszu to nie YPG zaatakuje Turcję, więc nie będzie tu mowy o sojuszniczych zobowiązaniach.

NATO nie będzie mogło tolerować takiego jawnego sojuszu Turcji i Państwa Islamskiego, gdyż w przeciwnym razie będzie ponosić współodpowiedzialność za terrorystyczną aktywność IS. Turcja natomiast nie może szantażować USA i Europy, że w przeciwnym razie zawrze sojusz z Rosją (co byłoby zresztą również paradoksem, gdyż interwencja w Syrii pogłębi konflikt Ankary z obecnymi sojusznikami Rosji – Syrią i Iranem), gdyż w takim wypadku NATO może zacząć wspierać militarnie Kurdów. Potencjalnie stworzenie zjednoczonego Kurdystanu stworzyłoby w regionie mniej kapryśnego niż erdoganowska Turcja sojusznika Zachodu. Turcja powinna to wziąć pod uwagę. Nie oznacza to, że Zachód powinien pierwszy przystąpić do realizacji takiego ryzykownego jednak scenariusza, niemniej otwarty sojusz Turcji z IS musi mieć swoje konsekwencje, a w szczególności, nie może zmusić innych członków NATO do zaprzestania walki z terroryzmem.

Według niektórych informacji interwencja turecka ma być ograniczona do stworzenia kilkukilometrowej strefy buforowej na granicy, jednak taka strefa nie ma żadnego sensu ze względu na to, iż nie ma przed kim chronić Turcji. Tej, przynajmniej póki Turcy nie okupują Rożawy, nikt nie atakuje. Ponadto jeśli strefa buforowa obejmie jedynie odcinek granicy tureckiej kontrolowany przez YPG, ale nie obejmie miejsc kontrolowanych przez Wolną Armię Syryjską, wojsko rządowe i przede wszystkim Państwo Islamskie to będzie to kolejny czytelny sygnał. Natomiast konfrontacja z wszystkimi wojującymi stronami będącymi na granicy z Turcją szybko wciągnie ją w wojnę domową w Syrii w nieograniczonym wymiarze. Trudno się zatem dziwić, że armia turecka jest przeciwna temu szaleństwu, niemniej nie wykonanie rozkazu interwencji oznaczałoby przewrót wojskowy i nie można się tego spodziewać.

Ale potencjalna interwencja będzie miała jeszcze dalsze konsekwencje dla Turcji. Jako siła okupacyjna będzie ponosić odpowiedzialność za sytuację ludności cywilnej, w tym wypadku m.in. za kilkaset tysięcy Kurdów na terenach prawie całkowicie pozbawionych infrastruktury. To paradoksalnie na Turcji spocznie obowiązek zapewnienia możliwości powrotu do domów Kurdom, który stamtąd uciekli przed Państwem Islamskim, a także zapewnienie im na miejscu środków do życia. Wątpliwe jest czy Turcja jest gotowa do poniesienia takiego ciężaru. Otwarte też pozostaje pytanie jaką zamierza tam ustanowić administrację w miejsce obecnej, związanej z YPG. Jeśli miałaby to być administracja wojskowa to nie zapewnienie ludności cywilnej warunków bytowych zaprowadzi wielu na ławę oskarżonych o zbrodnie przeciw ludzkości. Nie będzie to precedens w najnowszej historii Turcji.

Wchodząc do Syrii Turcja musi mieć również strategię wyjścia, chyba że planuje dokonać aneksji północnej Syrii i w ten sposób zwiększyć liczbę Kurdów w swoich granicach o 2-3 mln. Miałoby to sens gdyby Turcja zdecydowała się na odważny krok przekształcenia się w federację turecko – kurdyjską. Teoretycznie można sobie wyobrazić, że po wkroczeniu do Rożawy, po jakimś czasie wojska tureckie wycofają się a ich miejsce zajmie Peszmerga z irackiego Kurdystanu. Wzmocniłoby to w układzie wewnątrzkurdyjskim wygodniejszego partnera dla Erdogana, niemniej stanowiłoby całkowite zaprzeczenie obecnych deklaracji o niedopuszczeniu do stworzenia kurdyjskiego państwa w Syrii. To bowiem KDP Barzaniego a nie PYD (polityczna reprezentacja YPG powiązana z PKK i Ocalanem) chce zjednoczenia Kurdystanu. Tymczasem też tworząca się koalicja AKP z nacjonalistami z MHP nie wskazuje na to, by Erdogan miał jakieś tajne plany uzgodnione z Barzanim. 

Interwencja Turcji w Syrii może skłonić PKK do wznowienia działań zbrojnych. Na krótka metę to będzie korzystne dla Erdogana, ale na dłuższą metę już nie, zwłaszcza jeśli Turcja wpadnie w międzynarodową izolację spowodowaną współpracą z terrorystami.

Wszystko to wskazuje, że wciąż bardzo prawdopodobne jest to, że mamy do czynienia z blefem. Cel może być dwojaki. Z jednej strony Erdoganowi może chodzić o odwrócenie uwagi od tureckiej (a więc również jego osobistej) odpowiedzialności za masakrę kilkuset cywilów w Kobane. W tej sprawie powinno być przeprowadzone śledztwo, tymczasem dyskusja została przesunięta na temat wydumanych czystek etnicznych dokonywanych przez Kurdów i na ewentualną wojnę. Drugim celem może być „marchewka” dla MHP, której program sprowadza się do nienawiści do Kurdów. A AKP potrzebuje koalicjanta do rządzenia Turcją.

Witold Repetowicz

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama