Reklama

Siły zbrojne

Dlaczego konflikt w Górskim Karabachu powinien zmienić Wojsko Polskie? [Defence24 TV]

Fot. Defence24.pl
Fot. Defence24.pl

Gdyby doszło do starcia Sił Zbrojnych RP z krajem tak przygotowanym do wojny jak Azerbejdżan, to doszłoby do pogromu polskich żołnierzy. Co gorsza Azerowie osiągnęli takie zabójcze zdolności za o wiele mniejsze pieniądze i w krótszym czasie niż Polska realizuje programy: „Patriot”, „Abrams”, „F-35” czy „Miecznik”.

Minął rok od azersko-armeńskiego konfliktu w Górskim Karabachu, który trwał od 27 października do 10 listopada 2020 roku. Pomimo bardzo dobrze udokumentowanych działań obu stron szczególnie jeżeli chodzi o systemy bezzałogowe, w Polsce nie nastąpiła żadna rewolucyjna zmiana w podejściu do własnych sił zbrojnych: nie uruchomiono w trybie natychmiastowym odpowiednich prac badawczo – rozwojowych, nie dokonano odpowiednich zakupów w ramach pilnej potrzeby operacyjnej, ani też diametralnie nie zmieniono taktyki działania.

image
Fot. Ministerstwo Obrony Azerbejdżanu/Youtube

Przypomina to bardzo zachowanie strusia, który chowając głowę w piasek nie chce widzieć zbliżającego się zagrożenia i uważa się za bezpiecznego. Dowodem na to może być chociażby ogłoszony przez polski MON w lipcu 2021 roku plan zakupu 250 czołgów Abrams, które w starciu z krajem tak wyposażonym jak Azerbejdżan nie miałyby żadnych szans na przetrwanie.

Komentarz jest dostępny w pliku wideo - wyłącznie w serwisie Youtube z uwagi na ograniczenia wiekowe >>> KLIKNIJ TUTAJ <<<

I niczego nie zmienia tu fakt, że w maju 2021 roku MON ekspresowo i również bez przetargu, zakontraktował 24 tureckie drony uderzeniowe Bayraktar TB-2. W ten sposób dano rycerzowi miecz, zapominając jednak, że potrzebuje on również tarczy. Górski Karabach pokazał bowiem, że nie chodzi jedynie o zakup bezzałogowych systemów powietrznych, ale również, a może przede wszystkim, o pozyskanie systemów, które by nas skutecznie przed nimi broniły. A o takich jak na razie w Polsce się głośno nie mówi. Co gorsza, cały czas wskazuje się, że nasz obecny system obrony przeciwlotniczej, wsparty przez NATO i planowane zakupy, będzie w stanie zabezpieczyć nasze wojska przed zagrożeniem z powietrza. A to jest wielki błąd.

image
Opracowany w Wojskowej Akademii Technicznej bezzałogowy system powietrzny „Rybitwa”. Fot. M.Dura

 Dokładnie tak samo przekonywali polityków armeńscy generałowie, którzy wspierając się opiniami rosyjskich specjalistów:

  • realizowali interwencyjne zakupy podobno doskonałego i nowoczesnego uzbrojenia z Rosji
  • oraz potwierdzali swoją pełną gotowość do walki m.in. w czasie rosyjsko-armeńskich ćwiczeń obrony przeciwlotniczej w czerwcu 2020 roku, zorganizowanych dokładnie na trzy miesiące przed atakiem Azerbejdżanu. Na kpinę zakrawa fakt, że ćwiczenia te były nastawione m.in. na znalezienie słabych i mocnych stron azerskich dronów oraz skutecznej taktyki przeciwdziałania ich atakom.

Dodatkowo Rosjanie mieli się podzielić z Armeńczykami swoim doświadczeniami w zwalczaniu bezzałogowców z Syrii i Libii. No i się podzielili.

Zimny i krwawy prysznic dla armeńskich żołnierzy, ale czy tylko armeńskich?

Trzy miesiące później, zabijając z powietrza setki armeńskich żołnierzy i nie tracąc przy tym żadnego pilota, azerskie wojsko pokazało, że wszystkie te rady i deklaracje były nieużyteczne lub nieprawdziwe. W tym braku reakcji polskiego wojska na wydarzenia w Górskim Karabachu najgorsze jest to, że marnowany jest bezcenny czas na przygotowanie się do obrony.

A jest go naprawdę niewiele. Trzeba bowiem pamiętać, że Azerbejdżan uzyskał taką miażdżącą przewagę nad Armenią praktycznie w ciągu zaledwie sześciu lat. Dodatkowo zrobił to za o wiele mniejsze środki, niż gdyby realizowano kompleksowy program wymiany generacyjnej: czołgów, pojazdów wojskowych, artylerii, samolotów i śmigłowców. Strach pomyśleć, co się stanie, gdy takie same przygotowania jak w Azerbejdżanie zacznie się realizować w Rosji, która ma o wiele większe budżet, lepszą armią i wydajniejszą bazą naukowo-przemysłową. Ale przecież takie same działania może podjąć również Białoruś.

Dlatego sposób prowadzenia przez Azerbejdżan działań wojennych przeciwko Armenii powinien być dla nas ostrzeżeniem, że bez systemów i przedsięwzięć antydronowych, obecnie wykorzystywany w Polsce sprzęt oraz taktyka działania będą mało przydatne podczas faktycznego konfliktu zbrojnego. I to nawet wtedy, gdy wdroży się na uzbrojenie kolejne Leopardy i planowane do zakupu czołgi Abrams, system Patriot, zestawy rakietowe HIMARS czy fregaty Miecznik.

Konflikt w Górskim Karabachu pokazał bowiem dobitnie, że wojska mające tylko tego rodzaju uzbrojenie są zupełnie bezradne w obliczu ataków ze strony systemów bezzałogowych i amunicji precyzyjnej, wspartych kompleksami Walki Elektronicznej. I nie należy się łudzić, że to co się działo w rejonie Kaukazu nas nie dotyczy.

W rzeczywistości polska armia wcale nie różni się tak bardzo od armeńskiej - poza liczebnością. Oczywiści Armenia ma czołgi T-72 i T-80, a Polska również Leopardy i PT-91, ale w starciu z dronami nie będzie to miało żadnego znaczenia. Bo dla dronów atakujących z góry, każdy czołg bez skutecznej osłony przeciwlotniczej, nawet Abrams, to po prostu łatwy cel. Dowód: Azerbejdżan na końcu konfliktu poinformował, że jego systemy bezzałogowe zniszczyły 114 czołgów, a więc ponad połowę stanu całej armeńskiej armii. Większość z tych przypadków została zresztą sfilmowana.

Podobnie jest w przypadku lądowych wyrzutni rakietowych „ziemia-ziemia”. Polska posiada mobilne zestawy rakiet niekierowanych Langusta, Grad i RM-70, natomiast Armenia, poza Gradami, ma również systemy rosyjskie Uragan i Smiercz, chińskie AR-1A i WM-80 oraz zestawy rakiet taktycznych Toczka, Iskander i Scud.

Oczywiście polskie Wojska Lądowe mają w przyszłości otrzymać wyrzutnie HIMARS, ale dla dronów jest to taki sam łatwy cel, jak wykorzystywane w obu krajach, sowieckie, wieloprowadnicowe wyrzutnie BM-21 Grad. Dowód: w Górskim Karabachu zniszczono systemami bezzałogowymi prawdopodobnie ponad 140 lufowych i rakietowych systemów artyleryjskich.

Nie inaczej jest w przypadku bojowych wozów piechoty i transporterów. Polska armia ma na swoim uzbrojeniu nowoczesne KTO Rosmak i kilkaset starych, bojowych wozów piechoty BWP-1. Z kolei Armeńczycy wykorzystują stare transportery kołowe BTR-80 oraz bojowe wozy piechoty BMP-1 i nowsze BMP-2. W 2020 roku Azerbejdżan eliminował je bardzo łatwo i to nawet wtedy, gdy stosowano kamuflaż oraz budowano wokół nich umocnienia ziemne. Szacuje się, że w Górskim Karabachu drony zniszczyły 43 pojazdy opancerzone i 249 różnego typu samochodów wojskowych.

Jak rozbito armeńską obronę przeciwlotniczą?

Oczywiście zawsze można zakładać, że działanie własnych wojsk zabezpieczy skuteczna obrona przeciwlotnicza. Problem polega na tym, że armeńskie siły zbrojne wykorzystywały teoretycznie lepsze, rakietowe systemy przeciwlotnicze niż polskie wojsko i dodatkowo w większym nasyceniu. Wielu specjalistów uważa nawet, że gęstość rozmieszczenia zestawów przeciwlotniczych w Górskim Karabachu można porównać jedynie do Korei Północnej.

Pomimo tego, Azerowie eliminowali praktycznie każdy wykryty przez nich element armeńskiego systemu przeciwlotniczego. Na filmach publikowanych później w sieci, zarejestrowano więc niszczenie przewoźnych zestawów artyleryjskich typu M55 „Zastawa” kalibru 20 mm, Zu-23-2 kalibru 23 mm i mobilnych zestawów artyleryjskich ZSU-23-4 „Szyłka” kalibru 23 mm.

Azerskie drony bez problemów „rozprawiały się” również z mobilnymi, rakietowymi zestawami 9K35 „Strieła-10” i „Osa-AKM”, chociaż to na nich opierała się bezpośrednia obrona armeńskich wojsk lądowych. Azerbejdżan nie wymyślił tu wcale nowej taktyki działania, ale skorzystał ze starych sposobów prowadzenia nalotów, wypracowanych przez Amerykanów w Wietnamie i Izraelczyków np. w Dolinie Bekaa.

image
Polski zestaw przeciwlotniczy krótkiego zasięgu „Osa-AK”. Fot. M.Dura
image
Fot. Ministerstwo Obrony Azerbejdżanu/Youtube

Najpierw więc Azerowie wysyłali drony, którymi starano się uaktywnić obronę przeciwlotniczą, później niszczyli wykryte w ten sposób elementy tej obrony za pomocą amunicji krążącej, a następnie realizowano już bezkarnie ataki na pozycje obrony armeńskich wojsk lądowych bombardując np. czołgi, pojazdy, artylerię i stanowiska piechoty. W odróżnieniu od Amerykanów i Izraelczyków, Azerbejdżan stosował przy tym jednak zupełnie nowe środki, często zbudowane w bardzo pomysłowy sposób.

Wykorzystywano np. bezzałogowe wersje starych, dwupłatowych samolotów transportowych An-2T. Armeńczycy chwalili się później zniszczeniem kilku takich, doraźnie zbudowanych dronów jednak w rzeczywistości nie był to wcale powód do chwały. Azerowie tracili bowiem w ten sposób najczęściej mało użyteczne samoloty, które przerobiono za kilka tysięcy dolarów. Armeńczycy natomiast wykorzystywali w tym celu, kosztujące kilkadziesiąt razy więcej rakiety, a dodatkowo wystawiali na cel dla bojowych dronów kilkaset razy droższe systemy rakietowe oraz… swoich żołnierzy.

Azerowie bez problemu atakowali później z powodzeniem uaktywnione systemy opl – w tym podobno nowoczesne i chwalone przez Rosjan, mobilne zestawy „Tor-M2KM”. Według ich raportów, w ciągu pierwszych dwóch tygodni konfliktu udało im się zniszczyć cztery takie systemy, pomimo, że były one w gotowości bojowej, z włączonym radarem. W niszczeniu takich systemów nie przeszkadzało: ani kamuflowanie wyrzutni w terenie zabudowanym, ani np. ich ukrywanie w prywatnych garażach. Dzięki dronom przebywającym wiele godzin nad danym terenem, ich operatorzy mieli bowiem doskonały obraz sytuacji, wiedząc gdzie przygotowywane są schronienia, budowane okopy oraz organizowana obrona.

Ale prawdziwą rzeź urządzono armeńskim zestawom „Osa”, które są przecież wykorzystywane również w polskich siłach zbrojnych. I nie miało tu znaczenia: czy taki system pracował, czy nie lub czy był ukryty na przygotowanej wcześniej pozycji ogniowej, czy też był w ruchu. Armeńskie „Osy” okazał się bezsilne wobec dronów, podobnie zresztą jak mobilne zestawy rakietowe „Strieła”. Usunięcie tych zestawów krótkiego zasięgu utorowało drogę azerskim rakietom do niszczenia systemów przeciwlotniczych średniego zasięgi, takich jak 2K11 „Krug” (co najmniej jedna sztuka), 2K12 „Kub” (co najmniej 1 sztuka), 9M317 „Buk-M2” (5 sztuk) i S-125  „Pieczora” (co najmniej 1 sztuka).

Co gorsza, prezydent Azerbejdżanu İlham Əliyev już 23 października 2020 roku mógł się pochwalić zniszczeniem wszystkich sześciu baterii dalekiego zasięgu S-300, stanowiących najważniejszą część armeńskiego systemu obrony przeciwlotniczej. I nie miało tu znaczenia, czy te baterie były w gotowości bojowej, czy też nie oraz jak daleko znajdowało się na terytorium Armenii. Doszło nawet do sytuacji, gdy dron Bayraktar TB2 nadleciał nad jedną z baterii i nie tylko koordynował atak amunicji krążącej oraz rakiet, ale później bezkarnie czekał, by sprawdzić, czy nalot zakończył się powodzeniem. Było to konieczne, ponieważ jednostki ogniowe S-300 składają się z wielu elementów rozstawionych w terenie, a także są osłaniane przez zestawy przeciwlotnicze krótkiego zasięgu (w Armenii były to głównie zestawy „Osa-AKM” w Rosji są to zestawy „Pancyr-S1”). I wszystko to rozgrywało się przy braku skutecznej osłony realizowanej przez specjalistyczne systemy Walki Elektronicznej.

image
Wykorzystywany w polskich siłach zbrojnych dron Boeing Insitu ScanEagle. Fot. M.Dura

Wątpliwa skuteczność rosyjskich systemów przeciwlotniczych Walki Elektronicznej

Zostały one w większości dostarczone przez Rosjan, którzy od dawana kreują się za specjalistów w dziedzinie zakłóceń. Armeńczycy zawierzając tej opinii kupili rosyjskie zestawy WRE, uznając że to im pomoże w zabezpieczeniu się przed azerskim systemami bezzałogowymi. Okazało się jednak zupełnie inaczej. O zaskoczeniu Armeńczyków może świadczyć orędzie wygłoszone 5 grudnia 2020 roku przez premiera Armenii Nikoła Paszyniana, który nazwał marnotrawstwem wydanie w 2017 roku 42 milionów dolarów na zakup rosyjskich systemów Walki Elektronicznej, ponieważ one „po prostu nie działają”.

Nie sprawdziły się nawet kompleksy WRE, które były specjalnie opracowane do eliminowania dronów, a które później stawały się dla nich celem. Przykładem może być np. system „Riepellient-1”, którego trzy zestawy zostały według Azerów zniszczone przez systemy bezzałogowe. A jest on przecież reklamowany przez oferujący go rosyjski koncern Rosoboroneksport jako „kompleks elektronicznego tłumienia wszystkich telekomunikacyjnych kanałów sterowania małym dronami”. Bezzałogowce działały również swobodnie na obszarze teoretycznie ochranianym przez system Walki Elektronicznej „Polie-21E”. A został on zakupiony w 2016 roku w Rosji specjalnie do przestrzennego zabezpieczenia wyznaczonego obszaru przed atakami  bronią precyzyjną.

Tak więc, pomimo dużego nagromadzenia rosyjskich zestawów przeciwlotniczych i Walki Elektronicznej, sprzęt deklarowany przez Rosjan jako skuteczny przeciw dronom, w starciu z bezzałogowcami okazał się praktycznie bezradny. Oczywiście Armenia poinformowała 22 października 2020 roku, że jej obronie udało się zniszczyć 206 azerskich bzezzałogowców w tym ponad 10 tureckich Bayraktarów. Jednak tylko 21 z tych zestrzeleń potwierdzono materiałem filmowym lub zdjęciowym. Nie wiadomo też ile z pokazanych szczątków należało do użytej w ataku amunicji krążącej.

Z kolei azerskie ministerstwo obrony poinformowało 20 października 2020 roku o zniszczeniu aż 42 elementów armeńskiego systemu obrony przeciwlotniczej. Przy czym atakowano zestawy przeciwlotnicze i radary nawet wtedy, gdy były one dobrze zakamuflowane i nie były włączone. Co więcej, robiono to do skutku, aż uznano, że dany obiekt został zniszczony. Tak było np. z radarami (głównie typu P-12 i P-15), gdzie systemy antenowe stały w oddaleniu od pojazdów z kabinami operatorów.

Ale ataki realizowano również na te systemy włączone. W Górskim Karabachu okazało się, podobnie jak wcześniej w Syrii i Libii, że rosyjskie systemy lufowe, rakietowe i Walki Elektronicznej nie są efektywne w odniesieniu do dronów, a przynajmniej nie tak, jak reklamują je Rosjanie. Taka ujemna weryfikacja dotyczyła nawet tak znanych rozwiązań, jak mobilne, rakietowe zestawy przeciwlotnicze „Tor-M2KM” i rakietowo artyleryjskie „Pancyr-S1”. Tymczasem należy pamiętać, że to właśnie one są wykorzystywane przez Rosjan do ochrony rozstawionych na pozycji bojowej, strategicznych systemów, np. obrony antyrakietowej dalekiego zasięgu S-400 i S-500.

Zestawy te poniosły pierwsze straty w Syrii w starciu z izraelskim lotnictwem, ale największe  w czasie wojny domowej w Libii. Siły Haftara mogły tam utracić nawet 15 „Pancyrów” rewanżując się zestrzeleniem około 25 dronów Bayraktar TB2. W Górskim Karabachu swoją słabość pokazały również „Tory”.

Dlaczego tak się działo? Przede wszystkim dlatego, że armeńskie zestawy przeciwlotnicze najczęściej w ogóle nie były w stanie wykryć dronów. „Nagle” okazało się, że bezzałogowce mają zbyt małą skuteczną powierzchnię odbicia radarowego oraz małą prędkość - ignorowaną bardzo często przez systemy śledzenia radarów, przeznaczonych wcześniej do wykrywania inaczej poruszających się, załogowych statków powietrznych. Pomimo więc, że na obrazach zarejestrowanych z bezzałogowców widać wyraźnie pracujące stacje radiolokacyjne zestawów przeciwlotniczych, to obserwujące to z bliska samoloty bezzałogowe najczęściej nie były wykrywane, mogły spokojnie namierzać cele i naprowadzać na nie uzbrojenie kierowane.

image
Rosyjski, rakietowo-artyleryjski zestaw przeciwlotniczy Pancyr-S1. Fot. mil.ru

Zauważono, że nawet stosunkowo duże drony Bayraktar TB2 są wykrywane przez radar zestawu „Pancyr-S1” średnio w odległości około 7 km, a przy zastosowaniu zakłóceń, zasięg ten może spaść nawet do 4 km. Tymczasem operator tego bezzałogowca może zidentyfikować cel naziemny w odległości do 20 km, mając do dyspozycji bomby szybujące na bazie rakiet UMTAS o zasięgu maksymalnym 8 km. Drony mogą więc tak atakować cele naziemne, by samemu nie być przez nie wykryte.

Ta swoboda w działaniu może być jeszcze większa, gdy w jednym ugrupowaniu bojowym z dronami Bayraktar TB2 będą działały drony przenoszące urządzenia Walki Elektronicznej. Turcy ćwiczyli taki scenariusz w Syrii wprowadzając w ugrupowanie mniejszych bezzałogowców duże drony TAI Anka.

image
Fot. Ministerstwo Obrony Azerbejdżanu/Youtube

 Przewaga dronów nad zestawami przeciwlotniczymi jest związana jeszcze z ich autonomicznością. Bezzałogowce mogą bowiem przebywać w powietrzu przez kilkadziesiąt godzin, czekając aż przeciwnik ujawni swoją pozycję lub pojawi się odpowiedni moment do przeprowadzenia ataku. Tak było np. z zestawami przeciwlotniczymi, które były atakowane przede wszystkim podczas zmiany pozycji. Operatorzy dronów wiedząc bowiem, że np. zestaw „Pancyr-S1” można uruchomić po 4 minutach, mogli się w tym czasie do niego bezkarnie zbliżyć na tyle, by atak był najbardziej skuteczny.

Odpowiednio dobierając taktykę można więc znacząco zminimalizować straty własnych bezzałogowców i ostatnie lata to wyraźnie pokazały. Szacuje się, że o ile w Syrii trzeba było poświęcić pięć dronów, by zniszczyć jeden zestaw przeciwlotniczy, to w Libii potrzeba było na to 2,8 drona, a Górskim Karabachu jeden dron wystarczał na 2,25 zestawów przeciwlotniczych.

To bezpieczeństwo dla dronów było tym większe, że w działaniach wykryto również inne mankamenty rosyjskich systemów przeciwlotniczych – w tym przede wszystkim zbyt duże błędy systemów śledzenia i układów naprowadzania rakiet oraz armat. To z tego powodu, nawet gdy doszło do wykrycia, to duża część rakiet przeciwlotniczych nie trafiała w cel, a w przypadku armat – do zniszczenia jednego drona trzeba było wystrzelić kilkaset lub kilka tysięcy pocisków.

image
Polski dron rozpoznawczy krótkiego zasięgu PGZ-19R. Fot. M.Dura

Zestawy artyleryjskie zużywały więc na jednego drona prawie całą, posiadaną przez siebie jednostkę ognia. Przykładowo w przypadku systemów „Pancyr-S1” i „Tunguska-M1” okazało się, że dla uzyskania prawdopodobieństwa trafienia równego 0,5 na odległości 500 m trzeba było wystrzelić od 500 do 1500 pocisków. Strach przy tym pomyśleć, co się będzie działo kilka kilometrów dalej, gdy te kilkaset pocisków po ominięciu celu spadnie na ziemię.

Podobne, nieakceptowalne obecnie straty uboczne byłyby w przypadku „niecelnych” rakiet. W odniesieniu do nich należy też dodatkowo pamiętać o nieekonomicznym aspekcie ich wykorzystania w odniesieniu do dronów. Pojedyncza rakieta zestawu „Pancyr-S1” kosztuje około 70 tysięcy USD, natomiast zestawu „Tor” 300 tysięcy USD. Produkowana seryjnie amunicja krążąca jest kilkukrotnie tańsza. Dodatkowo, jak pokazała już wojna w Syrii, rosyjskie rakiety bardzo często w nią nie trafiają. Natomiast nie strącona amunicja krążąca jest praktycznie zawsze celna.

image
Fot. Ministerstwo Obrony Azerbejdżanu/Youtube

 Warto też spojrzeć na generalne koszty modernizacji armii. Jeden kompleks Bayraktar TB2 z czterema dronami, zestawem pocisków i naziemnym systemem kierowania prawdopodobnie kosztował Azerów około 5 milionów USD. Armeńczycy płacili za kołowy zestaw rakietowy „Tor” około 13 milionów USD. Azerowie kupili więc swoje drony Bayraktar za mniej niż Armeńczycy swoje zestawy „Tor”.

Czy im się to opłaciło? Chyba tak, jeżeli chwalono się później zniszczeniem rakietami z dronów Bayraktar: 89 czołgów T-72, 29 pojazdów opancerzonych, 131 pozycji artyleryjskich, 61 wyrzutni rakietowych, 9 radarów i systemów Walki Elektronicznej oraz 143 pojazdów.

Na czym polegała przewaga Azerbejdżanu nad Armenią?

Powszechnie uważa się, że Azerbejdżan pokonał Armenię za pomocą dronów. W tej opinii jest jednak tylko część prawdy. W rzeczywistości Armeńczycy przegrali, ponieważ przeciwnik zaskoczył ich zupełnie nową taktyką działania stosując dodatkowo na masową skalę uzbrojenie, na które nie było odpowiednio skutecznego środka obrony. Armenia stanęła więc w takiej samej sytuacji, jak Polska w 1939 roku oraz Holandia, Belgia i Francja w 1940 roku. Takich analogii do II wojny światowej było zresztą w Górskim Karabachu o wiele więcej.

Ważne jest to, że Armenia tylko modernizowała istniejące siły zbrojne, wymieniała stary sprzęt na nowy i kupowała to, co inni uznawali za dobre. Azerbejdżan teoretycznie robił to samo, jednak jednocześnie wprowadzając coś nowego: i to nie tylko poprzez zakupy zagraniczne, ale również poprzez aktywację własnego przemysłu i nauki. Konflikt w Górskim Karabachu pokazał wyraźnie, co się stanie, gdy jedna z walczących stron będzie miała wyraźną przewagę: zarówno jeżeli chodzi o ilość wykorzystywanych systemów, jak i stosowaną taktykę działania. W efekcie Azerbejdżan wykorzystywał podobnie zorganizowane siły lądowe jak Armenia, jednak wsparł je w nowatorski sposób wykorzystywanymi dronami działającymi wspólnie z systemami Walki Elektronicznej oraz siłami specjalnymi.

Szacuje się, że w momencie wybuchu konfliktu Azerbejdżan miał na swoim stanie co najmniej trzysta dronów różnych typów oraz kilkaset sztuk amunicji krążącej, które po wykryciu celu niszczyły go przez bezpośrednie uderzenie. Wśród nich było ponad sto izraelskich dronów kamikaze IAI Harop oraz Elbit „Sky Strike”.

Możliwości Armenii w tym względzie były o wiele mniejsze. Szacuje się, że armeńskie siły zbrojne miały na wyposażeniu około trzydziestu dronów taktycznych czterech typów i śladowe ilości amunicji krążącej (której nie zdążono na czas wprowadzić na uzbrojenie). Były to rozwiązania opracowane przez własny przemysł, a więc gorszej jakości od np. izraelskich, przez chociażby utrudniony dostęp do technologii.

Widać to było zresztą po jakości obrazu rejestrowanego przez kamery dronów. W ten sposób Armeńczycy mogli wykorzystywać bezzałogowce jedynie do rozpoznania, ewentualnie używając je bezpośrednio do naprowadzania swojej artylerii. Zupełnie inaczej, z rozmachem i przemyślaną taktyką, swoje drony wykorzystywały azerskie siły zbrojne. Przewaga Azerbejdżanu polegała również na tym, że poza zakupami zaczęto też masową produkcję systemów bezzałogowych u siebie. W ten sposób Azerowie nie musieli ograniczać się w wykorzystywaniu amunicji krążącej stosując ją nawet do likwidacji kilkuosobowych grup żołnierzy i to w oddaleniu od linii walk.

image
Fot. Ministerstwo Obrony Azerbejdżanu/Youtube

 Nie chodzi tylko o straty w sprzęcie

Opublikowanie w tym filmie drastycznych nagrań z wojny w Górskim Karabachu ma swój wyraźny cel. Ustalająca priorytety modernizacyjne, polska generalicja powinna mieć bowiem pełną świadomość, co się może stać, gdy opracowanie i wprowadzenie systemów antydronowych nadal nie będzie miało w Polsce najwyższego priorytetu.

Nie chodzi bowiem jedynie o uwzględnianie w planowaniu operacji strat w sprzęcie powodowanych przez ataki dronów. Równie ważny jest efekt psychologiczny, jaki te ataki wywołały w armeńskim wojsku i społeczeństwie.

Nie bez powodu Azerbejdżan już od początku wojny w Górskim Karabachu publikował na niespotykaną wcześniej skalę na kanałach YouTubie filmy z tego, jak drony skutecznie atakowały armeńskie pozycje. Działano tutaj zupełnie inaczej niż w Syrii i Libii, ale jak się okazało nie bez powodu. Azerom wcale nie chodziło bowiem jedynie o udokumentowanie swoich zwycięstw, ale również o wzbudzenie strachu i zniechęcenia wśród armeńskich żołnierzy i … armeńskiego społeczeństwa.

Ta umiejętnie prowadzona wojna psychologiczna zrobiła z dronów dokładnie to, co uczyniły syreny akustyczne z niemieckich bombowców nurkujących Ju-87 Stuka na początku II wojny światowej. Już po kilku dniach konfliktu wystarczył tylko dźwięk silników bezzałogowców, by armeńscy żołnierze przerywali walkę, uciekali z zajmowanych pozycji i zostawiali sprzęt. I nie można się temu dziwić.

Azerowie publikowali bowiem w sieci filmy, jak drony dosłownie polowały na ludzi. W Górskim Karabachu okazało się, że życie armeńskich żołnierzy zależało tak naprawdę jedynie od tego, czy operator drona był bezwzględny , czy też nie. Byli bowiem Azerowie, którzy mając do dyspozycji uzbrojenie przeciwpancerne rzeczywiście niszczyli głównie sprzęt ustawiony na pozycjach i to bardzo często bez obsługi znajdującej się w ukryciu.

Ale byli też tacy operatorzy dronów, którzy mając do wyboru kilka wojskowych pojazdów ciężarowych wybierali grupę ludzi, która znajdowała się pomiędzy nimi. Byli też tacy, którzy specjalnie czekali aż armeńscy żołnierze przez wiele kilometrów uciekali przed dronem i uderzali w momencie, gdy Armeńczycy znaleźli ukrycie i poczuli się bezpieczni.

Nie pomagała też ewakuacja żołnierzy w szybkich pojazdach ciężarowych. Niektórzy operatorzy dronów nie atakowali tych pojazdów w momencie załadunku i ucieczki, ale bezkarnie czekali na moment, gdy na dole Armeńczycy uznali się za uratowanych i bezpiecznych. Dopiero wtedy wysyłano w ich kierunku amunicję krążącą, co w efekcie wywoływało u armeńskich żołnierzy poczucie beznadziejności i skłaniało ich do irracjonalnych zachowań.

Reklama
Reklama

Generałom, którzy chcą by ich żołnierze byli odważni i gotowi do poświęceń trzeba też pokazać film, jak operator azerskiego drona najpierw niszczy schron, zasypując w nim ludzi, a następnie czeka spokojnie, aż ich koledzy odważnie i z poświęceniem zaczną ratować swoich towarzyszy. Jak się okazało Azerowie bez skrupułów uderzyli po raz drugi w to samo miejsce dopiero wtedy, gdy armeńscy żołnierze dotarli do zasypanych kolegów zabijając: i ratowanych i ratujących. Przeżyli tylko ci, którzy wcześniej uciekli pozostawiając swoich współtowarzyszy bez pomocy. I takie postawy armeńskich żołnierzy kształtowała właśnie bezkarność dronów.

Gdyby Armeńczycy mieli systemy antydronowe, sytuacja byłaby zupełnie inna. Trzeba bowiem pamiętać, że operatorzy bezzałogowców mogli tak działać tylko dlatego, że mieli poczucie pełnej swobody. Gdyby ich bezzałogowiec był zagrożony, to po błyskawicznym ataku natychmiast odsyłaliby go na bezpieczną odległość (jak działano np. w Libii). Tymczasem w konflikcie karabachskim można sobie był pozwolić na to, by wlecieć nawet głęboko w teren Armenii i tam przez długi czas poszukiwać cele ataku.

