Siły zbrojne
Warszawa 1920, zwycięstwo niedocenione [OPINIA]
W polskiej tradycji tak się przyjęło, że znacznie częściej obchodzimy rocznice wydarzeń, które zakończyły się klęską, niż sukcesem. W ostatnich latach ten trend powoli zaczął się odwracać, choć i tak chyba jeszcze nie do końca uświadomiliśmy sobie jako społeczeństwo, jak wielkim sukcesem było zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej.
W XIX w. historyk Edward Shepherd Creasy przedstawił swoją listę najważniejszych bitew, które zmieniły bieg dziejów. Kilkadziesiąt lat później brytyjski dyplomata Edgar Vincent D’Abernon poszerzył tę listę o kolejne trzy, gdzie zaszczytne miejsce otrzymała właśnie Bitwa Warszawska. Dokładnie tak – zwycięstwo dopiero co powstającej II Rzeczpospolitej było jednym z najważniejszych starć nie tylko w historii polskiego oręża (co raczej nie podlega dyskusji), ale też sprawiło, że przyszłość Europy potoczyła się w zupełnie innym kierunku.
Walka o granice
W 1918 roku odradzające się państwo polskie musiało mierzyć się z szeregiem problemów: zjednoczeniem i ujednoliceniem ziem spod trzech zaborów, ustanowieniem stabilnej władzy oraz prawa, wyborem systemu politycznego, czy wreszcie wywalczeniem ostatecznych granic. To ostatnie należało do zagadnień szczególnie skomplikowanych. Wielkopolska została przyłączona dopiero po zwycięskim powstaniu wielkopolskim. W przypadku Warmii, Mazur kwestie przynależności miały rozstrzygnąć plebiscyty. Te, na korzyść Niemców, miały miejsce już podczas wojny polsko-bolszewickiej, ale nie uprzedzajmy faktów. Kolejna część kraju to kwestia Śląska. Tu z kolei nieoceniona była rola powstańców śląskich podczas wystąpień w 1919, 1920 i 1921 roku oraz wielka rola Wojciecha Korfantego.
Pozostawała jeszcze granica wschodnia. Tu od 1918 r. trwały walki z Zachodnioukraińską Republiką Ludową o Lwów i Galicję, które zakończyły się na początku 1919 r. W tym samym momencie pojawiło się o wiele większe zagrożenie, czyli nadciągająca Armia Czerwona, której celem było przejście po Polsce do reszty państw europejskich, by rozprzestrzenić rewolucję komunistyczną na resztę kontynentu. To w warunkach ogólnego marazmu, zniszczeń oraz problemów wewnętrznych w Niemczech czy Francji rzeczywiście było scenariuszem możliwym do realizacji.
Po początkowych sukcesach Polacy wypchnęli bolszewików na wschód, doszli do Kijowa i przy współpracy z Symonem Petlurą starali się odbudować Ukraińską Republikę Ludową, by ta stała się sojusznikiem w walce z zagrożeniem z Moskwy. Jednak plan ten nie doczekał się realizacji, a władze w Kijowie miały zbyt mało czasu na zbudowanie instytucji nowego państwa, a w dalszej kolejności silnej armii. Do końca maja 1920 r. udało się przygotować jedynie około 12 tysięcy żołnierzy. To jednak nie wystarczyło, by przeciwstawić się bolszewikom, nawet przy współpracy z Polską. Raptem po kilku tygodniach około milionowa Armia Czerwona z impetem uderzyła w polskie wojska i zaczęła je błyskawicznie spychać na zachód.
Armia konna Siemiona Budionnego, niedoceniona przez Piłsudskiego i polskie dowództwo, była jednym z głównych problemów, z którym polska armia mierzyła się w południowo-wschodniej części frontu. Z kolei na odcinku białoruskim (albo raczej w części frontu znajdującego się na obszarze Białorusi) nacierała armia dowodzona przez Michaiła Tuchaczewskiego, również na nasze nieszczęście bardzo skutecznego. Obie miały się połączyć we wspólnym uderzeniu na Warszawę, do czego na szczęście nie doszło.
