Siedem dekad wojny z bliska [RELACJA Z KOREI]

Autor. Michał Górski/Defence24.pl
Przeszło 70 lat od zawieszenia broni w wojnie koreańskiej nadal trudno mówić o dobrosąsiedzkich relacjach między Seulem a Pjongjangiem. Na początku kwietnia mieliśmy okazję doświadczyć osobiście, jak kształtują się stosunki obydwu Korei i jak daleko im do powtórnego zjednoczenia.
W ostatnich dniach światowe media obiegła informacja o strzałach ostrzegawczych oddanych przez południowokoreańskich żołnierzy, w związku z przekroczeniem linii demarkacyjnej przez dziesięciu wojskowych Kim Dzong Una. Incydent, do którego doszło w strefie zdemilitaryzowanej (DMZ), nie jest czymś nadzwyczajnym, a raczej stanowi potwierdzenie coraz gorszych relacji obydwu Korei.
Kim Dzong Un: Seul głównym wrogiem!
27 kwietnia 2018 roku. To wtedy dochodzi do spotkania przywódcy Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej Kim Dzong Una i ówczesnego prezydenta Republiki Korei Mun Jae-ina. Politycy podpisują deklarację, w której godzą się na dokonanie pełnej denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego oraz ustalają wspólną ścieżkę unormowania relacji, która miałaby prowadzić do formalnego zakończenia trwającej od 1950 roku wojny. Kolejnym wydarzeniem zwiastującym historyczną przemianę jest spotkanie Una z prezydentem USA Donaldem Trumpem, do której dochodzi niecały rok później.
Oba – wydawałoby się – historyczne zdarzenia – po pięciu latach były już tylko przeszłością. Dynamika zmian obrazujących pogarszanie obopólnych relacji wyłącznie przybierała na sile. Pod koniec 2023 r. władze Korei Północnej stwierdziły, że kluczowe porozumienie podpisane z Seulem w 2018 r. jest już nieważne. Kilkanaście miesięcy później, 15 stycznia 2025 roku, Kim Dzong Un wezwał w przemówieniu przed Najwyższym Zgromadzeniem Ludowym do uznania Korei Południowej za głównego wroga Pjongjangu. Z konstytucji Korei Północnej zażądał zaś usunięcia terminów wskazujących na możliwe połączenie dwóch krajów. Symbolicznym końcem szans na myślenie o przyszłym „pokojowym zjednoczeniu” było niedawne zburzenie przez Koreańczyków z północy Łuku Zjednoczenia, który przez północnokoreańskiego satrapę został uznany za „pozostałość minionej epoki”. Szczegółowo na ten temat pisał portal Space24 w tym tekście.
satellite imagery suggests north korea’s unification arch has been torn down
— ian bremmer (@ianbremmer) January 23, 2024
kim jong un wanting to ‘completely eliminate’ public’s idea of a friendly future with the south pic.twitter.com/LwPgSkvhjJ
Wojny dźwiękowe
Degradacja relacji na poziomie bilateralnym postępuje z każdym miesiącem i jest widoczna zarówno na wysokim szczeblu politycznym, jak i w życiu codziennym. W tym drugim przypadku mieliśmy okazję doświadczyć tego na własne oczy (a zwłaszcza uszy).
Niecałą godzinę zajęła nam droga z Seulu do obserwatorium Odusan, znajdującego się zaledwie dwa kilometry od terytorium Korei Północnej. To z tego punktu widokowego umiejscowionego na szczycie wzgórza położonego u przecięcia rzeki Han i Imjin - dzięki uprzejmości Koreańskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy (ang. Journalists Association of Korea) podczas Światowej Konferencji Dziennikarzy (ang. World Journalists Conference) - mogliśmy zobaczyć północnokoreańską wioskę Maegon. Przy odrobinie „szczęścia” można też usłyszeć koreańską „wojnę na dźwięki”.

Autor. Michał Górski/Defence24
Używanie specjalnych, nawet kilkunastometrowych głośników do „zasypywania” drugiej strony treściami propagandowymi ma swój początek w drugiej połowie XX wieku. We wspomnianym 2018 roku – w ramach chwilowej odwilży - działania ustąpiły, aby po pewnym czasie powrócić do przygranicznej codzienności. W czerwcu ubiegłego roku agencja Yonhap informowała o tym, że Południowokoreańska Rada Bezpieczeństwa Narodowego podjęła decyzję o instalacji głośników w pobliżu granicy i wznowieniu nadawania przekazów propagandowych przeciwko reżimowi w Pjongjangu. Poza emisją komunikatów informujących o zaletach życia w Republice Korei, inną wybieraną ewentualnością, o której dowiedzieliśmy się od południowokoreańskich przewodników, jest puszczanie utworów K-POP-owych (m.in. popularny na całym świecie „Gangnam Style”).
A jak wygląda to ze strony Korei Północnej? „W lepsze dni słychać dźwięk samolotów, w gorsze wycie wilków” – czytamy w relacji australijskiego ABC News. My mieliśmy szczęście trafić na ten pierwszy, mniej złowrogi… rzeczywiście przypominający samolotowy odwracasz ciągu (rewers). Z perspektywy kilkunastu spędzonych w Odusan minut jest to doświadczenie lekko irytujące, ale do zniesienia. Trudno jednak wyobrazić sobie codzienne życie w takich warunkach. Tym bardziej, że musimy pamiętać o tym, że spektrum złośliwości Pjongjangu jest w tym aspekcie wyjątkowo szerokie, perfidne i zdecydowanie nie ogranicza się do wymienionych powyżej rozwiązań.
Głównym celem reżimu jest przerażenie przeciwnika i jak najczęstsze uprzykrzanie mu życia. Do uszu mieszkańców znajdującej się nieopodal granicy południowokoreańskiej wioski Dangsan odgłosy płaczu dzieci czy szczekających psów docierają niekiedy przez kilkanaście godzin na dobę. Szczególna „aktywność” słyszana jest w nocy. W ramach pomocy władze w Seulu zapewniły części miejscowej ludności instalację dźwiękoszczelnych okien, ale trudno powiedzieć, żeby pomogło to w pełni rozwiązać problem.
Północnokoreańskich „uprzykrzaczy” jest zresztą więcej, a głośny przykład stanowi tu chociażby cykliczna wysyłka balonów z workami wypełnionymi śmieciami, kierowanymi w stronę południowych sąsiadów. Gdyby komuś mało było spektrum złośliwości, odsyłamy do lektury książki „PSYCHOWARRIOR. Psychological Warfare during the Korean War” Alana K. Abnera…
Strategiczne zagrożenie
Opisane przykłady przedstawiają obraz codzienności wielu (głównie południowokoreańskich) mieszkańców. Nie umniejszając ich trudnej sytuacji, nie jest to problem największej wagi w kontekście relacji koreańskich. Od miesięcy Kim Dzong Un mnoży groźby pod adresem sąsiada. Jeszcze jakiś czas temu nie budziłoby to większego niepokoju Seulu, ale problem w tym, że za groźbami stoją konkretne zagrożenia. Coraz bardziej zaawansowane prace nad programem rozwoju broni atomowej są faktem. Pjongjang co i rusz przeprowadza kolejne testy pocisków balistycznych (ostatni kilkanaście dni temu w okolicach Morza Żółtego), a na początku marca reżim pochwalił się okrętem podwodnym, który miałby posiadać napęd atomowy.
Powagi całej sprawie dodaje coraz bardziej zaawansowana współpraca Korei Północnej z Federacją Rosyjską. Pod koniec ubiegłego roku Kim Dzong Un ratyfikował dokument dotyczący strategicznego partnerstwa Moskwy i Pjongjangu. KRLD od pewnego czasu aktywnie wspiera swoimi żołnierzami rosyjskie wojska walczące na Ukrainie. Trudno dokładnie oszacować ilu północnokoreańskich wojskowych wsparło dotychczas Rosję, ale szacuje się, że mogło to już być nawet kilkanaście tysięcy żołnierzy (dokładna liczba jest nieznana i bardzo trudna do oszacowania – red.).
Opisana „pomoc” nie ogranicza się wyłącznie do aktywności armii. Korea Północna wspiera Putina również poprzez cykliczne dostawy amunicji. A co otrzymuje w zamian? Głównie technologie, tak bardzo potrzebne Kimowi do rozwoju wspomnianego programu nuklearnego. Nieocenionym „zyskiem” Pjongjangu jest też przeszkolenie żołnierzy na prawdziwym polu walki (oczywiście tych, którym uda się przeżyć).
Do pojednania coraz dalej
Podróżując autobusem do dawnej amerykańskiej bazie w Korei Południowej (Camp Greaves) przez Most Zjednoczenia (ang. Unification Bridge) w głowie niejednego podróżującego rodziło się pytanie o to, czy pojednanie pomiędzy Koreańską Republiką Ludowo-Demokratyczną a Republiką Korei jest jeszcze możliwe. W obecnej sytuacji odpowiedź jest dosyć oczywista - szanse są niewielkie i z każdym rokiem jedynie maleją. Wpływ na to ma nie tylko opisana w tym tekście coraz bardziej agresywna polityka Północy, ale także… czas. Kolejne lata skutecznie zacierają pamięć o wspólnym państwie, a dla młodszych pokoleń jest to już kwestia co najwyżej drugorzędna…
WIDEO: Najnowsze Abramsy w Biedrusku