Amerykańskie przedsiębiorstwo Saildrone, specjalizujące się w budowie autonomicznych pojazdów nawodnych ogłosiło, że jego produkty – napędzane energią wiatru i słońca bezzałogowe żaglówki teoretycznie mogłyby z powodzeniem zostać zaangażowane do misji związanych ze zwalczaniem okrętów podwodnych.
Od 2012 roku firma z siedzibą w opuszczonej dawnej bazie marynarki wojennej Alamenda w San Francisco produkuje bezzałogowe pojazdy nawodne. Do tej pory skonstruowano 100 dronów, a Saildrone myśli o kontynuowaniu rozwoju swoich jachtów, szczególnie dla potencjalnych odbiorców wojskowych.
Jednostki te posiadają charakterystyczny sztywny żagiel przypominający nieco skrzydło samolotu. Nawet obecnie są one wykorzystywane przez wiele instytucji rządowych, firm, a także organizacji non-profit do zbierania informacji o rozległych akwenach dzięki zaawansowanym urządzeniom badawczym. Na przykład w zastosowaniach cywilnych bezzałogowce wykrywały ławice ryb lub zajmowały się obrazowaniem dna morskiego.
Czytaj też: Royal Navy kupiła nawodny bezzałogowiec
Producent na wiele sposobów próbuje zachęcić potencjalnych użytkowników. Argumentuje, że jachty nie wymagają obecności załogi, wystarczy, że zdalny operator, który wyznaczy im punkty orientacyjne w danym rejonie. Jednostka będzie przemieszczała się w ich pobliżu, a komputer pokładowy automatycznie ustali optymalne ustawienie bezzałogowca względem wiejącego wiatru lub fal morskich.
Czas trwania jednej misji może być wielokrotnie dłuższy, w porównaniu z jednostką załogową. Przewiduje się, że autonomiczny jacht mógłby operować na morzu przez nawet rok. Nie trzeba też brać żadnych zapasów, w tym wymagającej dużo miejsca i zapasu masy wody pitnej.
Jako kolejną zaletę bezzałogowca wymienia się brak jakiegokolwiek paliwa, szczególnie w przypadku najmniejszych jednostek porównywalnych do będącego obecnie w ofercie Explorera. Jachty, tak jak pisaliśmy, korzystają z dobrodziejstw energii wiatru, ale także i energii słonecznej. To dzięki temu rozmiar statku mógł zostać zredukowany do minimum, pozostawiając miejsce dla ładunku użytecznego - instrumentów pomiarowych i akumulatorów.
Biorąc pod uwagę wiele korzyści, jakie przynoszą autonomiczne pojazdy nawodne od Saildrone, to prędzej czy później musiała się pojawić propozycja ich zastosowania militarnego.
Podczas minionej edycji corocznej wystawy morskiej Sea-Air-Space, trwającej od 1 do 4 sierpnia br. w National Harbor w stanie Maryland, wiceprezes Saidrone Brian Connon powiedział, że biorąc pod uwagę powyższe zalety, z powodzeniem drony mogłyby zostać użyte na potrzeby marynarki wojennej. Dzięki echosondzie lub w większych wariantach holowanemu sonarowi drony mogłyby zajmować wyszukiwaniem okrętów podwodnych. Jak podkreślił, dotychczasowi rządowi użytkownicy korzystali z pojazdów rodziny Explorer do wykrywania miejsc nielegalnego przerzutu narkotyków czy w wykrywaniu gór podwodnych, po to, aby okręty podwodne mogłyby bez przeszkód operować we wskazanym terenie.
Dla amerykańskiej i innych marynarek wojennych mogłyby zostać użyte znacznie większe jednostki: Voyager i Surveyor. Pierwszy z nich może przeczesywać głębię wód przybrzeżnych na głębokościach do 300 metrów, natomiast drugi obrazować dno morskie położone nawet 7000 metrów pod kilem. Niemniej większe warianty (odpowiednio 10 i 22 metrów długości) nie wzięłyby już udziału w rocznych misjach (jak Explorer), a maksymalnie półrocznych. Wynika między innymi z tego, że jachty typu Voyager i Surveyor posiadają dodatkowy silnik diesla, który wspomaga pracę swego elektrycznego odpowiednika.
Czas jednak pokaże, czy US Navy, lub marynarka wojenna innego państwa zdecyduje się na zakup tego typu bezzałogowego żaglowca i czy doprowadzi to to zrewolucjonizowanie wojny na morzu.
Czytaj też: Jaki będzie przyszły, rosyjski samolot ZOP?
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie