Reklama

Siły zbrojne

"Ułańskie" początki Boga Wojny. Artyleria Legionów Polskich

Działa z obsługami 1 Pułku Artylerii Legionów Polskich Fot. Ilustrowana kronika Legionów Polskich 1914-18/Wikimedia Commons (domena publiczna)
Działa z obsługami 1 Pułku Artylerii Legionów Polskich Fot. Ilustrowana kronika Legionów Polskich 1914-18/Wikimedia Commons (domena publiczna)

Dziś artyleria w Wojsku Polskim przechodzi wiele zmian i związanych z tym programów modernizacyjnych. Prawie każdy wie, co oznaczają nazwy Krab, Rak lub Homar. Ale w czasach walki o niepodległość nasi na nowo odradzający się artylerzyści musieli wykazać się prawdziwie „ułańską fantazją” by zdobyć sprzęt a następnie efektywnie go wykorzystać na polu walki.

Odradzająca się artylerię polską a w zasadzie wówczas legionową charakteryzują dwa istotne fakty. Po pierwsze tak naprawdę to stworzył ją Czech, ówczesny oficer rezerwy c.k. armii  por. Ottokar Wincenty Brzoza-Brzezina. Po drugie pierwszym sprzętem były już zupełnie wtedy przestarzałe armaty górskie 7 cm M.75 kalibru 66 mm, wyprodukowane w 1875 roku.

Samą artylerię i tak w stosunku do rozbudowy i wyposażenia piechoty legionowej zaczęto formułować stosunkowo wcześnie, bo już we wrześniu 1914 roku we wsiach Borek Fałęcki i Przegorzały. Pierwotną formację nazwaną Kadrą Artylerii Legionów Polskich (o stanie ok. 121 ludzi) dość szybko przekształcono w pułk składający się z dwóch dywizjonów po dwie baterie każdy. 1 dywizjonem dowodził por. Mieczysław Jełowicki a drugim kpt. Ottokar Brzoza-Brzezina. I to ten ostatni oficer objął jednocześnie dowodzenie 1 Pułku Artylerii usankcjonowanego rozkazem komendanta Piłsudskiego z 30 września 1914 roku. Takie były początki.

Czeska fantazja w polskim wydaniu

Ottokar Brzoza-Brzezina wstąpił do Szkoły Kadetów Artylerii w Wiener Neustadt a następnie służył w 31 pułku artylerii dywizyjnej/armat polowych w Stanisławowie. Ożenił się z Polką, Wandą Green pochodzącą ze tego miasta. Pochodziła ona z bardzo patriotycznie nastawionej rodziny, a mąż szybko pokochał swoją drugą, jeszcze nieistniejącą wtedy ojczyznę. W 1911 roku wstąpił więc do Związku Walki Czynnej a następnie do Związku Strzeleckiego. Piłsudski, wiedząc o jego doświadczeniu artyleryjskim, powierzył mu tworzenie tego rodzaju wojsk w ramach Legionów Polskich.

Brzezina za kilka butelek sznapsa odkupił od swojego austriackiego kolegi wspomniane już działa M.75 by następnie je po prostu "ukraść" z krakowskiej zbrojowni. Osprzęt do nich "wykombinował" różnymi sposobami lub po prostu "wziął" od austro-wegierskich sojuszników. I tak powoli pułk wyposażono w konie pociągowe, przodki, narzędzia i inny niezbędny wówczas sprzęt.

Te 20 armat górskich strzelało z wykorzystaniem prochu dymnego (przez co szybko zdradzały one swoje pozycje ogniowe), nie miało mechanizmów oporopowrotnych (mogły więc po strzale w nierównym terenie po prostu sie przewrócić) oraz co oczywiste nie miały nowoczesnych przyrządów celowniczych.

Worek czarnego prochu wkładano do lufy takiego działa, zamykano zamek i przebijano go przez specjalny otwór, by założyć spłonkę z uszkiem (do którego przywiązywano długi sznur). Działoczyny prawie jak w czasach potopu lub wojen kozackich. 

"Babcie" na prawdziwej wojnie

1 dywizjon przydzielono do pułków przyszłej II Brygady Legionów. 2 dywizjon w składzie - 4 bateria dowodzona przez por. Władysława Jaxy-Rożena i 5 dowodzona przez por. Marcelego Jastrzębiec-Śniadowskiego pozostał przy oddziałach podległych Piłsudskiemu. Miał na stanie 8 dział M.75 i ok. 200 artylerzystów do ich obsługi.

Pierwsze wsparcie ogniowe na rzecz 4 i 6 batalionu 1 Pułku Legionów wykonano pod Krzywopłotami 17 i 18 listopada 1914 roku. Polskie "staruszki" pomimo przewagi ogniowej artylerii rosyjskiej uratowały 6 batalion, torując mu drogę do własnych okopów i "uciszając" zapędy przeciwnika.

Ale to armaty 1 dywizjonu już kilka dni wcześniej, bo 26 października pod Nadwórną i Mołotkowem w Karpatach zapoczątkowały ponowny powrót po kilkunastu latach "boga wojny" w polskie szeregi. 1 baterią tego dywizjonu dowodził ppor. Karol Nowak a 2 ppor. Kondrad Kostecki.

Następnie 2 dywizjon brał udział w kampanii podhalańskiej, gdzie m.in. 7 grudnia w bitwie pod Pisarzową wziął na siebie główny ciężar walk, bo w piechocie po prostu brakowało już amunicji strzeleckiej. Takie były właśnie początki.

image
Armata polowa 8 cm wz. 1905 z austro-węgierską obsługą. Fot. Bildarchiv Austria (domena publiczna)

Dalsze walki i tworzenie artylerii odrodzonego Wojska Polskiego

Następnie Polacy zostali wyposażeni w nowsze już 9 cm armaty polowe wz. 1875/1889 i 8 cm wz. 1905. I to z nimi uczestniczyli w wielu bitwach legionowych w tym m.in. pod Kostiuchnówką w dniach 4-6 lipca 1916 roku, gdzie mjr. Brzezina osobiście kierował ogniem podległych sobie baterii. 8 cm lekka armata polowa wz. 1905 L/30 (kaliber 76.5 mm) wyposażona już była w oporopowrotnik hydrauliczno-sprężynowy co m.in. zapewniało uzyskanie szybkostrzelności do 18 strz./min.  oraz maksymalnego zasięgu prowadzonego ognia 7300 metrów.

W sierpniu 1915 roku sformowano baterię artylerii konnej pod dowództwem por. Edmunda Knolla-Kownackiego, która uczestniczyła w walce pod Raśną. W kwietniu 1916 roku zaczęto w ramach 1 pułku organizować dywizjon 10 cm haubic M. 1899. Jednak po przejściu linii frontu pod Rarańczą w lutym 8 części wojsk polskich, pułk został rozbrojony przez c.k. armię, a żołnierze internowani.

Tworzące się Siły Zbrojne odzyskującej niepodległość Polski mogły początkowo korzystać jedynie z zasobów uzbrojenia pozostawionego przez poszczególnych zaborców na kontrolowanym przez siebie obszarze. Na terenie Galicji użyteczny sprzęt znajdował się w garnizonach jednostek zapasowych we Lwowie, Przemyślu i Krakowie. Z nowoczesnych dział udało się w ten sposób  pozyskać jedynie 36 haubic M.14, taką samą liczbę dział polowych M. 05/08, 4 armaty dalekonośne M. 15 oraz 9 haubic ciężkich M.14. Pozostały sprzęt był albo w bardzo złym stanie technicznym, albo nie nadawał się już do użycia w nowoczesnej wojnie.

Polska Misja Wojskowa Zakupów podjęła więc próby pozyskania uzbrojenia we Francji, dzięki czemu od czerwca 1919 roku zaczęły do kraju napływać pierwsze transporty z działami. Negocjowano zakup 1130 sztuk z demobilizowanej armii francuskiej. 830 z nich to 75 mm armaty polowe wz. 1897 a 206 kolejnych to 155 mm haubice wz. 1917. Innym dość nietypowym sprzętem artyleryjskim w większych ilościach używanym przez polskich artylerzystów w tym czasie były 76.2 mm rosyjskie armaty wz.1902 (tzw. prawosławne), niemieckie 77 mm armaty polowe wz.1896 czy włoskie 75 mm armaty wz. 1906R. Prawdziwa mozaika konstrukcji i amunicji do nich.

Na Węgrzech i w Austrii również próbowano kupić sprzęt w zamian za płody rolne i węgiel. W ten sposób pozyskano kilkanaście dział i zapasy amunicji do nich. Kilka haubic M.16 (wersja górska M.14) kupiono w Zakładach Škody. Te zabiegi pozwoliły na wyposażenie do września 1920 roku w 100 mm haubice M.14 14 baterii w pułkach artylerii polowej (po cztery działa w każdej). W październiku 1920 roku na stanie Wojska Polskiego było zatem 69 haubic tego wzoru w tym 27 z nich w remoncie lub rezerwie. Unowocześnione już działa tego typu a oznaczone wz.14/19 staną się w przyszłości podstawowym typem broni stromotorowej w polskich pułkach artylerii lekkiej.

image
Grupa oficerów artylerii legionowej z mjr. Ottokarem Brzozą-Brzeziną. Fot. Ilustrowana kronika Legionów Polskich 1914-18/Wikimedia Commons (domena publiczna)

Niezłomny Czech

Gen.  Ottokar Wincenty Brzoza-Brzezina walczył za swoją nową ojczyznę jeszcze we wrześniu 1939 roku dowodząc zgrupowaniem w ramach Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie". Następnie aktywnie działał w Służbie Zwycięstwu Polsce, Związku Walki Zbrojnej czy ostatecznie w Armii Krajowej. Aresztowano go w 1944 roku i trafił do Oflagu II C w Woldenbergu. Po wyjściu z niewoli powrócił do Polski, gdzie zmarł 30 sierpnia 1968 roku. Za udział w I i II wojnie światowej oraz wojnie polsko-bolszewickiej odznaczono go Orderami Virtuti Militari.

Artyleria wczoraj i dziś

Niektórzy twierdzą, że artyleria liczy sobie prawie tyle lat co ludzkość. Przecież już rzucany kamień można w dużym uproszczeniu traktować jako coś w rodzaju wykorzystania masy w połączeniu z siłą ciężkości. Potem były gastrafetesy, onagry, balisty których głównym zadaniem było w zasadzie niszczenie murów twierdz lub miast.

Polacy dość szybko zaadoptowali artylerię wykorzystującą do miotania pocisków proch strzelniczy i wielokrotnie udowodnili, że umieją ją efektywnie wykorzystać w walce. Okres rozbiorów przerwał nasze rozwijające się "doświadczenia artyleryjskie". Szczególnie istotny był czas, gdy wprowadzono w konstrukcji samych dział wiele nowych technicznych wynalazków jak np. pociski scalone ładowane odtylcowo, półautomatryczne zamki, oporopowrotniki, nowoczesne przyrządy optyczne, tarcze ochronne itp. Zmieniała się też taktyka użycia artylerii na polu walki.

Trzeba to było szybko i sprawnie niwelować w ramach odradzających się oddziałów Wojska Polskiego. Braki w wyszkoleniu i wyposażeniu nadrabiano pomysłowością, zaciętością i uporem w dążeniu do celu. Choć czasu i środków było naprawdę wówczas mało, to jednak polscy artylerzyści udowodnili, że są w stanie skutecznie wykorzystać posiadany sprzęt i doświadczenie w walce o polskie granice. Dziś nie należy o tym zapominać a nawet brać przykład z niektórych "posunięć" bo dla artylerii tak naprawdę czas nigdy nie stoi w miejscu.

image
Reklama
Reklama
Reklama

Komentarze