Reklama

Siły zbrojne

Zamachy w Nigerii. Fiasko kampanii przeciwko Boko Haram?

Nigeryjscy żołnierze z 322. pułku spadochronowego. Fot. U.S. Navy
Nigeryjscy żołnierze z 322. pułku spadochronowego. Fot. U.S. Navy

W ciągu ostatniego tygodnia Nigerią wstrząsnęła jedna z najbardziej krwawych serii zamachów terrorystycznych. Za obecne ataki odpowiada najprawdopodobniej islamistyczna organizacja terrorystyczna Boko Haram. Zamachów dokonano w sytuacji, gdy w Nigerii coraz więcej wątpliwości wzbudza skuteczność działań przeciwko terrorystom, prowadzonych przez władze.

W poniedziałek, w godzinach wieczornych, w Kano terrorystka próbowała dokonać samobójczego ataku na jeden z meczetów znajdujących się w tym mieście. Nastolatka została jednak zatrzymana przez siły bezpieczeństwa obsadzające punkt kontrolny. Wówczas, nie mogąc przedostać się do pierwotnego celu, dziewczyna zdetonowała materiał wybuchowy, który miała przy sobie. W przypadku ataku w Kano nie pojawiły się sprawdzone informacje co do potencjalnych ofiar zamachu.

Pewne jest jednak to, że w przypadku wejścia do meczetu ofiar byłoby zdecydowanie więcej, gdyż był to czas modlitwy. Był to już kolejny z serii zamachów terrorystycznych, dotykających Nigerię w przeciągu ostatnich 24 godzin, i - szerzej - całego tygodnia. Wcześniej, w mieście Dżos, zlokalizowanym w centralnej części Nigerii, doszło również do dwóch zamachów terrorystycznych. Pierwszy ładunek wybuchł w restauracji Shagalinku, znanej jako miejsce spotkań prominentnych polityków oraz wojskowych z całego regionu.

Niemal jednocześnie, analogicznie do nieudanego zamachu z Kano, drugi ładunek zdetonowano w jednym z lokalnych meczetów. Zaatakowany meczet Yantaya uznawany był za ośrodek dialogu pomiędzy różnymi religiami. Tamtejszy przywódca religijny Sani Yahaya stał bowiem na czele grupy Jama’atu Izalatul Bidia, wzywającej do pokojowej koegzystencji pomiędzy islamem i innymi wyznaniami w Nigerii. Według świadków to właśnie Yahaya, znany z ostrej krytyki terrorystów, miał być pierwotnym celem zamachowcy. Ostatecznie, pomimo licznych ofiar śmiertelnych wyszedł on jednak cało z zamachu terrorystycznego.

W sumie według różnych szacunków w obu zamachach śmierć poniosło co najmniej 44 Nigeryjczyków. Wcześniej, w weekend, również w Dżos zaatakowane miało być także jedno z popularnych centrów handlowych. Trzeba wspomnieć, że terroryści nie uderzyli tylko i wyłącznie w same meczety. W niedzielę doszło bowiem w Nigerii również do ataku na kościół ewangelicki, zlokalizowany w mieście Potiskum. Terrorysta samobójca wysadził się w tłumie wiernych, zabijając co najmniej pięć osób przybyłych na nabożeństwo w „Redeemer Christian Church of God”.

Nie pojawiały się jeszcze potwierdzone informacje co do organizacji odpowiedzialnej za przeprowadzenie zamachów terrorystycznych. Władze nigeryjskie wskazały jednak, że za ataki odpowiadają najpewniej terroryści z Boko Haram. Jest to bardzo prawdopodobne, zwłaszcza że kilka dni wcześniej milicje należące do tej organizacji terrorystycznej zaatakowały trzy wioski - Kochebe, Zabarmari, Massu w północno-wschodniej części państwa, na obrzeżach miasta Maiduguri.

W trakcie tego rajdu zabito przynajmniej dziewięć osób, w tym dwóch członków sił bezpieczeństwa. Spalone zostały 32 kościoły i ok. 300 innych budynków, w tym magazyny z żywnością. Doszło wówczas do wymiany ognia z zorganizowaną w tym regionie formacją lokalnej samoobrony. Obrońcy mieli zastrzelić trzech członków Boko Haram. Skuteczniejszej obronie miało jednak przeszkodzić wyczerpanie się zapasów amunicji i brak wsparcia ze strony sił bezpieczeństwa oraz jednostek wojskowych stacjonujących w regionie. Szacuje się, ze w ostatnim tygodniu Boko Haram zabiło już ponad 200 Nigeryjczyków, głównie cywilów.

Wbrew kolejnym zapewnieniom władz nigeryjskich o rychłym zwycięstwie nad islamistami, organizacja terrorystyczna Boko Haram nie utraciła w żadnym razie zdolności do skutecznego działania. Co więcej, jest w stanie, jak pokazał ostatni tydzień, dokonać całej serii krwawych ataków w różnych częściach państwa, biorąc na cel w głównej mierze cywilów, niezależnie czy muzułmanów, czy chrześcijan. Obecna fala terroru zapewne przekreśli ostatecznie jakiekolwiek nieśmiałe próby rozpoczęcia negocjacji pokojowych pomiędzy islamistami, a stroną rządową. Jeszcze przed zamachami wspominał o nich nowy prezydent Muhammadu Buhari, twierdząc, że drzwi do rozmów są otwarte. Co więcej, sam prezydent, wybrany w marcu tego roku i rządzący od końca maja, jest poddany ostrej krytyce właśnie za działania w sferze obronności oraz za brak spójnej strategii walki z Boko Haram.

Pomimo pierwotnej fali optymizmu, postrzeganej przez pryzmat m.in. decyzji o dyslokacji wojskowego centrum dowodzenia do Maiduguri, obecnie podkreśla się niemożność zapewnienia odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa ludności, coraz częściej narażonej nie tylko na zamachy terrorystyczne ale również rajdy milicji terrorystów. Sytuacji nie poprawiają informacje takie jak ta o wypuszczeniu 182 podejrzanych o współpracę z Boko Haram w stanie Borno. Rodzą się realne obawy o skuteczność wywiadu, sił bezpieczeństwa i samego wojska nigeryjskiego. Chociaż władze wskazują, że swoista „amnestia” miała być formą nawiązania lepszego kontaktu z lokalną ludnością, to jednak może przynieść odwrotny skutek.

Nie można bowiem pominąć faktu, że raz po raz pojawiają się zarzuty dotyczących łamania praw człowieka przez żołnierzy. Wystarczy wskazać, że we wspomnianej grupie wypuszczonych na wolność, było przynajmniej 18 dzieci i 24 kobiety, którym po długich przesłuchaniach nie udowodniono żadnych powiązań z terrorystami. Jednak wojsko nigeryjskie, a przynajmniej jego dowódcy, nie tracą oficjalnie optymizmu. Niedawno rozpoczęła się kolejna operacja antyterrorystyczna o kryptonimie „Zaman Lafia”, która ma wykazać determinację władz do walki z Boko Haram. Niezależni komentatorzy w Nigerii zwracają jednak uwagę, że walka z Boko Haram będzie ciągnąc się latami i trudno, tak naprawdę, ocenić kiedy mogłaby się skończyć.

Powstała w 2002 r. Boko Haram (Jama’atu Ahlus-Sunnah Lidda’Awati Wal Jihad), jest współcześnie uważana za jedną z najgroźniejszych organizacji terrorystycznych, i to nie tylko na samym kontynencie afrykańskim ale także na świecie. Jej liderem w latach 2002-2009 był Mohammed Yusuf, którego po śmierci zastąpił Abubakar Shekau. Za informację o tym ostatnim, pozwalające na jego schwytanie, Stany Zjednoczone wyznaczyły nagrodę siedmiu milionów dolarów. Obecnie trudno nawet ocenić, czy Shekau żyje, gdyż już kilkukrotnie ogłaszano jego zabicie przez wojska Kamerunu czy Nigerii.

Pojawiają się komentarze, że lider Boko Haram może posługiwać się sobowtórami, utrudniającymi ustalenie miejsca jego pobytu. W swych działaniach Boko Haram dąży od początku do stworzenia państwa islamskiego w samej Nigerii i odrzucenia jakichkolwiek wartości sprzecznych z radykalnie interpretowanym islamem. Działania partyzanckie i terrorystyczne skupiają się na obszarze trzech stanów (Borno, Yobe i Adamawa) ale Boko Haram dysponuje najpewniej komórkami terrorystycznymi również w innych częściach państwa. Co ważne, działania tej organizacji terrorystycznej dotykają także terytorium Nigru, Czadu oraz Kamerunu.

W zachodnich mediach szczególnie głośna stała się sprawa porwania uczennic ze szkoły w Chibok w 2014 r. Islamiści mieli wówczas uprowadzić 276 dziewczynek, które miały siłą zostać zmuszone do przejścia na islam i następnie stać się niewolnicami terrorystów. W pierwszych latach swej aktywności, terroryści z Boko Haram pozostawali najprawdopodobniej pod przemożnym wpływem Al-Kaidy Islamskiego Maghrebu i byli w kontakcie z somalijskimi terrorystami z asz-Szabab. W Somalii miano prowadzić chociażby obozy szkoleniowe w których ćwiczyli Nigeryjczycy. Z racji tego rodzaju powiązań do Nigerii trafiły zamachy samobójcze i ataki z użyciem samochodów pułapek, które stały się swoistym dopełnieniem działań oddziałów partyzanckich.

Trzeba wskazać, że w 2012 r. doszło do rozłamu w Boko Haram. Wyłoniła się nowa organizacja terrorystyczna Ansaru (Jama’atu Ansarul Muslimina fi Biladis Sudan), odrzucająca m.in zabijanie muzułmanów i skupiająca się na atakach wymierzonych w cudzoziemców. W tym samym czasie Boko Haram zaczęła oddalać się od Al-Kaidy, idąc w kierunku ideologii oraz taktyki stosowanej przez obecne tzw. Państwo Islamskie (Da`ish). Nasilenie kontaktów pomiędzy obiema organizacjami terrorystycznymi miało mieć miejsce jeszcze w 2014 r. Finalnie 7 marca tego roku Abubakar Shekau miał złożyć przysięgę wierności, tzw. baję, samozwańczemu kalifowi Abu Bakrowi al-Baghdadiemu. Od tego momentu Boko Haram zostało włączone do struktury tzw. Państwa Islamskiego (Da`ish). Abubakar Shekau miał zostać emirem Afryki Zachodniej. Jednocześnie mówi się, że część Ansaru dokonała reintegracji z Boko Haram. Tak czy inaczej, terroryści w Nigerii zyskali wraz z bają niejako umocowanie swojej wizji państwa islamskiego w szerszym ujęciu współczesnej islamistycznej międzynarodówki terrorystycznej.

Obecne wydarzenia w Nigerii dobitnie pokazują, że bez gruntownych wewnętrznych reform instytucjonalnych państwo to nie będzie w stanie sobie poradzić z zagrożeniem terrorystycznym. Szerząca się korupcja, nepotyzm czy też pauperyzacja społeczeństwa sprzyja radykalizmowi Boko Haram. Terroryści używają również, analogicznie do tzw. Państwa Islamskiego (Da`ish) w Syrii i Iraku, brutalnych metod zastraszających nie tylko ludność cywilną ale też urzędników, policjantów i żołnierzy.

Wojsko oraz inne służby bezpieczeństwa nie są wyjątkiem w zakresie problemów dotykających całe państwo. Oficerowie częstokroć bogacą się kosztem szeregowych kradnąc żołd. Duża część broni i amunicji jest sprzedawana na czarnym rynku. Wielokrotnie w przeszłości pojawiały się głosy, że w trakcie starć z Boko Haram wojsko musiało się wycofywać, gdyż zabrakło właśnie amunicji i zaopatrzenia, których terroryści mieli mieć ponad miarę. W przypadku kryzysu w Chibok, a także niedawnych walk na obrzeżach miasta Maiduguri, nigeryjscy dowodzący nie byli w stanie przeprowadzić szybkiej mobilizacji wojsk i natychmiastowo zareagować na atak islamistów. Pojawiają się oskarżenia, że oficerowie nie chcą ryzykować starć z Boko Haram w obawie przed poniesiem znacznych strat w ludziach i potencjalnej krytyki ze strony władz centralnych.

Stąd też kolejne działania, górnolotnie określane jako operacje antyterrorystyczne, są mało efektywne, nawet jeśli są podejmowane przez siły zbrojne czterech sąsiadujących ze sobą państw. Dlatego, pomimo pozyskiwania sprzętu wojskowego i uzbrojenia, Nigeryjczycy nie mogą zdławić partyzantki islamistów - zwykli żołnierze prezentują niskie morale, słaby poziom wyszkolenia i wyposażenia. Obecnie doszła do tego jeszcze potrzeba zwiększenia ochrony w zakresie kluczowej infrastruktury w miastach narażonych na kolejne zamachy terrorystów samobójców. Boko Haram nie powiedziało bowiem zapewne ostatniego słowa.

Dr Jacek Raubo

Reklama
Reklama

Komentarze (3)

  1. ja

    To wina Amerykanów. Niepotrzebnie obalali nigeryjskiego dyktatora.....i teraz mamy islamistów.....

  2. sylwester

    nie potrafimy szanować sie nawzajem mieszkajmy oddzielnie , islam poza kraje chrzescijanskie , chrzescijanie poza kraje islamskie i bedzie spokój

    1. Aster

      Nie ma krajów chrześcijańskich to raz. Dwa - to co proponujesz to gwarancja szybkiego wybuchu wojny religijnej. Trzy w Europie masz duże nie chrześcijan i nie muzułmanów. Ateiści czy neopoganie są równie daleko od chrześcijaństwa jak islamu.

  3. Betinho

    Sytuacja staje się naprawdę niepokojąca ....