Cud? W pewnym sensie tak
Polska znajdowała się wtedy w sytuacji w zasadzie bez wyjścia. Znacznie większa i potężniejsza armia parła na całej długości frontu i zbliżała się do Warszawy. Nie ma się co zatem dziwić, że bardzo często używa się określenie „Cud nad Wisłą” w kontekście decydującego starcia pod Warszawą. Jedank nie ma co oddawać wszelkich zasług Opatrzności, ponieważ ogromną rolę odegrały tu liczne czynniki, zarówno wojskowe, jak i społeczne oraz polityczne. Polski sztab na czele z gen. Rozwadowskim przy akceptacji Józefa Piłsudskiego opracował kluczowy plan uderzenia znad Wieprza. Tu też nie ma potrzeby snuć rozważań, który z nich bardziej przysłużył się temu zwycięstwu, ponieważ bez jednego, jak i drugiego ten plan mógłby po prostu się nie powieść. Tu wypada też wspomnieć o ogromnej roli polskich kryptologów, którym udało się złamać szyfry Armii Czerwonej, co pozwoliło na znacznie lepsze rozeznanie polskich dowódców podczas samej bitwy.
Można jednak powiedzieć, że cud nastąpił w sferze politycznej i społecznej. Być może był to taki jedyny epizod w historii, gdzie wszyscy liderzy polityczni, od Dmowskiego, przez Witosa aż po Piłsudskiego, mówili jednym głosem. Ten fenomen znalazł też odzwierciedlenie w samej mobilizacji społeczeństwa, które też było czymś, na co nie był nikt gotowy – na szczęście dla Polaków, na ogromne nieszczęście dla bolszewików. Pamiętajmy, że mówimy tu o państwie, które nie istniało przez ponad 120 lat, którego naród kształtował się pod zaborami. Bez tego narodowego zrywu można by jedynie marzyć o tak szybkim odbudowaniu potencjału armii, który byłby w stanie zatrzymać czerwonoarmistów.
Przy tym wypada także wspomnieć o sprzęcie i pomocy, która do nas spłynęła, co też nie było wcale tak oczywiste. Wsparcie z Francji było blokowane przez Niemcy, Austrię i Czechosłowację. Niemcy już znacznie wcześniej nie wykluczały uderzenia na Polskę, przy cichym porozumieniu z Moskwą, to jednak zostało porzucone w 1919 r. Natomiast kluczowe okazało się wtedy wsparcie z Węgier, które na własny koszt dostarczyły polskiej armii 8 milionów naboi karabinowych Mausera, 13 milionów naboi Mannlichera, amunicję artyleryjską, 30 tysięcy karabinów Mauser i kilka milionów części zapasowych, 440 kuchni polowych, 80 pieców polowych.
Przetrącenie kręgosłupa Armii Czerwonej
Decydujące starcie wojny polsko-bolszewickiej rozegrało się pod Warszawą w dniach 13-25 sierpnia. Około 120 tysięcy polskich żołnierzy stanęło naprzeciw około 110 tysiącom czerwonoarmistów. Nie można też zapominać o tym, że ważne dla przebiegu całej bitwy miały również wydarzenia na innych odcinkach frontu. Tu przede wszystkim kluczowa okazała się kwestia Lwowa, którego potencjalny upadek prawdopodobnie utorowałby drogę armii Budionnego na Warszawę. Bardzo możliwe, że to pogrzebałoby jakiekolwiek szanse na zwycięstwo. Co jednak ciekawe, rozkazy z Moskwy nakazywały raczej uderzenie z południa na Warszawę, tak by nie skupiać uwagi na Lwowie. Jednak w wyniku decyzji Jegorowa i Stalina, który namawiał go, by ten nie kierował się na polską stolicę, historia potoczyła się tak, a nie inaczej.
Sama Bitwa Warszawska wybiła zęby Armii Czerwonej i zatrzymała jej pochód na zachód. Przy polskich stratach rzędu 4,5 tysiąca zabitych bolszewicy stracili aż 25 tysięcy, a kolejne ponad 60 tysięcy zostało wziętych do niewoli. To była wręcz druzgocąca porażka, po której Moskwa już nie była w stanie się podnieść. Kolejne wielkie starcie miało jeszcze miejsce nad Niemnem, gdzie około 65 tysięcy polskich żołnierzy rozbiło stutysięczną armię bolszewików. Po polskiej stronie było około 7 tysięcy zabitych, a po sowieckiej… ponad 40 tysięcy.
Czy Polska mogła iść za ciosem i odbić kolejne terytoria lub wyzwolić Białoruś i Ukrainę? Być może, ale tu już można spotkać się z argumentami o wyczerpaniu wojną oraz małej realności powodzenia takiego planu. Sam Piłsudski później przepraszał Ukraińców, ponieważ „miało wyjść inaczej”. Traktat ryski zakończył wojnę w 1921 r., ale nie zakończył problemów na granicy wschodniej Rzeczpospolitej. Jednak to już osobne zagadnienie do rozważań.
Czy doceniamy ten sukces?
Takie pytanie można sobie zadać, kiedy patrzy się na to, jak inne państwa starają się podchodzić do tak wielkich tryumfów. Francja ma Łuk Tryumfalny upamiętniający rewolucję francuską i Napoleona. Wielka Brytania ma Trafalgar Square, które przypomina bitwę pod Trafalgarem oraz (między innymi) admirała Horatio Nelsona. Tego typu pomniki czy symbole można znaleźć w wielu innych miejscach na świecie. W końcu Pomnik Waszyngtona, Jefferson Memorial, czy Mauzoleum Lincolna są także symbolami podkreślającymi wybitne postacie oraz ich wielkie osiągnięcia.
Natomiast Bitwa Warszawska jako wydarzenie kluczowe dla dziejów Polski i świata (stojąc obok takich bitew jak pod Waterloo, Hastings, czy Gaugamela) nie doczekała się do dziś godnego jej upamiętnienia w formie monumentu. Dlaczego? Odpowiedź można zostawić do własnej rozwagi. Ale jeśli sami nie zadbamy o pamięć o tym wielkim zwycięstwie, to nie liczmy na to, że ktoś to zrobi za nas.
user_1053912
Eeee tam,sowieci nie mieli rezerw,nas uratowała wojna domowa lub po komuszemu kontrrewolucja w Rosji Budionny nie miał niczego ani samolotów ani czołgów ani żadnego z abezpieczenia logistycznego. Mieliśmy farta czyli szczęście ale jak pokazuje historia szczęściarze żyją dłużej. Co nie umniejsza sukcesu naszych przodków.
GB
Po rusku to jest tak że ruskiej baletnicy przeszkadza rąbek spódnicy....
pablopic
@user_1053912 Naprawdę wnikliwa analiza, zwłaszacza, że 1 Armia Konna Budionnego nigdy nie dotarła pod Warszawę i sierpniu 1920 nie znalazła się w zasięgu działań polskich 1, 2 i 4 Armii zaangażowanych w bitwę warszawską.
gregoz68
Pamięć historyczna. Soboru już nie ma a pałac nadal stoi... Nawet po 1809 roku pozostały jakieś ślady zwycięstwa:)
Buczacza
Błyskotliwe zwycięstwo oręża polskiego nad bolszewią. A gdyby nie głupota denikina. 3 raz mosskwa byłaby nasza. Po bitwie nad Niemnem. onuce na kolanach zebrały o pokój. Godząc się na wszystko. Łącznie z rekompensatą... A gdy tylko WP powróciło do Polski. Zaatakowali granicę z polską...
pipcio78
Ktoś tu nie zna historii...