Geopolityka
Zamach stanu w Mjanmie wyzwaniem dla Bidena?
Stany Zjednoczone niezwłocznie dokonają przeglądu sankcji i podejmą „odpowiednie działania” po zamachu stanu dokonanym przez armię w Birmie - oświadczył w poniedziałek prezydent USA Joe Biden. Jednocześnie zachodnie rządy stoją przed trudnymi decyzjami, jakie działania podjąć, by kraj ten nie zbliżył się do Chin.
"To wielki test dyplomatyczny dla administracji Bidena w Azji" - twierdzi Ben Bland, dyrektor programu Azji Południowo-Wschodniej w Lowy Institute z Australii. "Będzie uważnie obserwowane jak równoważy swoje wezwania do polityki zagranicznej opartej w większym stopniu na wartościach z planami przeciwdziałania wpływom Chin w regionie" - dodaje. Uważa również, że sankcje wymierzone w kluczowych przywódców wojskowych prawdopodobnie będą miały ograniczony wpływ, ale te szersze grożą zbliżeniem Birmy do Pekinu. Takie obawy - jak utrzymuje "WSJ" - wyrażają też urzędnicy amerykańskiej administracji.
Biden, który był wiceprezydentem za czasów Baracka Obamy, gdy Stany Zjednoczone wspierały demokratyczne przemiany w Birmie, "stoi teraz przed trudnymi decyzjami, jakie działania podjąć", a zarazem zamach stanu nazwał "bezpośrednim atakiem na proces przejścia kraju do demokracji i praworządności".
"W ciągu ostatniej dekady Stany Zjednoczone zniosły sankcje nałożone na Birmę, dostrzegając postęp w kierunku demokracji. Odwrócenie tego postępu będzie wymagało natychmiastowego przeglądu naszych przepisów dotyczących sankcji, a następnie podjęcia odpowiednich działań" - przekazał w oświadczeniu Biden.
Czytaj też: Wojna w Mjanmie trwa
Według prezydenta USA "społeczność międzynarodowa powinna mówić jednym głosem" i wywierać na birmańskie wojsko presję, by "natychmiast zrzekło się przejętej władzy, uwolniło zatrzymanych działaczy i urzędników, zniosło wszelkie ograniczenia telekomunikacyjne i powstrzymało się od przemocy wobec ludności cywilnej". Zapewnił również, że Stany Zjednoczone "odnotowują tych, którzy stoją po stronie mieszkańców Birmy w tej trudnej godzinie".
W poniedziałek nad ranem birmańska armia przejęła władzę w kraju. Zatrzymano liderów Narodowej Ligi dla Demokracji (NLD) - partii, która wygrała listopadowe wybory parlamentarne. Wśród nich są prezydent kraju U Win Myint i noblistka Aung San Suu Kyi.
Czytaj też: Świat wobec sytuacji w Mjanmie
Wojsko przejęło władzę, tłumacząc, że to odpowiedź na fałszerstwa wyborcze, do których miało dojść podczas wyborów. Zapowiedziano, że armia będzie rządziła przez rok, a pod koniec tego okresu zorganizuje nowe wybory i przekaże władzę ich zwycięzcom.
Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104