Przemysł Zbrojeniowy

Śmigłowce SAR są jednym z najważniejszych środków zapewniających Marynarce Wojennej szacunek ludzi morza – fot. M.Dura

Konferencja Śmigłowcowa: Jakie helikoptery dla Marynarki Wojennej? [Analiza]

Marynarka Wojenna wykorzystuje obecnie 27 śmigłowców, natomiast ujawnione plany MON mówią jedynie o zakupie w najbliższej dekadzie sześciu śmigłowców zwalczania okrętów podwodnych (ZOP). Albo więc śmigłowców „morskich” mamy obecnie za dużo, albo też kupujemy ich wyraźnie za mało. Jednym z elementów programu modernizacji floty śmigłowców polskiej Marynarki Wojennej mogłaby być remotoryzacja wiropłatów ratowniczych typu W-3RM Anakonda, przeprowadzona w oparciu o ofertę ukraińskiego koncernu Motor Sicz.

Z danych umieszczonych na oficjalnej stronie Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej wynika, że obecnie dla zabezpieczenia potrzeb naszych sił morskich wykorzystuje się 27 śmigłowców siedmiu typów i pięciu rodzajów:

  • śmigłowiec ratowniczy W-3RM „Anakonda” – 6 szt.;
  • śmigłowiec ratowniczy Mi-14PŁ/R – 2 szt.;
  • śmigłowiec pokładowy ZOP Kaman SH-2G – 4 szt.;
  • śmigłowiec ZOP Mi-14PŁ – 8 szt.;
  • śmigłowiec transportowy W-3T – 2 szt.;
  • śmigłowiec transportowy Mi-17 – 1 szt.;
  • śmigłowiec Mi-2 – 4 szt.

Przyszłe plany zakupowe nie przewidują pozyskania śmigłowców transportowych dla Marynarki Wojennej – takich jak Mi-17. Czy w takim razie były one nam rzeczywiście niezbędne? – fot. M.Dura

Tymczasem, zgodnie z priorytetowymi programami modernizacyjnymi Sił Zbrojnych, „morskie” helikoptery transportowe, łącznikowe, poszukiwawczo–ratownicze (SAR), pokładowe i zwalczania okrętów podwodnych w Polsce mają zostać zastąpione (lub uzupełnione) do 2025 r. tylko przez sześć helikopterów ZOP. Co gorsza, mają to być śmigłowe o masie około 10 ton, a więc nie będą to typowe maszyny pokładowe dla przyszłych, niewielkich, polskich okrętów (które mogą być traktowane jako część okrętowego systemu walki).

fot. M.Dura

Czy sześć śmigłowców ZOP wystarczy?

Zaskakuje sama liczba planowanych do wprowadzenia w Polsce helikopterów ZOP. Liczba ograniczona do sześciu od razu nasuwa podejrzenie, że nie chodzi o zapewnienie możliwości wykonywania stawianych przed Marynarką Wojenną zadań (tu - zwalczanie okrętów podwodnych), ale po prostu o odhaczenie jednego z celów i pozbycie się problemu.

Większość specjalistów zdaje sobie sprawę, że sześć śmigłowców, nawet najnowocześniejszych, nie ma możliwości wykrycia zanurzonych okrętów podwodnych, znajdujących się na naszym akwenie zainteresowania operacyjnego, z tolerowanym prawdopodobieństwem. Jednostki wynurzone lub z wysuniętymi chrapami (albo peryskopami) można jeszcze wykryć z daleka radarem lub głowicą optoelektroniczną. Ale w przypadku okrętu znajdującego się pod powierzchnią wody można już wykorzystać jedynie sonar opuszczany, pławy hydroakustyczne oraz miernik anomalii magnetycznych (MAD). Te systemy obserwacji mają bardzo wyraźne ograniczenia operacyjne – w tym przede wszystkim zasięgowe.

Najdokładniejszy jest, oczywiście, sonar opuszczany. Wykorzystujący go śmigłowiec musi jednak pozostać w zawisie (bez ruchu), by opuścić do wody antenę i prowadzić „nasłuch”. Wymaga to czasu, co nawet przy zastosowanie super szybkich wind i specjalnej kabloliny (np. proponowanych w najnowszej wersji systemu hydroakustycznego FLASH koncernu Thales) znacznie opóźnia moment rozpoczęcia poszukiwań. Długi jest również czas zmiany pozycji i - co najważniejsze – promień poszukiwania nie przekracza kilku mil. Pojedynczy śmigłowiec nie ma więc dużych szans, by bez wcześniejszego wskazania rejonu poszukiwań mógł wykryć okręt podwodny na całym Bałtyku.

Niektórzy specjaliści uważają, że liczy się w tym przypadku efekt odstraszania (np. działanie głównie po to, by po zanurzeniu sonaru wysyłać trzy impulsy/„pingi” ostrzegawcze w różnych miejscach w celu zniechęcenia dowódców okrętów podwodnych od wchodzenia w rejon przeszukiwań), ale jest to działanie mało skuteczne w odniesieniu do jednostek, które mają postawione konkretne zadanie do wykonania.

Pewnym rozwiązaniem w tym przypadku są pławy hydroakustyczne, które po rozstawieniu mogą stworzyć barierę ostrzegającą o pojawiającym się pod wodą intruzie. Pławy te dają na tyle dokładną pozycję, że znajdujący się w pobliżu śmigłowiec może już bez problemów odszukać okręt podwodny sonarem, a nawet użyć pokładowego uzbrojenia (torped lub bomb).

Stworzenie takiej bariery jest jednak bardzo kosztowne (koszt sonoboi jest nadal bardzo duży) i jest to rozwiązania tymczasowe. Pławy są bowiem jednorazowego użytku i mają stosunkowo krótki czas działania. Dodatkowo wymagają stałego nadzoru prowadzonego przez statki powietrzne, które cały czas muszą mieć barierę w zasięgu swoich środków łączności.

Miernik anomalii magnetycznych wypuszczany za śmigłowcem ma stosunkowo nieduży zasięg i działa praktycznie tylko wtedy, gdy śmigłowiec przeleci bezpośrednio nad okrętem podwodnym – fot. M.Dura

Jedynym systemem obserwacji, który daje swobodę ruchu śmigłowcom ZOP, jest miernik anomalii magnetycznych MAD, wykrywający zaburzenia w polu magnetycznym Ziemi spowodowane przez okręt podwodny. Czujnik ten jest wypuszczany na kablolinie za statkiem powietrznym, by przez jego odsunięcie od kadłuba ograniczyć wpływ samego helikoptera na pomiary. Zasadniczą wadą systemu MAD jest jego bardzo mały zasięg (szczególnie w odniesieniu do najnowszych okrętów podwodnych, wykonanych w technologii stealth). Helikopter musi się więc poruszać jak najbliżej powierzchni wody, a wykrycie następuje praktycznie tylko wtedy, gdy śmigłowiec przeleci bezpośrednio nad okrętem podwodnym. Biorąc pod uwagę powierzchnię Bałtyku bardziej przypomina to szukanie „igły w stogu siana”, niż rzeczywiste poszukiwanie.

Sześć nowych śmigłowców ZOP ma nie tylko zastąpić 8 śmigłowców typu Mi-14PŁ, ale również 11 innych helikopterów (bez wliczania w to śmigłowców SAR) – fot. M.Dura

Rozumieli to specjaliści, którzy wprowadzali śmigłowce ZOP do Polski, od razu planując ich wykorzystanie nie samodzielnie, ale w ramach systemu zwalczania okrętów podwodnych. W skład tego systemu wchodziły nie tylko helikoptery, ale również jednostki pływające (ścigacze ZOP projektu 912M i kutry ZOP projektu 918M) oraz rozstawiane prostopadle do linii wybrzeża, stacjonarne bariery pław hydroakustycznych typu MG-409B.

Bariery pław miały być zgodnie z założeniem połączone z punktami obserwacyjnymi Marynarki Wojennej i informować o przejściu przez nią intruza. Wtedy do akcji wkraczały jednostki pływające odszukując okręt podwodny, lub jeżeli ich nie było w rejonie - wysyłano śmigłowce (które znały już przypuszczalny rejon przebywania OP i dzięki temu mogły go łatwiej odszukać).

Teoretycznie wszystko było w porządku, jednak w rzeczywistości bariera MG-409B okazała się bardzo trudna w eksploatacji i technologicznie przestarzała, sonary podkilowe typu MG-11M (konstrukcja z początku lat pięćdziesiątych) ścigaczy ZOP projektu 912M miały niewielki zasięg – podobnie jak sonary opuszczane na kutrach ZOP projektu 918M, które dodatkowo zmuszały te kutry do stosowania takiej samej taktyki jak śmigłowce (zatrzymanie się, opuszczenie anteny, praca, podniesienie anteny, zmiana pozycji).

Tandem „śmigłowiec – okręt”

W polskich warunkach optymalnym rozwiązaniem jest w rzeczywistości tandem, w skład którego wchodzi okręt i stacjonujący na nim śmigłowiec. Okręt jest w tym przypadku źródłem danych do ataku, wykorzystując całą gamę środków obserwacji technicznej z sonarami podkilowymi oraz holowanymi. Środki te, a szczególnie systemy działające na bardzo niskich częstotliwościach, zapewniają wykrycie OP nawet na odległości kilkudziesięciu mil morskich. W tym przypadku użycie uzbrojenia okrętowego jest niemożliwe ze względu na jego ograniczony zasięg i dlatego do rejonu poszukiwań wysyła się śmigłowiec ZOP (utrzymując okręt podwodny w bezpiecznej odległości od okrętu ZOP).

Na potrzeby dwóch fregat typu Oliver Hazard Perry sprowadzono cztery śmigłowce Kaman SH-2G. Dla sześciu okrętów typu Miecznik i Czapla ma wystarczyć sześć „brzegowych” śmigłowców ZOP – fot. M.Dura

Tego rodzaju sposób działania był możliwy w Polsce dopiero po pozyskaniu od Amerykanów dwóch fregat typu Oliver Hazard Perry (ORP „Generał Kazimierz Pułaski” i ORP „Generał Tadeusz Kościuszko”), które zostały przekazane razem z czterema śmigłowcami pokładowymi Kaman SH-2G. Warto jednak zwrócić uwagę, że są to helikoptery o cztery tony lżejsze od tych, jakie mają zostać pozyskane w ramach programu śmigłowcowego.

 

Śmigłowiec

Waga

Rozpiętość wirnika

Długość kadłuba

AS 565 Panther

4300 kg

11,94 m

13,68 m

AW 159 Lynx

5300 kg

12,80 m

15,241 m

AW 159 Wildcat

6000 kg

12,80 m

15,24 m

Kaman SH-2G

9927 kg

13,40 m

15,90 m

SH-60B Seahawk

6120 kg

16,35 m

19,75 m

NH-90

10600 kg

16,30 m

16,13 m

AW 101 Merlin

14600 kg

18,98 m

19,53 m

Oczywiście, okręty typu Oliver Hazard Perry generalnie mają możliwość współdziałania z helikopterami średnimi, jakie chcą kupić Siły Zbrojne RP, ale niestety nie te fregaty, które zostały przekazane do Polski (i do Egiptu). By dostosować okręty typu OHP do wykorzystania śmigłowców SH-60B Seahawk, musiały zostać one wydłużone o 2,5 m (w wersji produkowanej za granicą: w Australii, Hiszpanii i Tajwanie) lub zmodernizowane: poprzez wydłużenie lądowiska (28 amerykańskich fregat) albo poprzez ich wyposażenie w kanadyjski system wspomagania lądowania ASIST - Aircraft Ship Integrated Secure and Traverse Systems (na tureckich fregatach typy G).

Był to więc już poważny zakres prac przystosowawczych, które trzeba będzie również przeprowadzić na przyszłych polskich okrętach obrony wybrzeża i okrętach patrolowych z funkcją zwalczania min. Będzie to jednak zadanie o wiele trudniejsze do wykonania, ponieważ o ile fregaty typu Oliver Hazard Perry mają wyporność około 4100 ton i długość od 135,5 do 138 m, o tyle Mieczniki i Czaple mają mieć wyporność ok. 2000 ton i długość do 100 m. Pomimo tego nie planuje się kupować oddzielnych typów mniejszych śmigłowców na te sześć nowych jednostek pływających.

Oczywiście, teoretycznie zawsze można na siłę przystosowywać przyszłe polskie okręty do współdziałania z helikopterami o masie 11 ton, ale wpłynie to znacząco na konstrukcję jednostek pływających i ograniczy ich możliwości bojowe (zmniejszając np. dostęp do rufowego pokładu zadaniowego i ograniczając hangarem możliwość wykorzystania przestrzeni na śródokręciu). Zachodnie siły morskie radziły sobie w ten sposób, że na mniejszych okrętach wprowadzano lekkie śmigłowce - ważące do 6 ton. W Polsce postanowiono jednak, że jednym kontraktem i jednym „dużym” śmigłowcem załatwi się wszystkie potrzeby. Jak się jednak okazało później – niestety nie wszystkie.

Pozbycie się problemu, czyli śmigłowców SAR

Pierwsze założenia programu śmigłowcowego przewidywały, że w ramach jednej umowy zostanie kupionych 70 nowych helikopterów w czterech podstawowych wersjach:

  • 48 śmigłowców wielozadaniowych - dla Wojsk Lądowych;
  • 10 śmigłowców poszukiwawczo-ratowniczych (CSAR) dla Sił Powietrznych;
  • 6 śmigłowców ZOP dla Marynarki Wojennej;
  • 6 śmigłowców SAR dla Marynarki Wojennej.

Później ten zakup ograniczono do 50 helikopterów, pozostawiając zamówienie na sześć śmigłowców ZOP, ale rezygnując ze śmigłowców poszukiwawczo-ratowniczych SAR. Defence24.pl natychmiast zwrócił na to uwagę, ale okazało się, że przeciwnikiem zakupu tego rodzaju helikopterów jest nie tylko MON, ale również Marynarka Wojenna i Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych.

Było to widoczne już w 2011 r., gdy resort obrony poinformował że „Konwencje międzynarodowe o ratownictwie morskim podpisała Rzeczpospolita Polska, a nie Ministerstwo Obrony” oraz że zapisy ustawy z dnia 9 listopada 2000 r. o bezpieczeństwie morskim „wskazują ministra właściwego do spraw gospodarki morskiej jako odpowiedzialnego za funkcjonowanie służby SAR (art.41)” (podobne stanowisko przyjęło również kierownictwo Marynarki Wojennej).

Można, oczywiście, zakupić śmigłowce SAR w oddzielnym, „niewojskowym” przetargu, ale jak na razie nikt takiego przedsięwzięcia nie zamierza zaplanować. Tymczasem Polska musi posiadać helikoptery poszukiwawczo-ratownicze, ponieważ jest do tego zobowiązana umowami międzynarodowymi. Są więc trzy wyjścia z tej sytuacji. Pierwsze i najprostsze to kupić śmigłowce SAR i przekazać je Marynarce Wojennej z nakazem dalszego wykorzystania „dla dobra publicznego”.

Drugim wyjściem jest kupienie śmigłowców SAR i przekazanie ich służbom cywilnym SAR. Tutaj do kosztów zakupu helikopterów poszukiwawczo-ratowniczych trzeba będzie doliczyć konieczność sfinansowania budowy co najmniej dwóch baz lotniczych oraz wyszkolenia i utrzymania personelu latającego, obsługi technicznej i obsługi lotniska (z ochroną włącznie). Trzecie wyjście to wynajęcie firmy cywilnej. Ponieważ jednak w Polsce usługi tego typu nie były świadczone, to w kosztach opłaty rocznej i tak podatnik zapłaci za wszystko co wymienione zostało w drugim rozwiązaniu plus koszty ekstra (każda firma musi przecież zarobić).

Traktując budżet państwa jako coś wspólnego wydawałoby się, że najlepiej jest wybrać to, co kosztuje najmniej. Ale tutaj czuć wyraźny opór ze strony wojska – w tym kierownictwa Marynarki Wojennej. Ku naszemu zdziwieniu „marynarze” wcale nie protestowali głośno, gdy helikoptery SAR zniknęły z programu śmigłowcowego i nie rozpoczęli ostrej kampanii, by ich kupno zostało gdzieś jednak zaplanowane.

Z ich punktu widzenia jest to zrozumiałe, ponieważ przekazanie „komuś” śmigłowców SAR pozwoliłoby im pozbyć się zadania, które wymaga stałego nadzoru i przygotowań, które można w miarę łatwo skontrolować, i które jest cały czas weryfikowane w realnych działaniach. Tutaj nie da się bowiem niczego ukryć pod przykrywką tajemnicy państwowej, a nie udzielenie pomocy wywołuje skandal, a nawet może się zakończyć dochodzeniem prokuratorskim.

Śmigłowce SAR są jednym z najważniejszych środków zapewniających Marynarce Wojennej szacunek ludzi morza – fot. M.Dura

Niektórzy specjaliści SAR z przekąsem wskazują, że Marynarka Wojenna w czasie pokoju nie ponosiłaby już za nic realnej odpowiedzialności, zajmowałaby się tyko ewentualną wojną i tak naprawdę wreszcie mogłaby pracować od 7.30 do 15.30. I żadnym argumentem Marynarki Wojennej nie są w tym przypadku oszczędności finansowe, ponieważ nie mając śmigłowców SAR te „zaoszczędzone” środki wcale nie poszłyby na inne wydatki sił morskich, tylko zostałyby zabrane.

Niechęć kierownictwa MW do SAR jest tym mniej zrozumiała, że pozbycie się śmigłowców SAR wpływa negatywnie bezpośrednio na Marynarkę Wojenną. Po pierwsze, siły morskie stracą w ten sposób doskonale wyszkolony, działający w sposób ciągły personel latający, techniczny i lotniskowy. Śmigłowce SAR latają bowiem w najtrudniejszych warunkach atmosferycznych, bo to właśnie wtedy dochodzi do najtrudniejszych akcji ratowniczych. Jest to więc personel, którego poziom wyszkolenie można porównać jedynie do załóg Lotniczego Pogotowia Ratunkowego oraz pilotów Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Piloci innych śmigłowców wojskowych mają duże trudności, by móc wylatać tyle godzin, ile latają SAR-owcy. Cały ten personel można by później w miarę potrzeby wykorzystać do działań typowo wojskowych, ale takiej rezerwy kadrowej właśnie MON próbuje się pozbyć.

Zlecenie cywilnym służbom kupna śmigłowców SAR będzie związane z koniecznością zbudowania nowych baz lotniczych wraz z niezbędnym systemami zabezpieczającymi – w tym np. z wozami ratowniczo – gaśniczymi – fot. M.Dura

Bardzo ważny jest również szacunek ludzi morza. Pozbywając się śmigłowców SAR, Marynarka Wojenna zniszczy jeden z ostatnich łączników łączący ją ze środowiskiem cywilnym. Wcześniej ludzie na morzu wiedzieli, że w sytuacji alarmowej zawsze mogli liczyć na wojsko. Teraz wojsko będzie się im kojarzyło jedynie z problemami wywołanymi np. przez czasowe zamykanie akwenów (z powodu ćwiczeń) oraz z pieniędzmi, które trzeba wydawać na okręty.

Pozostawienie śmigłowców poszukiwawczo-ratowniczych byłoby więc korzystne dla Marynarki Wojennej i dla całych Sił Zbrojnych. Potwierdza to chociażby liczba krajów, które nadal powierzają lotnicze zadania SAR właśnie siłom morskim. W Europie te państwa stanowią nadal ponad 75%.

Jednym z elementów programu modernizacji floty śmigłowców polskiej Marynarki Wojennej mogłaby być remotoryzacja wiropłatów ratowniczych typu W-3RM Anakonda, przeprowadzona w oparciu o ofertę ukraińskiego koncernu Motor Sicz, we współpracy z ITWL. Taka modernizacja, obejmująca też ulepszenie systemów awionicznych na podstawie rozwiązań opracowanych przez polski przemysł przyczyniłaby się do podwyższenia walorów eksploatacyjnych i obniżenia kosztów wykorzystania Anakond, pozwalając jednocześnie na wydłużenie okresu służby tych śmigłowców, stanowiących ważny komponent polskiej floty SAR.

Motor Sicz przygotował dwa warianty remotoryzacji śmigłowców W-3: jeden obejmujący wykorzystanie jednostki napędowej typu MS-500V przy pozostawieniu układu przeniesienia napędu i drugi, szerszy wariant - instalację silnika MS-14W oraz nowej przekładni. W tym ostatnim przypadku, oprócz poprawy parametrów eksploatacyjnych znacznemu zwiększeniu uległby także udźwig Anakond, podnosząc tym samym ich zdolności prowadzenia akcji poszukiwawczo-ratowniczych.

Czytaj więcej: Sokół z silnikami Motor Sicz. Szansa na drugą młodość?

Jakie śmigłowce dla Marynarki Wojennej?

Patrząc na plany związane z zakupem śmigłowców morskich od razu przypomina się opinia jednego z profesorów Akademii Marynarki Wojennej, kmdr Makowskiego, który już kilka lat temu zauważył, że: „…Marynarka Wojenna nie ma spójnej koncepcji określającej, czym ma być w przyszłości i jakie zadania wykonywać, zmierza natomiast wyraźnie w kierunku przypadkowego zbioru okrętów i uzbrojenia, do którego wykorzystania dorobi się jakąś myśl przewodnią…”.

Czy sześć nowych śmigłowców ZOP zabezpieczy wszystkie potrzeby naszych sił morskich – fot. M.Dura

Dlatego, by zabezpieczyć się przed niezrozumiałymi i bezsensownymi zakupami, w pierwszej kolejności powinno się wprowadzić doktrynę morską pozwalającą określić dokładnie zakres zadań, jakie Marynarka Wojenna może i będzie musiała wykonywać w czasie pokoju, kryzysu i wojny. Prace nad ta doktryną powinien nadzorować i zatwierdzać minister Obrony Narodowej (co wcale nie oznacza, że to on musi tą doktrynę opracowywać).

Dopiero wtedy będzie można stworzyć plan modernizacji Marynarki Wojennej, który będzie zrozumiały, niezmienialny oraz będzie miał ściśle określony i pilnowany harmonogram czasowo - finansowy. Tylko, że wtedy również okazałoby się również, że nasz Siły Zbrojne muszą przeprowadzić oddzielne przetargi zarówno na śmigłowce ZOP i SAR, jak i na śmigłowce pokładowe.

Reklama

Komentarze (18)

  1. xyz407

    Zamiast śmigłowców W3-Anakonda do pełnienia zadań SAR dobre byłyby śmigłowce AW149 lub Caracal. Tylko ci z Agusta Westland nie zapewnili sobie odpowiednich certyfikatów, zostaje więc Caracal. Śmigłowce W3 - Anakonda niech wracają na ląd, gdyż ich silniki według mnie dyskwalifikują je do działań w tak trudnych warunkach. Jeżeli chodzi o śmigłowce pokładowe na małe jednostki to jedynym z wyżej wymienionych na liście dla mnie to AW159 Wildcat, trochę słaby, ale gabaryty pasują.

  2. zLoad

    Podstawa to, wybudowac ogromne hangary przywodne dla marynarki wojennej, takie w ktorych poza zasiegiem ciekawskich satelitow beda mogly stacjonowac tymczasowo okrety podwodne o napedzie atomowym. Takie w ktorych , bez zwracania na siebie uwagi bedzie mozna zmieniac konfiguracje jednostek budowanych w technologii modulowej. Pozwoli to ukryc stan aktualnej naszej floty i przynajmniej czesciowo zataic co sie dzieje z naszymi okretami podwodnym o napedzie atomowym. Domyslam sie gazociagi Nordstrem i docelowo Nordstream2 sa juz wyposazone w aparature szpiegowska do sledzenia takich naszych przyszlych okretow. Taki byl czesciowo zamysl budowy tych obiektow.

    1. Plush

      eh... i ty chcesz bardzo dużych Okrętów dla naszej MW?! :) by potem im kryjówki budować by taić przed Rosjanami stan i liczebność naszej floty?!;) Dobre! Ona już jest dla nich niewidoczna:)

  3. Zmartwiony

    Niestety pomiędzy interesem Armii oraz interesem polityków zawsze będzie pewien konflikt na polu decyzyjności. Dowódcy są różni ale muszą być decyzyjni, brak decyzyjności dyskwalifikuje dowódcę na pierwszym miejscu. Sama nazwa "dowódca" oznacza, że dowodzi, czyli wydaje decyzje. Wielokrotnie sprawnie podjęta podjęta decyzja, nawet niedoskonała, jest o wiele lepsza niż bierność i konsekwencje tej bierności. Bierność to też decyzja, o czym wielu zapomina. Bierność to decyzja żeby nic nie robić i oddanie całej inicjatywy przeciwnikowi. Politycy z kolei nie lubią podejmować decyzji. Uwielbiają być w opozycji i krytykować decyzje swoich przeciwników. Tak jest bezpieczniej, a poza tym ex post zawsze można być mądrym. Najtrudniej być mądrym zanim decyzje przyniosą efekty, także te złe. Dlatego najwygodniej zbijac kapitał polityczny na kwestionowaniu wyborów poprzedników, odwoływać postępowania wszczęte przez poprzedników i dumac od nowa. Najlepiej dumac do końca kadencji, a potem mówić, że gdyby była następna kadencja to by wszystko było świetnie zrobione, ale tak to niestety nie z naszej winy sie nie udało. Caracale są sweitnym przykładem. Każdy ze śmigłowców w tym przetargu miał jakies zalety i kazdy miał wady. Wielu wskazuje że caracal miał generalnie najwiecej zalet i najmniej wad i z powodu tej sumy był najlepszym wyborem. Wyborem najlepszym w tych konkretnych okolicznościach (czas, pieniądze, dostępne mozliwości, spełnienie najwiekszej ilosci ptorzeb itd). Oczywiscie wyborem nie idealnym. Zamiast zaakcptowa ten wybór i iść dalej bo są potrzebne na już kolejne istotne decyzje, to teraz będzie zawracanie wody w Wiśle. Nie będzie zatem ani śmigłowców transportowych, ani śmigłowców szturmowych, ani wspierających rozpoznawczych czy jakie tam są potrzebne. Nie oszukujmy się, realizator przetargu, czyli MON, ma określony zasób kadrowy i możliwości przerobowe. Tak jak zwykły człowiek nie jest fizycznie w stanie być u każdej babci, teściowej oraz rodziców w Wigilię o 17.00, tak MON nie ma zdolności do jednoczesnego i należytego prowadzenia dużej ilości procedur zakupowych na raz. Anulowanie Caracali i zajmowanie się tym tematem od nowa oznacza przesunięcie wszystkiego. To tak jak jeden blokujący tor pociąg. Niby awarię ma tylko jeden, a w ciągu kilku godzin spóźniają się pociągi w całej Polsce.

    1. a

      lepiej że jeden pociąg ma awarię a inne mają opóznienie niż miałby sie rozpędzić na maxa i rozwalić całą stację ... bez możliwości budowy pociągu w Polsce - nie ukrywam że po wczorajszej konferencji jestem przekonany że to wybór Caracal był poza merytoryczny i wygrał tylko dzięki proceduralnemu wykluczeniu Świdnika i Mielca

    2. skipper

      W pełni się zgadzam z tą wypowiedzią.Jest to typowe postępowanie polskich matołów nazywających się politykami.Już w IX wieku Ibrachim ibn Jakub bawiąc w krainie Wiślan stwierdził ,że jest to naród ogromnie swarliwy i skłócony co się dzisiaj przejawia wewnętrznymi relacjami i oceną działalności poprzedników t.j z reguły unicestwienie ich wysiłku ,wiedzy i w ogóle głoszenie innych tzw poglądów ,ocen ,poprzez różnego rodzaju audyty dodam nikomu nie potrzebne. bo i po nich pozostanie też taki sam bałagan.Dziwnie czuję się we własnym kraju ,który poprzez swoją głupotę pozbawił się państwowości na przeszło 120 lat.Czyżby dzisiaj nas to czekało?Armia jest bez odpowiednich narzędzi i śmiem twierdzić nigdy ich nie będzie miała gdyż to zależy od gospodarki i umiejętności korzystania z jej potencjału ,jej nowoczesności i szybkiej możliwości wdrażania tych trendów. oraz współżycia z sąsiadami .Nie możemy być lwami bądźmy lisami Na to wielcy tego naszego świata nie mogą sobie pozwolić z powodów intelektualnych.Szkoda słów

    3. tomaaaa

      Dopóki nie włączy się opozycji parlamentarnej w opracowanie strategii rozwoju sił zbrojnych, dopóty będziemy mieć sytuację z wyrzucaniem pracy poprzedników do kosza. Programy zbrojeniowe rzadko trwają krócej niż 5-8 lat czyli co najmniej dwie kadencje. Do tej pory jedynie PO miała możliwość zrobić coś od początku do końca, ale w pierwszej kadencji totalnie olała wojsko i cięła budżet jak się dało, a w drugiej tradycyjnie zabrakło czasu...

  4. TomaszBak

    Bardzo dobry artykuł. Czyli na razie bez zmian jakiejkolwiek koncepcji brak. Co do pozbycia się SAR z MW jest to oczywista bzdura. Ale musimy pamiętać że obecnie 2 śmigłowce W-3T przechodzą remonty i modernizację do standardu W-3WARM podobnie jak pozostałe najstarsze Anakondy z Darłowa. Czyli na najbliższą dekadę będzie jeszcze 8 Anakond. Inna sprawa że dobrze by było posiadać 2-4 większe śmigłowce SAR. Najpilniejsza sprawa dotyczy zastąpienia śmigłowców Mi-14 w ilości 10 sztuk dla jednostki w Darłowie. I to powinno być priorytetem. Myślę że obecne kierownictwo MON świetnie zdaje sobie z tego sprawę (na co wskazuje wypowiedź ministra Antoniego Macierewicza o najpilniejszej potrzebie 6-8 śmigłowców). Najrozsądniejsze jest ograniczenie zamówienia na Caracale do tych 8-10 śmigłowców dla jednostki w Darłowie. Przesunięcie środków na zakup 32 sztuk śmigłowców bojowych, remonty Mi-17(skupienie wszystkich w dywizjonie lotniczym Brygady Kawalerii Powietrznej), W-3 i ewent. remotoryzacja i modernizacja Mi-8 we współpracy z Ukraińcami. Przy czym Mi-8 powinny pozostać wyłącznie jako śmigłowce transportowe w WL. Tym samym konieczne w najbliższym czasie są zakupy 10 śmigłowców dla eskadry sił specjalnych oraz kilku sztuk CSAR. Jeśli rzeczywiście WP uważało Caracala za najlepszy wybór to: - zakup śmigłowców Caracal dla jednostki w Darłowie w wersji ZOP i SAR (8-10 sztuk) -zakup śmigłowców Caracal dla eskadry sił specjalnych (8-10 sztuk) z jednoczesnym zastąpieniem MI-8 przez Mi-17 w Brygadzie Kawalerii Powietrznej (może warto również przekazać tam ,,17 marynarską) - zakup kilku sztuk Caracala w wersji CSAR (4 sztuki) te zapewne będą dedykowane do Lotniczych Grup Poszukiwawczo Ratowniczych. Tym samym całkowite zapotrzebowanie na Caracala na dziś to nieco ponad 20 sztuk. Za 10 - 15 lat po pozyskaniu 20 sztuk Caracala i 32 ,,Kruka" przyjdzie czas na wymianę Mi-17 oraz W-3.

    1. efe

      Myślę podobnie.

    2. Darłowo

      Panie Tomaszu. Moim zdaniem śmigłowce stacjonujące w Darłowie powinny zostać wymienione na maszyny o bardzo podobnej masie własnej. Według mnie dobrym rozwiązaniem były by Mi-17. Ciężkie, bardzo stabilne przy silnym wietrze. Z doświadczenia wiem, że jeżeli dbasz o czternaskę, to czternastka zadba o Ciebie.

    3. marcin

      W W-3 to trzeba przestać inwestować już dzisiaj. To wyrzucane pieniądze w błoto. Ten archaiczny śmigłowiec powinien już być dzisiaj wymieniany razem z resztkami Mi2. Im szybciej pozbędziemy się tego fajansu tym szybciej zaoszczędzimy pieniądze na nowoczesne śmigłowce. Pozdrawiam.

  5. MadMax

    A po co SAR w MW? Kompetencje w SAR mają dwie służby cywilne, o których autor chyba zapomniał napisać, lub tego nie wie. To po co mieć obecny chaos i trzy służby zajmujące się cywilnym SARem, w tym obarczać MW cywilnym SARem?

  6. ekonomista

    Genialny artykuł. Gratuluję Autorowi!

  7. Bery

    Czyli wedlug Pana smiglowce zwane teraz CSAR nie beda pelnic dyzuru?? :D Kompletna bzdura. Zupelnie nie rozumiem dlaczego pan sie jej uczepil I powiela (wczoraj wrecz mowil pan ze MW otrzyma wyłącznie śmigłowce ZOP). To że smiglowce sa zwane CSAR oznacza w tym przypadku, że posiadaja opancerzenie I mozliwosc montowania karabinów dla strzelcow. Oprocz tego to maszyny SAR i ide o zaklad ze beda pelnic dyzur (podobnie jak te dla Sił Powietrznych w jednostkach GPR). Być moze pozniej obowiązki te zostana przekazane cywilom - ale póki co z pewnoscia nie. Brnie Pan w ślepą uliczkę i wprowadza czytelników w błąd.

    1. Merida

      "To że smiglowce sa zwane CSAR oznacza w tym przypadku, że posiadaja opancerzenie I mozliwosc montowania karabinów dla strzelcow. Oprocz tego to maszyny SAR." Chyba nie tylko. Dochodzą całe systemy uzbrojenia, mogą być inne radiostacje. Nie jestem też pewny czy SAR ma systemy ochrony pasywnej. Myślę, że znalazłoby się jeszcze kilka różnic czyniących wersję CSAR najdroższą.

  8. sko

    Wydać 1/10 środków na 50 Caracali to nie modernizacja tylko kretynizm i rozrzutnosc. A wzrost potencjału praktycznie żaden. Wszyscy prowadzą modernizacje tylko my bogaci i nam się nie opłaca bo "koszt efekt". Lepiej kupić 20-30 razy drożej, żeby posłużyły 2 razy dłużej niż te zmodernizowane. I jeszcze dopłacić za nowe zaplecze itp. Polnische Wirtschaft..

    1. trx

      Polnische Wirtschaft to sprzedaż Świdnika za 340mln zł tylko po to by po kilku latach walić miliardy zł w Łódzkie WZL żeby poskładać 50 kadłubów.

  9. wojtek

    jako laik chciałbym dopytać - czy nie można postawić w naszym akwenie "stacjonarnych" sond i w ten sposób na stałe kontrolować co się dzieje pod wodą? dlaczego tego się nie praktykuje? przecież w dobie lotów na Marsa to chyba zadanie które nie przekracza możliwości wykonania przez polski przemysł...

  10. Boczek

    Jeżeli dobrze pamiętam to planowanych jest 8 H225M ASW/ASuW. Ile SAR nie pamiętam. Jeżeli 0 to szkoda, bo AW101 i H225M są najbardziej predestynowane. Ograniczenie masy do 11 ton wynikało z konieczności lądowania i bazowania na M+C - zatem spina się. Ponieważ H225M jest najkrótszy z wchodzących w rachubę (oprócz Lynx) NH90 i Sea Hawk - nie ma problemu. Ponadto wystarczy się zwrócić do AH po dane i rysunki. H225M stoi pięknie wrysowany w "generic" heli deck i hangar Miecznika i Czapli (M+C). Ponadto H225M na najlepszy stosunek masa/udźwig i byłby w stanie oprócz standardowego wyposażenia ASW/AUsW zabrać: 4xMU90, albo 4xRBS15(NSM), albo mix 2x + 2x. Ponadto jednocześnie dostateczną ilość środków samoobrony i paliwa na co najmniej jedną godzinę lotu więcej niż "konkurencja". "Środki te, a szczególnie systemy działające na bardzo niskich częstotliwościach, zapewniają wykrycie OP nawet na odległości kilkudziesięciu mil morskich. W tym przypadku użycie uzbrojenia okrętowego jest niemożliwe ze względu na jego ograniczony zasięg" Ja bardzo przepraszam, ale zasięg współczesnych torped dochodzi do 120 km. N.p. DM2A4 Seahake ATLAS'a - 2 lata temu udane strzelanie. Z cala pewnością nie na całych 120 km naprowadzanie przez światłowód. Ale po kontroli światłowodem dalszy atak samodzielny z zaimplementowaną funkcją re-attack. Preferowana platforma - 214/212A z CMS Kongsberg lub ATLAS. W tabeli brak H225M. Ponadto waga to stoi w sklepie i mierzy masę, która "tylko przypadkowo" jest równa na planecie Ziemia ciężarowi. Co do Sea Hawk to jest mały problem - odwrócone podwozie. W przypadku lądowania innego heli na pokładzie niemożliwe trawersowanie przez system mechanicznego, automatycznego trawersowania. Przerzucenie SAR do "cywila" podniesie jedynie koszty. Paradox, ale tak jest - dublowanie, inwestycje. bardzo dobrze podniesione w artykule. Przede wszystkim ciągle realne szkolenie. Tu lecę z komandorem w jednym heli. Znakomita argumentacja komandorze. Często się z panem nie zgadzam - ale tu jak nigdy. I na koniec, oczywiście H225M tylko wtedy kiedy wiszące w powietrzu 50 zostaną podpisane. Same 8 H225M pomimo ich zdecydowanej przewagi nad innymi nie maja sensu. Jedyne czego byłoby szkoda to SAR i mały downwash H225M. Ważne w zawisie nad "topielcem" - "nie ucieka przed heli.

    1. say69mat

      Jeżeli H225M jest tak rewelacyjną maszyną, to dlaczego francuska Aeronavale absolutnie nie podziela Twojej fascynacji niewątpliwymi zaletami konstrukcji H225M??? Nie wiedzą co mają??? Czy też H225 w wersji morskiej, jaką nam prezentujesz, istnieje jedynie w Twojej wizji śmigłowca???

  11. sko

    wg. mnie to miało by być 50 = 8 ZOP + 13 CSAR ( 6 dla MW) + 5 MEDEVAC + 8 dla specj. + 16 transport

  12. AS

    Jak nie ma kasy to pozostaje podyskutować, pogadać pomarzyć o sprzęcie

  13. Plush

    Jak dla mnie to te debaty zamiast przybliżyć kwestię pozyskania nowych śmigłowców dla MW do końca jeszcze bardziej ją komplikują. MON/MW RP nie mają planu ani wizji jak ma wyglądać nie tylko sprawa śmiglaków w MW ale w ogóle jak ma wyglądać MW RP. A sięganie po tego typu rozwiązania jak np. ta konferencja tylko potwierdzają moje przypuszczenia. Żenada

  14. DD

    No i proszę. Oto kolejna relacja z prześwietnego wydarzenia zorganizowanego przez wspaniałe i utytulowane NCSS. Gdzie NCSS było wcześniej. Jakoś nie słyszałem o jego dotychczasowych osiągnięciach i przełomowych, no choćby wartościowych, analizach i strategiach.

  15. miik

    Świetny artykuł ! Też uważam że 6 ZOP to za mało na Polskę.

    1. Tap

      Chyba trochę za wcześnie takie wnioski, po pierwsze znaczna część helikopterów ZOP musi zostać za chwilę wycofana, czymś to trzeba zastąpić, po drugie czy my nie projektujemy systemów boi przeciw okrętom podwodnym, po trzecie Bałtyk to małe morze, ochrona zatoki Gdańskiej jest możliwa przez helikoptery bazujące na lądzie, lub czasowo przebywające na okręcie. Zakup 50 helikopterów ma nam dać możliwość pozyskania technologi do ich modernizacji i ewentualnie wykorzystania tych technologii do produkcji własnego helikoptera. zakup kilku typów helikopterów pozbawi nas dostępu do technologii, możliwości ich obsługi w kraju, co podroży koszty eksploatacji. Jak zakupimy obok caracali augusty i może jak USA pozwoli uh-60, to trudno będzie takim mrowiem typów heli zarządzać, nie będziemy mogli ich modernizować i co więcej żaden zakład w kraju nie nabędzie zdolności do ich remontó. W Polsce nie produkuje się helikopterów, produkuje się co najwyżej kadłuby heli cywilnych i to w zakładach, które jak Świdnik nie mają chęci, ani zdolności do wspierania naszej armii. W przypadku augusty dl tej firmy głównym partnerem jest Rosja, która ma dostęp do danych dotyczących helikopterów oferowanych naszej armii ( istnieje tylko wersja cywilna, nie certyfikowana w warunkach oblodzenia ). Z tego punktu widzenia zakup caracala jest najdogodniejszy i najsensowniejszy, co więcej tworzący nowe miejsca pracy. Jedyny powód do odstąpienia od zakupu, to obiecanki polityków PiS. Zakup blackhowka nie umożliwia nam produkcji, modernizacji, czy remontów w kraju ( właścicielem konstrukcji jest rząd USA ),natomiast augusta pokazała już jak nie zależy jej na współpracy z armią, przy modernizacji Sokoła. Augusta jest zwykłym klientem Rosji, gdzie robi gro swoich interesów. Jeżeli będzie się jej to opłacało, to tak jak teraz remonty i przeglądy śmigłowców będą się ciągnęły latami, a koszty będą tak wysokie jak dziś przeglądy Sokołów - wystarczy poczytać, ile za takie czynności płacą w stosunku do Sokoła Czesi.

  16. DDt

    Myślę, że nie najgorszym pomysłem byłoby przesunięcie SAR MW oraz lotniczej części GOPR do LPR - usystematyzowałoby to całość ratownictwa w Polsce.

  17. gegroza

    Dobra opinia. Kolejna wskazująca na degrengoladę panującą w wojsku polskim. Czy tam nikt nie myśli ? Co Ci ludzie robią od tej 7;30 ?

  18. ambrozy

    Po pierwsze oczywiste jest to, że ani MON ani stricte MW ani nikt inny nie ma pojecia jak i przede wszystkim do czego zorganizować marynarkę wojenną. Jest w niej teraz troche sprzętu bo jest ale po co i w jakim celu? tego nie wie nikt. Trudno zatem spodziewać się, jakis przemyslanych zakupów i koncepcji. Po drugie: czy ktoś widział aby w naszym kraju zakup czy modernizacja sprzetu dotyczyła wszyskich potrzebnych/uzytkowanych egemplarzy? nie. Przy okazji takich zakupów lub modernizacji zmniejsza się o połowę stan posiadania, zatem to co się teraz szykuje nie powinno być niczym zaskakującym. Po trzecie: czy ktokolwiek potrafi powiedzieć kiedy i jakie wreszcie okrety kupimy? jaka wyporność i czy z mozliwością uzytkowania smigłowców? nie....daję sobie ręke uciąć, że do czasu wyboru projektu nowych okrętów upłynie jeszcze z 5 konferencji, zjazdów i sympozjów i co najmniej 10 lat a za te 10 lat to się zobaczy. Po czwarte: nie ma kasy!, te 130mld na modernizacje to mit, banjaluki i fantazje. Budzet MON zostania znowu skrojony, zobaczycie. Za to zakupią: działka 23mm, przekroje namioty i onuce...po prostu mamy bidę z nędzą, niedowład decyzyjny, brak jakiejkolwiek koncepcji do czego ta MW ma być i jak wyglądać....ale jak to MON ma w zwyczaju: spoko loko...NATO nas obroni!