Kolejne skandale szpiegowskie w państwach europejskich, których wspólnym elementem jest udział służb specjalnych Rosji, pokazują skalę, ewidentnie rosnącego przez ostatnie lata, problemu. Mówiąc dobitnie zwiększonej presji wywiadowczej ze strony Moskwy. Ukazując jednocześnie, iż rządzący na Kremlu są w stanie zaakceptować nawet najwyższe ryzyko jeśli chodzi o przeprowadzanie tajnych operacji. Jednakże, rodzi się też pytanie czy obecne wydarzenia wokół Czech nie dają nam obrazu zachodzących zmian, w długofalowym reagowaniu na politykę Rosji wśród coraz liczniejszych państw europejskich i ich społeczeństw.
Wydarzenia zapoczątkowane atakiem na Siergieja Skripala, a mające miejsce w brytyjskim mieście Salisbury, przechodzą na zupełnie inny poziom w zestawieniu z obecnym skandalem szpiegowskim w Czechach. Nie chodzi nawet o to, że wspólnym mianownikiem obu spraw są słynni admiratorzy zwiedzania zabytków (dla przypomnienia obu tak wyjaśniało swoją obecność w Salisbury w trakcie wręcz operetkowego słynnego wywiadu dla rosyjskiej telewizji), znajdujących się we wspomnianym Salisbury, czyli Aleksander Myszkin i Anatolij Czepiga. Chodzi raczej o fakt, iż przestrzeń bezpieczeństwa państw europejskich była najpewniej tak zaaferowana walką z terroryzmem, że doprowadziło to do wytworzenia istnego Eldorado dla rosyjskich służb specjalnych. I nie chodzi tu w żadnym razie o samą kwestię klasycznego szpiegostwa, mającego na celu pozyskiwanie informacji politycznych i wojskowych. Choć i w tym przypadku Moskwa czuła się nader pewnie czego kolejnymi przykładami mogą być niedawne afery szpiegowskie wybuchające kolejno w Bułgarii i we Włoszech.
Czytaj też: Włochy: rosyjscy szpiedzy w armii [KOMENTARZ]
Przede wszystkim, widocznym przejawem słabości europejskiej postawy względem strony rosyjskiej było pozwolenie na wręcz masowe odwoływanie się do tajnych operacji. Te ostatnie obejmowały zabójstwa, a także próby zabójstw. Część dokonywanych w niejako „klasyczny” sposób, patrząc chociażby na sprawę zabicia Zelimkhan Khangoshviliego w środku niemieckiej stolicy w sierpniu 2019 r. Lecz część obejmujących użycie środków wysoce nietypowych, a należących do szeroko ujmowanego arsenału czynników CBRN. Mieliśmy więc otrucie silnie radioaktywnym polonem Aleksandra Litwinienko czy też próbę zastosowania trucizny z rodziny nowiczoków. W obu przypadkach doszło do użycia czynników CBRN na terytorium państwa należącego do NATO.
Dziś, widzimy, że również żadnym problemem dla rosyjskich decydentów nie było użycie klasycznej metody dywersyjnej również w Czechach (także państwo NATO i państwo należące do UE). Wysadzając tam składy amunicyjne, gdzie w trakcie dwóch odseparowanych od siebie czasowo eksplozji miały znajdować się tony amunicji do różnego uzbrojenia (za pierwszym razem mogło to być nawet 50 ton, a w przypadku kolejnego wybuchu 13 ton). Sprawę bardzo dogłębnie zbadali dziennikarze czeskiego „Respekt” Ondrej Kundra oraz Jaroslav Spurny. Dzięki nim możemy dziś zobaczyć jak wyglądała cała sprawa wysoce ryzykownej akcji wobec obiektów ulokowanych w czeskich Vrběticach. Przede wszystkim dowiedzieliśmy się, że sprawa eksplozji z 2014 roku (wysoce przełomowego dla bezpieczeństwa europejskiego w związku z rosyjską inwazją Krymu i innymi działaniami wymierzonymi w suwerenność Ukrainy) była od lat tematem śledztwa kontrwywiadu BIS, organów zajmujących się walką z przestępczością zorganizowaną oraz prokuratury w Brnie. Jednakże, postępy zostały poczynione wraz z pojawieniem się pomocy z zagranicy. To właśnie współpraca międzynarodowa miała zaowocować ustaleniami, że za dywersją stały rosyjskie służby specjalne. Obecnie sugeruje się, że bezpośrednia realizacja miała spaść na jednostkę wywiadu wojskowego GU(GRU) o numerze 29155 pod dowództwem generała Andrieja Awerjanowa (tak przynajmniej twierdzą amerykańskie źródła, opisujące całą sprawę), która de facto stała się swego rodzaju emanacją najbardziej ekstremalnych form działań Rosji w Europie. Innym pytaniem pozostaje czy jest to dobre dla debaty o rosyjskiej aktywności wywiadowczej na naszym kontynencie.
Dziś wskazano, że czeska policja ustaliła, że słynni rosyjscy „turyści z Salisbury” – Myszkin & Czepiga przybyli do Czech 11 października 2014 r. Jak wskazali dziennikarze „Respekt”, w kraju pojawiali się przylatując regularnym lotem Aerofłotu z Moskwy, a wyjechali z Czech 16 października udając się do Austrii, by później przemieścić się z powrotem do Moskwy. Duet Myszkin & Czepiga posługiwał się dokumentami legalizacyjnymi przygotowanymi przez Rosjan na fikcyjne nazwiska Rusłana Boszirowa i Aleksandra Pietrowa (później zastosowane również w przypadku ataku chemicznego w Salisbury). W Czechach interesowały ich nie tyle katedry, co właśnie skład amunicyjny w Vrběticach i ku temu zmierzali, starając się o zgodę na wyjazd do tej strefy. Co interesujące, jak napisali Ondrej Kundra oraz Jaroslav Spurny, korespondencja e-mail w zakresie zezwoleń została pozbawiona metadanych, pozwalających na łatwe ustalenie pewnych faktów odnośnie np. lokalizacji. Co więcej, w samych Vrběticach mieli pojawić się nie Myszkin & Czepiga czy też Boszirow & Pietrow, a Rusłan Tabarow i Mikołaj Popa. Na razie brak jest szczegółów jak dwóch rosyjskich funkcjonariuszy wywiadu mogło dokonać penetracji samego obiektu.
Nie zmienia to faktu, że 16 października o godzinie 9:25 nastąpił wybuch w składzie amunicji nr 16. Czeska policja nie ma jeszcze bezpośrednich dowodów na to, że obaj mężczyźni faktycznie weszli do kompleksu fizycznie, ale uważa tę hipotezę za wysoce realistyczną. Przypomnijmy, że kolejna tajemnicza eksplozja w Vrběticach miała miejsce pod sam koniec 2014 r. (3 grudnia) i dotknęła magazyn, tym razem oznaczony numerem 12 oddalony o ok. 150 metrów od pierwszego, który wyleciał w powietrze właśnie w październiku. Miało tam znajdować się 13 ton amunicji artyleryjskiej oraz amunicji strzeleckiej. Co ciekawe, sugerowano wówczas, że magazyn nr 12 miał być sprawdzany w ramach krótkiej inspekcji i nic nie sugerowało zagrożenia. Możliwe, że ładunek wybuchowy był dobrze ukryty lub inspekcja była pobieżna, a może Rosjanie dokonali drugi raz penetracji obiektów w Vrběticach, wykazując się wręcz nieskrywaną arogancją mając na uwadze wcześniejszą eksplozję. Dzisiaj zapewne trudno jest wykluczyć żadną z hipotez.
Trzeba zaznaczyć, iż zdaniem czeskich dziennikarzy, śledczy biorą pod uwagę hipotezę mówiącą o planowaniu eksplozji poza terytorium tego państwa. W Czechach miało jedynie dojść do umocowania ładunków, które potencjalnie miałby eksplodować już w Bułgarii. Tam bowiem wiodą tropy w zakresie transferu amunicji, która docelowo byłaby elementem transakcji z Ukrainą. Ta ostatnia, będąca pod presją militarną ze strony Rosji w 2014 r. była zmuszona do wręcz interwencyjnego poszukiwania zasobów, pozwalających na obronę kraju. Jednakże, ostatecznie to właśnie w Czechach doszło do tragicznych w skutkach zdarzeń. Eksplozja dotknęła bowiem magazyny wydzierżawione prywatnej Grupie Imex od państwowego przedsiębiorstwa Vojenský technický ústav. Zaś w samej Bułgarii i tak sprawa miała swoją niechlubną kontynuację w 2015 r. w postaci próby otrucia handlarza bronią Emiliana Gebrewa. To z nim, zgodnie z obecnymi hipotezami łączą się chociażby działania podjęte przez Rosjan w Czechach.
Oczywiście, zgodnie z zachodnimi standardami śledztw wicepremier Czech Jan Hamáček (ČSSD), miał zaznaczyć, iż jego państwo zwróci się oficjalnie do Rosji o umożliwienie przesłuchania przez czeską policję dwóch funkcjonariuszy rosyjskiego wywiadu wojskowego. Przy czym, sam polityk w jednym z wywiadów miał być wysoce sceptyczny względem reakcji Rosji. Szczególnie, że dwóch najbardziej znanych współcześnie rosyjskich „turystów” musiałoby też pojawić się na przesłuchaniu przed brytyjskimi śledczymi. Trzeba więc raczej założyć, że Myszkin & Czepiga skupią się raczej na spokojnym życiu na terytorium Rosji i ewentualne podróże, jeśli na takowe dostaną pozwolenie, będą wykonywali do tych państw, które gwarantują stronie rosyjskiej bezpieczeństwo ich funkcjonariuszy służb specjalnych czy agentów. Nie zmienia to faktu, że Czesi już teraz mają kooperować z Bułgarami w zakresie całej sprawy. Zaś Bułgaria po największej aferze szpiegowskiej od II wojny światowej, z rosyjską agenturą w roli głównej, może być o wiele bardziej skłonna do efektywnego rozwoju śledztwa. Szczególnie, iż Rosjanie utracili ważne elementy w zakresie własnych zasobów osobowych pozwalających na pozyskiwanie informacji z bułgarskich służb wojskowych.
Należy zauważyć, że niezależnie czy mówimy o ładunkach wybuchowych w Czechach czy użyciu czynników CBRN w Wielkiej Brytanii, za każdym razem Rosjanie czynili to bez żadnej refleksji względem strat mogących wystąpić w przypadku postronnych osób. I chyba nikt nie jest w stanie sobie dziś wyobrazić, że zarówno decydenci polityczni w Rosji czy też eksperci ze służb specjalnych byli pozbawieni refleksji odnoszącej się do możliwości wystąpienia ofiar. Można i chyba należy właśnie w tym miejscu przypomnieć tragiczną śmierć Dawn Sturgess, właśnie w kontekście ataku z Salisbury. Czy też przypomnieć, że w eksplozji w Czechach zginęło dwóch pracowników kompleksu Vratislav Havránek i Luděk Petřík.
Przy czym, w żadnym razie nie da się ograniczyć tych rozważań jedynie do najgłośniejszych spraw – Liwinienko czy Skripal. Bowiem, szczególnie po 2018 r., ponownie rozgorzała dyskusja o innych podobnych dość tajemniczych zgonach, łączonych właśnie z rosyjskimi służbami specjalnymi (mowa nawet o ponad dziesięciu tajemniczych zgonach, chociaż skala jest trudna do jasnego i czytelnego ustalenia). Stąd też skala zagrożenia dla obywateli państw należących do NATO i UE może być również o wiele większa. Ukazuje jednak pewną prawidłowość po stronie rosyjskich służb specjalnych, a może przede wszystkim decydentów. Pewność co do możliwości podejmowania ryzyka i wręcz arogancję w zakresie wyboru narzędzi działania w Europie. Wytwarzając niejako obraz pogardy względem kontrwywiadów szeregu państw europejskich i co więcej jeszcze większej pogardy względem liderów politycznych w tych krajach. Albowiem należało przypuszczać, iż część europejskich służb specjalnych jednak ustali rosyjskie zaangażowanie i poinformuje swoich politycznych przełożonych, że przynajmniej w wysoce prawdopodobnym ujęciu hipotetycznym należy brać pod uwagę działania rosyjskich służb specjalnych.
