Słabość zaangażowania amerykańskiej marynarki na Morzu Czarnym została poddana krytyce w komentarzu opublikowanym przez prestiżowy Instytut Lexingtona.
Jego autor, dr Daniel Gouré wskazuje, że obecność tylko jednego amerykańskiego okrętu na Morzu Czarnym nie mogła wywrzeć jakiegokolwiek wpływu na przebieg wydarzeń na Krymie. Zwraca on przy tym uwagę, że US Navy miałaby duże trudności z udzieleniem pomocy niszczycielowi USS Donald Cook, gdyby został on zaatakowany.
Ponadto zdaniem wspomnianego komentatora działanie pojedynczej jednostki US Navy może posłużyć kremlowskim polittechnologom do pokazania międzynarodowej opinii publicznej, że Stany Zjednoczone są zdolne jedynie do „demonstracji” a nie podejmowania zdecydowanych działań (niekoniecznie o charakterze zbrojnym) wobec Rosji. Decyzja rosyjskiego dowództwa o wykonaniu lotów samolotu uderzeniowego w bezpośredniej bliskości amerykańskiego niszczyciela świadczy o chęci pokazania własnej siły, a może nawet skompromitowania Amerykanów w oczach własnego społeczeństwa.
Dr Gouré przypomina też, że obecny stopień obecności sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych w Europie jest pochodną ciągłego jej ograniczania od zakończenia Zimnej Wojny. Siły powietrzne Stanów Zjednoczonych na Starym Kontynencie mają posiadać obecnie jedynie około 130 samolotów bojowych, a dzisiejsza Szósta Flota US Navy jest cieniem dawnego zgrupowania amerykańskiej marynarki. Swoistą ironią losu jest fakt, że rosyjskie operacje na Ukrainie rozpoczęły się niedługo po wycofaniu ostatnich ciężkich związków taktycznych US Army z Europy. Trudno zatem nie szukać powiązań pomiędzy stopniem agresywności i zdecydowania rosyjskich działań na Ukrainie a ograniczeniem obecności wojskowej Stanów Zjednoczonych na Starym Kontynencie ostatnich latach.
(JP)
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie