Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Europejskie wybory na celowniku Putina. Polska i kraje bałtyckie zagrożone

W ubiegły wtorek Ameryka wybrała nowego prezydenta. Sen Moskwy spełnił się. Władimir Putin teraz oczekuje maratonu wyborczego, jaki będzie miał miejsce w krajach europejskich, w tym w dwóch najsilniejszych państwach UE – Francji i Niemczech. Podobnie, jak miało to miejsce w USA, również w Europie Rosja będzie próbowała wpływać na wybory, dodatkowo determinowana możliwością wygranej przez sojuszników czy też zwolenników resetu z Moskwą. Pozytywne dla Kremla scenariusze wyborcze oczywiście będą miały negatywne konsekwencje dla polityki zagranicznej Polski oraz pozostałych państw Europy Środkowo-Wschodniej - pisze dla Defence24.pl Marek Połoński.

Fot. kremlin.ru
Fot. kremlin.ru

Po ogłoszeniu wyników wyborczych w USA duża część politycznego świata zamarła, bowiem zwycięstwa republikańskiego kandydata mało kto się spodziewał. Ale z pewnością w Moskwie na taką sytuację się przygotowano. Zwycięstwo wyborcze Donalda Trumpa znacząco zwiększa możliwości geopolityczne Rosji. Przez kolejne kilka miesięcy w państwach UE wciąż zamiast chłodnej kalkulacji, będzie siana panika związana ze zmianą lokatora Białego Domu. Natomiast w Stanach Zjednoczonych w ciągu najbliższych czterech miesięcy amerykańska administracja nie podejmie poważnych decyzji (termin ten nazywany jest „lame duck”). Ten moment zostanie maksymalnie wykorzystany przez dwór Władimira Putina, by uzyskać strategiczną przewagę nad Stanami Zjednoczonymi zarówno na Bliskim Wschodzie, jak i w Europie, gdzie interesy Rosji i USA się ścierają. Pozwoli to również wzmocnić pozycję Rosji przed inauguracją nowego prezydenta, która zwyczajowo ma miejsce w styczniu. Jeszcze przed wyborami Rosjanie mogli zastanawiać się, czy dla Moskwy lepszy będzie przewidywalny wróg w postaci Hillary Clinton, czy też nieobliczalny przyjaciel Donald Trump. Kreml z pewnością był przygotowany na każdy wynik. Teraz, kiedy wynik jest już znany, warto przeanalizować, co zdarzy się w najbliższych miesiącach.

W pierwszych miesiącach sprawowania władzy przez Trumpa mało prawdopodobna jest eskalacja agresywnych działań Rosji w Syrii czy na Ukrainie, natomiast Kreml przyjmie taktyczną obserwację, aby nie sprowokować nowego przywódcy USA do niepotrzebnych działań, natomiast podjęte zostaną dyplomatyczne zabiegi mające na celu korzystną dla Rosji rewizję amerykańskiej polityki. Również do amerykańskich sojuszników w Europie rosyjska dyplomacja będzie wysyłała sygnały o gotowości do pragmatycznego dialogu oraz unikania antagonizmów.

Okres zmiany władzy w Waszyngtonie Moskwa może wykorzystać na kontynuowanie lub zaostrzenie realizowanych wcześniej działań agresywnych w jednym lub wielu regionach świata (Ukraina, Syria, Bałkany). Takiemu scenariuszowi działań sprzyjałby fakt, że do 20 stycznia 2017r. urząd będzie pełnił jeszcze Barack Obama. Pomiędzy demokratami a republikanami w tym czasie może dochodzić do wielu starć politycznych, wzajemnych oskarżeń. Amerykańska administracja raczej nie będzie przygotowana do szybkich działań odwetowych, co tylko zachęci Moskwę do kolejnych kroków. Ale taki scenariusz jest mniej realny z uwagi na problemy ekonomiczne Rosji, bowiem zintensyfikowanie działań militarnych niesie za sobą ogromne koszty.

W pierwszym roku prezydentury Donalda Trumpa rosyjska administracja będzie narzucała państwom NATO presję mająca na celu anulowanie bądź maksymalne opóźnianie działań mających na celu wzmocnienie wschodniej flanki Sojuszu. Jednym z priorytetowych celów Rosji będzie całkowite zablokowanie realizacji projektu tarczy antyrakietowej na terenie Polski. Kolejne cele strategiczne Rosja będzie mogła przeprowadzić dopiero po serii wyborów w krajach Unii Europejskiej, które będą miały miejsce w 2017r. Z pewnością Rosja podobnie jak podczas wyborów amerykańskich, będzie podejmowała działania mające na celu osiągnięcie pozytywnych wyników przez sojuszników Rosji w Niemczech, Francji czy Holandii.

Polityka zagraniczna USA po ewentualnej wygranej kontrowersyjnego biznesmena to wielka niewiadoma. Podczas kampanii wyborczej Trump podobnie jak Hillary Clinton, nie sformułował czytelnej agendy w zakresie szeroko rozumianej problematyki bezpieczeństwa międzynarodowego. Donald Trump podobnie jak Jeremy Corbyn w Wielkiej Brytanii, otwarcie kwestionuje art. 5 traktatu NATO. Natomiast republikański kandydat na wiceprezydenta USA Mike Pance podczas kampanii podkreślał, że należy w krótkim czasie umieścić tarczę antyrakietową w Polsce i Czechach. Donald Trump podnosił, zresztą słusznie, kwestię niezrównoważonych wydatków na obronność pomiędzy USA, a pozostałymi członkami Sojuszu Północnoatlantyckiego znajdującymi się pod parasolem obronnym. Jednocześnie chwalił Polskę za starania w zakresie inwestowania w modernizację armii i stale podnoszone wydatki. Stany Zjednoczone mają ścisłe zobowiązania międzynarodowe, zaangażowani są w szereg konfliktów zbrojnych. Dlatego nagłe, gwałtowne zmiany będą trudne do wykonania przez nowego prezydenta. Dlatego na razie warto wstrzymać się z nadmiernymi emocjami do czasu, aż zostanie przedstawiony światu nowy gabinet Prezydenta Trumpa, a w szczególności poznamy nowych Sekretarzy Stanu oraz Obrony. Donald Trump jest  uważany za człowieka nieobliczalnego. Ale Partia Republikańska uzyskała większość w Kongresie, a jej pragmatyczni liderzy będą mieli możliwość wpływania na decyzje nowego prezydenta. Warto również podkreślić, że w czasie kampanii wyborczej kwestia Unii Europejskiej praktycznie nie była poruszana. Jeszcze Barack Obama wyraźnie dawał do zrozumienia, że Europa sama musi brać odpowiedzialność za swoje problemy. Unijni przywódcy powinni więc skupić się na przyszłości, która po maratonie wyborczym w 2017r. na starym kontynencie może przynieść również niespodzianki.

Francja sojusznikiem Rosji w Europie

Społeczeństwo francuskie po krwawych wydarzeniach w Paryżu czy Nicei, czeka trudna decyzja dotycząca wyboru głowy państwa. Wobec burzliwej sytuacji międzynarodowej, wybory prezydenckie będą miały ogromne znaczenie nie tylko dla samej Francji, borykającej się z niezadowoleniem społecznym, ale także dla całej Unii Europejskiej. Władimir Putin  liczy, że wybory prezydenckie we Francji, które odbędą się w kwietniu 2017r., umożliwią zbliżenie na linii Paryż-Moskwa, co pozwoli mu na realizację kolejnych celów geopolitycznych w Europie i na Bliskim Wschodzie.

Francois Hollande jest najmniej popularnym prezydentem w historii Francji. Kiedy obejmował urząd głowy państwa, jego popularność wynosiła 63%. Na rok przed wyborami popiera go jedynie 12% społeczeństwa. Głosować na niego nie chcą nawet muzułmanie, którzy w 2012r. poparli go w ponad 80%. Tak niskie poparcie jest wynikiem jego nieskutecznej polityki wewnętrznej. Ale polityka Hollanda poza granicami kraju jest równie nieudolna. Jeszcze za prezydentury Sarkozego rząd francuski wmieszał się w sprawy Libii, a Hollande dodatkowo zaangażował się w konflikt syryjski, który poza falą imigrantów nie przyniósł Francji żadnych korzyści geopolitycznych.

