Geopolityka
Chiny przeciwne akcji militarnej wobec Pjongjangu
W reakcji na słowa ministra obrony USA Jamesa Mattisa, rzecznik MSZ Chin, Lu Kang powiedział że działania bądź retoryka sięgająca po groźby nie pomogą w rozwiązaniu kryzysu na Półwyspie Koreańskim.
Prezentując takie stanowisko na rutynowym briefingu prasowym w Pekinie rzecznik Lu Kang zaznaczył jednocześnie, że Chiny liczą na pełne wprowadzenie w życie odnoszących się do Korei Północnej rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Patrząc na rozwój sytuacji na Półwyspie Koreańskim aż do dnia dzisiejszego, widać, że zainteresowane strony występowały od czasu od czasu z wzajemnymi groźbami tak w retoryce, jak i swych działaniach, co nie pomagało w uregulowaniu problemu. Wprost przeciwnie, wzmagały one napięcie i w żaden sposób nie przyczyniały się do rozwiązania całej kwestii. Dlatego chciałbym ponownie podkreślić, że mamy nadzieję, iż różne strony mogą w spójny, dokładny, ścisły i skuteczny sposób wprowadzić w życie wszystkie dotyczące Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ.
W trakcie swej konferencji prasowej w Waszyngtonie Mattis wypowiedział się na temat kryzysowej sytuacji na Półwyspie Koreańskim po podziemnym zdetonowaniu przez Koreę Północną w dniu 3 września potężnego ładunku nuklearnego i przeprowadzonej przez to państwo w kilka dni później próbie rakiety balistycznej pośredniego zasięgu, która przeleciała nad Japonią.
Zapytany, czy Stany Zjednoczone dysponują wobec Korei Północnej jakimikolwiek opcjami militarnymi, które nie wystawiałaby Korei Południowej na poważne ryzyko, szef Pentagonu odparł: "Tak, mamy je. Ale nie będę wchodził w szczegóły".
Czytaj też: Atak prewencyjny na Koreę Północną [3 SCENARIUSZE]
małe be
w zasadzie istnieje jedyna skuteczna odpowiedź na to co robią chiny. społeczność międzynarodowa powinna znieść ograniczenia w dostępie do technologii jądrowych i jednocześnie zapowiedzieć że w sprawie chin gdy zostaną taką bronią zaatakowane nikt nie zareaguje. jeśli nie zrozumieli jakim zagrożeniem jest atom to może powinni się przekonać na własnej skórze. samotnie. i tyle w temacie.
FDolas
Chiny mają wielu obawiających się ich sąsiadów, którzy bardzo chętnie zagwarantowali by sobie bezpieczeństwo za pomocą broni ostatecznej. Problem w tym że taka liberalizacja ograniczeń w dostępie do broni nuklearnej spowodowałaby że w różnych zakątkach globu mogłyby się pojawić przysłowiowe małpy z brzytwą. Dla każdego przegrana jego sprawa mogłaby być powodem do sięgnięcia po najcięższy argument.
Podpułkownik Wareda
Jedynie słowo na marginesie. Chińczycy - moim zdaniem - mają rację, kiedy oświadczają, że "działania bądź retoryka sięgająca po groźby nie pomogą w rozwiązaniu kryzysu na Półwyspie Koreańskim". To wypowiedź - bezpośrednio skierowana do USA - i słusznie. Amerykanie muszą pamiętać, że Chińczycy - w przeciwieństwie do USA - sąsiadują z tym krajem i zdecydowanie lepiej znają społeczeństwo Korei Północnej i jej dyktatorskiego lidera Kim Dzong Una. Stąd zapewne ich apel do Amerykanów. Ale pomijając już wszystko, po raz kolejny twierdzę, że Kim nie zdecyduje się "przekroczyć właściwej granicy", ponieważ wie i jest w pełni świadomy ograniczeń swej dyktatorskiej władzy, swego kraju oraz swej - liczącej obecnie ok. 1,1 miliona żołnierzy armii. Wie także doskonale, jego arsenał nuklearny, liczący (w/g różnych, niepotwierdzonych ocen) od kilku do kilkunastu ładunków - jest niczym - w porównaniu do możliwości militarnych Amerykanów i ich sojuszników! Z pewnością zdaje sobie sprawę z tego, że bezpośrednia, zbrojna napaść na Amerykanów bądź na któregokolwiek z ich sojuszników, będzie oznaczać koniec państwa Kima, a także - czego wykluczyć nie można - fizycznym unicestwieniem samego Kima! Dlaczego więc Kim - na pierwszy rzut oka - zachowuje się tak nieracjonalnie? Nadal przypuszczam, że chodzi o realizację określonych celów propagandowych? Kim chyba liczy na to, że zyska w społeczeństwie północnokoreańskim jeszcze większy poklask? A może - przy okazji - ugra jeszcze coś więcej? Stąd jego blefowanie i ciągłe zwiększanie napięcia na arenie międzynarodowej? Z naszej pozycji, to wygląda niesłychanie niebezpiecznie, głupio i żenująco. Podkreślam: z naszej pozycji! Natomiast nie zapominajmy o tym, że mentalność ludzi sprawujących dyktatorską władzę na Dalekim Wschodzie, jednak różni się od naszej mentalności oraz sposobach postrzegania rzeczywistości i sprawowania władzy w warunkach demokracji. Jednak! Przy okazji: na tej stronie, internauta o nicku "Fred", podpowiada - co powinni zrobić Chińczycy oraz Amerykanie - po "ewentualnej likwidacji reżimu Kima". A także, "czym byłaby zjednoczona Korea dla Chin"? No cóż, nie wiem na ile "Fred" jest biegły w znajomości realiów na Dalekim Wschodzie, ze szczególnym uwzględnieniem Półwyspu Koreańskiego? Ale jedno wiadomo na pewno, a mianowicie: w chwili obecnej, żadna ze stron, tj.: Korea Południowa, Japonia, Rosja, Chiny i USA, nie jest zainteresowana likwidacją reżimu Kima (w dosłownym rozumieniu tego słowa!) i wzięcia na swój garnuszek społeczeństwa północnokoreańskiego? Chociażby dlatego, że nikt obecnie nie zna rzeczywistych problemów, które by z tego wynikały. Wzięcie na garnuszek całego społeczeństwa, które przez kilkadziesiąt lat żyło w niemal całkowitej izolacji od reszty świata, to nie jest przysłowiowa: bułka z masłem, tudzież inny chleb powszedni. Problemy byłyby - wręcz niewyobrażalne! Co nie znaczy, że nigdy to nie nastąpi? Ale z pewnością - nie prędko!
Fred
Chiny powinny negocjować z USA utworzenie z półwyspu koreańskiego strefy zdemilitaryzowanej po ew. likwidacji reżimu Kima. Dodatkowo zjednoczona Korea byłaby najbliższym i dużym partnerem handlowym Chin.
Marek1
Warto pamiętać, że państwo Kimów powstało i istnieje WYŁĄCZNIE dzięki Pekinowi i Moskwie. Spodziewanie się więc, że obecnie oba mocarstwa pozwolą USA na skuteczną likwidację tego "wrzodu" jest naiwną głupotą.