Reklama

Geopolityka

Francuskie działania w Afryce jedynie odwlekają masakrę?

Francuzi w republice Środkowoafrykańskiej - fot. ministerstwo obrony Francji
Francuzi w republice Środkowoafrykańskiej - fot. ministerstwo obrony Francji

Źle jest wysłać zbyt małe siły na interwencję zbrojną, ogłaszając że będzie krótka i na ograniczona skalę - tak można streścić ocenę operacji w Republice Środkowoafrykańskiej wygłoszoną przez byłego ministra obrony Francji Gerarda Longueta. To jego zdaniem jedynie odwleka masakrę, zamiast jej zapobiegać.

Analizę sytuacji w Republice Środkowoafrykańskiej dokonaną przez konserwatywnego polityka poprzedniego francuskiego rządu opublikował dziennik "Le Figaro". Jego zdaniem ogłaszanie, że interwencja będzie "krótka i z zaangażowaniem niewielkich sił", to jak wywiesić nad krajem wielki neon - poczekajcie z masakrą aż wyjedziemy.

Już obecnie siły interwencyjne nie są w stanie opanować sytuacji. Po wstępnym rozbiciu i zastraszeniu bojówek działające w Republice siły Francuskie i żołnierze Unii Afrykańskiej nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa. Doszło wręcz do sytuacji odwrotnej.

Francuzi interweniowali na początku grudnia, gdy po obaleniu chrześcijańskiego rząd Republiki Środkowoafrykańskiej i ustanowieniu nowej władzy sojusz muzułmańskich grup bojowników rozpadł się. Wyniesiony przez nie na urząd prezydenta Michel Djotodja utracił kontrolę nad sytuacją w kraju. Różne grupy muzułmanów zaczęły atakować chrześcijan i siebie wzajemnie. 

Na mocy mandatu ONZ do kraju wkroczyły wojska francuskie i afrykańskie zaprowadziły tymczasowy porządek. Powstrzymano pogromy chrześcijan i ograniczono walki, jednak w ostatnich dniach agencję donoszą, że grupy bojowników ponownie wychodzą na ulice. Co więcej, uznające Francuzów za sojuszników chrześcijańskie milicje coraz śmielej atakują muzułmanów, biorąc odwet za ich wcześniejsze działania. Natomiast część muzułmańskich żołnierzy Unii Afrykańskiej, na przykład z Czadu, staje po stronie "braci w wierze", zamiast zachowywać neutralność. 

ONZ powinno przyjąć do wiadomości, że na niektóre terytoria lepiej jest wysyłać jednostki, które nie są w żaden sposób zaangażowane w lokalną rzeczywistość.

Gerarda Longueta

Wiele wskazuje na to, że wykorzystanie sił bardziej zróżnicowanych i neutralnych byłoby rozwiązaniem znacznie bardziej korzystnym niż użycie "lokalnych" żołnierzy afrykańskich, mających swoje sympatie i antypatie. Ale też użycie niewystarczających sił i w krótkim, określonym czasie, jedynie tłumi  czy odsuwa problemy zamiast je rozwiązywać.

Polscy żołnierze nie trafią do patrolowania Republiki Środkowoafrykańskie, ale stacjonując na lotnisku w stolicy kraju Bangi będą się spotykać ze skutkami działań pozostałych sił. Poza tym, już dziś w wypadku rozruchów w mieście, wielu mieszkańców ucieka na lotnisko, pod opiekę strzegących go zagranicznych sił. Już za dwa miesiące znajdą się wśród nich żołnierze z biało-czerwonymi naszywkami na ramieniu. 

Należy więc poważnie się zastanowić nad słowami francuskiego polityka. Rozważyć cel, sposób prowadzenia i zasadność tej operacji. A zwłaszcza jej przyszły przebieg. Zanim weźmiemy w niej udział. 

 

 

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (1)

  1. Tomasz

    Afryka nie doswiadczyla okrucienstwa ludobujstwa na taka skale jak europa, nie sa jeszcze swiadomi co to oznacza. I oby nie byli, choc mocno do tego,darza.

    1. Jack Luminous

      Na taka skale nie doswiadczyla ale tylko z tego wzgledu, ze nie dysponowala, ze tak brzydko powiem "srodkami technicznymi" zeby takie akcje przeprowadzic. Na tym polu Europy jeszcze dlugo nikt nie pobije. Chociaz jesli porownac starozytne podoboje to wiekszej roznicy nie ma, jedyne ograniczenia to wspomniana wczesniej technika likwidacji, jej narzedzia oraz skala wynikajaca z mniejszej liczby ludnosci. No ale jak widac postep szybko te "braki" wyeliminowal. Smutne ale prawdziwe.

Reklama