Oczywiście trzeba zaznaczyć, że pojawia się liczba mnoga, a więc rosyjskie służby specjalne. Albowiem należy niewątpliwie zgodzić się z ekspertem ds. bezpieczeństwa Grzegorzem Kuczyńskim, iż nie powinno się jedynie rozważać działań Kremla z wyizolowanej sztucznie perspektywy czy to tylko wywiadu wojskowego GU(GRU), wywiadu cywilnego (SWR) nie wspominając o aktywności służby bezpieczeństwa (FSB) mającej również pewne aspiracje względem terytorium innych państw. Widząc raczej pewną specyfikę uzupełniania się działań rosyjskich, podejmowanych na wielu frontach, w skali częstokroć dorównującej lub może nawet przerastającej podobną sowiecką aktywność zimnowojenną.
Erik Tabery z czeskiego „Respekt” komentując całą sprawę skandalu szpiegowskiego, mówi wprost, że niezbędna ma być redefinicja podstaw istniejącej polityki wewnętrznej i zagranicznej. I być może takiej redefinicji dokonano w części krajów europejskich już dawno, a Praga jedynie dołącza się do niej. W 2018 r. wskazałem, na łamach Infosecurity24.pl pisząc o sprawie Skripala, iż ważnym elementem działań odwetowych, może być także „współpraca” Brytyjczyków z partnerami z innych państw sojuszniczych, dokonywana nawet poza wcześniej akceptowalnymi ramami pracy tamtejszego wywiadu oraz kontrwywiadu, chroniącego kluczowe źródła niezależnie od formy ich pozyskania i eksploatowania. Niewykluczone, że Wielka Brytania postanowiła uderzyć nie tyle w zakresie „cyberfalklandów” w Rosję, a w pewnym sensie klasycznie. Wykorzystując własne informacje wywiadowcze mogła się podzielić pewnymi wątkami, danymi, a być może wprost zdekonspirować pewne rosyjskie aktywa agenturalne w obcych państwach, wystawiając je tamtejszym kontrwywiadom. Dziś dla Rosjan to może stać się większym wyzwaniem, niż wydalanie dyplomatów lub „dyplomatów” (o podwójnych etatach). Skala zniszczeń może być relatywnie większa, szczególnie w kontekście efektu psychologicznego. Wydaje się, że obce kontrwywiady mogą nie tyle zatrzymywać wskazane osoby, co raczej rozpocząć szerszą i odpryskową grę z nimi.
Od tego czasu nie dziwią nas kolejne, wręcz masowe, wydalenia kadrowych rosyjskich funkcjonariuszy służb wywiadowczych, legendowanych w ramach rosyjskiej dyplomacji. Mieliśmy też do czynienia z kilkoma całkiem głośnymi wpadkami rosyjskich szpiegów i ich rozbijania sieci ich agentury. Zdecydowanie nowej jakości nabrała również dyskusja o bardzo szybkiej rozbudowie kadrowej rosyjskich placówek dyplomatycznych w części państw europejskich. Jak zauważono obecnie, w kontekście czeskiego skandalu szpiegowskiego, Rosja od dawna ma około dwa razy więcej dyplomatów i pracowników ambasad w Czechach niż odwrotnie strona czeska w Rosji.
Według „Novinky” przykładowo sama ambasada Rosji w Pradze ma zatrudniać około 120 pracowników, z których ponad 40 to dyplomaci (według danych europeanvalues.cz ma to być 136 akredytowanych w Czechach Rosjan, z czego połowa może być kadrowymi funkcjonariuszami służb specjalnych). Dodając do tego obsady konsulatów generalnych w Brnie i Karlowych Warach to około 140 osób. Zaś, jak skomentowano to na łamach „Idnes” w przypadku, gdy Rosja wydaliła 20 dyplomatów z Czech, to w Moskwie miało zostać 5 Czechów (według danych europeanvalues.cz oficjalne przedstawicielstwo Republiki Czeskiej w Rosji liczy około 60 osób, w tym 30 dyplomatów). Stąd też część polityków czeskich ma opowiadać się za zmniejszeniem liczby rosyjskich dyplomatów w Pradze do tego samego poziomu co czeskich w Rosji. Przypomnijmy, że Praga zdecydowała się na uznanie za personae non gratae 18 Rosjan.
