Geopolityka
Francuskie media: Iran zepchnięty do defensywy
Po wizycie prezydenta Francji Emmanuela Macrona w Bejrucie francuscy komentatorzy sugerują, że tragiczny wybuch w stolicy Libanu, jak i normalizacja stosunków między Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi a Izraelem, powodują „zepchnięcie Iranu do defensywy”.
Według części ekspertów w sytuacji, gdy gniew społeczeństwa libańskiego skierowany jest przeciwko Hezbollahowi, organizacji będącej narzędziem Teheranu, normalizacja relacji między Jerozolimą a Abu Zabi ma na celu przede wszystkim powstrzymanie ekspansji Iranu.
"Choć na pozór nic nie łączy wybuchu, który 4 sierpnia zniszczył Bejrut, z ogłoszeniem 13 sierpnia normalizacji stosunków między Izraelem a Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, to na tle obu tych wydarzeń, z nadzwyczajną ostrością, rysuje się Islamska Republika Iranu – pisze w piątkowym numerze "Le Monde" komentator tego dziennika Alain Frachon.
Jego zdaniem, podobnie jak i ekspertów zabierających głos we francuskich mediach, następcy tronu ZEA Mohammadowi Ibn Zajedowi chodzi przede wszystkim o powstrzymanie ekspansji Iranu. W tym celu pragnie wzmocnienia frontu izraelsko-arabskiego przeciw "rosnącemu zagrożeniu długotrwałego usadowienia się Islamskiej Republiki Iranu na arabskiej ziemi" – tłumaczy komentator.
Jak przypomina, po wojnie z Irakiem z początku lat 80. XX w. Iran postanowił wznowić program jądrowy i "na cudzym terenie zainstalować pierwszą linię obrony", strategię "ułatwioną przez chaos, spowodowany wojną w 2003 roku". Narzędziami tej polityki są rakiety, mające bronić instalacji jądrowych i milicje szyickie i "to dzięki nim Iran odgrywa decydująca rolę w Iraku i panuje nad Libanem" – wskazuje Frachon. W jego ocenie ta strategia wywołała reakcję, jaką było powstanie frontu izraelsko-arabskiego przeciw "irańskiemu imperializmowi".
Publicysta przewiduje, że Iran, choć "wyczerpany gospodarczo amerykańskimi sankcjami, nie upadnie, ale jest w defensywie". I zastanawia się, "czy linia obronna Iranu, <<rakiety i milicje>>, zaczyna odwracać się przeciw niemu?".
Inną konsekwencją ekspansjonizmu Teheranu są protesty przeciw "ingerencji irańskiej", do jakiej doszło w ubiegłym i w tym roku w Libanie i w Iraku. W Bejrucie przeciw Hezbollahowi Libańczycy manifestowali również podczas wizyty prezydenta Macrona – zauważa cytowana na portalu Atlantico, pracująca we Francji libańska ekspertka Maya Khadra.
Jej zdaniem poparcie Macrona dla nowego premiera Libanu Mustafy Adiba "umacnia status quo" poprzez "wzmocnienie starej klasy politycznej". "Bilans wizyty francuskiego prezydenta jest raczej negatywny dla większości Libańczyków, jak i perspektyw pokoju na Bliskim Wschodzie" - twierdzi ta libańska chrześcijanka. Za szczególnie szkodliwe uważa "wzmocnienie Hezbollahu i przyznanie mu legitymacji", choć Libańczycy uważają tę radykalną organizację szyicką za odpowiedzialną za sierpniowy wybuch w Bejrucie, w którym zginęło ponad 190 osób, ponad 6 tys. zostało rannych, a 300 tys. zostało bez dachu nad głową.
W piątek w Radio Courtoisie Nicolas Gauthier, dziennikarz dobrze znający Liban, przytoczył rozmowę prezydenta Francji z szefem grupy parlamentarnej Hezbollah. Macron zapewniał go o chęci współpracy, ale pod warunkiem, że Hezbollah opuści Syrię i Jemen (gdzie walczy w służbie Iranu — PAP) i zacznie pracować na rzecz odbudowy Libanu. "Małe szanse, by tych słów zlękli się "szaleńcy Boga" – uznał dziennikarz, określając tak Hezbollah, którego nazwa "Partia Boga" pochodzi z Koranu.