- Analiza
- Wiadomości
Tu-22M3 na Krymie – element strategii zastraszania Kremla?
Rosjanie zdecydowali się na rozmieszczenie na Krymie bombowców Tu-22M3 Backfire-C, w powiązaniu z ćwiczeniami w Zachodnim oraz Centralnym Okręgu Wojskowym, tzw. „sprawdzianem gotowości bojowej”

Samoloty bombowe Tu-22M umożliwią Rosjanom dodatkowe zwiększenie nie tylko potencjału obronnego półwyspu, ale także zdolności odstraszania w świetle potencjalnej reakcji NATO (w tym obaw o potencjalną interwencję wojskową w regionie, wyrażanych np. przez Michaiła Chodarenoka, redaktora „Kuriera Wojskowo-Przemysłowego”). Należy rozmieszczenie maszyn Backfire na półwyspie krymskim rozpatrywać właśnie w kontekście wsparcia dla rosyjskiej Floty Czarnomorskiej oraz możliwości projekcji siły militarnej w rejonie Morza Czarnego oraz dalej na południe – szczególnie w odniesieniu do możliwości zapewnienia półwyspowi zdolności użycia broni jądrowej.
Żeby zrozumieć właściwie znaczenie wysłania bombowców Tu-22M w tym teatrze, należałoby cofnąć się do genezy tej konstrukcji, która poza odgrywaniem roli bombowca, miała w zamyśle służyć do niszczenia sił amerykańskiej marynarki wojennej. Samolot ze zmienną geometrią skrzydeł, zaprojektowany przez biuro konstrukcyjne Tupolewa służył także jako morska maszyna uderzeniowa. Wariant M3 cechuje się zmodernizowaną awioniką. Według niepotwierdzonych informacji pojedyncze maszyny dysponują rozszerzonym wyposażeniem zwiadu elektronicznego, takim jak np. radar obserwacji bocznej. Rosjanie deklarowali prowadzenie prac nad modernizacją Tu-22M3.
Tu-22M szczególnie przydatny mógłby się okazać, z powodu zdolności przenoszenia kierowanych pocisków przeciwokrętowych. Pierwotnie rosyjska doktryna zakładała wykorzystanie maszyn tego typu do ataków na lotniskowcowe grupy bojowe, czy zespoły uderzeniowe zaawansowanych okrętów. Póki co, z uwagi na będącą w mocy konwencję z Montreux, Rosjanie nie muszą obawiać się dominacji, jaką siły Zachodu mogłyby osiągnąć wprowadzając okręt wielkości lotniskowca na Morze Czarne. Dokument zakłada, że na akwen nie mogą wpływać jednostki o określonej wyporności, należące do państw innych, niż te posiadające dostęp do jego wód, w tym przez cieśninę Bosfor nie mogą przechodzić lotniskowce.
Rozmieszczenie bombowców Tu-22M w bazach na Krymie stanowi więc tutaj dodatkowy czynnik odstraszania. Po co jednak odstraszać, skoro mamy konwencję z Montreux? Być może Kreml uznał, że łamiąc traktaty międzynarodowe, na przykład poprzez naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy, może sprowokować państwa NATO do odpowiedzi w podobnym wymiarze. Przez Bosfor mogą przejść okręty typu Wasp czy desantowce typu Tarawa – ich bowiem ograniczenia tonażowe nie dotyczą.
Z drugiej strony ewentualne przeprowadzenie lotniskowca czy innych jednostek, wraz z grupą uderzeniową przez cieśninę Bosfor może okazać się także kłopotliwe logistycznie, z uwagi na małą powierzchnię akwenu Morza Czarnego. Ponadto, Amerykanie mogliby wykorzystać do prowadzenia operacji w regionie rozbudowane instalacje w Turcji. Dodatkowo, jeżeli NATO mogłoby myśleć o jakiejkolwiek interwencji w rejonie Krymu korzystniejsze, niż użycie lotniskowca byłoby prowadzenie działań z baz operacyjnych zlokalizowanych w Rumunii. Nie zostałyby złamane w takim przypadku postanowienia umów międzynarodowych.
Należy zauważyć, że w ostatnim czasie USAF Europe do rumuńskiej bazy Campia Turzii na ćwiczenia „Dacian Thunder” wysłało samoloty A-10, co można zinterpretować jako potwierdzenie faktu, iż korzystanie z rumuńskiej infrastruktury jest przez dowódców NATO rozważane. Warto zauważyć, że manewry te są dość rozległe czasowo – operację „Dacian Thunder” zaplanowano na okres pomiędzy 27 marca a 7 lipca 2015. Ze strony amerykańskiej w ćwiczeniach ma brać udział 350 żołnierzy wraz z 12 „Guźcami”, jednak tak szeroka cezura czasowa może sugerować możliwość dosłania dodatkowych sił w okresie późniejszym.
Rosja de facto nigdy nie próbowała wyprzedzić Zachodu na polu potencjału oferowanego przez lotniskowce. Samoloty Tu-22M czy krążowniki rakietowe klasy Sława były środkiem odstraszającym, nie wliczając w to np. okrętów podwodnych typu Akula. Strategia przyjęta przez ZSRR w odniesieniu do amerykańskich jednostek zakładała skorzystanie z pocisków cruise, a także bombowców TU-22M, którym to amerykańska marynarka przeciwstawiała samoloty F-14 Tomcat.
Należy jednak zauważyć, że samoloty F-14 zostały wycofane ze służby w 2006 roku, wraz z pociskami AIM-54 Phoenix, projektowanymi z założenia do przechwytywania bombowców Backfire. Pocisk Phoenix stanowił niejako broń ‘stand-off’ - umożliwiał działanie ‘profilaktyczne’, zwalczanie bombowców daleko poza zasięgiem uderzenia przy pomocy pocisków cruise. Tomcat był w stanie przenosić do 6 rakiet AIM-54 na swoim pokładzie. Jest to broń, która skutecznie była w stanie zwalczać rosyjskie bombowce, takie jak Tu-22M, Tu-160 czy Tu-95. Obecnie amerykańskie lotniskowcowe grupy bojowe są chronione przez myśliwce Hornet i Super Hornet, zdolne do rażenia wielu celów jednocześnie, dysponujące kierowanymi aktywnie radarowo, stopniowo modernizowanymi pociskami AMRAAM oraz doskonalone okręty z systemami AEGIS.
Rosjanie z kolei mają do dyspozycji – wraz z bombowcami Tu-22M – pociski przeciwokrętowe Ch-15, znane w kodzie NATO jako Kickback (zasięg 300 km) oraz Ch-22, znane w kodzie NATO jako Kitchen (zasięg do 600 km). Są to pociski pochodzące z czasów Zimnej Wojny, uznawane przez wielu za przestarzałe. Z drugiej strony, z uwagi na zasięg i profil lotu (osiągają one prędkości końcowe do 5 Ma) nadal mogą stanowić zagrożenie, szczególnie w wypadku przeprowadzenia zmasowanego ataku, np. z wykorzystaniem niskiego i wysokiego profilu lotu, a także z jednoczesnym użyciem nadbrzeżnych systemów rakietowych jakie są rozlokowane na półwyspie.
Ponadto biorąc pod uwagę, że Rosja posiada w tym rejonie także okręty podwodne, wprowadzenie jakiejkolwiek morskiej grupy uderzeniowej do działania w okolicy Krymu byłoby obarczone zbyt dużym ryzykiem. Ostatecznie jednak, fakt iż państwa Zachodu mają dostęp do baz rumuńskich stawia pod znakiem zapytania jakąkolwiek zasadność angażowania marynarki w potencjalną interwencję na Krymie czy w południowej części Ukrainy.
Obecność bombowców Backfire w rejonie czarnomorskim może mieć jeszcze inny, bardziej złożony wymiar. Jak pisze Stephen Blank, z The Jamestown Foundation, prowadzone przez Federację Rosyjską ćwiczenia na frontach zachodnich, od Arktyki po Morze Czarne, stanowią komunikat dla NATO: Rosja nie wycofa się. To z kolei może doprowadzić do wybuchu konfliktu o wymiarze ogólnoeuropejskim, także z zastosowaniem broni jądrowej, która została lub może zostać rozlokowana na Krymie czy na terytorium Ukrainy, a także w obwodzie Kaliningradzkim.
Blank zauważa także, że Moskwa już uznała obszar krymski za terytorium należące do Rosji – i Kreml nie ma co do tego żadnych wątpliwości, jest on w stanie posunąć się do użycia broni atomowej w „obronie” półwyspu, jak 16. Marca, na łamach The Moscow Times zaobserwował Władymir Jewsejew, emerytowany pułkownik kierujący Centrum Badań Politycznych i Społecznych – wg niego sprawa krymska „nie podlega negocjacjom”.
W podobnym tonie wypowiadają się prezydent Putin oraz Siergiej Ławrow, głowa rosyjskiego MSZ. Blank twierdzi, że powyższe deklaracje mogą służyć zintensyfikowaniu retoryki, związanej z ćwiczeniami w Europie Środkowo-Wschodniej, lub Federacja może szykować się do przeprowadzenia ofensywy na Ukrainie. Należy zauważyć, że wzmocnienie wojsk rosyjskich nie ma miejsca wyłącznie na Ukrainie, ale także na terytorium np. Białorusi, oraz w zachodniej części Rosji. Trzeba również pamiętać, że Rosjanie wyrażali pod adresem państw biorących udział w sojuszniczym systemie obrony przeciwrakietowej groźby dotyczące ewentualnego ataku na instalacje NATO. Nie można więc wykluczyć, iż w jednym z „czarnych” scenariuszy Federacja zakłada atak na elementy systemu obrony przeciwrakietowej, rozlokowane w Rumunii.
Stephen Blank w swojej argumentacji idzie dalej, sugerując, że Moskwa może mieć na celu odstraszenie rządów europejskich, i słusznie zauważa, że taktyka straszenia jądrowym rewolwerem ma na wschodzie długą tradycję, sięgającą czasów Chruszczowa. NATO nie odpowiada jednak w sposób współmierny do wywieranej presji, co jednak nie zmienia faktu, że wschodnia flanka sojuszu prowadzi pewne działania w celu zmodernizowania sił zbrojnych.
Czyżby nuklearny straszak Kremla miał okazać się nieskuteczny? Czy wymachiwanie nim poskutkuje reakcją USA, które wyśle broń do Europy? Można uznać nuklearną argumentację za prymitywną – faktem jednak jest, że Rosjanie nie dysponują bronią konwencjonalną, którą mogliby potencjalnie odstraszyć swoich rywali. Dodatkowe wnioski przytacza inny analityk The Jamestown Foundation, Roger McDermott, znany ze swoich trafnych ekspertyz w zakresie rosyjskiej polityki zagranicznej. Twierdzi on, że działania Putina mogą stanowić formę odstraszania innych państw, sprawienia, że odsuną się całkowicie od pomysłów zaangażowania się na Ukrainie.
Jak słusznie zauważają analitycy Jamestown Foundation, Moskwa świadoma jest faktu, iż pozostaje w tyle na polu konwencjonalnych środków bojowych. W tym kontekście, zdolne do przenoszenia broni jądrowej Tu-22M3 mogą stanowić dowód na słabość rosyjskiej armii, atomową fasadę, która ma na celu stworzenie wrażenia potęgi wpływów Rosjan w rejonie czarnomorskim. Jeżeli nie da się tego zrobić poprzez eskalację angażującą siły konwencjonalne, można w tym celu skorzystać z psychologicznego efektu, jaki wywołają bombowce strategiczne Tupolewa i broń jądrowa.
Jacek Siminski
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]