Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Geopolityka Kijowa według ukraińskiego MSZ

Ukraina z pewnością zostanie członkiem Unii Europejskiej. Jednak członkostwo w NATO „w dużym stopniu zależy nie tylko od Ukrainy, ale i od NATO. (…) Jeśli jednak Ukraina nie otrzyma gwarancji bezpieczeństwa od Sojuszu, to będziemy zmuszeni szukać innych wariantów. A te warianty zapewnienia bezpieczeństwa mogą stworzyć dla naszych partnerów znacznie więcej wyzwań, niż te które, jak uważają, istnieją obecnie w związku z możliwym członkostwem Ukrainy w NATO” – powiedział szef ukraińskiej dyplomacji.

Fot. mfa.gov.ua
Fot. mfa.gov.ua

Minister spraw zagranicznych Ukrainy Pawło Klimkin udzielił w miniony piątek obszernego wywiadu dla „Europejskiej Prawdy”. Obiecał w nim kontynuację reform, stawianie przed sobą ambitnych celów oraz to, że od przyszłego roku wejdzie w życie ruch bezwizowy z Unią Europejską. Jednak najciekawsze jego wypowiedzi związane są z polityką i geopolityką. 

Ważną kwestią dla Ukraińców jest sprawa wiz, jednak nawet w tym zakresie dostrzegalne są wyraźne związki ze sprawą rosyjską. Nie chodzi tu tyle o zakłócanie procesu reform wewnętrznych i dostosowywanie się do unijnych standardów. Jak mówił Klimkin: „to nie jest przecież nasze zadanie – wprowadzić w błąd Unię Europejską, Komisję i samych siebie, ponieważ te reformy potrzebne są przede wszystkim nam samym – czy to z ruchem bezwizowym czy bez niego”. 

Wcześniej zakładane było, że decyzje w tej kwestii mogą zapaść na szczycie Partnerstwa Wschodniego zaplanowanego na 21–22 maja 2015 r. w Rydze. Teraz wiadomo, że się to nie stanie, m.in. z powodu opóźnień po stronie ukraińskiej. Jak uważa Klimkin, najważniejszą rzeczą, którą szczyt w tej kwestii może przynieść, to określenie daty zniesienia wiz lub „logiki działań do danej daty”. Sam ten fakt wywrze w opinii szefa ukraińskiego MSZ presję na obie strony i zdynamizuje proces reform. 

Do tego, jego celem w Rydze będzie również to, aby zwiększyć zdolności państw członkowskich, sąsiadujących z Ukrainą, do wsparcia ukraińskiej transformacji. Jak twierdzi, możliwości Partnerstwa Wschodniego na dzień dzisiejszy są niewystarczające dla państw nim objętych, nie mówiąc już o pomocy, jaką otrzymywały kraje przyjęte do UE w 2004 r. przed akcesją. 

Trzecim elementem, który w jego ocenie jest istotny, to jasna deklaracja Europy do Kijowa. „Uważam, że mimo sceptycyzmu i na Ukrainie, i dookoła niej, trzeba pracować nad tym, aby otrzymać sygnał odnośnie europejskiej perspektywy. Nie mówię o perspektywie członkostwa. To będzie potem, kiedy Umowa stowarzyszeniowa będzie skutecznie realizowana, kiedy będą rezultaty reform. Ale tak czy inaczej potrzebujemy jasno rozumieć, że Unia Europejska postrzega nas jako część siebie. W jaki sposób zostanie sformułowany ten sygnał, czy będzie on przedstawiony w deklaracji Szczytu – to na razie pozostaje pod znakiem zapytania” – uważa Klimkin. 

Z tym związana będzie sprawa procenta odrzuconych podań o wizy w państwach UE dla obywateli Ukrainy. Obecnie odnotowany został znaczący ich wzrost. W opinii Klimkina, jest to spowodowane wydarzeniami na wschodzie kraju, jednak część państw europejskich „zastosowały podwyższony profil ryzyka” dla państwa ukraińskiego „bez uzasadnienia”. Jako przykład podaje różne podejścia państw Strefy Schengen na przykładzie Francji i Belgii, gdzie ilość odmów różni się dziesięciokrotnie. Z jego słów jasno wynika, iż jest on świadomy tego, że ryzyko przeniknięcia do Europy tzw. „separatystów” czy ludzi władzy „republik ludowych” przez ukraińskie terytorium czy na ukraińskich paszportach będzie wykorzystywane przez różne siły jako argument nie tylko przeciwko wprowadzeniu ruchu bezwizowego, ale i do torpedowania zbliżenia Kijowa z Brukselą. Takie nastroje wspierać będzie zresztą z pewnością Kreml przez przyjazne sobie partie polityczne czy media, których narracja sprowadzać się będzie do „ochrony własnych obywateli” z jednej, a „nie drażnienia Rosji” i „zacieśniania z nią współpracy i dialogu politycznego” z drugiej strony. 

Szef ukraińskiego MSZ przywołuje też swoje prywatne rozmowy z liderami europejskimi, mówiąc o ich poglądach bez podawania nazwisk. Jednym z głównych zagadnień, stojących przed europejskimi stolicami, jest to „czy UE może pozwolić sobie sukcesywnie wspierać reformy proeuropejskie na Ukrainie do tego stopnia, aby w średniookresowej perspektywie Ukraina stała się państwem członkowskim. A to nie tylko kwestia pieniędzy, ale i problemu tego, jak niektórzy z europejskich polityków uważają – politycznego ryzyka. Na przykład dla Rosji Ukraina jest krytycznie ważna. A UE, dla samej siebie, musi podjąć wewnętrzną decyzję nie tylko polityczną, ale i mentalną, czy Ukraina jest dla niej krytycznie ważna w kontekście dzisiejszych wydarzeń i w kontekście dalszych losów Europy”.

Jak wynika z jego słów, na Starym Kontynencie jest konsensus co do konieczności wspierania państwa ukraińskiego, jego integralności terytorialnej, nienaruszalności granic i pomocy w procesie reform. „Ale czy Unia i każde jej państwo są gotowi iść do końca, ile by to nie kosztowało politycznie i ekonomicznie – to sedno tej sprawy. Przypominam, to będzie pierwszy Szczyt po zmianie składu Komisji Europejskiej, kierownictwa Unii Europejskiej. Ludzie, którzy teraz przyjadą na Szczyt będą prowadzić Unię przez następne pięć lat i tym sensie Szczyt staje się bardzo ważny”. 

Klimkin jest zdania, że tworzenie podziału w ramach UE odnośnie wizji polityki wobec Kijowa na państwa Północy i Południa jest niewłaściwe. Dostrzega on co prawda, iż kraje południowe mają „inne wewnętrzne odczucia w sprawie równowagi pomiędzy wektorem wschodnim i południowym. Jednak obecnie w wielu państwach ta równowaga kardynalnie się zmieniła”. Jak zauważa, dwa lata temu zupełnie inne podejście było także w Berlinie. Nikt nie analizował średniookresowej perspektywy członkostwa Kijowa w UE. Zwraca także uwagę, jakie miejsce zajęła Ukraina także w niemieckich mediach. Jak twierdzi – „dla Niemiec to ogromna ewolucja”. Pozostaje w jego ocenie mniej niż pięć państw europejskich, których stosunek do „podjęcia ryzyka” zbliżenia z Ukrainą może pozostawać niepewny. Zwraca jednak uwagę, iż dwa lata temu była to może i połowa Unii, a to samo w sobie jest ogromnym postępem. 

