Reklama

Geopolityka

Spokojniej w Libanie - ale na jak długo?

Członek jednej ze zbrojnych milicji w libańskim Trypolisie - fot. AFP.
Członek jednej ze zbrojnych milicji w libańskim Trypolisie - fot. AFP.

W poniedziałek 22 października poziom przemocy w Libanie zdecydowanie się obniżył. Może to być jednak tylko cisza przed burzą.



W poniedziałek, niespokojnie było tylko w godzinach rannych. Potem sytuacja została opanowana przez Libańskie Siły Zbrojne, które wprowadziły na ulice Bejrutu transportery opancerzone i czołgi, z pomocą których ustawiły blokady.

Wojsko interweniowało również w libańskim Trypolisie, gdzie od miesięcy trwają sporadyczne starcia między zwolennikami reżimu syryjskiego (głównie lokalni alawici i bojownicy Hezbollahu) i jego przeciwnikami (sunniccy radykałowie - salafici, sunnici związani z Wolną Armią Syryjską). Od piątku zginęły tam 4 osoby (w tym 9-letnia dziewczynka od kuli snajpera) a 12 zostało rannych.

Trypolis i Akkar oraz niektóre regiony w Dolinie Bekaa (sunnickie południe) są miejscami, gdzie odbywa się na dużą skalę przemyt zaopatrzenia i bojowników dla Wolnej Armii Syryjskiej poprzez sieć tuneli i nielegalnych szlaków. Organizacją przemytu zajmował się właśnie gen. Wissam al-Hasan, co bardzo nie podobało się al-Asadowi i jego sojusznikom w Libanie.

Do wojny domowej daleko, ale nie można wykluczyć odwetu

Choć pierwsze reakcje po piątkowym (20 października) zamachu, który oprócz al-Hasana zabił 7 innych osób i ranił kilkadziesiąt, były gwałtowne - demonstranci próbowali nawet szturmu Great Sarail - pałacu będącego siedzibą rządu, do wojny domowej w Libanie jest raczej daleko. Wciąż najbardziej liczącą się siłą militarną w kraju są milicje Hezbollahu, choć nie można lekceważyć również fundamentalistów z Trypolisu i WAS, która jednak prawie wszystkie siły koncentruje w Syrii. Wojsko na razie pozostaje wierne rządowi, choć nie można wykluczyć do końca ewentualnych dezercji, jeśli szyici zaczęliby atakować sunnickich cywili.

Wprawdzie opozycja, jak Saad al-Hariri, Fouad Seniora (sunnici z Ruchu Przyszłości), chrześcijanie, jak Samir Dżadża czy Amin Dżemajel, Druzowie - Walid Junblat domagają się ustąpienia rządu Nadżiba Mikatiego (prosyryjskiego i pobłogosławionego przez Hezbollah), wzywa swoich zwolenników do pokojowego demonstrowania swoich poglądów.

Nie oznacza to jednak, że nie będą oni prowadzili zakulisowych działań mających na celu dyskredytację rządu czy jego osłabianie, mówiąc najogólniej. Tak jak do tej pory, sunnici opcji al-Haririego będą wspierać WAS, choć ich działania mogą nieco stracić na impecie w związku z likwidacją al-Hasana, ważnej postaci odpowiedzialnej za walkę z wpływami syryjskimi w Libanie.

Równocześnie opozycja będzie chciała jak najlepiej wykorzystać zamach propagandowo. Ważne będzie jak najszybsze udowodnienie winy Hezbollahowi lub Syrii, w czym mogą pomóc technicy z FBI, którzy w ciągu kilkudziesięciu godzin mają przybyć na miejsce zbrodni. Co ciekawe, na to zgodziły się libańskie służby, choć można by się spodziewać, że rząd opanowany przez tradycyjnie wrogi Waszyngtonowi Hezbollah będzie możliwie jak najbardziej utrudniał śledztwo.

Nikt jednak w Libanie nie ma wątpliwości, że zamachem stoi prezydent Syrii i jego libańscy sojusznicy. Nie byłoby szczególnym zaskoczeniem, gdyby wkrótce doszło do zamachów odwetowych z ręki np. sunnickich ekstremistów.

Marcin M. Toboła
Reklama

Komentarze

    Reklama