Reklama

Wyprowadzenie lotniskowca HMS „Queen Elizabeth” ze stoczni było trudne z trzech powodów. Po pierwsze jest to największy okręt (wyporność około 65000 ton), jaki kiedykolwiek zbudowano dla Wielkiej Brytanii i w Wielkiej Brytanii. Jest to również jedna z największych, bojowych jednostek na świecie. Większymi lotniskowcami są obecnie jedynie amerykańskie okręty klasy Nimitz oraz nowy lotniskowiec USS „Gerald .R. Ford”. Ta wielkość powoduje, że w najwęższym miejscu portu odległość burt od nabrzeża nie przekraczała pojedynczych metrów, a przy zejściu z doku około 36 cm z każdej strony. Dodatkowo dla oszczędności pogłębiono basen portowy i tory wodne dając w najpłytszych miejscach z zapasem jedynie pół metra od dna (w najniższym momencie odpływu).

Czytaj też: Niepewne losy „najnowocześniejszego” lotniskowca świata [ANALIZA]

Po drugie jest to zupełnie nowa jednostka pływająca zarówno dla stoczniowców, jak i marynarzy. Nie wiadomo więc jak będzie się rzeczywiście zachowywała, chociażby dlatego, że zastosowano na niej napęd elektryczny oraz specyficzny system sterowania. Pojawia się również bardzo duży wpływ oporu bocznego wywołany m.in. mniejszym zanurzeniem niż standardowe (nie została zabrana duża część wyposażenia lotniczego w tym większość statków powietrznych, paliwo lotnicze, amunicja i zapasy).

Po trzecie jest to pierwsza tego typu operacja dla załogi wspomaganej specjalistami stoczniowymi. Nie mając rzeczywistego doświadczenia poza symulacjami wymagana była ogromna precyzja, opanowanie i umiejętność jednoczesnego współdziałania z kilkoma holownikami (w najtrudniejszym momencie było ich jedenaście). Na szczęście dowództwo objął komandor Jerry Kyd, który wcześniej dowodził ostatnimi brytyjskimi lotniskowcami: HMS „Ark Royal” i HMS „Illustrious”.

W drodze na pełne morze lotniskowiec minął m.in. trzy mosty Forth zmniejszając prędkość tylko do około 3-4 węzłów unikając w ten sposób efektu przyciągania do dna (tzw. „squat”). Problemem była także wysokość mostów dająca zapas jedynie około trzech metrów. Przewidując to Brytyjczycy tak zaprojektowali najwyższy maszt, że w takich sytuacjach może on być hydraulicznie opuszczany. Pomimo tego odległość między najwyższym punktem okrętu a najniższym elementem mostów Forth nie przekraczała 2 metrów.

HMS „Queen Elizabeth” ze złożonym masztem. Fot. www.royalnavy.mod.uk

Wychodząc na morze lotniskowiec HMS „Queen Elizabeth” rozpoczął okres ponad dwuletnich prób, które mają się zakończyć wprowadzeniem tej jednostki do służby operacyjnej. Tak długi okres testów pozwoli jednak skrócić taką samą operację w odniesieniu do drugiego, właśnie budowanego, lotniskowca HMS „Prince of Wales”.

Jak na razie na pokładzie znajduje się około 700 członków załogi i 300 stoczniowców. Jednak po wprowadzeni się na pokład grupy lotniczej jej liczba ma się zwiększyć do 1600. Brytyjczycy w swojej skrupulatności wyliczyli nawet, że najstarszy członek załogi ma obecnie 58 lat a najmłodszy 17. Średnia wieku jest jednak na poziomie 20-25 lat. Załoga miała kilka tygodni na zapoznanie się z okrętem, ale prawdziwy sprawdzian zacznie się dla niej dopiero podczas działań na morzu.

Obecne próby będą trwały w sumie sześć tygodni, które lotniskowiec spędzi na Morzu Północnym i wodach największej szkockiej zatoki Moray Firth. W tym czasie jednostka będzie ściśle ochraniana przez inne okręty Royal Navy. Brytyjczycy zdają sobie bowiem sprawę, że Rosjanie będą się starali rozpoznać nową jednostkę i nawet pomierzyć jej pola fizyczne. Przejście HMS „Queen Elizabeth” do portu docelowego – do Portsmouth ma nastąpić na jesieni br. Same testy dopuszczające do działań operacyjnych będą prowadzone przy zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych w październiku 2018 r.

Wielka Brytania wycofała ze służby ostatni lotniskowiec klasy Invincible - HMS „Illustrious” w 2014 roku. Wprowadzenie do służby HMS "Queen Elisabeth" zamknie jedyny od czasu wejścia do floty HMS "Furious" w 1917 roku okres, w którym Royal Navy nie posiadała jednostek tego typu. Budowa dwóch nowych lotniskowców ma kosztować Londyn około 6 miliardów dolarów.

Reklama
Reklama

Komentarze (10)

  1. yaro

    Jest bez katapulty ? hmmmm przecież to wg. naszych fan boyów koszmarny błąd.

    1. Marcin

      jeżeli katapulty nie ma okręt rosyjski lub chiński to jest to symbol jego zacofania, archaiczności poglądów na budowę lotniskowców albo i przemysłu stoczniowego. Ale na okręcie brytyjskim to wiadomo - super technologia i supernowoczesna wizja + futurystyczne podejście do problemu. Dokładnie było z f-b-w na MiG-29 brak tego układu to symbol zacofania technologicznego i wada samolotu, ale na F-15 to absolutnie pomijalny szczegół....

    2. Davien

      Może dlatego że jej nie potrzebuje, bo nie będą na nim stacjonowały przeróbki Su-i MiG-ów tylko specjalnie opracowane samoloty F-35B. I znowu wpadka panie yaro:)

    3. piardek

      no i żagli też nie ma

  2. dawo

    Nie mogę tego pojąć. Zbudowali pełnoprawny lotniskowiec i obniżyli jego możliwości poprzez samoloty F-35 B !!!

    1. Ando43

      Myślisz że jesteś mądrzejszy od specjalistów którzy dokonali tego wyboru jak widać ten samolot jest po prostu dobry do niego nie podleci żaden samolot 4 generacji bo najzwyczajniej f-35 nie zostanie wykryty a jednostka 4 gen zostanie zlokalizowana i unicestwiona czy tak trudno to pojąć już nie toczą się walki jak za 2 wojny światowej spektakularne beczki itp na małych odległościach.

    2. niki

      A w jaki to sposób samoloty F-35B obniżają mozliwości bojowe tego lotniskowca?

  3. Boon

    Oni maja dwa lotniskowce za 6 mld a my nieistniejaca Wisle za 30

    1. Jacek

      tylko Oni płacą w $ a My w zł , kolego.... siej dalej plotki .

    2. dropik

      Pozajączkowało ci się z walutami . wisła ma kosztowac 7,5 mld $

    3. laik

      Tak przy okazji W czym byl gorszy aster 30 od patriotów?

  4. nie znam się

    Nie znam się, ale wypowiem. Nie lepiej byłoby zbudować okręt porównywalny do klasy Wasp albo Juan Carlos I? Nie dość, że przenosiłby porównywalną ilość myśliwców (nie oszukujmy się, raczej 36 F-35, HMS QE nie zabierze, w porywach to będzie 20 maszyn, a zwykle to 12), to jeszcze jednostkę ekspedycyjną marines by zabrał. Przy mniejszych kosztach Brytyjczycy mogliby wymienić klasę Invincible w stosunki 1:1 (czyli zbudować 3 zamiast dwóch). Wraz z dwoma okrętami klasy Albion i klasy Bay, uzyskaliby naprawdę potężną flotę ekspedycyjną.

    1. dropik

      niby czemu ma nie zabierać 36 f35?. Chyba doświadczenia z poprzednimi okrętami były chyba dość smutne. Okręt musi mieć znacznie więcej samolotów

  5. janIII

    To taki mały 'argument' dla Hiszpanów w duskusji o przyszość Gibraltaru ;)

    1. Podbipięta

      O przyszłości Gibraltaru zdecydują Magoty ,małpy będące pod opieką wojska (traktowane na Skale jak święte krowy) .Jak groziło im wyginiecie to Churchill zlecił tajną operacje sprowadzenie dla nich ,,świeżej krwi" z Algierii.Mówię jak jest.

  6. Xi Chung

    W XIXw Anglicy chodzili 2 lata aby uzyskac zgode na handel w Chinach, w końcu wyslali 47 statkow I chinczycy dali im wszystko co chcieli.

    1. Podbipięta

      Na handel ..ale czym.To się nazywa ..wojny opiumowe.

  7. Jak to u Brytyjczyków jest już standardem - okręt wyjątkowo "brzydki". Ale zapewne przemyślany w swojej konstrukcji i stanowiący groźny oręż na morzu.

    1. Jo81

      Ciekawe te 2 mostki.

  8. Ja-nek

    Moim zdaniem lotniskowiec tej wielkości, bez katapult to nieporozumienie

  9. Greg

    Bez F-35B to jest niezbyt cenny bojowo

  10. b

    Szkoda, ze odeszli od tradycyjnego nazewnictwa lotniskowcow. Prince of Wales zawsze bedzie sie kojarzyl z pancernikiem. .....mogl byc kolejny Ilustrioust.

    1. Davien

      Teraz juz nie ma pancerników więc te nazwy, upamietniające rodzine królewską nadali najwiekszym swoim okrętom czyli lotniskowcom. Obecnie nazwy dawnych pancerników są nadawane róznym jednostkom.