Klimkin wyraził też zdecydowane przekonanie, iż Ukraina stanie się członkiem Unii Europejskiej. Jednak członkostwo w NATO „w dużym stopniu zależy nie tylko od Ukrainy, ale i od NATO. Na dzień dzisiejszy w NATO nie ma konsensusu w wielu kwestiach rozwoju samego Sojuszu. NATO to wystarczająco złożona pod względem struktury organizacja, do której należą na przykład Kanada i Turcja. Dlatego wiele będzie zależało od rozwoju samego NATO w najbliższym czasie. (…) Uważam, że NATO przez wiele lat swojego istnienia było skoncentrowane na artykule 5 – na zobowiązaniu do wzajemnej obrony, na hard security. My mówimy, że u nas ma miejsce wojna hybrydowa. Nie jestem w stu procentach przekonany, czy jest w NATO pełna gotowość na odbywanie podobnych albo przyszłych wojen hybrydowych i czy na dzień dzisiejszy struktura NATO jest do tego optymalna. Oczywiście NATO się dostosowuje. Dlatego ja zawsze otwarcie mówię, iż dla nas udział w strukturach bezpieczeństwa i gwarancje bezpieczeństwa są krytycznie ważne. Jeśli jednak Ukraina nie otrzyma gwarancji bezpieczeństwa od Sojuszu, to będziemy zmuszeni szukać innych wariantów. A te warianty zapewnienia bezpieczeństwa mogą stworzyć dla naszych partnerów znacznie więcej wyzwań, niż te, które, jak uważają, istnieją obecnie z możliwym członkostwem Ukrainy w NATO. Mówię to całkowicie otwarcie” – powiedział szef ukraińskiej dyplomacji. 

Komentując ostatnie spotkanie ministrów SZ tzw. „normandzkiej czwórki” w Berlinie powiedział, iż ich trudność polegała na czymś innym, niż w Mińsku. Przede wszystkim na tym, że jest różne rozumienie właśnie postanowień mińskich. Jak mówił, Rosja najbardziej by chciała, aby do negocjacji włączyć przedstawicieli tzw. „republik ludowych”, jednak celowo ich nazw nie używają. Odnosząc się do interpretacji Kijowa, powiedział, iż logika tego ostatniego odnośnie porozumienia z Mińska jest bardzo prosta i przekonująca – w pierwszej kolejności ma odbyć się przygotowanie do wyborów, później mają zostać one przeprowadzone na bazie kryteriów OBWE, które popiera także Rosja. Następnie mają się one odbyć wybory, ale prawdziwe, „a nie takie jak ta patologiczna farsa z 2 listopada” [wybory w DRL i ŁRL]. I dopiero wtedy można rozpocząć skutecznie proces polityczny, który faktycznie rozpoczęty będzie w trakcie przygotowania do wyborów na okupowanych terytoriach. Francja i Niemcy popierają ukraińskie stanowisko. 

W Berlinie zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami miała być dyskutowana kwestia wysłania na Ukrainę sił pokojowych. Klimkin powiedział, iż przedstawił na szczycie ukraińskie stanowisko. Polega ono na tym, iż „w ramach politycznego procesu ma odbyć się wycofanie nielegalnych formacji zbrojnych, stworzenie milicji ludowej i jej współpraca z organami władzy posiadającej legitymizację, częściowe rozbrojenie i zastosowanie amnestii”. Nie jest jednak jasne, kto będzie za to odpowiadał i jak mówi, nikt nie zakłada, że stanie się to samoczynnie. Jak zwraca uwagę, misja OBWE nie może tego zrobić, gdyż odpowiada ona wyłącznie za monitoring i weryfikację. Jak mówi: „według mnie, powinna za to odpowiadać wojskowa misja cywilna. My przecież nie mówimy, żeby desantować tam dziesiątki tysięcy żołnierzy, którzy będą wprowadzać porządek. To może być misja z mandatem Rady Bezpieczeństwa ONZ, może być taka z mandatem tylko Unii Europejskiej. Ale oczywiście ma ona działać. Ktoś musi to zrobić”. 

Oficjalne stanowisko Moskwy w tej sprawie jest takie, iż formalnie takiej misji nie wykluczają, jednak Kreml chce zaprosić do jej omówienia strony, które „kontrolują obecnie sytuację w Doniecku i Ługańsku”. Jak mówi Klimkin, jego zdaniem najpierw warto byłoby ustalić koncepcję samej misji, a dopiero później omawiać kwestie praktyczne. Ogólnie, jest to i tak daleko idąca zmiana sama w sobie – kilka miesięcy temu nikt nie uważał, że taka misja jest w ogóle potrzebna. Klimkin jest też za tym, aby nazywać ją ogólnie misją realizacji postanowień mińskich. Jest to ważne także dlatego, że strona rosyjska twierdziła, iż jej istota właśnie podważa umowę z Mińska. Obecnie zdaje się, że zmieniła zdanie. 