Czytaj też: Polska wydala rosyjskich dyplomatów
Coraz głośniej mówi się też o rosyjskich metodach działania, szczególnie w zakresie uświadamiania zagrożeń w perspektywie kształtowania świadomości społeczeństw państw europejskich. To zaś staje się elementem późniejszego nacisku na polityków, którzy już nie mogą uciekać przed stawieniem czoła tego typu wyzwaniom płynącym z agresywnej postawy Kremla na ich terytorium. Nie zaskakuje więc, że kontrwywiady mogą również o wiele swobodniej pisać o działaniach rosyjskich służb specjalnych i nie potrzebują lokować tego rodzaju rozważań gdzieś na marginesie analiz odnoszących się do Al-Kaidy czy tzw. Państwa Islamskiego (Da`ish). Rosyjskim problemem operacyjnym staje się też tracenie swobody w kreacji propagandowej swoich własnych służb specjalnych. Można stwierdzić, że każda kolejna wpadka, każde kolejne głośne śledztwo, itd. pokazuje wszelkie szarości w biało-czarnym obrazie, prezentowanym od lat. Nie bez przyczyny mowa o swoistym obrazie dwukolorowym, gdyż zapewne ze strony rosyjskiej wysoce użytecznymi narracjami były zarówno te odnoszące się do niezwykłej skuteczności i wręcz omnipotencji własnych szpiegów poza granicami kraju. Jak również te, które prezentowały rosyjski wywiad (cywilny i wojskowy) we wręcz karykaturalny i groteskowy sposób, deprecjonując tym samym rozmowę o realnych zagrożeniach płynących ze strony rosyjskich operacji.
Konkludując, należy podkreślić, że choć Rosjanie zapewne nadal będą starali się używać całego spektrum dotychczasowych metod działania w Europie, to jednak bezpowrotnie mija swobodna atmosfera polityczna względem nich. Co więcej, Moskwa może spodziewać się większej skali reperkusji, podnosząc wobec tego skalę ryzyka dla swoich funkcjonariuszy i ich aktywów. Zwiększając ryzyko również wobec innych interesów polityczno-gospodarczych, spinanych z efektami działań wywiadowczych (np. Czesi mieli ustosunkować się negatywnie wobec kwestii udziału strony rosyjskiej w pracach nad energetyką). Być może nawet w przypadku Niemiec, po kolejnych wyborach okaże się, iż pojawią się zupełnie nowe dowody w sprawie działań specjalnych rosyjskich służb specjalnych.
Czytaj też: Rosja: Wielka flota desantowa na Morzu Czarnym
Szczególnie, że nawet Bułgaria czy też Czarnogóra (sprawa planów zamachu stanu i skazania in absentia dwóch Rosjan, najpewniej funkcjonariuszy wywiadu wojskowego GU(GRU) Eduarda Sziszmakowa oraz Władimira Popowa) muszą inaczej podchodzić do rosyjskich tajnych operacji. Ciekawym wątkiem może być postawienie sobie pytania, na ile sugerowana nowa jakość w podchodzeniu do rosyjskich służb specjalnych w Europie, jest pochodną przeszacowania w wywiadowczym upokarzaniu kolejnych gabinetów Jej Królewskiej Mości. Już wcześniej zasugerowałem, że być może tak jak 2014 r. i zajęcie Krymu oraz wywołanie konfliktu we wschodniej części Ukrainy długofalowo obudziło, chcące czy nie chcące tego, elity wojskowe w Europie. Tak właśnie Salisbury w 2018 r. zrobiło wyłom w myśleniu o rosyjskich służbach specjalnych i nie tylko potrzebie ograniczenia im swobody działania, ale również przejścia do kontrataku.
Jednakże, nie należy popadać równocześnie w wielki huraoptymizm, bowiem Moskwa nadal jest skora do podejmowania nawet większego ryzyka, patrząc na koncentrację wojsk wokół Ukrainy. Stąd też tak istotną rolę winna odgrywać odpowiednio sformułowana polityka względem własnych służb specjalnych i współpracy w ramach formatów sojuszniczych i koalicyjnych. Przypominając, że na gruncie polskim, w zeszłorocznej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego zawarto przecież fragment mówiący o tym wprost - cyt. "Kontynuować wzmocnienie kontrwywiadowczego zabezpieczenia organów państwowych i infrastruktury krytycznej, adekwatnie do nasilającej się aktywności obcych służb wywiadowczych – zarówno w sferze wojskowej, jak i cywilnej." Sprawa Czech, Włoch, Bułgarii, Czarnogóry, Wielkiej Brytanii... itd. jeszcze bardziej powoduje, że te słowa wybrzmiewają jako nakaz do działania.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie