Reklama

Siły zbrojne

To amerykański niszczyciel jest winny kolizji na morzu. Ale czy na pewno?

Wstępne dochodzenie wykazało, że to amerykańska załoga była winna w kolizji do jakiej doszło u wybrzeży Japonii pomiędzy niszczycielem USS “Fitzgerald” i filipińskim kontenerowcem „ACX Crystal”. Wypadek był o tyle tragiczny, że zginęło w nim siedmiu Amerykanów, a trzech zostało rannych.

Wstępne wyniki dochodzenia nie pozostawiają cienia złudzeń: to Amerykanie byli winni kolizji, do jakiej doszło 17 czerwca 56 Mm od wybrzeży japońskiej wyspy Honsiu pomiędzy niszczycielem typu Arleigh Burke o wyporności około 10000 ton, a kontenerowcem „ACX Crystal” o wyporności 26600 ton.

Urzędnicy, którzy już zapoznali się z protokołem powypadkowym poinformowali, że według oceny komisji badającej wypadek - załoga USS „Fitzgerald” do ostatniej sekundy nie zrobiła nic, by zapobiec zderzeniu. Sprawa jest o tyle bulwersująca, że Amerykanie prawdopodobnie doskonale wiedzieli o zbliżającym się kontenerowcu. Co więcej – do wypadku doszło przy dobrej widoczności (chociaż w nocy), tak więc o zbliżającym się statku dowództwo niszczyciela mogło być informowane nie tylko przez systemy obserwacji technicznej, ale również przez obserwatorów.

Jak na razie nie ustalono jeszcze, jaką rolę w całym zdarzeniu ma dowódca amerykańskiego okrętu – komandor Bryce Benson, który został ranny w wypadku. W czasie kolizji był on nieobecny na mostku odpoczywając w kabinie. Dodatkowo nie wiadomo, czy przed kolizją był on wzywany przez wachtę na mostek. A tam popełniono w czasie wypadku najwięcej błędów.

Sprawdzane są wszystkie czynniki – np. czy USS  „Fitzgerald” poruszał się z prędkością większą, niż standardowo wykorzystywana podczas przejścia morzem. Ustalany jest również dokładny czas wypadku. Amerykanie twierdzą, że do zderzenia doszło o 2.20 w nocy, natomiast inspektorzy japońscy twierdzą, że kolizja była o 1.30. Teraz próbuje się wyjaśnić co tak naprawdę działo się w tym spornym okresie czasu i skąd wzięła się ta rozbieżność przy nowoczesnych systemach nawigacyjnych, opartych o ten sam system nawigacji satelitarnej (GPS).

Wbrew pozorom w najlepszej sytuacji jest filipiński kontenerowiec, ponieważ jako stosunkowa nowa jednostka handlowa (wprowadzona w 2008 r.) – jest ona na pewno wyposażona w najnowsze urządzenia wynikające z przepisów IMO – w tym w systemy antykolizyjne z pełną rejestracją zdarzeń. Nie wiadomo natomiast, jak był zorganizowany mostek nawigacyjny na amerykańskim niszczycielu – wprowadzonym do służby w 1995 r. Dodatkowo amerykanie z przyczyn operacyjnych prawdopodobnie wyłączyli cywilny system automatycznej identyfikacji AIS, który mógłby wyraźnie ostrzec o możliwej kolizji – tak jak się stało na pokładzie filipińskiego statku.

Tam jednak nie zareagowano i wyjaśnienie tego jest również celem prowadzonego dochodzenia. Pomimo bowiem, że filipińska jednostka miała prawo drogi, to jednak widząc brak reakcji ze strony Amerykanów – powinna próbować uniknąć kolizji dokonując korekty kursu lub prędkości. Niektórzy specjaliści uważają nawet, że na mostku „ACX Crystal” nie było wachty, która powierzyła kierowanie statkiem zautomatyzowanym systemom nawigacyjnym.

Fot. US Navy

Ostatecznie amerykańska i filipińska bezczynność skończyła się tym, że wysoki dziób kontenerowca (o długości 222,6 m i szerokości 30,1 m) wbił się w prawą burtę USS  „Fitzgerald” na wysokości anteny radaru AN-SPY-1. Przez powstały otwór (w tym poniżej linii wodnej) do środka zaczęła się wlewać woda. Ponieważ kontenerowiec uderzył m.in. w część mieszkalną (niszcząc dwie kabiny marynarskie, kabinę radio i kabinę dowódcy) już w pierwszym momecie zginęło pięciu marynarzy odpoczywających w kojach. Dwóch innych Amerykanów próbowało się wydostać z zalewanego obszaru, który odcięto od pozostałej części niszczyciela włazami awaryjnymi. Nie udało im się jednak nawiązać łączności z grupami awaryjnymi i w ten sposób liczba ofiar zwiększyła się do siedmiu.

Co ważne samo odcięcie zalewanego obszaru nikogo nie dziwi i jest traktowane jako standardowa, obowiązkowa procedura chroniąca okręt przed zatonięciem (nawet kosztem życia kilku marynarzy). Samo działanie grup awaryjnych ratujących niszczyciel uznano bowiem za wzorcowe i nawet: „heroiczne”. Specjaliści uważają, że bez tego okręt amerykański mógłby z dużym prawdopodobieństwem zatonąć.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (8)

  1. Pim

    Mamy już dwa przypadki wyglądające podobnie. Najbardziej żenujące jest to, że dotyczy jednostek marynarki wojennej, gdzie obsada mostka, obsada urządzeń obserwacyjnych jest bez porównania liczniejsza niż na jednostkach cywilnych. Skoro coraz więcej okrętów ma obniżone sygnatury, to tym bardziej ich załogi powinny być czujne. Tutaj żadne wyroki nie zmienią wydźwięku zdarzenia: nowoczesny okręt wojenny z możliwościami obserwacji, zwiększenia prędkości liczonego w pól minuty (4 turbiny gazowe) zostaje staranowany przez statek handlowy na którego zautomatyzowanym mostku mogły być 2 osoby.

  2. Gall Anonim

    "Pomimo bowiem, że filipińska jednostka miała prawo drogi, to jednak widząc brak reakcji ze strony Amerykanów – powinna próbować uniknąć kolizji dokonując korekty kursu lub prędkości." Korekta prędkości jak najbardziej. Zresztą najprawdopodobniej filipiński statek zwolnił minimalizując uszkodzenia zadane amerykańskiemu niszczycielowi. Ale korekta kursu byłaby błędem. Zmiana kursu mogłaby się skończyć tym, że to filipiński kontenerowiec miałby dziurę w burcie.

  3. wwww

    Amerykanie włączyli automtycznego pilota i poszli spać.

  4. patriota

    Jakby długo pływali po morzach i oceanach to by wiedzieli, że najlepsze są najprostsze metody obserwacji :) Jedna lornetka wartości około 120-150 dolarów pozwoliłaby uniknąć tragedii. Łączność wewnętrzna (nawet alarmowa) im nawaliła (brak możliwości przekazania informacji o swoim położeniu przez uwięzionych marynarzy).

  5. Fun funów z USA

    "To amerykański niszczyciel jest winny kolizji na morzu. Ale czy na pewno?". Tytuł (zapewne celowo) "prowokuje" więc ja napiszę tak. Na pewno nie! Amerykanie to naród "wyjątkowy" (nie mylić z narodem "wybranym"), który absolutnie wszystko co robi w jakiejkolwiek dziedzinie robi "perfekcyjnie". Wszystko co "amerykańskie" jest "oczywiście" najlepsze, najpiękniejsze, najdoskonalsze, najsprawiedliwsze, najbardziej uzasadnione, najdemokratyczniejsze i altruistyczne zarazem. Itd. itd. Dlatego też rzecz tak "banalna" (choć niestety tragiczna bo zginęło 7 marynarzy a zapewne każdy z nich miał rodzinę, która to przeżyła) jak spowodowanie zderzenia na morzu nie mogło w żaden sposób powstać z ich winy. Takie rzeczy mogą się przydarzyć Rosjanom (i to dosłownie co miesiąc), Turkom, Egipcjanom czy Chińczykom ale nie im. Oni w misji niesienia (prawie) ogólnoświatowej "demokracji" nigdy się nie mylą czego dowodem jest Irak, Afganistan, Syria czy Libia a mieliby "pomylić" się u wybrzeży Japonii? Nie wierzę!

  6. ito

    RANY BOSKIE!!! Potężny okręt najpotężniejszej floty wojennej świata, wszystko nafaszerowane elektroniką i nie wiadomo, co się działo na mostku, gdzie był kapitan, które systemy działały.... co to, nie przymierzając polskie lotnictwo transportowe? No pełna żenada.

  7. Wojciech

    Jedno jest pewne: nadmierne zaufanie do sprzętu. Na morzu trzeba mieć oczy dookoła głowy.

  8. Smuteczek

    Werdykt raczej spodziewany. Trudno bedzie zrzucic wine na urzadzenia techniczne

Reklama