Reklama



W czasie operacji zginęło w sumie dziewięciu bojowników. Nazwiska ośmiu z nich nie zostały ujawnione z powodu trwającej procedury identyfikacji. Ale jedno ciało rozpoznano z całą pewnością – właśnie Bammathana Szejhowa.

Przebieg operacji

Rosjanie wyjątkowo szczegółowo opisali przebieg całej operacji. Bojownicy zostali otoczeni w prywatnym domu na ulicy Ostrowskiego w Bujnaksku. Dowódca operacji antyterrorystycznej zaproponował im złożenie broni i poddanie się, jednak oni odmówili. W czasie negocjacji udało się jedynie ewakuować z domu jedną kobietę, która okazała się być żoną właściciela budynku, wspólnika Szejhowa.



Rosjanie ewakuowali mieszkańców sąsiednich domów, odcięli gaz i elektryczność i zaczęli strzelać w kierunku kryjówki terrorystów z ciężkiego uzbrojenia. W czasie wymiany ognia rannych zostało dwóch funkcjonariuszy dagestańskiego OMON-u. Dwóch innych poniosło obrażenia w wyniku eksplozji miny pułapki.

Więcej: Rosyjskie służby specjalne wykorzystują terroryzm kaukaski do swoich gier operacyjnych

Ostatecznie dom został całkowicie zniszczony. W ruinach odszukano ciało właściciela i ośmiu bojowników. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez Państwowy Komitet Antyterrorystyczny (NAK) wszyscy zabici byli aktywnymi uczestnikami dywersyjno - terrorystycznej grupy w Bujnaksku.

Kim był „Lew Allaha”?

Rosjanie publikując od razu nazwisko Szejhowa, złamali procedury związane z potwierdzaniem identyfikacji, ale sukces był zbyt duży by się wstrzymywać z jego ogłoszeniem. Zabity był bowiem nie tylko liderem miejscowej, jak to określili Rosjanie, „bandyckiej grupy” ale również jednym z najważniejszych przywódców partyzantki islamskiej nie tylko w Dagestanie, ale i w całym Północnym Kaukazie.



Szejhow blisko współpracował z liderem grypy „Szariat” Rasułem Makaszaripowem, a po jej rozbiciu w 2005 r. utworzył swoją własną brygadę „Seyfułła” (Miecz Allaha). Jako swojego największego wroga uznał ministra spraw wewnętrznych Dagestanu – Adilgierjeja Magomedtagirowa, który kierował operacją zakończoną rozbiciem „Szariatu”.

Więcej: W Dagestanie zginęło dwóch rosyjskich komandosów

Szejhowowi przypisuje się m.in. zabicie w sierpniu 2006 r. prokuratora Bujnaksku i próbę zamachu na ministra, który wtedy przyjechał do tego miasta, próbę zamachu w lutym 2007 r. na jednego z Dagestańskich generałów, zabójstwa wielu wojskowych i milicjantów- w tym wysadzenie na boisku szkoły średniej w Kiziljurcie 6 milicjantów.

Dopiero po akcji rosyjskich sił specjalnych 12 listopada 2007 r. w Machaczkale, kiedy zabito dziewięciu bojowników z zastępcą Szejhowa, grupa „Seyfulła” przestała istnieć. Próby aresztowania samego Szejhowa się jednak nie udawały. Dopiero w lutym 2008 r po długich negocjacjach i po otrzymaniu gwarancji bezpieczeństwa dagestański bojownik sam oddał się w ręce policji, co było wydarzeniem niespotykanym. Miał on zostać uwolniony, jeżeli nie udowodni mu się morderstw.

Więcej: Sprawca zamachu w Bostonie oskarżony o morderstwo i użycie broni masowego rażenia

W październiku 2008 r. Naczelny Sąd Dagestanu uwolnił Szejhowa od większości zarzutów ale i tak skazał go na trzy lata kolonii karnej. Szejhow wyszedł na wolność w marcu 2010 r. ale już po sześciu miesiącach za namową żony powrócił do lasu. Być może wpływ na to miała śmierć jego syna na początku 2008 r. zabitego przez siły specjalne.

Od tego czasu Szejhow zorganizował ponad 20 zamachów terrorystycznych w tym morderstwo imama centralnego meczetu w Bajnakska oraz jego ochroniarza, a także zamach samobójczy na wojskowy poligon „Dalnyj” we wrześniu 2010 r., w którym zginęło 3 żołnierzy i 30 zostało rannych. Straty byłby jeszcze większe, gdyby nie zablokowano samochodu terrorysty wojskową ciężarówką i gdyby wybuchły wszystkie ładunki.

Do tego należy doliczyć podkładanie bomb w sklepach, bankach, środkach transportu i innych miejscach publicznych, wymuszenia i haracze. Przed ostatnim starciem grupa liczyła około 30 bojowników.

Dagestan to nie tylko sprawa rosyjska

Terroryzm północnego Kaukazu jest mało „medialny” w Europie, ponieważ traktuje się go jako wewnętrzny problem Rosji. Tymczasem wydarzenia w Bostonie wyraźnie pokazują, że dla bojowników walczących o islamski świat nie ma granic niezależnie od tego, z jakiego państwa pochodzą.



Niestety rozbicie grupy Szejhowa nie znalazło się na czołówkach światowych gazet. Szkoda, bo Rosjanie walczący z terrorystami Kaukazu powinni być traktowania tak samo poważnie i wspierani, jak Amerykanie walcząc z Al Kaidą.

Maksymilian Dura

Reklama
Reklama

Komentarze