Jeśli Francois Hollande przegra wybory, to potencjalnym następcą może być Nicolas Sarkozy,który w sierpniu b.r. oficjalnie ogłosił chęć wystartowania w przyszłorocznych wyborach. Jest pierwszym w historii Francji byłym prezydentem, który będzie próbował wrócić do Pałacu Elizejskiego. Sarkozy poczuł w sobie misję wyprowadzenia Francji z kryzysu, ale zapewne Francuzi zadają sobie pytanie, co były prezydent odrzucony przez społeczeństwo kilka lat temu, może mieć nowego do zaoferowania. Po Sarkozym na pewno nie można się spodziewać rozwiązania kryzysu imigracyjnego oraz zaprzestania islamizacji Francji. Przecież nie kto inny, jak Sarkozy ramię w ramię z Wielką Brytanią na forum ONZ opowiadał się ochoczo za interwencją wojskową w Libii, która determinuje obecne problemy Francji. Będąc głową państwa opowiadał się przeciwko akcesji Turcji do Unii Europejskiej, a dzisiaj oskarża Komisję Europejską o wypchnięcie Wielkiej Brytanii ze wspólnoty i chęci zastąpienia jej państwem Erdogana. Nicolas Sarkozy jest otwarty na konsultacje z obywatelami w sprawie traktatu lizbońskiego. Uważa bowiem, że niektóre kompetencje KE powinny zostać zwrócone państwom narodowym. Należy domniemywać, że byłemu prezydentowi Francji chodzi o umowy odpowiadające za zawieranie traktatów transatlantyckich. Możliwe więc, że w przypadku wygranej Sarkozego Francja postawiłaby zaporowe żądania w sprawie umowy TTIP.

Moskwa liczy, że Sarkozy po wygraniu wyborów prezydenckich przekonałby republikanów, że dla poprawy sytuacji gospodarczej Francji niezbędne jest zniesienia wobec Rosji sankcji gospodarczych. Nikolas Sarkozy wielokrotnie wypowiadał się, że pomiędzy Paryżem, a Moskwą powinno dojść do zbliżenia. Jego zdaniem należy także wrócić do kwestii Mistrali dla Rosji. Kiedy startował w wyborach w 2007r., wówczas jego kandydatura popierana była przez amerykańską administrację. Teraz Biały Dom stawia na Alaina Juppé. Możliwe więc, że to jest powodem tego, że Sarkozy opowiada się za dialogiem z Moskwą.

Sarkozy swojego konkurenta Alaina Juppé nazywa niebezpiecznym kandydatem dla Francji, bowiem zdaniem byłego prezydenta będzie pogłębiana uległość wobec Stanów Zjednoczonych. Republikański kontrkandydat Sarkozego, były premier Francji swoją kampanięokreśla jako proeuropejską. Zamierza bowiem uczynić Francję ponownie kluczowym członkiem Unii Europejskiej. W swoich wypowiedziach utrzymuje, że jest w stanie zjednoczyć podzieloną Francję tak, aby wszyscy mieszkańcy żyli ze sobą w pełnej harmonii. Uważa, że napływ islamskich imigrantów powinien być kontrolowany przez roczne limity narzucone przez parlament, a sam islam we Francji powinien być przeorganizowany. Były premier oraz szef dyplomacji uważa, że polityka, jaką uprawia Donald Trump, buduje strach i jest niebezpieczna. Wygrana byłego premiera byłaby korzystna dla Berlina, bowiem wzmocniłoby to partnerstwo Niemiec i Francji w obliczu negocjacji dotyczących opuszczenia UE przez Wielką Brytanię.

Optymistyczny obraz Francji serwowany przez Juppésprawdza się, bowiem to on góruje w sondażach, a nie uchodzący za bardziej pragmatycznego Nicolas Sarkozy. Analitycy francuskiej polityki przewidują, że jeśli republikanie obdarzą większym zaufaniem Juppé, ten w drugiej rundzie zmierzy się z pierwszą damą francuskiej polityki – Marine Le Pen.

Allez Le Pen

Córka założyciela Frontu Narodowego we Francji, której popularność jest wznoszona  kryzysem imigracyjnym oraz zamachami terrorystycznymi, odniosła już pierwszy sukces podczas wyborów regionalnych. Mimo, że przez wiele lat nie odnosiła sukcesów w krajowej polityce, to sprzyjające nastroje eurosceptyczne w Europie przyniosły popularność skrajnej prawicy we Francji. Kiedy Wielka Brytania zapowiedziała referendum, Marie Le Pen natychmiast odpowiedziała tym samym. Oświadczyła, że jeśli zwycięży w wyborach prezydenckich, przeprowadzi podobne referendum we Francji. Uchodząca za antyglobalistkę i gospodarczą protekcjonistkę Le Pen w polityce zagranicznej mogłaby się przyczynić do całkowitej zmiany sił w Europie, bowiem jawnie żywi sympatię do Władimira Putina. Le Pen jest gorącą zwolenniczką opuszczenia przez Francję struktur NATO oraz Unii Europejskiej.

Marie Le Pen twierdzi, że naturalnym partnerem Francji jest Federacja Rosyjska, z którą silne więzi powinny potęgować nie tylko relacje ekonomiczne, ale również determinować wspólna historia i kultura. Uważa, że zimna wojna prowadzona przez Biały Dom wpycha Rosję w ramiona Chin, co niekorzystnie wpłynie na bezpieczeństwo świata. Przekonuje, że należy stworzyć dla francuskiej gospodarki środki ochrony przed nieuczciwą konkurencją firm z Chin i Europy Wschodniej. Moskwa z pewnością wygraną Le Pen (ale również Sarkozego) wykorzystałaby na swoją korzyść w debacie nad Ukrainą. Putin również miałby sojusznika w przekonaniu Niemiec do stworzenia niezależnej od Waszyngtonu osi Paryż-Berlin-Moskwa.

Zapytana przez dziennikarzy o preferencje wyborcze w USA, Le Pen odpowiedziała, że poprzez każdego kandydata, tylko nie Hillary Clinton. Swoją niechęć do Clinton tłumaczyła poparciem przez byłą Sekretarz Stanu TTIP, czemu sprzeciwia się Donald Trump. Kandydat Partii Republikańskiej zdaniem Le Pen jest korzystniejszą opcją dla realizacji francuskich interesów. Trump po wygraniu wyścigu do Białego Domu, z pewnością odwdzięczy się poparciem dla populistycznej Le Pen.

Liderka Frontu Narodowego jest również jawną przeciwniczką niemieckiej dominacji w Europie. Uważa, że wspólna waluta została stworzona tylko i wyłącznie dla realizacji celów gospodarczych Niemiec i Francja powinna natychmiast wystąpić ze strefy euro. Całkowicie neguje rolę europejskiego przywództwa Angeli Merkel, którą wini za wszystkie bolączki Europy. Natomiast rząd w Paryżu oskarża o to, że nie broni francuskich interesów, a jedynie działa na potrzeby Angeli Merkel i Baracka Obamy.

Chociaż według najnowszych sondaży zwycięzcą pierwszej rundy prezydenckich wyborów będzie Marie Le Pen, to aktualnie pretendentem do Pałacu Elizejskiego wydaje się Alain Juppé. Był szefem francuskiego rządu oraz ministrem spraw zagranicznych, więc nie można mu odmówić doświadczenia. Potrafi Francuzów zarazić swoim optymizmem. Burmistrz Bordeaux jest konsekwentnie, zdaniem francuskiego społeczeństwa, najbardziej popularnym politykiem. Natomiast Marie Le Pen całkowicie odcinająca się od niepopularnych wypowiedzi ojca, uważana jest za kobietę sukcesu, serwuje w mediach to, co chcą usłyszeć zdegustowani obecną polityką Francuzi. Kogo wybiorą w kwietniowych wyborach? Czy zdecydują się na optymistę i marzyciela Juppé, czy też zagłosują na realistkę Le Pen? Ktokolwiek wygra ten wyścig, będą to dla Europy najważniejsze francuskie wybory prezydenckie od zakończenia II wojny światowej.

Zmierzch Mutti i Willomemmenskultur

Kanclerz Angela Merkel jest niekwestionowanym liderem Europy, ale wobec kryzysu strefy euro, napływu imigrantów oraz Brexitu, jej notowania słabną z każdym miesiącem. Do swojego przywództwa przestaje przekonywać również coraz większe rzesze Niemców, przy czym rośnie poparcie dla sił nacjonalistycznych. Jeśli we Francji możemy z dużą pewnością określić rywali w drugiej rundzie prezydenckich wyborów, to w Niemczech trudno wskazać, jak będzie wyglądała rządząca koalicja po wrześniowych wyborach parlamentarnych. Przedwyborcze tarcie na niemieckiej scenie politycznej z pewnością będzie próbowała wykorzystać niezwykle mocna w tym kraju rosyjska dyplomacja.

Niemieccy socjaldemokraci zaczęli atakować swojego koalicjanta za politykę wobec Rosji, natomiast w sondażach na trzecią siłą polityczną wyrasta skrajnie prawicowa AFD (Alternative für Deutschland). To z pewnością budzi niepokój nie tylko u Angeli Merkel, ale w całym pragmatycznym środowisku CDU-CSU. Z pewnością będzie to miało również wpływ na dalszą politykę zagraniczną naszego zachodniego sąsiada.

Angela Merkel zrobiła wiele, by relacje pomiędzy Wielką Brytanią a Unią Europejską były jak najlepsze. Bardzo często jej stanowisko było przeciwieństwem do innych liderów europejskiej sceny politycznej, w szczególności przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude'a Junckera oraz francuskiego prezydenta Francoisa Hollanda. Im bardziej Europa pogłębia się w kryzysie, tym bardziej Angela Merkel czuje się osamotniona. Coraz częściej odmienne wobec Kanclerz Merkel stanowisko wyraża szef niemieckiej dyplomacji, socjaldemokrata Frank-Walter Steinmeier. Zwiastuje to zaciekłą kampanię przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się we wrześniu przyszłego roku.

Wszystkie niemieckie partie głównego nurtu stopniowo w ostatnim dziesięcioleciu tracą poparcie, ale spadek popularności lewicowej SPD jest szczególnie widoczny. Lider socjaldemokratów wicekanclerz Sigmar Gabriel ostrzega, że jesienią 2017r. do głosu może dojść mająca komunistyczne korzenie Partia Demokratycznego Socjalizmu,  która wzywa do rozwiązania NATO oraz całkowitego wycofania z terenu Niemiec struktur wojskowych Sojusz Północnoatlantyckiego. Socjaldemokraci są zdesperowani, aby odróżnić swoją politykę od Angeli Merkel i CDU. Krytykują zaostrzenie stosunków dwustronnych NATO-Rosja, jak ostatnio czyni to szef MSZ Steinmeier, straszący Europę nową zimną wojną. Sigmar Gabriel pełniący w rządzie również funkcję ministra gospodarki, popiera poluzowanie sankcji unijnych wobec Rosji.

Skupiając się na różnicach związanych z polityką wobec Rosji, SPD próbuje odwołać się do pacyfistycznych nastrojów w Niemczech. W polityce zagranicznej przekłada się to na wyższość politycznego dialogu i kompromisu od obecnego odstraszania i obrony. W ten sposób socjaldemokraci odwołują się do historycznego dla lewicy okresu odprężenia pod rządami Willego Brandta oraz Helmita Schmidta, zapominając jednocześnie o fakcie, że pod rządami SPD kanclerz Schmidt był zwolennikiem wyścigu zbrojeń i umieszczeniem amerykańskiego systemu rakietowego na terenie RFN.

Prezydent Joachim Gauck ogłosił, że nie będzie się starać o kolejną kadencję. Chociaż urząd prezydencki w Niemczech stanowi przede wszystkim rolę ceremonialną, to jego wybór często służy jako wiodący wskaźnik do zawierania koalicji na szczeblu krajowym. W niemieckich mediach coraz częściej mówi się o kandydaturze Franka-Waltera Steinmeiera. Jeżeli SPD oraz Zieloni z pozostałymi środowiskami lewicowymi porozumieliby się co do kandydatury na stanowisko prezydenta, wówczas pojawiłaby się realna lewicowa alternatywa dla rządów Merkel na kolejną czteroletnią kadencję.

Coraz mocniejszy głos w Niemczech ma Alternatywa dla Niemiec (AFD), której popularność wzrosła wobec kryzysu migracyjnego. Teraz po wygranej Trumpa w USA, dostanie wiatru w żagle. Przeciwna imigrantom AFD wzywa do wycofania się Niemiec z waluty euro. Czołowi politycy tej partii wielokrotnie podnosili konieczność wycofania Niemiec ze struktur NATO i UE, chociaż w ostatnim czasie w tym zakresie stanowisko złagodzili. Żadna z liczących się w Niemczech partii nie jest gotowa do współpracy z AFD, ale wzrost poparcia dla populistów zawęża możliwości koalicyjne. Konieczne będzie porozumienie co najmniej trzech partii zamiast dwóch charakteryzujących powojenną politykę Niemiec.

Angela Merkel, aby przedłużyć swoją kadencję, będzie zmuszona do licznych tarć z socjaldemokratami, zwłaszcza w kontekście Rosji i NATO. To nie powinno zagrozić ostatnim decyzjom, w szczególności poparcia na forum NATO wzmocnienia wschodniej flanki oraz rozmieszczenia niemieckiego batalionu na Litwie. Natomiast wyzwaniem dla szefowej niemieckiego rządu będzie przekonanie do dalszego stosowania wobec Rosji sankcji ekonomicznych. Należy się spodziewać coraz głośniejszych żądań socjaldemokratów do pogłębionego dialogu z Moskwą. Ponieważ negocjacje dotyczące Brexitu pochłoną wszystkich europejskich przywódców, rosyjska dyplomacja będzie miała większe możliwości lobbingu, zwłaszcza w kwestii polityki energetycznej.

Angela Merkel nie sprzeciwia się dialogowi z Moskwą. Ale w przeciwieństwie do szefa niemieckiej dyplomacji Steinmeiera, nigdy nie żywiła wielkich nadziei na chęć Putina do kompromisu. Kanclerz uważa, że sankcje stosowane wobec Rosji są skuteczne i wobec bombardowania Syrii przez rosyjskie lotnictwo, sankcje te powinny być jeszcze poszerzone. W tej kwestii jej rodzima partia do tej pory stała za swoją liderką murem, a nawet niektórzy  politycy wyrażali o wiele twardsze stanowisko. Członek CDU i przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Elmar Brok na forum unijnym postuluje za przedłużeniem sankcji na kolejny rok, a nie tylko na okres sześciu miesięcy, jak ma to miejsce w praktyce. Niemniej liderzy CDU zdają sobie sprawę, że w obliczu wyborów, stanowisko wobec Rosji będzie musiało być łagodniejsze. Dlatego w kwestii rosyjskiej konserwatyści zaczynają być coraz bardziej podzieleni, czego przykładem może być brak jednoznacznych działań niemieckiego rządu wobec zatrzymania projektu gazociągu Nord Stream 2.  

Sen z powiek Angeli Merkel spędzać będzie również Turcja, która umowę o zatrzymaniu na swoim terytorium imigrantów może wykorzystać jako poważną kartę przetargową. Ankara wie, że Europa nie może sobie pozwolić na zerwanie dealu. Turcja więc podejmie kroki w kierunku przyspieszenia negocjacji na temat członkostwa w UE, liberalizacji reżimu wizowego dla obywateli Turcji oraz wysunie żądania kolejnych miliardów euro pomocy. Erdogan zdaje sobie sprawę, że Angela Merkel jest coraz bardziej izolowana na europejskich salonach i traci wpływy również na własnym politycznym podwórku, więc wykorzysta sytuację do stawiania coraz twardszych warunków. Dotychczas Merkel udawało się bronić swojej polityki wobec uchodźców, ale zaostrzenia polityki migracyjnej żąda już nie tylko opozycja czy koalicjant, ale również liderzy CDU-CSU.

Niemcy wobec wygranej Trumpa

Przed wyborami niemieccy politycy głównych  sił politycznych deklarowali, że  zwycięstwo nieobliczalnego Donalda Trumpa nie byłoby pożądanym scenariuszem dla Berlina. Krytyka dotyczyła głównie jego poglądów dotyczących funkcjonowania NATO oraz pochwały Brexitu. Teraz w Niemczech pojawią się obawy, że wynik wyborów będzie miał negatywny wpływ w głównych sferach współpracy RFN z USA, m.in. w dziedzinie wojskowości i handlu. Jeszcze podczas kampanii Donald Trump podnosił, że partnerzy z NATO powinni ponosić większy ciężar w kształtowaniu światowego bezpieczeństwa. Z pewnością nowy prezydent Trump będzie z jednej strony domagał się większego zaangażowania Niemiec w NATO, z drugiej będzie naciskał na wszystkich członków NATO w Europie, by w większym niż dotąd stopniu byli zdani na siebie w dziedzinie obronności. Dużo niepewności w Niemczech wywołują także kwestie gospodarcze.  Główne obawy dotyczą umowy o wolnym handlu TTIP, która niemal na pewno nie zostanie podpisana. Niezagrożona wydaje się natomiast współpraca służb w zwalczaniu terroryzmu.

Brexit przesunięty w czasie

Wybory we Francji i Niemczech będą miały wpływ na przedłużenie negocjacji dotyczących Brexitu. Francois Hollande zimą rozpocznie kampanię przed kwietniowymi wyborami prezydenckimi. Natomiast w maju rozpocznie się kampania w Niemczech, która potrwa do wrześniowych wyborów. Jeśli konieczna będzie koalicja trzech ugrupowań, negocjacje dotyczące powołania nowego rządu w Berlinie mogą zakończyć się późną jesienią. To wpłynie na przesuniecie terminu opuszczenia UE przez Wielką Brytanię.

Francja i Niemcy dla scementowania Unii Europejskiej i rozwiązania jej głównych problemów, a także przeprowadzenia korzystnych negocjacji z Wielką Brytanią, będą potrzebowały solidnych partnerów.  Polska z dwoma najpotężniejszymi krajami UE powinna iść ramię w ramię, ciągnąć za sobą pozostałe kraje Europy Środkowo-Wschodniej. W rankingu państw będących największymi partnerami handlowymi Niemiec w 2015r.  Polska wysunęła się na 7. miejsce. Na tej liście wyprzedzają Polskę tylko USA, Francja, Holandia, Chiny, Wielka Brytania i Włochy. To oznacza silną kartę negocjacyjną dla Polski, w szczególności wobec Brexitu (Wielka Brytania to trzeci największy partner handlowy Niemiec). A więc wciąż prezentujemy dla naszych zachodnich partnerów istotny potencjał gospodarczy. Oczywiste jest również wykorzystanie silnej pozycji Donalda Tuska na unijnych salonach. Teraz bowiem jest nieodpowiedni czas na toczenie wojny politycznej na wewnętrzny użytek. To może być ostatni dzwonek, abyśmy nie zostali odsunięci na boczny tor.

Władimir Putin był najczęściej wymienianym politykiem podczas przedwyborczych debat w USA. Oczywistym jest, że rosyjski prezydent podobną rolę odegra podczas wyścigu prezydenckiego we Francji, a następnie w kampanii parlamentarnej w Niemczech. Dzięki Brexitowi Rosja pozbywa się proamerykańskiego głosu na forum Unii Europejskiej. Teraz Kreml będzie próbował rozbić jedność Europy, a Donald Trump nie będzie mu w tym przeszkadzał. Jeśli Putinowi to się uda, całkiem możliwy stanie się deal Ukraina za Syrię. 

Marek Połoński

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama