Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

USA: Dowódca „Roosevelta” w odstawkę. Zemsta admiralicji [OPINIA]

Dowództwo amerykańskiej marynarki wojennej nie ugięło się pod naciskiem opinii publicznej i nie przywróciło na wcześniejsze stanowisko dowódcy lotniskowca USS „Theodore Roosevelt”, komandora Bretta E. Croziera. W ten sposób ukarano oficera, który jako pierwszy nagłośnił brak działań swoich przełożonych w Stanach Zjednoczonych w obliczu zagrożenia epidemią na przebywających w misjach okrętach US Navy oraz „wybielono”, chodzących i tak w białych mundurach, amerykańskich admirałów.

Lotniskowiec USS „Theodore Roosevelt” – zdjęcie z lotniskowca USS „Nimitz” z 23 czerwca 2020 r. Fot. John Philip Wagner/US Navy
Lotniskowiec USS „Theodore Roosevelt” – zdjęcie z lotniskowca USS „Nimitz” z 23 czerwca 2020 r. Fot. John Philip Wagner/US Navy

Po opublikowaniu przez amerykańską marynarkę wojenną raportu poświęconego wybuchowi epidemii COVID-19 na lotniskowcu USS „Theodore Roosevelt”, szef operacji morskich US Navy admirał Michael M. Gilday poinformował, na specjalnej konferencji prasowej, że komandor Brett E. Crozier nie zostanie przywrócony do dowodzenia tym okrętem. Co więcej, zadecydowano również, że oficer ten nie będzie dowodził już innymi okrętami w ogóle i zostanie wyznaczony do innych zadań.

By pogrążyć Croziera i wybielić swoje działania admiralicja bezwzględnie wykorzystała, strukturę hierarchiczną panującą w armii, brak możliwości publicznego bronienia się oficerów młodszych stopniem przed zarzutami, jak również ich uczciwość w ocenie sytuacji podczas postępowania wyjaśniającego, np. wskazanie przez nich już po czasie, że coś można było zrobić lepiej.

Ponieważ temat już ucichł medialnie, a lotniskowiec USS „Theodore Roosevelt” wypłynął na morze, Admirał Gilday mógł zakomunikować w poczuciu pełnej bezkarności, że początkowa rekomendacja o przywrócenia Croziera do dowodzenia była błędna i wyjaśnienia tego zostały zawarte w opracowanym przez US Navy raporcie. Przy okazji ukarano również kontradmirała Stuarta Bakera dowódcę 9. Grupy lotniskowcowej (Strike Group 9), który był bezpośrednim przełożonym Croziera. Jak na razie wstrzymano mu awans na wiceadmirała, a dalszy sposób postępowania będzie zależał od wyników dodatkowego dochodzenia.

„Wcześniej uważałem, że komandor Crozier powinien zostać przywrócony po dowodzenia po jego usunięciu w kwietniu 2020 r. O wiele głębsze dochodzenie, które przeprowadziliśmy w następnych tygodniach, miało znacznie szerszy zakres. Uważam, że zarówno admirał Baker, jak i komandor Brett Crozier nie spełniali oczekiwań stawianych dowódcom. Gdybym wiedział wtedy, co wiem dzisiaj, nie zaleciłbym przywrócenia komandora Croziera. Co więcej, gdyby komandor Crozier nadal dowodził, zdymisjonowałbym go”.

Admirał Michael M. Gilday - szef operacji morskich US Navy

Według Gildaya zarówno Crozier, jak i Baker popełnili błąd nie ewakuując zarażonych marynarzy do bezpiecznego miejsca, tak szybko jak mogli. Dodatkowo dowódca lotniskowca miał dokonać złej oceny sytuacji i zwolnił część załogi z konieczności odbywania kwarantanny co „mogło zwiększyć zakres rozprzestrzenianie się wirusa na pokładzie Theodore Roosevelt”.

image
Lotniskowiec USS „Theodore Roosevelt” podczas rejsu na Pacyfiku – zdjęcie z 26 czerwca 2020 r. Fot. Olympia O. McCoy/US Navy

Amerykański admirał tłumaczył się dodatkowo, że to nie sam fakt wysłania listu (który później „wyciekł” do prasy) przez Croziera, ale „wyniki bardziej szczegółowego śledztwa” nie pozwoliły na przywrócenia „starego” dowódcy do dowodzenia „jego” lotniskowcem. Dodatkowo sam Crozier miał się podobno przyznać w jednym ze swoich e-maili, że „powinien był być bardziej zdecydowany, kiedy okręt wpłynął do bazy Guam”.

Admiralicja wykorzystała nawet oświadczenie dowódcy lotniskowca zawarte w jego służbowej korespondencji, że ostatecznie to on jest „…odpowiedzialny za swój okręt i załogę”. Admirał Golday podsumował tą oczywistą wypowiedź krótko „i zgadzam się z tym” wyciągając konsekwencje służbowe w stosunku do komandora Croziera.

Dowództwo amerykańskiej marynarki wojennej stwierdziło, że e-maile oraz list dowódcy lotniskowca nie były potrzebne, ponieważ jeszcze przed ich wysłaniem trwały działania mające na celu pozyskanie dla załogi pokoi hotelowych podporządkowując je pod Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (Centers for Disease Control and Prevention).

Do zarzutów przeciwko Crozierowi dorzucono nawet to, że naruszył drogę służbową pisząc od razu „tak wysoko w łańcuchu dowodzenia”, co ma się podobno bardzo rzadko zdarzać w amerykańskiej marynarce wojennej. Golday przypomniał, że przed podjęciem takiego kroku, dowódca lotniskowca powinien się upewnić, że każdy szczebel pośredni w łańcuchu dowodzenia został powiadomiony i ma „pełne zrozumienie wszystkich faktów”.

Wydając taki komunikat admiralicja całkowicie zlekceważyła petycję osób wzywających dowództwo US Navy do przywrócenia byłego dowódcy lotniskowca – petycję, którą do 22 czerwca br. podpisało ponad 533000 osób. Zlekceważono również załogę, która murem stanęła za swoim „starym” dowódcą. Było to szczególnie widoczne, gdy sekretarz marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych Thomas Modly, w przemówieniu do marynarzy lotniskowca USS „Theodore Roosevelt”, nazwał ich dowódcę „naiwnym i głupim” („naive and stupid”). Oburzenie było takie, że już 7 kwietnia br. Modly musiał również zrezygnować ze swojego stanowiska.

Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że ocena sytuacji przedstawiono obecnie przez admirała Gildaya na pewno obniży zaufanie do przełożonych i wiarę w dobrą wolę dowództwa u zwykłych marynarzy. Każdy żołnierz ma bowiem prawo do pominięcia drogi służbowej, jeżeli uzna że sytuacja go do tego upoważnia.

Wskazówka Gildaya, że komandor Crozier powinien: nie tylko wcześniej skomunikować się ze wszystkim szczeblami dowodzenia ale również, że powinien tam sprawdzić pełne zrozumienie wszystkich faktów, może świadczy o tym, że admirał stracił całkowicie kontakt z rzeczywistością. Przecież w realiach armii przekazanie meldunku do przełożonego wcale nie oznacza załatwienia sprawy. Dodatkowo wymaga to idealnej sytuacji, w której każdy szczebel dowodzenia podejdzie do takiego meldunku z równą powagą i zrozumieniem. Zabawa w „głuchy telefon” jest w tym przypadku najlepszym wyjaśnieniem problemu.

Gilday powinien wiedzieć, że w warunkach pokoju, długi czas przekazywania dokumentów drogą służbową jest codziennością i zmorą pracy sztabów, a Crozier takiego czasu na pewno nie miał. Zamiast więc docenić inicjatywę swojego „dalekiego” podwładnego postanowił go poświęcić, co w wielu przypadkach może wywołać „efekt mrożący” u podwładnych, którzy w przyszłości mogą nie zdecydować się na podobną reakcję.

image
Były dowódca lotniskowca USS „Theodore Roosevelt” komandor Brett E. Crozier w rozmowie z generałem Jamesem E. Livingstonem – odznaczonym Medalem Honoru za działania w czasie Wojny w Wietnamie. Zdjęcie z 17 sierpnia 2018 r. Fot. Adam K. Thomas/ US Navy

Teraz wszystko zależy od tego, jak zareaguje komandor Brett Crozier. Jeżeli nie odpuści, to ma duże szanse na udowodnienie swoich racji i wykazanie, że to admiralicja nie działała w odpowiedni sposób - narażając na chorobę członków jego załogi. Wystarczy tylko przypomnieć, że o ile 1 kwietnia br. na USS „Theodore Roosevelt” stwierdzono tylko 93 przypadki zachorowań, z czego siedem bezobjawowych, to 12 kwietnia 2020 roku, po przebadaniu 92% załogi tego lotniskowca otrzymano 585 wyników pozytywnych oraz 3734 wyniki negatywne. Crozier miał więc rację uważając, że sytuacja jest nadzwyczajna, być może ratując w ten sposób życie wielu ludziom.

Na pewno trudno będzie również ukryć admiralicji jej opieszałość w organizowaniu miejsca pobytu na brzegu dla ponad dla ponad tysiąca członków załogi lotniskowca USS „Theodore Roosevelt” wytypowanych na kwarantannę. Pierwsze przypadki COVID-19 na tym okręcie zostały bowiem wykryte już 24 marca br., a więc działania takie powinny być podjęte już wtedy – i na to powinny być odpowiednie dokumentu (zarówno co do konkretnej lokalizacji hoteli, jak i ilości przygotowanych miejsc).

Kiedy jednak okręt wpłynął do bazy Guam 27 marca 2020 r. nie były one jeszcze w odpowiedniej ilości gotowe, o czym świadczy brak natychmiastowej ewakuacji. Co więcej, prawdopodobnie nie powiadomiono o tych krokach dowódcy okrętu. Trudno jest bowiem nawet przypuszczać, że mając zagwarantowane takie miejsce odseparowania na lądzie, komandor Crozier pozostawiłby zarażonych na pokładzie lotniskowca. Bezsilność i być może wola przyśpieszenia działań zmusiły go więc do wysłania sławnego już listu, co nastąpiło zresztą dopiero 30 marca br.

Trzeba mieć jednak świadomość, że kariera Croziera już została definitywnie zastopowana, a teraz, broniąc swoich racji narażałby się również na usunięcie ze służby. Komandor na pewno zdaje sobie sprawę, że generałowie i admirałowie takiej obrony nigdy nie zapominają i prędzej czy później znajdą sposób na znalezienie „haka” lub utrudnienie życia „stawiającemu” się oficerowi. I niestety jest to norma, która dotyczy większości armii.

Ale z drugiej strony świadomość, że do końca zachowało się honor i dumę jest większą nagrodą niż poklepywanie po plecach przez admirałów i generałów, którzy w dużej części, w realnej sytuacji i tak poświęcą swoich podwładnych dla własnej kariery i interesów. Ciąg dalszy tej historii na pewno więc nastąpi.

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama