Reklama

Siły zbrojne

Wojskowe sonary szkodliwe dla delfinów?

Delfiny towarzyszące amerykańskiemu niszczycielowi typu Arleigh Burke USS „Farragut”. Fot. J.Hart/US Navy
Delfiny towarzyszące amerykańskiemu niszczycielowi typu Arleigh Burke USS „Farragut”. Fot. J.Hart/US Navy

Trwa dochodzenie w sprawie przyczyny śmierci dwóch delfinów, które odnaleziono martwe na plażach Kalifornii krótko po tym, jak amerykańskie okręty używały aktywnych sonarów dużej mocy pobliskich wodach przybrzeżnych. Problem może się pojawić również w Polsce, ponieważ przy naszym wybrzeżu żyje coraz więcej ssaków morskich.

O sonarach, jako ewentualnej przyczynie śmierci delfinów wspomniano już we wstępnej notatce, jaką opublikowała amerykańska Morska Służba Rybołówstwa (National Marine Fisheries Service) zajmująca się całą sprawą. Trwa obecnie sekcja zwłok ssaków, która ma wskazać rzeczywistą przyczynę ich śmierci.

Zgodnie z prawem służby rybołówstwa mają sześć miesięcy na opracowanie raportu i przedłożenie wytycznych mających zapobiec w przyszłości tego rodzaju incydentom. Może to spowodować np. konieczność zmiany taktyki działania przez siły zwalczania okrętów podwodnych (ZOP), które wykorzystują sonary dużej mocy. Sprawę wnikliwie śledzą organizacje ekologiczne, które są zaniepokojone działaniami marynarki wojennej w środowisku zamieszkałym przez ssaki wodne. Reprezentujące te organizacje zespół prawny Earthjustice już zajął się całą sprawą publikując m.in. na swojej stronie internetowej odpowiednią notatkę.

Jest jednak za wcześnie na definitywne stawianie wyroków, ponieważ dochodzenie jeszcze trwa. Jak na razie wiadomo, że chodzi o dwa delfiny butlonose, których zwłoki znaleziono 21 października br. na plażach Imperial Beach i Silver Strand w okolicach San Diego (gdzie znajduje się jedna z największych amerykańskich baz morskich).

Znalezienie ciał delfinów powiązano od razu z odbywającymi się ok. 80 Mm od plaż ćwiczeniami dwóch amerykańskich okrętów, które trenowały zwalczanie okrętów podwodnych wykorzystując do ich poszukiwania aktywne sonary średnioczęstotliwościowe. Przedstawiciele US Navy poinformowali, że w manewrach prowadzonych przez dwa dni (od 19 do 20 października br.), aktywne stacje hydroakustyczne były włączone najwyżej przez okres dwóch godzin, ale i tak to właśnie na nie od razu padło podejrzenie.

Wyjaśniono również, że w tym samym czasie trenowano na pobliskim poligonie desantowanie z morza, ale te manewry wykluczono jako ewentualną przyczynę śmierci delfinów, ponieważ w ich czasie nie wykorzystywano ani stacji hydroakustycznych, ani materiałów wybuchowych.

Najbardziej prawdopodobną przyczyną są więc aktywne sonary, które działają z wykorzystaniem sygnałów akustycznych dużej mocy. Mają one dotrzeć do okrętów podwodnych i po odbiciu się od nich wskazać ich położenie oraz sposób manewrowania. Silne impulsy akustyczne rozchodzą się na bardzo duże odległości i są odczuwalne przez ssaki morskie zakłócając np. ich sposób komunikowania się i lokacji.

Na bliskich dystansach sonary dużej mocy mogą nawet ogłuszyć ssaki lub je zabić. Nie jest przecież tajemnicą, że okręty ZOP wykorzystują aktywne stacje hydroakustyczne np. w czasie alarmu przeciwdywersyjnego, gdy wysyłanie silnych sygnałów może odpędzić płetwonurków bojowych.

Ostatnie badania wykazały, że populacja delfinów butlonosych u wybrzeży Kalifornii liczy 323 sztuki. Wzdłuż trzech stanów zachodnich (Waszyngton, Oregon i Kalifornia) ma być ich w sumie 1006. Strata dwóch ssaków jest więc mocno odczuwalna i stąd próba dokładnego wyjaśnienia, co się stało. Co ważne, jak na razie wszyscy są pozytywnie zaskoczeni otwartością, z jaką jest prowadzone całe postępowanie.

Reklama
Reklama

Komentarze (2)

  1. LC Jabulski

    Sonary średnich częstotliwości nie stanowią zagrożenia dla delfinów - zwłaszcza dla delfinów. Coraz częściej wiele osób z uporem maniaka uważa że każdy martwy delfin jest ofiarą sonaru - szczególnie gdy widziano w pobliżu okręt. Co jest natomiast ciekawym faktem jest to, że praca tych sonarów przyciąga uwagę delfinów i bardzo często na akwenach gdzie one żyją, szybko pojawiają się w sąsiedztwie okrętów pracujących sonarami aktywnymi - te zwierzęta świadomie zbliżają się do okrętów. Procedury bezpieczeństwa nakazują przejście w tryb pasywny i okręty, które zauważą ssaki morskie w pobliżu tak robią, ale trzeba być tu świadomym następującej rzeczy - załoga może mieć problem z rozpoznaniem gatunku, a fakt że dla kilku z nich impulsy mają szkodliwy wpływ na zmysł orientacji (głównie dotyczy to waleni). Co istotne - sama moc impulsów nie stanowi dla zwierząt problemu, poziom przy źródle (antenie) sięga 220-230 dB... - zainteresowanym proponuję poszukać informacji jaki jest poziom sygnałów nadawanych przez zwierzęta. Wracając do delfinów - kiedy zbliżą się do okrętu, zwykle pływają przy powierzchni obok dziobu okrętu - tym samym są poza głównym obrębem emisji (wysokość kątowa wiązki wynosi 10-15 stopni). Gratuluję "sensacyjnego" newsa Panie autorze ;)

    1. WAsyl

      220-230dB nie stanowi problemu? Wystrzał karabinowy to jakieś 130dB.

    2. Adi

      Każde 2dB więcej, to dwukrotny wzrost głośności. Chyba wystarczy.

  2. Kilo

    Delfiny sa takze elementem system prowadzenia walki morskiej zarowno przez USA jak I Rosje. Stad pewnie taka troska.

    1. tarzan

      Raczej były, w latach 70- i 80-tych.