Dlatego po Górskim Karabachu trzeba zakładać, że w kierunku polskiej obrony mogą również najpierw polecieć stare samoloty bojowe przerobione na bezzałogowe wabiki, które na radarze będzie bardzo trudno odróżnić od nowoczesnych myśliwców. Dopiero w ślad za nimi będzie podążała fala dronów, które przy braku w Polsce systemów antydronowych będą po kolei niszczyły uaktywnione systemy obrony przeciwlotniczej. Wtedy nastąpi prawdziwe polowanie na żołnierzy Wojsk Lądowych.

I nie pomoże w tym żadna forma standardowego kamuflażu, prób okopania się czy ukrycia. Jak się okazało w Górskim Karabachu, ziemne stanowiska ogniowe są bardziej wskazaniem celu dla dronów niż schronieniem. Szańce i okopy są bowiem dla operatorów bezzałogowców doskonałą wskazówką, gdzie znajduje się sprzęt wojskowy oraz co gorsza – pokazują, w którym miejscu próbują schronić się ludzie.

Jak się zabezpieczyć przed dronami?

Konflikt azersko-armeński udowodnił wyraźnie, że bez skutecznych systemów antydronowych nie ma możliwości bezpiecznego ukrycia swoich żołnierzy. Nie pomogą w tym: ani opancerzone pojazdy, okopy, osłony antyodłamkowe ani schrony. Dowodem na to są nie tylko materiały video z niszczenia armeńskich pozycji i pojazdów, ale przede wszystkim film z 19 października 2020 roku, jak azerski dron kamikaze „Kargu-2” dosłownie wleciał za armeńskim żołnierzem do ziemianki, niszcząc ją później w wielkiej eksplozji.

Dron ten zresztą stał się o tyle sławny, że według producenta, tureckiej firmy STM, może on już działać w roju złożonym z dwudziestu obiektów, a dodatkowo miał być pierwszym w historii bezzałogowcem, który w marcu 2020 r. w Libii, wykonał skutecznie atak na ludzi samodzielnie, bez końcowej akceptacji operatora. „Kargu-2” ma bowiem możliwość samodzielnego identyfikowania celów.

image
Tureckie drony „Kargu-2” zdolne do samodzielnego wyszukiwania i identyfikowania celu ataku oraz do działania w roju. Fot. STM

Oczywiście zawsze można próbować sobie wmówić, że „inteligentne” systemy bezzałogowe to śpiew dalekiej przyszłości. Jak się jednak okazuje drony bojowe są coraz tańsze w produkcji, łatwe w użyciu przez operatorów, proste w eksploatacji (nie potrzebując wyrafinowanej infrastruktury lotniczej), a co najważniejsze - mają ogromną wartość bojową. Dlatego uzbrojone systemy bezzałogowe muszą być traktowane jako zagrożenie, z którym z całą pewnością zetkną się polscy żołnierze.

Co gorsza, obecnie nie chodzi już tylko o obronę przed pojedynczymi dronami, ale również o walkę z rojami dronów. Już niedługo pojawi się bowiem możliwość atakowania dużą liczbą małych bezzałogowców, które będą potrafiły: wykonywać bezkolizyjnie grupowe manewry, wymieniać między sobą dane o celach, przekazywać sobie zadania oraz zastępować zniszczone elementy w roju. Różnica w odniesieniu do stad ptaków i ławic ryb jest taka, że w roju dronów może być ich kilka typów (np. większe do niszczenia pojazdów i mniejsze do atakowania pojedynczych ludzi).

Takie rozwiązania na pewno już niedługo pojawią się w jakimś konflikcie zbrojnym. Skutki ich użycia przez przeciwnika będą bez wątpienia tragiczne, ponieważ w przypadku roju nie sprawdził się jeszcze żaden, istniejący obecnie, system przeciwlotniczy. Drony będą więc mogły atakować żołnierzy zupełnie bezkarnie.

By się przed tym zagrożeniem zabezpieczyć trzeba opracować i wdrożyć: zarówno systemy antydronowe dla ochrony, jak i systemy bezzałogowe do ataku. Polska jest w o tyle dobrej sytuacji, że posiada ośrodki naukowe i przemysłowe, które są w stanie dostarczyć własne rozwiązania w obu tych dziedzinach. Trzeba tylko, tak jak Azerbejdżan, opracować jasny i konsekwentnie realizowany program wojny dronowej, który dodatkowo będzie innowacyjny – zaskakując ewentualnego przeciwnika.

image
Przygotowywana do działania w roju chińska amunicja krążąca CH-901 startująca również z wyrzutni moździerzowych. Fot. M.Dura

Tymczasem w Polsce zdecydowano się na interwencyjny zakup tureckich dronów Bayraktar TB-2, które owszem, sprawdziły się w Syrii, Libii i Gorskim Karabachu, ale są już znane: zarówno w Rosji, jak i na Białorusi. Rosjanie prawdopodobnie przechwycili dzięki Armeńczykom kilka takich bezzałogowców (podobnie jak izraelską amunicję krążącą) i na pewno już pracują nad sposobem ich neutralizowania. Białoruś jest z kolei państwem, które dostarcza Azerbejdżanowi systemy Walki Elektronicznej (np. zestawy zakłóceń: „Berezina”, „Groza-S” i „Groza-6” współfinansowane zresztą przez Azerów).

Ma więc bezpośredni kontakt z użytkownikiem dronów Bayraktar TB-2 i wie, jak im przeciwdziałać. Tymczasem, żeby mieć pewność, że własne systemy bezzałogowe będą operowały bez zakłóceń – i to dosłownie, trzeba je po prostu produkować u siebie.

image
Polska amunicja krążąca Warmate. Fot. M.Dura

Polski przemysł jest na to gotowy, jak chociażby Grupa WB. Ma ona w swojej ofercie zarówno amunicję krążącą (np. Warmate) i drony (np. Flyeye, FT-5 „Łoś”), jak i rozwiązania bardziej kompleksowe Wampir (W2MPIR), który pozwala na pokonanie i przełamanie obrony przeciwnika. Wszystkie te konstrukcje zostały opracowane przez polskich inżynierów, a więc gwarantują pełną autonomiczność i bezpieczeństwo ich wykorzystania.

Mamy też instytuty badawczo-naukowe, które jak Wojskowy Instytut Techniczny Uzbrojenia w przypadku amunicji krążącej Warmate już udowodniły, że są w stanie zabezpieczyć Wojsko Polskie w rozwiązania na najwyższym, światowym poziomie. Trudno jest więc zrozumieć, dlaczego zamówiono drony bojowe w Turcji i to bez transferu technologii.

Podobne zdziwienie może budzić podejście do systemów Walki Elektronicznej, które w Polsce są zamawiane w szczątkowych ilościach. Tymczasem należąca do PGZ spółka PIT Radwar już od dawna zabezpiecza polskie siły zbrojne w różnego rodzaju, nowoczesne urządzenia radiolokacyjne. Jeżeli więc coś jest potrzebne to trzeba takie rozwiązanie po prostu zamówić.

image
Polski system antydronowy Ctrl+Sky. Fot. M.Dura

Tym bardziej, że na polskim rynku jest dużo innych firm, które od lat proponują swoje rozwiązania antydronowe, jak np.: Wojskowe Zakłady Uzbrojenia, Wojskowe Zakłady Elektroniczne, AM Technologies, Hertz Systems, APS - Advanced Protection Systems, itd. Nasze systemy (np. Ctrl+Sky firmy APS) są również sprzedawane za granicę, jednak w polskiej armii nadal nie ma do nich odpowiedniego przekonania.

Całe to zaplecze naukowo-przemysłowe daje szansę: nie tylko na przygotowanie się do wojny dronowej, ale dodatkowo na stworzenie jednorodnego, wielowarstwowego systemu obrony przeciwlotniczej, przygotowanego na odparcie każdej formy ataku powietrznego. W ten sposób byłaby lepsza możliwość doboru optymalnego efektora do pojawiającego się zagrożenia oraz bardziej racjonalnego wykorzystania już istniejących zasobów. Do walki z dronami (szczególnie tymi większymi) można by np. wykorzystać polskie, przenośne przeciwlotnicze zestawy „Piorun”.

Część rosyjskich specjalistów uważa, że rosyjskie systemy tej klasy: „Wierba” i „Igła” mają problemy z wykrywaniem bezzałogowców o małym kontraście termicznym (np. tureckich Bayraktar TB2). Pokazanie, że „Pioruny” nie mają z tym większego kłopotu byłoby świetną reklamą dla i tak doskonale ocenianych, polskich zestawów MANPADS.

Dobrym przykładem takiego generalnego i wszechstronnego podejścia może być Izrael, który traktuje systemy antydronowe tak samo poważnie, jak środki zwalczania rakiet, samolotów i śmigłowców. Włączył je więc do swojego wielowarstwowego systemu obrony przeciwlotniczej i dba: zarówno o ich rozwój, jak i o jak najszybsze wprowadzanie do sił. Do zwalczania dronów, także w warunkach bojowych używane są też od niedawna odpowiednio zmodernizowane zestawy Iron Dome, które dzięki temu są uniwersalnym elementem tego systemu.

Jak widać wojny w Syrii, Libii i Górskim Karabachu zmieniają podejście do sposobu zabezpieczania własnych wojsk. Brak dedykowanego programu anydronowego oraz zakup dronów uderzeniowych w Turcji, a nie w Polsce, świadczy jednak o tym, że dla polskiej generalicji to czołgi i armaty są nadal najważniejsze.

Reklama

Komentarze (164)

  1. Adam S.

    Strasznie biją po oczach ci "Armeńczycy". To są Ormianie, albo siły zbrojne Armenii, Jakoś z Azerami Autor nie ma problemu i nie wymyśla Azerczyków. A analiza bardzo dobra.

  2. qwert

    Najnowsze doniesienia o "mailach Dworczyka" wyjaśniają dlaczego w naszej armii nie ma obiecanych dronów. ps. Ciekawe, że u nas musi wszystko być państwowe, a w USA uzbrojenie robią firmy prywatne.

    1. dropik

      On raczej oddaje ciężką atomsferą w Mon za czasów A.M. który preferował niesprawdzone produkty PGZ niz działające WBE. W innych jest potwierdzenie rozłożenia wojsk pancernych. Oczywiście stan techniczny samych czołgów nie był tylko jego "zasługa", ale już kwestie organizacyjne i osobowe tak.

    2. Extern

      AM który zamówił drony od WBE preferował nieistniejące drony od PGZ? A przez rozłożenie wojsk pancernych, masz na myśli jego decyzję o przebazowanie części czołgów do dyspozycji jednostek mających wejść w skład 18 dywizji? Czyżbyś w obliczu obecnej sytuacji międzynarodowej kwestionował słuszność tamtej decyzji? No rozumiem że można się przyczepić do infrastruktury dla nowo powoływanej dywizji, ale chyba nie chcesz obecnie kwestionować sensu jej powstania?

  3. dropik

    jak twierdzą ruskie : "Ukrainian UAV Bayraktar TB2 attacked by unknown electronic warfare in Donbass. The drone operators lose control when Bayraktar flies up to the contact line at a distance of 5-10 kilometers. The Ukrainian military can no longer reconnoiter the situation on the line of contact." - co teraz jeśli to prawda ? popłaczemy się ? ;)

    1. Szakal

      Każdy dron jest mniej lub bardziej wrażliwy na zakłócenie sygnału sterującego i zerwanie łączności z operatorem! Do walki z dronami można użyć wyrafinowanych środków WE ale ich zastosowanie też jest ryzykowne , bowiem wóz WE wysyła sygnał radiowy łatwy do namierzenia przez npla , który może wystrzelić rakietę w miejsce nadania sygnału zakłócającego drony. Współczesna wojna to ciągła walka środków napadu i obrony a możliwości zakłócania dronów wcale nie eliminują ich użycia w walce zbrojnej.

    2. ....

      Tak samo można wysłać rakietę w wóz WE jak i w wóz operatora drona , i to i to jest źródłem sygnału. Kwestia kto ma środki pozwalające ustalić źródło sygnału i możliwość jego zniszczenia. Niszcząc źródło sygnały sterującego dronami wyłączamy wszystkie drony w okolicy. Może łatwiej i ekonomiczniej skupic sie na tym elemencie jak wywalac kase na potwornie drogie pociski niszczące poszczególne drony.

  4. Obserwator

    Bardzo ciekawy artykuł. Forma Armeńczycy jako wskazująca na mieszkańców Armenii jest poprawna. Ormianie to nazwa członków narodu. Tekst skupia się na aspektach wojskowych, ale wynik działań zbrojnych jest tylko jednym z aspektów wpływających na sytuację powojenną: 1. W wojnie Armenia formalnie nie uczestniczyła. Przeciwnikiem Azerbejdżanu była bezpośrednio Republika Arcachu, państwo de facto o pow. ok. 14 tyś. km2 i ok. 150 tyś. stałych mieszkańców. Arcach nie został uznany przez żadne państwo, również przez Armenię, chociaż ogłosił niepodległość, odłączając się od ZSRR. Siły zbrojne Arcachu, oczywiście wspierane, zbrojone i kontrolowane przez Armenię, jednak nie stanowiły bezpośrednio części armii Armenii. - Okoliczności te powodowały, że to była wojna państwa Azerbejdżanu przeciw - z jego punktu widzenia - zbuntowanej prowincji, a nie Armenii. Dlatego też Armenia nie podjęła szeroko zakrojonych działań przeciw Azerbejdżanowi, nie tworząc frontu na innym odcinku, co zmusiłoby Azerbejdżan do rozproszenia sił. Dla przypomnienia pomiędzy Iranem a Armenią znajduje się ekslawa Azerbejdżanu tzw. Obwód Nachiczewański, a bezpośrednia granica Azerbejdżanu i Armenii jest o wiele dłuższa niż Karabach/Arcach. 2. Kiedy Senat Republiki Francuskiej podjął uchwałę ws. uznania Arcachu i zwrócił się w tej sprawie do MSZ, ten mógł odpowiedzieć, że Arcachu nie uznaje żadne państwo, jest to więc sprawa wewnętrzna Azerbejdżanu. 3. Powyższe pokazuje, dlaczego Azerbejdżan w świetle prawa międzynarodowego nie musiał się obawiać uznania go za agresora z konsekwencjami tego. 4. Azerbejdżan, oprócz odpowiedniego przygotowania sił zbrojnych, zadbał o otoczenie międzynarodowe, szczególnie utrzymując bardzo bliskie stosunki z Rosją. Dzięki temu Rosja, będąc formalnie sojusznikiem Armenii, zachowała życzliwą neutralność wobec Azerbejdżanu, powołując się jak Francja na to, że to nie Armenia jest stroną wojny. 5. Celem Rosji nie było i nie jest uregulowanie konfliktu o Karabach/Arcach, lecz jego podsycenie i ustawienie się w roli „rozjemcy” jako sposobu na kontrolę i Armenii i Azerbejdżanu. Tzw. plan Ławrowa zakładał zwrot 5 z 7 „powiatów” pierwotnie azerbejdżańskich i miasta Szuszy przez Armenię i objęcie okrojonego w ten sposób dawnego Górskiego Karabachu rosyjską ochroną. Porozumienie o zawieszeniu broni podsunięte przez Rosję obu państwom różniło się od powyższego zwrotem na rzecz Azerbejdżanu jeszcze pozostałych 2 „powiatów”. Min. Ławrow (notabene mający ormiańskie korzenie) w swoim cynicznym stylu skomentował sytuację, że gdyby Armenia od razu się zgodziła, to by straciła „mniej”. 6. Obecna sytuacja oznacza cofnięcie stanu do mniej więcej 1992 r., kiedy to fragment d. Górskiego Karabachu w granicach nienadających się do obrony, z Szuszą górującą nad Stepanakertem, z nieco ponad 100 tyś. ormiańskich mieszkańców jest otoczona przez „Turków” i „chroniona” przez ruskich mirotworców. Tym sposobem Rosja odzyskała wpływ na oba państwa. Prozachodni kurs rządu w Erewanie i proturecki w Baku może być teraz korygowany ruchami Rosji wobec Karabachu/Arcachu. Skuteczność, w jaki Rosja rozegrała tę partię, musi budzić uznanie dla skuteczności rosyjskiej dyplomacji. 7. O ile w Armenii i Rep. Arcachu (tym, co z niej się ostało) panuje poczucie klęski (nie tylko militarnej, również politycznej), o tyle propaganda reżimowego Baku przedstawia Azerbejdżan jako wielkiego triumfatora. Sfery emigracyjne Azerów zwracają jednak przytomnie uwagę, że teraz w Karabachu zamiast ormiańskich separatystów stacjonuje Armia Rosyjska, a 7 „powiatów” można było odzyskać na podstawie porozumienia z Madrytu z 2008 r., gdyby Azerbejdżan przystąpił do jego wdrożenia (jednym z warunków było uregulowanie statusu prowincji, czego Azerbejdżan praktycznie nie podjął, zawsze utrzymując, że to jego terytorium). 8. Podsumowując, polityka ostatnich 30 lat zaprowadziła Armenię w matnię. Obecnie Armenia została zredukowana do roli rosyjskiego wasala bez możliwości samodzielnego ruchu. Na wypadek jakichś mrzonek o innej polityce Rosja zachowała sobie instrument w postaci „korytarza” komunikacyjnego między Azerbejdżanem a Nachiczewaniem wzdłuż granicy z Iranem. Azerbejdżan wygrał starcie z siłami Republiki Arcachu głównie różnicą w potencjale stron. Drony i amunicja krążąca i ich wykorzystanie na turecką modłę to „tylko” przejaw dobrego przygotowania. Kluczem było jednak zachowanie quasi sojuszniczych relacji z Rosją. Ta jednak nie omieszka wystawić mu rachunku…

  5. ito

    Przy okazji okazuje się, że obśmiewanie strzelania w Syrii przez Pancyry do ptaków było głupie. Najwyraźniej Rosjanie dostrzegli problem ignorowania przez systemy OPL niewielkich dronów i próbowali coś z tym zrobić. Pytanie na jakim są etapie jeśli chodzi o zdolność odróżniania niewielkich celów wolno i nisko lecących od niewielkich celów wolno i nisko lecących, bo u nas jak na razie nikt chyba nawet nie spróbował zdefiniować problemu.

  6. ito

    Wydaje mi się, że Autor popełnia dwa błędy: systemy antydronowe (nawet skuteczne) nie byłyby w stanie obronić Armenii. Użyte zostały generalnie drony tanie i możliwe do stosowana w dużych ilościach, nawet gdyby poniosły poważne straty obrazu sytuacji by to nie zmieniło. Druga sprawa: operator drona to nie pilot samolotu, zniszczenie drona go nie dotyka i nie odbiera poczucia bezkarności, więc bierze drugiego w dalszym ciągu działa spokojne i skuteczne. Wydaje mi się, że zwalczanie dronów powinno się skupić na tępieniu (bez żadnej przenośni!) ich operatorów. Co najprościej realizować przy użyciu własnych dronów. Problemem jest lokalizacja stanowiska- czyli powinny się pojawić szerokopasmowe (żeby nie mogło ich oszukać "błądzenie" po częstotliwościach) systemy nasłuchu słabych emisji zamontowane np. na dronach- rozproszone metodą triangulacji będą w stanie precyzyjne wskazać cel. Oczywiście pojawi się problem stanowisk oddalonych od anten i dronów w typie Kargu 2. Być może dojrzeliśmy do stworzenia dronów myśliwskich. Wychodzi na to, że nasi wspaniali decydenci właśnie utopili koszmarne pieniądze w zupełnie zbędnym sprzęcie, który zapewniłby nam (być może) przewagę w wojnie, jaka już nie wróci...

  7. G.

    Jest w tym artykule pewna "nieścisłość". Mianowicie te starty w czołgach zostały spowodowane przez Spike lr/er/nlos. Większość z dronów może jedynie zerwać Kontakt-1 z wieży T-72. Ok, Warmate do saturacyjnych ataków na opl, także artylerię, bwp, btr, cysterny owszem. Natomiast na czołgi potrzebujemy kolejnych Spike lr dla ZSSW-30 i Spike Nlos dla programu Ottokar-Brzoza. I nie musi to być zaraz Rosomaków czy ciężki pojazd na gąsienicach, tylko coś w podobnie do pokazanego niedawno JLTV z Spike Nlos.

    1. Józef

      Warmate wleci przez otwarty właz w wieży. W T-72 wentylacja słaba, a i dowódca lubi zakurzyć machorkę.

    2. kukurydza

      Izraelscy lobbyści też otworzyli farmę trolli?

    3. satzujinken

      ... dopiero teraz to zauważyłeś ? ... 60% wypowiedzi tutaj to lobbing różnych zbrojeniówek ...

  8. Dalej patrzący

    W tej chwili Turcja wyprzedza Polskę o 3 generacje - pierwszą dronów klasy TB2 czy Anka - druga klasy Akinci czy Aksangur - trzecia właśnie rozwijana - odrzutowych dronów bojowych klasy TISU/MIUS. Gdzie Ukraina już jest na etapie TB2 - i weszła do programu TISU/MIUS. Gdzie prototyp TISU/MIUS jest zaplanowany na 2023, wejście pierrszej serii operacyjnej na 2025. A u nas MON w pełnym zadowoleniu z kupienia z półki 24 TB2. Zero transferu technologii, a przeciż juz powinniśmy przynajmniej kupić licencję na Akinci i Akksangura - do tego cała gama efektoów precyzyjnych [kppanc, plot - ale także np. pocisk manewrujący SOM - już zintegrowiany z Akinci] - no i na pewno wejść jako partner w program TISU/MIUS. Co nie oznacza zaniechania zakupów licencji i know-how na inne odrzutowe drony - równolegle do tureckich - zwłaszcza amerykańskich odrzutowy bojowy stealth Kratos Valkyrie [start z wyrzutni mobilnej, lądowanie na spadochronie] gdzie Kratos wyszedł z oferta na MSPO2021 - i dziwna rzecz - tu akurat MON nie widzi tego drona "uszytego" pod strefę zgniotu - za to Abramsy itp systemy, mało efektywne w naszych warunkach - to tak. Potrzebujemy choćby dronów-tankowców MQ-25, także już teraz dla naszych F-16 [które winny zostać też zmodernizowane do Vipera - i otrzymać cały zestaw systemów rozpoznawczych i najnowszych efektorów precyzyjnych dalekiego zasięgu - choćby AMRAAM-D] - dla naszych Jastrzębi powinien być zakupiony [najlepiej w licencji] oblatany "loyal wingman" Boeing ATS. Gdzie ten ATS - i Kratos Valkyrie - winien być przeznaczony także do wszelkich samodzielnych misji wysokiego ryzyka, w rojach, zwiadowczych i przełamujących. Kluczowy winien być udział w programie Skyborg - dla naszych dronów - z kodami źródłowymi - przy naszej 100% kontroli. Ale o tych wszystkich ww sprawach ze strony MON i IU głucho - i to jest tragiczne. Bo te systemy są1000-kroć potrzebniejsze od Abramsów - a nawet od F-35A - nie mówiąc o całkowitym absurdzie Mieczników.

    1. B72

      I jeszcze gwiazda smierci z 10 x wingow i 3 eskadry tie fighterow . Wie pan ile to kosztuje ? Idz pan kup i sprezentuj WP . Wszystko po koleji nie jestesmy ani Izraelem, ktoremu USA sponsoruje zakupy i know how ani Azerbejdżanem czy ZEA i na gazie czy ropie nie spimy . Zamiast pisać glupoty w necie , załóż zbiórkę na konkretny cel zbierz takich samych jak ty i zbierzcue kase na licencje od Turków na Akinci .

    2. Michu

      Problemem nie są pieniądze, tylko celowe lub spowodowane brakiem kompetencji podejmowanie błędnych decyzji oraz niepodejmowanie w sensownym okresie czasu dobrych decyzji. Kupienie licencji, postawienie fabryki i wyprodukowanie 200 dronów BT2 to koszt półrocznego 500+ lub 1 rok 13 i 14 emerytur. Zapewniłoby nam to bezpieczeństwo i zdolności rozwoju technologii. Drony to przyszłość. To najlepsza broń w analizie koszt/efekt. Najważniejsze, że nie traci się w walce operatora, przy stracie środka bojowego. Tu trzeba potrafić podejmować decyzje i je realizować a nie wiecznie analizować.

    3. satzujinken

      ... człowieku, wydajemy na obronę tyle co Pakistan, jak ci Izrael nie pasuje (choć u nich dotacja to jakieś realnie 20%), obejrzyj sobie coś na temat armii Pakistanu ...

  9. say69mat

    @defence24.pl: Dlaczego konflikt w Górskim Karabachu powinien zmienić Wojsko Polskie? - Hmmm ... obawiam się, że bieżąca polityka, czyli zabezpieczenie granicy z B-rusią oraz wzmacnianie komponentu pancernego SZRP. Plus realizowane z trudem projekty Wisła i Narew na tyle pochłania intelektualną aktywność Ministerstwa ON. Że zagrożenia wynikające z masowego wprowadzania nowatorskich systemów uzbrojenia nie przekładają się na doktrynę obronną i planowanie strategiczne w obszarze polityki obronnej RP. Biorąc za punkt odniesienia liczne problemy związane z projektowaniem oraz produkcją nowoczesnych - bezzałogowych - systemów uzbrojenia, w domenie narodowego kompleksu militarno - przemysłowego. A także, przywiązanie do dość archaicznej koncepcji zwalczania zagrożeń ze strony bezzałogowych platform napadu powietrznego. Skoro projektowanym i wdrażanym efektorem służącym do zwalczania zagrożeń ze strony lotniczych platform bezzałogowych jest ntp. broń laserowa. Oraz systemy rakietowe SHORAD, służące do zwalczania zagrożeń C_RAM, nawiązujące do koncepcji Iron Dome oraz MHTK. Gdzie kwestia opracowania przez nasz przemysł zbrojeniowy odpowiednika dla tego typu rozwiązań, to perspektywa - niestety - lat świetlnych. Z kolei kooperacja z przemysłem obronnym Izraela lub USA, ze względu na uwarunkowania polityczne i realizowaną koncepcję przemysłu zbrojeniowego jest raczej niemożliwa.

    1. TrzciunPL

      Zamiast lokować pieniądze w Harpie można było sfinansować Narew. Zamiast Abramsów zmodernizować obecnie posiadana flotę (obecnie to tylko ok 20 Leo2a4 i 60 T-72m) bez ASOP. Liczba zakupionych Patriotów czy himarsow jest niewystarczająca. Można by tak mnożyć

  10. nowoczesna propaganda

    1 listopada azerbejdżańska telewizja İCTİMAİ wyemitowała film dokumentalny o działaniach Sił Powietrznych Azerbejdżanu w trakcie zeszłorocznej wojny o Górski Karabach i jeden z konkurencyjnych portali opublikował o tym artykuł. Okazuje się że użyte bojowo zostały systemy rosyjskie Buk-MB i S-300PMU2 Faworit, natomiast nie ma żadnych informacji o użyciu tak chwalonych izraelskich Barak MX. Wielokrotnie w komentarzach na tym portalu pojawiała się teza że zestawy OPL rosyjskiej produkcji niczego nigdy nie zestrzeliły, tymczasem Buki trafiły dwie 300 mm rakiety systemu 9K58 Smiercz, natomiast system S-300PMU2 ochraniał elektrownie wodną i zaporę koło Mingeczaur zestrzeliwując armeńskie 9K72 Elbrusy.

    1. B72

      Ale są bezradne wobec jassam er

    2. Davien

      I znowu powtarzasz te same kłamstwa panie prymitywna propaganda:)

    3. No to autorytet właśnie stwierdził że azerowie kłamią w swych filmach jakie publikują.

  11. B72

    Panie Kmd przy całym szacunku dla oana wiedzy to konflikt polsko - azerski przy założeniu, że to Az atakuje PL zakończyłby się masakra i całkowitą destrukcja armi azerskiej w ok 10 dni . Po pierwsze żeby używać dronow klasy TB2 trzeba mieć zapewnione panowanie w powietrzu , zapytam czym armia azerska miałaby sobie je wywalczyć Mig 21 ? Drony klasy TB2 aby operowac wgłąb terytorium przeciwnika musza posiadac systemy kontroli emitujace silny sygnał(swiecace z daleka na polu walki ) które bylyby idealnym celem dla pociskow przeciwradiolokacajnych . Po likwidacji stacji drony ( o ile jakis by jeszcze przetrwal starcie z f16 operujacymi poza zasięgiem opl przeciwnika ) moglyby tylko wykonywac loty rozpoznawcze po ayznaczonej trasie - czyli staly sie bezuzyteczne , potem byloby juz tylko polowanie na operatorow harop ktore maja ograniczony zasieg i mozna je niszczyc chocby przy pomocy amu precyzyjnej ( jeden strzał z ukrytego stanowiska ) , po obezwladnieniu tej amu krazacej ( również za pomoca manpads czy naszych warmate ) w starciu bezposrednim atakowana stale z powietrza i przy pomocy artyleri Kraby ,Dany , 2S1 z Topazem byłyby odpowiednion" zmiekczone" przed atakiem czołgów oslanianych zmechem . Klasyczne "operacje połączone " .

    1. Bono

      W pełni popieram. Zawsze mnie fascynowało jak można uznać drony , które poruszają się zprędkością AN2 na wysokości 5-8 km za jakieś wielkie zagrożenie. Przecież każda armia z sensownym opl i lotnictwem zdmuchnie to bez problemu. Owszem zadania pomocnicze moze realizować, albo takie jak patrolowanie granicy z Białorusią.

    2. Michu

      Pułap zestawów bardzo krótkiego zasięgu to 4km. Żeby zestrzelić BT2 trzeba użyć rakiet średniego zasięgu ale najpierw trzeba takiego wykryć, co jak pokazał opisywany konflikt nie jest takie proste. Wystrzelenie rakiety ujawnia stanowisko, które zostaje zniszczone przez inne drony z roju. Nie ma lepszej broni w relacji koszt/efekt. Najważniejsze, że operator broni nie ginie przy stracie drona. To jest przyszłość i nadzieja dla Polski. Ale jest prawie pewne, że odpowiedni ludzie będą prowadzić minimum 7 letnie analizy, aby Polska zamiast kupić licencję i masowo produkować drony była nadal bezbronnym państwem.

    3. Grot

      Takie to proste w pana komentarzu! Tylko cała kadra armii armeńskiej i rosyjscy doradcy to była banda tumanów, którzy nie znali takich zwyczajnych środków obrony, które dla Pana są oczywiste. Na szczęście my mamy wybitnych magistrów historii, którzy nas obronią.

  12. dim

    I tak możemy sobie pogdybać... "Co by było gdyby urzędnicy MON dbali o obronę narodową, nie tylko o własne stołki i kieszenie". Wszystko, co autor napisał wiadomo od dawna. Od lat, a nie tylko od wojny w Karabachu piszę w komentarzach, że drony wkrótce obrazowo same decydować będą o ataku - wewnątrz zadanego im obszaru - i że realizacja logiczna takiego rozpoznawania na przeciętnym koreańskim smartfonie to kwota znacznie poniżej 100 dolarów /sztuka logiki. A razem z porządną chińską kamerą, pomiędzy 100, a 200 dolarów. I taki sprzęt (dziś) wystarczy, by zniszczyć 3/4 pojazdów wrogiej armii. W trakcie okolicznościowych przemówień, oficjele MON przypominają mi szamanów plemiennych. Taką ilość "zaklęć" wypowiadają, które jednak nie stają się od tego rzeczywistością.

    1. Kamyk

      Kandyduj na szefa MON w Grecji ozloca cie po co Rafale , fregaty jak starczy samsung , kamera za 200 i dron z biedronki . Turcja padnie ..... ze smiechu .

    2. Cjdkmm

      Moze sobie padac ze smiechu ale 80% podzespolow jest tozsamych. Roznica jest w przerobce softu i opakowaniu wszystkiego w "heavy duty" zeby mroz snieg wilgoc temperatura nie robila na tym zadnego wrazenia. Cala gadanina o wysokiej technologii jest prawda i nieprawda jednoczesnie. Cala trudnosc polega na "przepisaniu" znanych rozwiazan we wlasnej wariacji tak zeby miec nad tym 100%kontrole

    3. Davien

      Zapoznaj sie z wymaganiami wobec elektroniki wojskowej i daruj sobie bajki.

  13. Hawkfan

    Zgadzam się w pełni z zawartymi w artykule opiniami. Niestety, nasi decydenci zachowują się jak dyletanci i twardogłowi tradycjonaliści w 39. Kiedy to również zaniechano rozwoju i wprowadzenia na większą skalę nowoczesnej broni, a co ważniejsze zmiany taktyki ipostrzegania pola walki.

    1. Anty 50 C-cali przed 500+

      Bo bieda w, 1939, PO 20 latach od rozbioru? Bo liczyli na dotrzymanie umowy, a Francuzi "dojechali" Niemcy, na kilka ...kilometry?? I stali, zgodnie z rozkazami, doktryny obronnej??? A nasi czekali na , w razie "biedy", cofanie do Fortu...Polesie. I na jesienne nie- pogody. Te sukcesy azerskie, to raczej nie w lesie, w raczej w dobrej pogodzie....To z fotek z Karabachu

    2. Telamon

      Bo ofensywa w Zagłębiu Saary była jedynie fazą wstępną tej właściwej. Do której Francja musiała dopiero zmobilizować armię (15 dni od wybuchu wojny pod warunkiem iż co najmniej połowa Wehrmachtu utknie w Polsce na jakiejś linii obrony). Natomiast jak Wojsko Polskie radziło sobie w Polsce i ile z niego zostało do 18 IX... każdy zainteresowany wie. Naczelny Wódz z rządem długo nie myślał nad ucieczką ku granicy z Rumunią....

    3. Davien

      Jakbys nei pamietał to 17 września na Polske napadł ZSRS wiec daruj sobie kiepskie manipulacje.

  14. KrzysiekS

    Po pierwsze system antydronowy musi być oparty o wykrycie i tu widzę radary LIWIEC (zbyt mała ilość w WP) . Po drugie efektywne unieszkodliwienie. O ile pojedyncze drony możne spokojnie zestrzelić PILICA o tyle z rojem nie poradzi sobie nawet system oparty o działko Gatlinga (widziałem film jak ledwie radził sobie z kilkoma) tutaj należy rozwijać WRE w połączeniu z mikrofalami. Do tego musi być spójny system informatyczny dowodzenia.

    1. wert

      żyjesz 10-15 lat wstecz. Jest już Bystra, choć 2x droższa. Liwiec to staroć. Z rojem możesz walczyć amo programowalną, Jest KDA-35 i jak najszybciej powinna wejść do seryjnej na różnych nośnikach. Gdyby WB coś potrafiła zrobić sensownego mielibyśmy coś ala CB-3, Harpy czy nawet HERO. 300 szt idealnego nośnika Błaszczak załatwił. Spokojnie wystarczy na te dwie brygady dronów

    2. say69mat

      Proszę porównać system artyleryjski - zakupiony przez nasz przemysł zbrojeniowy - Oerlikon KDA 35 - 550 rpm i Oerlikon KCA 30 - 1350 rpm. KDA jest niespełnioną nadzieją PGZ, przy wręcz bezrefleksyjnym przywiązaniu SZRP do koncepcji ZU23x2. Z kolei KCA jest efektorem systemów wieżowych SKYGUARD, przystosowanym do zwalczania platform powietrznych - w tym bezzałogowych - zaprojektowanym przez Rheinmetall. Mamy więc NAREW v/s SKYGUARD, czyli dwa systemy i dwie kompletnie odmienne koncepcje projektowania, z wykorzystaniem istniejących efektorów artyleryjskich do budowy kompetencji artyleryjskich systemów CRAM. Tak, na marginesie, armata KCA była wykorzystana jako uzbrojenie lotnicze samolotu SAAB JA37 Viggen ;))) Dlaczego zatem nasz przemysł kupił armatę Oerlikon KDA, tym samym kupując - dosłownie - kota w worku???

    3. say69mat

      .. Narew ??? Sorki, oczywiście Noteć - mój babol ;)))

  15. Bren

    Zamiast kupować Abramsy lepiej zainwestować w WRE, drony i obronę powietrzną, ale czołgi lepiej wyglądają na defiladach.

    1. wert

      bzdury lamera. Czołgi najlepiej sprawdzają się w wojnie manewrowej i zwalczaniu broni pancernej npla. Może poczytaj o przebiegu walk pod Debalcewem. Są tak samo potrzebne jak OPL w której mamy już praktycznie wszystko gotowe do produkcji. Przyzwoitych dronów nie mamy wcale, mamy tylko przereklamowany badziew

    2. say69mat

      Oerlikon KDA 35 - 550 rpm, Oerlikon KCA 30 - 1350 rpm. KDA jest niespełnioną nadzieją PGZ. KCA jest efektorem systemów wieżowych - SKYGUARD - przystosowanych do zwalczania platform powietrznych zaprojektowana przez Rheinmetall.

  16. Dudley

    Będę się czepiał, ale kto to jest "armeńczyk" ?

    1. vpac

      odpowiednik Ormianina dla osób wykształconych jednokierunkowo jako specjaliści w jednej jedynej dziedzinie

    2. SQV

      Zapewne chodzi o brak uogólnienia - Armeńczyk, czyli Ormianin (przede wszystkim) zamieszkujący Armenię, podobnie jak mówi się o Izraelczykach - Żydach (głównie) obywatelach Izraela. Obie nacje mają diaspory i nie każdy Ormianin/Żyd jest obywatelem kraju pochodzenia przodków

    3. Frr

      Moze jedz to Telavivu i podziel sie z nimi swoja madroscia,bo chyba o tym jeszcze nie wiedza. Kaz im zmienic nazwe bo sami o sobie mowia Państwo Żydowskie

  17. Wojmi1

    Ciekawy i pouczający materiał... na zrobienie analizy sytuacji własnej i światowej. Azerbejdżan ma nad Armenią jedna zasadnicza przewagę - pieniądze - kolejna przewaga to stabilność polityczna... Co do uzbrojenia podobnie jeden kraj i drugi kupuje rosyjską broń... nowoczesną kupuje ten co ma więcej pieniędzy. Azery wygrali innowacją technologiczną na polu boju i uzyskaniem realnej przewagi. A czy my Polacy możemy dokonać podobnej modernizacji - nie, bo pieniądze. My pieniądze topimy w bardzo drogich systemach, nie produkowanych w kraju. Jednocześnie dla mnie zaskakujące są bardzo małe zamówienia składane przez MON dla istniejących Zakładów Zbrojeniowych - brak wydatków na prace rozwojowe i wdrożeniowe np. amunicja artyleryjska. Nasza generalicja dalej tkwi w II wojnie światowej, a zapomina że FR zmieniło swoją strategię i taktykę w wyniku konfliktów w których uczestniczyła.

    1. Anty 50 C-cali przed 500+

      Nie nasza generalicja, ale brytyjska...widzi dalej sens trzymania MBT, na terenie Niemiec. Zgodnie z "oddtajnionymi, przez wikeleaks" planami obronnymi.! Dzisiaj, wrzucili. przez port Emden, "tymczasowe", do czasu Docelowego odnowonego , Challenger 3. Bo w zimie naszej Europy, to na wszelki wypadek niech tkwi platforma dla armaty 120mm. A testowali drony rozmaite

    2. B72

      Bo przez lata polska zbrojeniowka nie dostawała kontraktow . Brak nowych duzych zamówień brak kasy na programy B+R . Wystarczy popatrzeć na HSW czy Mesko oraz kilka innych firm z PZG , które wreszcie po 2015r otrzymaly duże zamówienia . Mamy Borsuka , Kraba , Raka , APR155mm , Pirata i Moskita ( w ostatniej fazie badań) a mowimy o 5 latach !!!! Nasza armia zmienia się w szybkim tempie , modernizuje a zaklady zdobywaja nowe technologie i zdolnosci . Prosze sobie wejść na fora wojskowe rakich krajow jak Rumunia , Wegry , Czechy , Slowacja czy Kitwa , Łotwa i Estonia - tam wszyscy zauwazaja tempo modernizacji WP w ostatnich latach i daja je za przyklad do naśladowania.

    3. zorro

      Przyjmijmy, że masz firmę. Coś robisz, zarabiasz. Trochę pieniędzy odkładasz na zakup nowych maszyn. Rozszerz horyzonty. Jeżeli mamy gospodarkę centralną, to państwo zabiera wszelki zysk z przedsiębiorstwa i fabryka nie myśli o tym żeby cokolwiek wymyślić, tylko czeka na kolejną licencję od państwa. Po prostu, przy najlepszych chęciach, nie ma pieniędzy.

  18. soldier

    Dlatego po Górskim Karabachu trzeba zakładać, że w kierunku polskiej obrony mogą również najpierw polecieć stare samoloty bojowe przerobione na bezzałogowe wabiki, które na radarze będzie bardzo trudno odróżnić od nowoczesnych myśliwców. Dopiero w ślad za nimi będzie podążała fala dronów, które przy braku w Polsce systemów antydronowych będą po kolei niszczyły uaktywnione systemy obrony przeciwlotniczej. Wtedy nastąpi prawdziwe polowanie na żołnierzy Wojsk Lądowych" No to szykuje się niezła rzeźnia!

    1. zorro

      A może by tak ktoś w Polsce potrafił "Antka" czy "Zlina" a nawet "Iskrę" zautomatyzować i żeby MON się zainteresował.

  19. BB

    "Strach przy tym pomyśleć, co się będzie działo kilka kilometrów dalej, gdy te kilkaset pocisków po ominięciu celu spadnie na ziemię". I po to ta amunicja ma samolikwidatory ... Panie Redaktorze :)

    1. Ggg

      Samolikwidatory??? Hahahaha

  20. Dalej patrzący

    @B72 Kratos Valkyrie jest już oferowany Polsce - [od MSPO2021] - a udział w bojowym odrzutowym dronie stealth TISU/MIUS z Turcją i Ukrainą to kwestia naszej i tylko naszej woli. Widzę wielką chęć mataczenia względem prawidłowej ścieżki modernizacji WP. Dzięki za potwierdzenie słuszności tej drogi. Zawsze, jak jest wskazany merytoryczny spójny pakiet modernizacji - efektywny do zadań na Polskim Teatrze Wojny - i optymalny w kalkulacji koszt/efekt - zawsze wtedy pojawia się szydera a la Gwaizda Śmierci itp. Za 1 F35A [z całym cyklem życia i wyposażeniem] kupię około 100 Kratos Valkyrie, które nie wymagają lotnisk [co jest kluczowe w strefie zgniotu], a mają znacznie mniejszą sygnaturę EM i termiczną od F-35A - i które można posłać w misję o dowolnym ryzyku, jeżeli tylko się opłaca wg koszt/efekt. Nieprawdaż B72? Tu cię boli?

  21. Pepe

    Świetny artykuł. Obowiązkowo powinni przeczytać go Panowie z MON, a potem natychmiast zamówić właściwy sprzęt produkowany przecież w polsce przez WB inne polskie firmy. Miliardy dolarów wydane na Wisłę i Narew oraz inny bardzo drogi sprzęt w razie wojny pójdą w błoto bez odpowiedniej obrony przed dronami.

    1. Whoiswho

      No właśnie, dobrze napisane

    2. B-system

      A jaka to firma oferuje i produkuje w Polsce drony klasy TB2?

  22. sparrow

    grunt to miliardy na abramsy, i miliony na reaktywacje t72...

    1. Bebe3

      Wania , spokojna twoja . Martw sie o Armate i SU 57 . CheckMate ;)

  23. TrzcinqPL

    Wisła w tej konfiguracji i ilości to- za późno, za mało i za drogo. Homara za późno i za mało. Harpia bez offsetu, za późno i za drogo. Wilk czyt Abrams to zakup bez sensu a dlaczego? Ano m. in. że mbt jest nam najmniej potrzebne a odpowiedź łączy się również z innym zakupami w USA naszych decydentów-amatorów polityków.!!!!! Brak OPL!!!!! Tak bardzo potrzebna Narew to zew przyszłości, 13-15 lat o ile nie dłużej. Ponosząc mniejsze koszta moglibyśmy lepiej zabezpieczyć każde piętro opl a także nasycić wojska lądowe środekami ppanc. Nasi nie myślą a Niemcy Rosjanie czy Amerykanie są zadowoleni bo WP nigdy nie będzie silne. Dramat

    1. Mixi

      Dużo w tym prawdy niestety. Nawet nie bardzo oprócz nielicznych pocisków Jassm i Jassm-er nie mamy czym odpowiedzieć agresorowi. Dlatego potrzebne nam jest także kilka mobilnych dywizjonów rakiet balistycznych dalekiego zasięgu.

    2. War

      Ja bym kupil ze dwie geiazdy smierci. Chyba wystarczy. Co ty na to?

    3. B72

      Bo sprawę OPL należało rozwiązać za czasów Siemoniaka gdy Niemcy chcieli nam sprzedać 12 baterii Patriot , ale po co wojny nie bedzie ...... jak wtedy stwierdzono .

  24. Breżniew

    Ten artykuł przekonał mnie do dronów. Wcześniej myślałem że drony to jest byle co. Myliłem się, drony są bardzo potrzebne. Ale czołgi i armaty lepiej się sprawdzają na defiladach. (i tylko tam).

    1. Chyżwar

      Dlatego właśnie te czołgi mają wszystkie liczące się armie na świecie.

    2. B-system

      Patrzmy na najlepszych - IDF ma drony ale to tylko jeden z elementów obok samolotow czołgów artylerii , w pelni sie zgadzam z Tobą ( Chyzwar by sie w WP przydał )

  25. Zatroskany

    Artykuł potwierdza oczywistą dla ludzi zajmujących się bezpieczeństwem państwa prawdę że nasze siły zbrojne są zupełnie nieprzygotowane na nowoczesny konflikt konwencjonalny w naszej części Europy. I w ogromnej mierze jest za to odpowiedzialne kierownictwo MON obozu dobrej zmiany. Momentem do rozpoczęcia pilnych działań (także naprawy działań poprzedników) powinna być inwazja Rosjan na Krym z 2014, kiedy Rosjanie dobitnie pokazali że nie zawahają się użyć siły do realizacji własnych celów politycznych. Od reform zapoczątkowanych w 2008 konwencjonalne zdolności sił rosyjskich kolosalnie wzrosły. Wg. ocen sojuszniczych już teraz są oni zdolni do rozpoczęcia i roztrzygnięcia na swoją korzyść operacji w naszym regionie w ciągu 7-14 dni siłą 3 korpusów (ok. 150 tys. żołnierzy). Co w tym czasie zrobiło kierownictwo MON w celu systemowej przebudowy SZRP? Generalnie nic! Nasze siły są głuche, ślepe, o niskim poziomie gotowości, bez zdolności do walki eletronicznej i cybernetycznej, bez możliwości działania w środowisku sieciocentrycznym, bezbronne przed atakiem z powietrza, bez znaczących możliwości przeniesienia działań na terytorium przeciwnika. Mamy za to w dużej części PRowe działania dotyczące zakupów bardzo drogich, często zbędnych na obecnym etapie systemów( np. fregaty), których znaczenie bez zapewnienia zdolności do ich ochrony będzie bardzo ograniczone.Są to zakupy dyktowane doraźną, wadliwą polityką, przy zupełnym odejściu od mechanizmu porównywania ofert i korzyści. Smutne jest to że wydajemy relatywnie duże pieniądze a posiadamy znaczące zdolności (pech chciał że w sektorze prywatnym) w obszarach istotnych dla przetrwania na współczesnym polu walki (np. systemy bezpilotowe). Można było w relatywnie krótkim czasie i stosunkowo tanio takie zdolności zbudować. A nie robi się tego bo wojskowe kierownictwo MON nawet nie stara się już przekonywać ministra obrony do skorygowania jego fatalnych, często podejmowanych w bardzo wąskim gronie, decyzji. Minister obrony może być nierozsądny, może być nawet kretynem, ale powinien mieć wojskowe wsparcie merytoryczne w postaci przede wszystkim Sztabu Generalnego. Obecny szef sztabu, podobnie jak jego poprzednicy, takiej funkcji nie pełni, co jest dla mnie rozczarowaniem bo gen. Andrzejewski „na papierze” ma wszelkie ku temu predyspozycje. Żeby być sprawiedliwych, podejmował jakieś próby w tym zakresie, co skutkuje obecnie bardzo głęboką niechęcią min. Błaszczaka. Reasumując, trwa dramatycznie zła polityka modernizacji sił zbrojnych, w którą nie jest już zaangażowany Sztab Generalny, i która w najbliższej dekadzie czy dwóch nie zmieni obrazu naszych sił zbrojnych jako niezdolnych do wypełnienia swoich zadań w układzie narodowym i sojuszniczym, w konsekwencji nie będących efektywnym narzędziem polityki bezpieczeństwa państwa. Świadomość tego ma duża część specjalistów w MON ( w tym tu piszący), co powoduje rosnące zniechęcenie i poczucie bezradności. Cała nadzieja w tym że Rosjanom nie przyjdzie nic głupiego do głowy. Bo jeśli przyjdzie, to kampanię wrześniową będziemy wspominać z rozrzewnieniem.

    1. Kamyk

      Po co te polityczne " wypociny " każdy kto ma trochę pojecia o wojsku wie , że dopiero od 5 lat modernizacja ruszyla do przodu ( z błędami, bo nie popelnia ich tylko ten co nic nie robi [ PO,PSL,SLD] ) gdyby nie ten zły PiS to na Wisłę i Narew bysmy czekali do 2045r jak to mial w planach Siemoniak z Klichem ( bo wojny nie bedzie w najbliższej przyszłości) mimo wydarzeń w Gruzji . Wreszcie też znikneli z MON "specjaliści " po kursach GRU w Rosji czy tez absolwencji "slynnego" instytutu im Lumumby w Moskwie . Każdy teraz w MON czuję, że pwss tych gen i plk , szczególnie promowanych i awansowanych za czasów prezydentury B.Komorowskiego oczyściło atmosferę. Wiele osob nie chce pamiętać, że naciski na zakonczenie służby przez tych hmmm oficerów pochodzily z KG NATO i Pentagonu ( żeby być uczciwym trzeba dodać, że to nie tylko nasz polski problem podobnie jest w Rumunii , Bulgarii ) . Wreszcie też kończą się "dynastie" , bo nepotyzm był w WP czymś codziennym przez co wielu mlodych zdolnych doskonale znajacych jezyki i wyksztalconych mlodszych oficerów odchodziło po "kliku" latach służby widząc,że są pomijani przy awansach ( mimo zdobytego doswiadczenia na misjach w Iraku ,Afganistanie czy wcześniej w krajach byłej Jugosławii) bo synek czy bratanek " moskiewskiego " generała czy plk dostawał awans za dzielna służbę za biurkiem w garnizonie czy gdzies w sztabie ( szczytem byly wpisy do akt po kilkutygodniowym [zdarzyło się,że dwu ] pobycie w bazie Bagram gdzie ze strachu nawet za brame sie nie ruszyli o zaliczeniu "misji" jako podstawy fo awansu , do tego jeszcze " za wzorową służbę " i " afgan" przypiety do munduru - takie to było wojsko . Teraz wystarczy pogadac z młodszymi oficerami , żeby zrozumieć ile się zmienilo na lepsze przez te 5 lat . Na konie dodam , ze jak sie zaczęło robić goraca na granicy z Białorusią to nagle ci wszyscy bratankowie , kuzyni , synowie sie rozchorowali i z L4 w zebach , byle tylko na granice nie trafić. Wszyscy ci pseudo zolnierze powinni zniknąć z WP im szybciej tym lepiej.

Reklama