Szef ukraińskiego MSZ odniósł się też do uznania „republik ludowych” za organizacje terrorystyczne. W jego ocenie, w tej sprawie nie chodzi o wysłanie wiadomości politycznej czy żeby ktoś wyszedł i powiedział, że to są terroryści. Zwrócił on uwagę, że to zagadnienie prawne, w tym także dla samej Ukrainy. „Na razie mamy pierwszy wyrok za działalność terrorystyczną. Potrzebne są inne procesy. Na bazie ilości danych prawnych będzie potem można przyjąć decyzję [o uznaniu za terrorystów] także i w Unii Europejskiej”.

Pytany o to, dlaczego mimo tego, iż Ukraina uznała Rosję za agresora, ale nie zerwała stosunków dyplomatycznych z FR, odpowiedział: „Spróbujmy pomyśleć, co będzie, jakbyśmy po prostu zerwali obecnie stosunki dyplomatyczne, ewakuowali nasze ambasady i konsulaty. W Rosji są nawet nie tysiące, ale miliony naszych obywateli, którym trzeba pomagać. Nawet nie będę wspominał o przykładzie Nadii Sawczenko. Druga sprawa. Poteoretyzujmy, jak to wpłynie na pracę trójstronnej grupy kontaktowej, na wprowadzanie porozumień mińskich. Zapewniam – przygotują nam kilka «niespodzianek»… nie, to niewłaściwe słowo, takich rzeczy, które bardzo utrudnią pracę. Rosyjska agresja charakteryzuje się tym, że Rosja prowadzi przeciwko nam wojnę hybrydową i stara się zdestabilizować całą Ukrainę, szczególnie przez Donbas. W tej nowej sytuacji musimy znaleźć nowe metody jej rozwiązania. A to nie zawsze takie symboliczne i emocjonalne działania, jak zerwanie stosunków dyplomatycznych”

Na koniec wywiadu ukraiński minister SZ odniósł się do członkostwa Ukrainy we Wspólnocie Niepodległych Państw. Stwierdził on, iż wbrew różnym zarzutom, Kijów nie bierze udziału w politycznych przedsięwzięciach WNP na żadnym poziomie reprezentacji. Nie zaprzeczył on jednak, iż rząd nie ma zamiaru rezygnować z udziału w realizacji porozumień zawartych w ramach organizacji, które związane są z systemem emerytalnym czy uznawaniem dyplomów. „Zgadzam się i sam zawsze mówię, że WNP to polityczny klub, spadek radziecki. Jeśli jednak wyjdziemy ze Wspólnoty w tym momencie, «posypią się» umowy, co tylko utrudni życie tysiącom i tysiącom ludzi. Najpierw dokładnie przeanalizujmy sytuację ,a później będziemy podejmować dalsze kroki. Poza tym, bierzemy udział w przedsięwzięciach WNP, kiedy potrzebujemy coś osiągnąć. Ostatnim razem na przykład zablokowaliśmy przygotowaną przez stronę rosyjską decyzję o tym, w jaki sposób wykorzystywać rolę OBWE, która była jednoznacznie niezgodna z naszymi interesami. Jednak z racji tego, iż w WNP jest zasada konsensusu, udało się ją nam powstrzymać”. 

Szef ukraińskiej dyplomacji zdecydowanie pokazuje, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Pozostaje tylko pytanie o alternatywny dla Sojuszu Północnoatlantyckiego sposób uzyskania gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, o którym wspomina. Czy jest to bardziej teoretyczna koncepcja „ku pokrzepieniu serc”, na użytek wewnętrznej propagandy, czy bardziej chiński „as w rękawie”. 

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama