Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

"Zmarnowana szansa". Obrona Terytorialna na ćwiczeniu Dragon

Przez przeszło pięć ostatnich lat, w których walczymy o odbudowę obrony terytorialnej wielokrotnie przekonaliśmy się, że zdecydowana większość zawodowych wojskowych nie chce i nie potrafi zrozumieć znaczenia oraz roli obrony terytorialnej w budowaniu strategicznej odporności Polski na agresję. Nagłośnienie sprawy OT wymusiło zrobienie czegoś, czego kompletnie nie rozumieją i czego nie czują. (…) Wydanie kevlarowych hełmów, ściągnięcie śmigłowców, zapewnienie 3 razy więcej środków pozoracji walki niż w czasie szkolenia podstawowego jest ważne, ale samo z siebie nie zastąpi systemowego pomysłu na funkcjonowanie obrony terytorialnej - pisze Wiktor Powiłajtis, Członek Zarządu Stowarzyszenia ObronaNarodowa.pl - Ruch Na Rzecz Obrony Terytorialnej.

Fot. kpr. Daniel Chojak/CGDP
Fot. kpr. Daniel Chojak/CGDP

W 2008 roku zlikwidowano w Siłach Zbrojnych RP Obronę Terytorialną. Decydenci tłumaczyli następnie, że Obrona Terytorialna nie została zlikwidowana – po prostu nie funkcjonuje w czasie „P”, natomiast funkcjonuje i rozwija się w czasie „W”. Dlatego też pododdziały (oddziały) OT w sile batalionu lub brygady występowały na każdym większym ćwiczeniu poligonowym. Ale tylko i wyłącznie teoretycznie – „na papierze”/ mapie. W praktyce, współdziałanie wojsk operacyjnych z OT wyglądało tak: np. dowódca pododdziału, np. plutonu piechoty zmechanizowanej otrzymywał rozkaz nawiązania kontaktu z batalionem OT.

Łącznik lub łącznicy udawał się na wyznaczone miejsce gdzie spędzał cały dzień na punkcie kontaktowym do którego nikt nie przybywał (i nie mógł przybyć skoro batalion OT brał udział w ćwiczeniu wyłącznie aplikacyjnie). Wyżsi oficerowie, z którymi członkowie naszego stowarzyszenia przy różnych okazjach mieli możliwość na ten temat porozmawiać, w takim stanie rzeczy problemu nie widzieli, wprost deklarując, że obrona terytorialna istnieje w Polsce wyłącznie w czasie „W”, a nie w czasie „P” więc zgrywanie czy ćwiczenia tego typu jednostek są zbędne.

Ilustrację tego typu myślenia stanowi wypowiedź „osoby wskazanej prawnie na naczelnego dowódcę Sił Zbrojnych (na czas W)” tj. Dowódcy Operacyjnego Rodzajów SZ gen. Marka Tomaszyckiego, który w wywiadzie dla wp.pl z 30.08.2015 r. stwierdził, że nie ma potrzeby szkolenia obrony terytorialnej w czasie pokoju, ponieważ o nadchodzącym konflikcie zbrojnym będziemy wiedzieli co najmniej z półrocznym wyprzedzeniem i ten czas będzie można wykorzystać na przeszkolenie żołnierzy obrony terytorialnej.[1] Tego typu publiczna deklaracja jednego z najważniejszych oficerów w Wojsku Polskim jest mocno niepokojąca.

Po pierwsze założenie, że potencjalny przeciwnik da nam pół roku na przygotowanie się do konfliktu zbrojnego jest, delikatnie mówiąc, naiwne. Po drugie, nawet gdyby tak było, pojawia się pytanie jak w te pół roku uda Siłom Zbrojnym RP się przeszkolić kilkaset tysięcy rezerwistów (w tym przygotować ich do prowadzenia działań nieregularnych w masowej skali jak wynika  z pozostałej części wywiadu), jeżeli obecnie problemem jest przeszkolenie zakładanych kilkunastu tysięcy rezerwistów w skali roku. A co z przeszkoleniem rezerwistów dla wojsk operacyjnych?

Rzeczywiste szkolenie żołnierzy obrony terytorialnej zapewne więc będzie raczej wyglądało w ten sposób, że powoła się ich na przeszkolenie już po wybuchu konfliktu zbrojnego (względnie na kilka dni przed agresją przeciwnika), a przeszkolenie wobec braku czasu i środków (infrastruktura, instruktorzy, a wreszcie koncepcja) sprowadzi się do zaewidencjonowania oraz wydania umundurowania, wyposażenia i broni, a następnie wysłania na front. Nie wymaga szerszego rozwinięcia opisywanie jakie skutki spowoduje skierowanie do walki nieprzeszkolonych rezerwistów. Na marginesie jedynie stwierdzić należy, że taki scenariusz byłby zgodny z obecnie obowiązującymi przepisami, które do nadania przydziału mobilizacyjnego wymagają odbycia ćwiczeń wojskowych krótkotrwałych, a więc mogą się ograniczyć do dwóch dni (jednego na zaewidencjonowanie, drugiego na wydanie wyposażenia).[2]

W tym kontekście za niewątpliwy przełom uznaliśmy zapowiedzi „rzeczywistego” udziału w ćwiczeniu Dragon15 batalionu obrony terytorialnej złożonego z rezerwistów.

Wyobrażenie co do  przebiegu i celów ćwiczenia dla przedmiotowego batalionu OT możemy budować wyłącznie na podstawie źródeł pośrednich – a więc oficjalnych[3] i nieoficjalnych relacji[4] z ćwiczenia. Natomiast już tylko na tej podstawie stwierdzić należy, że ćwiczenie – w zakresie w jakim dotyczyło batalionu obrony terytorialnej - poszło nie do końca we właściwym kierunku.

Na profilu Dowództwa Generalnego Sił Zbrojnych na Facebook możemy przeczytać, że „W środę 14 października br. żołnierze 5bOT uczestniczyli w zajęciach (...), których celem była nauka (...), a także desantowanie z pokładu śmigłowca

W kolejnym wpisie możemy przeczytać o dalszych działaniach rezerwistów tworzących batalion OT„W środku lasu, który podczas ćwiczenia jest terenem zajętym przez przeciwnika zorganizowali miejsce bytowania, a w tym: stanowiska ogniowe, kompanijny punkt rannych, punkt dowodzenia, miejsca bytowania stacjonarne i doraźne oraz schowki.”  

Żołnierzom obrony terytorialnej może być przydatna nauka wyboru miejsca do lądowania śmigłowca, czy naprowadzania go do lądowania – jako element współdziałania z wojskami operacyjnymi. Natomiast w tym miejscu pojawiają się pytania – czy jest to priorytetowy element szkolenia obrony terytorialnej? Czy nie ma ważniejszych zagadnień do nauczenia? Czy skoro, jak mówią sami rezerwiści, część z nich została powołana na ćwiczenia po raz pierwszy do kilkunastu lat, to nie lepiej było czas i środki wykorzystać na szkolenie bardziej przydatne dla obrony terytorialnej? A przede wszystkim po co żołnierzom obrony terytorialnej nauka desantowania się ze śmigłowców? Czy nasycenie tym środkiem walki w Wojsku Polskim jest na tyle duże, że będzie on w dyspozycji obrony terytorialnej?

Czy istnieje jakaś koncepcja wykorzystania obrony terytorialnej w charakterze wojsk aeromobilnych? Powyższe pytania mają oczywiście charakter wyłącznie retoryczny. Nie sądzimy, żeby w MON ktoś chciał używać obrony terytorialnej w charakterze desantu. Przy obecnym nasyceniu Wojska Polskiego tym środkiem walki wojska obrony terytorialnej raczej również będą miały niewielką szansę na współdziałanie ze śmigłowcami. Tak więc chodziło o to co zwykle, czyli stworzenie ładnego faktu medialnego, kosztem celowości pod względem szkoleniowym. 

Jeżeli szkolenie z udziałem śmigłowców dla obrony terytorialnej uznać jako wmontowany na siłę „wodotrysk”, to budowa owej „bazy partyzanckiej” powinna u każdego potencjalnego żołnierza obrony terytorialnej spowodować bardzo wiele wątpliwości. Zwłaszcza w kontekście tego, że przedmiotową bazę wizytowali Naczelny Zwierzchnik Sił Zbrojnych oraz Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych. A to oznacza, że ktoś uznał, że jest to coś czym można i należy się pochwalić. Wykonano więc bardzo dobrą pracę. W rzeczywistości owa „baza partyzancka” pododdziału w sile kompanii (batalionu?) na „terenie zajętym przez przeciwnika” świadczy o tym, że ktoś kto to wymyślił nie ma pojęcia o działaniach nieregularnych obrony terytorialnej. Ale po kolei. Jaki można odtworzyć przebieg scenariusza ćwiczenia? Rejon odpowiedzialności batalionu OT zostaje zajęty przez przeciwnika.

Batalion OT przechodzi do działań nieregularnych, czyli w tym wypadku buduje bazę w lesie – „stanowiska ogniowe, kompanijny punkt rannych, punkt dowodzenia, miejsca bytowania stacjonarne i doraźne oraz schowki”, wilcze doły, punkty uzdatniania wody. Z bazy prowadzi działania nieregularne - m.in. wykonuje zasadzki na konwoje przeciwnika (w tym wypadku na kolumnę prezydencką). Jednym słowem jak w filmach „Bołdyn”, „Barwy walki”, a z nowszych produkcji „Obława”, które wręcz zdają się być inspiracją dla scenariusza ćwiczenia. I w rzeczywistości zapewne z podobnym zakończeniem. Zwłaszcza przy obecnym zaawansowaniu technologicznym środków rozpoznania.

W tym miejscu pojawia się pytanie, dlaczego zamiast wzorować się na taktyce partyzantów radzieckich z lat 1941-43 nie sięgnięto po rodzime doświadczenia z tego samego okresu? Dlaczego nie wyciągnięto żadnych wniosków z misji w Afganistanie i Iraku? Jeżeli tego rodzaju sposób działania może być jeszcze niejako wymuszony w początkowym stadium działania w przypadku wojsk operacyjnych, które mają kilka pasów działania, więc nie ma możliwości z góry przygotowania ich do działań w konspiracji, to zupełnie jest niezrozumiałe w przypadku obrony terytorialnej. Pododdział obrony terytorialnej działa w rejonie odpowiedzialności, z góry przypisanym. Na dodatek w tym, w którym mieszkają tworzący go żołnierze.

Dlatego po zajęciu rejonu odpowiedzialności przez przeciwnika przechodzi do konspiracji, w szczególności ulega rozproszeniu, żołnierze zajmują uprzednio przygotowane miejsca ukrycia (tzw. "meliny"). Pododdział koncentruje się tylko na czas niezbędny do wykonania zadania. W ten sposób działała Armia Krajowa, nie ma też innego sposobu, żeby efektywnie prowadzić działania nieregularne na terenie zajętym przez przeciwnika. Warunkiem płynnego przejścia żołnierzy obrony terytorialnej z działań regularnych do konspiracji celem prowadzenia działań nieregularnych na masową skalę jest oczywiście odpowiednie wcześniejsze przygotowanie się do tego rodzaju działań. W szczególności przygotowanie skrytek, miejsc ukrycia, procedur. Dlatego obrona terytorialna nie może działać wyłącznie w czasie „W”, bo wtedy na takie przygotowania będzie już za późno.

Na marginesie jedynie wspomnieć należy, że w sytuacji modelowej, gdyby w Polsce istniała rzeczywiście obrona terytorialna, to w przypadku konieczności przejścia do działań nieregularnych wojsk operacyjnych w jej rejonie odpowiedzialności, do jej zadań należałoby również właśnie zakonspirowanie celem umożliwienia efektywnego dalszego prowadzenia walki żołnierzom wojsk operacyjnych. Kolejne pytania, które się nasuwają to dlaczego żołnierzy w XXI wieku uczy się wykonywać „wilcze doły” zamiast IED? Po co wykonuje się jakieś ziemianki, jeżeli regulamin każdej nowoczesnej armii świata zakazuje zajmować bazy patrolowej w działaniach nieregularnych na dłużej niż 24h oraz dwukrotnie zajmować tego samego miejsca, a przed opuszczeniem miejsca bazy usunąć wszelkie jej pozostałości? 

Prawidłowe działania zgrupowania kompanijnego obrony terytorialnej w działaniach nieregularnych realizowaliśmy w ramach ćwiczenia w Ostrowcu Świętokrzyskim w 2014 roku.[5] Scenariusz ćwiczenia był następujący. Po agresji ze wschodu terytorium Niebieskich zostało opanowane przez przeciwnika w ciągu kilku dni do linii rzeki Wisły. Na zajętych terenach wojska obrony terytorialnej Niebieskich przeszły do działań nieregularnych na masową skalę, głównie w terenach zurbanizowanych. Niebiescy po uzyskaniu wsparcia od sojuszników szykują się do wykonania zwrotu zaczepnego celem odzyskania utraconych terenów.

W celu uzyskania dogodnych warunków do wyprowadzanie zwrotu zaczepnego przez wojska operacyjne Niebieskich pododdziały OT wspólnie z pododdziałami wojsk specjalnych rozpoczynają akcję „ZORZA”, w ramach której pododdziały OT dokonają zaskakujących ataków na punkty kontrolne i punkty dyslokacji wojsk wewnętrznych Czerwonych, a pododdziały wojsk specjalnych uderzą w punkty infrastruktury zaopatrzeniowej w celu całkowitego przerwania linii zaopatrzeniowych Czerwonych. Ćwiczące Zgrupowanie Kompanijne OT dostało zadania odbicia przedstawicieli miejscowej inteligencji zatrzymanych w charakterze zakładników przez Czerwonych. Zadanie wykonano w trzech fazach działania. W pierwszej skoncentrowano zakonspirowane pododdziały. Odbywało się to w ten sposób, że w wyznaczone rejony koncentracji przywożono ukrytą broń i wyposażenie, a członkowie pododdziałów przenikali do nich (w strojach cywilnych).

To była najważniejsza część ćwiczenia. W fazie wykonawczej wykonano siłami jednego plutonu uderzenie pozorowane na posterunek drogowy przeciwnika celem wywabienia sił osłaniających główny obiekt ataku, które następnie zniszczono w zasadzce. Tak osłabiony obiekt został opanowany i uwolniono przetrzymywanych zakładników. W fazie trzeciej pododdziały zostały zdekoncentrowane przechodząc ponownie do konspiracji, wyposażenie i uzbrojenie przewieziono na miejsca ukrycia. Zabezpieczenie medyczne realizowano poprzez odbieranie porażonych z uprzednio ustalonych punktów zabezpieczanych przez każdy z plutonów i rozwożono ich na wcześniej przygotowane miejsca ukrycia. Tak realizowana koncentracja pododdziałów trwała kilka godzin, a samo wykonanie zadania pół godziny. Całe ćwiczenie zrealizowano w niecałe dwa dni (w weekend, żeby nie kolidowało z obowiązkami zawodowymi ćwiczących).

Pojawia się pytanie kiedy, decydenci w MON wyciągną w końcu wnioski z naszej historii i przestaną sobie robić za pieniądze podatników szopkę z obrony terytorialnej? Zwłaszcza, że tego rodzaju „sztuka” jaka miała miejsce na ćwiczeniu Dragon15, jest robiona kosztem dwóch tygodni z życia cywili-rezerwistów, którzy doskonale zdają sobie sprawę z roli jaka została im przypisana oraz wartości przeprowadzanego ćwiczenia: „kilka dni spędzaliśmy nie tyle na przeprowadzaniu jakiś treningów czy ćwiczeń lub działań, ale na tym by przygotować tę bazę na przyjazd Prezydenta”, „było odczucie, że jesteśmy po prostu statystami i przygotowujemy pewną pokazówkę”, „klasyczny przypadek kiedy polityka wtrąca się w sprawy wojskowe”.[6] 

Przebieg ćwiczenia nie jest dla nas oczywiście zaskoczeniem bądź szokiem. Przez przeszło 5 ostatnich lat w których walczymy o odbudowę obrony terytorialnej wielokrotnie przekonaliśmy się że zdecydowana większość zawodowych wojskowych nie chce i nie potrafi zrozumieć znaczenia oraz roli obrony terytorialnej w budowaniu strategicznej odporności Polski na agresję. Nagłośnienie sprawy OT wymusiło zrobienia czegoś czego kompletnie nie rozumieją i czego nie czują. Stąd taki a nie inny efekt. Wydanie kevlarowych hełmów, ściągnięcie śmigłowców, zapewnienie 3 razy więcej środków pozoracji walki niż w czasie szkolenia podstawowego jest ważne, ale samo z siebie nie zastąpi systemowego pomysłu na funkcjonowanie obrony terytorialnej.[7] Dlatego apelujemy, aby oprzeć odbudować obronę terytorialną jako komponent obywatelski – zgodnie z kierunkami wskazanymi w przygotowanej przez nas koncepcji Krajowego Systemu Obrony Narodowej.[8]

Koronnym argumentem przeciwko ćwiczeniom obrony terytorialnej w czasie „P” ma być rzekomy uboczny tego skutek w postaci wzrostu liczby etatów, a w konsekwencji wydatków na ich utrzymanie. Wbrew tym twierdzeniom możliwe jest zgrywania obrony terytorialnej w czasie „P” bez wzrostu liczby etatów. Wystarczy jedynie zagwarantować ochotnikom do obrony terytorialnej przydziały mobilizacyjne do tego rodzaju wojsk. Wtedy nawet w planie minimum, ćwicząc ochotniczo w ramach organizacji proobronnych (co oczywiście powinno być wspierane i nadzorowane przez organy państwa), mogą przygotowywać się do działania w czasie „W” wiedząc, że ich praca nie pójdzie na marne przez to że dostaną przydziały mobilizacyjne do innych jednostek niż obrona terytorialna lub poza ich miejscem zamieszkania. Więcej na ten temat w przywołanej już koncepcji Krajowego Systemu Obrony Narodowej.

Na zakończenie, jako swoiste podsumowanie, chcielibyśmy przywołać słowa już wcześniej przez nas cytowanego uczestnika ćwiczenia: „Do ostatniego dnia ćwiczeń ponad połowa ludzi przebywała na zwolnieniu (...) i tak na chłopski rozum lepiej by chyba było przeznaczyć te pieniądze dla jakichś pasjonatów, czy też ochotników. No cóż, ochotnik zawsze będzie w stanie wykonać dane zadanie lepiej niż człowiek do tego zmuszony” oraz „nasuwa się pytanie, kogo będą wzywali na tego rodzaju ćwiczenia rezerwy za powiedzmy kilkanaście lat”.[9]

Wiktor Powiłajtis, Członek Zarządu Stowarzyszenia ObronaNarodowa.pl - Ruch Na Rzecz Obrony Terytorialnej


 

[1] „(...) Ale tak naprawdę, jeżelibyśmy szykowali się do dużego konfliktu, to jesteśmy w stanie zawczasu rozpoznać symptomy jego narastania - od 180 do 360 dni przed tym, zanim potencjalny przeciwnik osiągnie zdolność do wykonania jakiegokolwiek uderzenia. A to jest ten czas na to, że nawet rezerwy niewyszkolone jesteśmy w stanie wyszkolić.” http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Gen-Marek-Tomaszycki-minimum-180-dni-tyle-bedziemy-miec-czasu-zanim-uderzy-wrog,wid,17785195,wiadomosc.html?ticaid=115eb5

[2] § 2 ust. 3 Rozporządzenia Ministra Obrony Narodowej z dnia 6 lutego 2015 r. w sprawie przydziałów mobilizacyjnych i pracowniczych przydziałów mobilizacyjnych w zw. z § 4 Rozporządzenia Ministra Obrony Narodowej z dnia 3 czerwca 2004 r. w sprawie ćwiczeń wojskowych żołnierzy rezerwy

[7] Tamże.

[8] http://obronanarodowa.pl/news/display/475/

Zobacz również

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama