Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Syria: Wkrótce ofensywa w Aleppo. Rozmowy w Genewie - bez znaczenia [OPINIA]

Pod koniec ubiegłego tygodnia rozpoczęły się rozmowy pokojowe w sprawie wojny domowej w Syrii (Genewa III). Wszystko jednak wskazuje na to, że nie mają one żadnego sensu i zakończą się całkowitym fiaskiem. Jednocześnie można się spodziewać nowej ofensywy zarówno Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) jak i armii rządowej (SAA), w północnym Aleppo - pisze Witold Repetowicz.

Fot. Witold Repetowicz
Fot. Witold Repetowicz

Rozmowy Genewa III rozpoczęły się niemal dokładnie 2 lata po fiasku negocjacji Genewa II. W drugim półroczu 2015 r. nastąpiło jednak kilka zdarzeń, które wskazywały na możliwość osiągnięcia kompromisu w Syrii. Po rozpoczęciu się interwencji rosyjskiej, która powstrzymała serię klęsk sił rządowych i doprowadziła do ich kontrofensywy w kilku prowincjach (Aleppo, Latakii i Hamie), a także po zamachach w Paryżu, które zwróciły uwagę Europy na rosnące zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego (Daesh), doszło do ograniczonego zbliżenia między Rosją a częścią państw NATO i UE w kwestii syryjskiej.

Choć Rosja początkowo była krytykowana za to, iż celem jej ataków nie jest przede wszystkim Państwo Islamskie, lecz inne ugrupowania islamistyczne takie jak Jabhate al Nusra, Jaish al Islam czy Ahrar al Sham, to rosnące zagrożenie terrorystyczne dla Europy i sukcesy rosyjsko-assadowskiej koalicji skłoniły m.in. Francję czy USA do rozmów z Rosją. Stany Zjednoczone prawdopodobnie, tj zgodnie z oceną wielu ekspertów, zawarły z Rosją ciche porozumienie o unikaniu konfrontacji wspieranych przez siebie sił, niejako dzieląc Syrię na dwie części – północno-wschodnią (Rożawę), gdzie z Państwem Islamskim skutecznie walczy koalicja SDF, zdominowana przez kurdyjskie oddziały YPG oraz resztę, gdzie zaczęli operować Rosjanie.

Na przełomie października i listopada doszło do szeregu spotkań we Wiedniu z udziałem m.in. ONZ, USA, UE, Francji, Niemiec, Rosji, Turcji, Arabii Saudyjskiej, Iranu i Kataru, czyli wszystkich zewnętrznych podmiotów pośrednio lub bezpośrednio zaangażowanych w wojnę w Syrii. Uzgodniono tam plan pokojowy, zgodnie z którym miały się rozpocząć bezpośrednie negocjacje pokojowe z udziałem wszystkich stron konfliktu poza organizacjami terrorystycznymi. Miało temu towarzyszyć zawieszenie broni, a następnie stworzenie rządu tymczasowego. Jednocześnie rezygnacja Assada przestała być warunkiem wstępnym negocjacji.

18 grudnia Rada Bezpieczeństwa zatwierdziła ten plan. Niemniej zarówno Arabia Saudyjska jak i Turcja kontestowała go. Interwencja rosyjska doprowadziła bowiem do ostatecznego upadku tureckiej koncepcji przyszłości Syrii jako części neotomańskiej strefy tureckich wpływów. Szczególnie groźne z punktu widzenia Ankary były postępy ofensywy Kurdów przeciwko Państwu Islamskiemu, zwłaszcza przekroczenie przez nich Eufratu w końcu grudnia, w wyniku ofensywy na tamę Tiszrin. Jednocześnie SAA, wspierana przez Rosjan zaczęła odnosić  sukcesy w północnej Latakii, opanowanej przez protureckie oddziały turkmeńskich islamistów.

Warto jednak dodać, że dopiero zestrzelenie przez Turcję rosyjskiego bombowca doprowadziło do konfrontacji obu państw, wcześniej bowiem Ankara utrzymywała z Moskwą bardzo dobre relacje mimo różnic w kwestii syryjskiej. Po tym incydencie stało się jednak oczywiste, że Turcja nie będzie chciała zaakceptować żadnego kompromisowego rozwiązania, gdyż nie ma ona możliwości ochrony własnych interesów bez otwartej konfrontacji Federacji z udziałem sił NATO, co oczywiście mogłoby spowodować skrajnie niebezpieczne skutki zarówno dla Sojuszu jak i Rosji. Również Arabia Saudyjska, niezadowolona ze zbliżenia Iranu z Zachodem, dążyła do konsolidacji obozu sunnickiego przeciw szyitom. Temu miała służyć m.in. konferencja islamistycznej opozycji, w tym dżihadystów z Ahrar al Sham, która odbyła się w Rijadzie na początku grudnia.

W Rijadzie powołano Wysoki Komitet Negocjacyjny (HNC), z udziałem 34 organizacji, w tym dżihadstów z Ahrar al Sham i Jaish al Islam, natomiast bez z jednej strony Daesh i Nusry, a z drugiej strony SDF. W styczniu HNC oświadczyło zresztą, że warunkiem ich uczestnictwa w rozmowach jest wykluczenie z nich jakichkolwiek innych stron poza stroną rządową, przy jednoczesnym żądaniu wyłączenia Assada z procesu zmian politycznych, którą Genewa III miała rozpocząć. Zważywszy na to, że większość terytorium Syrii jest pod kontrolą podmiotów, które miałyby być wykluczone z procesu transformacji politycznej (SDF, Assad, Daesh, Nusra) to stało się oczywiste, iż takie rozmowy nie mają żadnego sensu.

Turcja jednak w styczniu stworzyła jednak warunki dla całkowitego fiaska konferencji Genewa III, wymuszając na USA i ONZ nie zaproszenie przedstawicieli PYD, czyli politycznej reprezentacji syryjskich Kurdów i Rożawy. Zdaniem Turcji PYD, YPG i SDF to organizacje terrorystyczne, mimo że z terenu Rożawy nie padł ani jeden strzał w kierunku Turcji. Nawet wówczas gdy, rzekomo omyłkowo, Turcja ostrzelała pozycje kurdyjskie w Rożawie. Warto dodać, iż na terenach kontrolowanych przez SDF mieszka obecnie około 15 % syryjskiej populacji.

Początek rozmów Genewa III stał się farsą. Przybyła tylko delegacja rządowa. HNC zebrała się w Rijadzie i początkowo całkowicie odmówiła przyjazdu. W sobotę 30.01 wprawdzie przybyła ale odmówiła bezpośredniego udziału w rozmowach póki SAA nie wstrzyma działań zbrojnych i reżim nie wypuści wszystkich więźniów politycznych i jeńców. Tymczasem lider PYD Salih Muslim przybył do Genewy, lecz jego udział w konferencji jest zablokowany z inicjatywy Turcji, co już wykorzystuje propaganda rosyjska.

Jedynym wygranym konferencji Genewa III może być Rosja, która chce skorzystać na wykluczeniu Kurdów z rozmów, przejmując kartę kurdyjską, która jest jej potrzebna do rozgrywki z Turcją. Jeśli jednak USA odstąpi od wspierania SDF pod naciskiem Turcji to Kurdowie nie będą mieli  alternatywy. Tydzień przed Genewą III do Ankary pojechał wiceprezydent Biden i można uznać, że jego wizyta w Turcji również zakończyła się kompletnym fiaskiem wynikającym z faktu, iż Erdogan nie rozumie miękkiego języka dyplomacji i wszelkie ustępstwa interpretuje jako zachętę do kolejnych żądań a nie drogę do kompromisu.

Biden w Turcji poszedł Erdoganowi na rękę popierając operacje wojska tureckiego przeciw PKK i zrównując PKK z Państwem Islamskim. Tak radykalne stanowisko, abstrahujące od faktu, że PKK nie dokonuje egzekucji cywilów, dziennikarzy i nie wysyła zamachowców-samobójców do USA czy Europy, nie skłoniło jednak Turcji do ustępstw. Biden próbował podkreślić, iż YPG to nie PKK, co spotkało się z otwartym sprzeciwem premiera Davatoglu, oczekującego, że USA postawią również znak równości między YPG a Państwem Islamskim ze wszelkimi tego konsekwencjami, bez względu na to jak bardzo absurdalne by to było.

 W dodatku w ostatnim tygodniu turecka prasa prorządowa rozpoczęła całą kampanię ataków na Bidena i USA, a jeden z deputowanych rządzącej AKP Yasin Aktay ostrzegł USA, iż wspieranie YPG może „drogo kosztować Amerykę, bo zrujnuje przyjaźń z Turcją”. Teza ta abstrahuje od faktu, iż w obliczu konfrontacji z Rosją to Turcji obecnie najbardziej potrzebna jest pomoc USA i NATO. Niemniej Biden pod naciskiem Turcji stwierdził, iż USA rozumie obiekcje Turcji dotyczące Rożawy i w konsekwencji USA zablokowały zaproszenie PYD do Genewy, co bynajmniej nie usatysfakcjonowało Turcji.

Rosja błyskawicznie wykorzystała te błędy USA intensyfikując swoją prokurdyjską propagandę, z którą nie wiążą się jednak żadne zobowiązania ani realne działania. Warto podkreślić, iż reżim Assada dotychczas nie tylko nie rozpoczął żadnych rozmów z przedstawicielami Rożawy ale nie uznał nawet wprowadzenia do szkół w Rożawie języka kurdyjskiego. W sobotę 30.01 YPG ostrzelało też pozycje SAA w Aleppo w odpowiedzi na zbombardowanie kontrolowanej przez Kurdów dzielnicy Szejk Maqsoud przez lotnictwo rządowe. Ławrow z wyjątkową bezskutecznością uznał, że PYD powinien uczestniczyć w konferencji Genewa III.

Rosji wcale jednak nie zależało na udziale Kurdów w tych rozmowach, tylko na ich instrumentalnym wykorzystaniu. Wbrew tureckim kalkulacjom to Federacja najbardziej skorzystałaby na rozerwaniu współpracy SDF z USA, gdyż wówczas Kurdowie zmuszeni byliby do sojuszu z koalicją rosyjsko-assadowską na warunkach im narzuconych. W wyniku tego w rosyjskiej strefie wpływów znalazłaby się cała Syria, a Moskwa zyskałaby też instrument szachowania Turcji na jej terytorium.

Póki co jednak są to spekulacje bo ani Turcja ani Rosja nie osiągnęły tego, paradoksalnie wspólnego, celu. Wręcz przeciwnie pojawiły się niepotwierdzone informacje o tym, iż w Rmeilan na terenie kurdyjskiego kantonu Dżazire w Rożawie powstaje amerykańska baza lotnicza (USA oficjalnie to zdementowały). Byłoby to bardzo korzystne dla obu stron zważywszy na to, że Rosjanie prawdopodobnie szykują się do obecności na kontrolowanym przez reżim Assada lotnisku w Qamiszlo. Choć miasto Qamiszlo jest pod kontrolą Kurdów to lotnisko wciąż kontrolują siły rządowe ze względu na turecką blokadę Rozawy – samoloty startujące z tego lotniska po jego ewentualnym przejęciu przez SDF nie mogłyby bowiem wejść w międzynarodową przestrzeń powietrzną i nigdzie wylądować.

Tymczasem wszystko wskazuje na to, że zarówno SAA jak i SDF (w odrębnych operacjach) szykują się do ofensyw decydujących dla przyszłości prowincji Aleppo. Prowincja ta ma kluczowe znaczenie i to nie tylko ze względu na swoje położenie przy granicy z Turcją i to, iż mieszka w niej prawie 30 % całej syryjskiej populacji, ale też ze względu na gospodarcze znaczenie jej stolicy – Aleppo, największego miasta w Syrii.

SDF kontroluje obecnie dwa kantony w północnej części Aleppo – Efrin i Kobane. To drugie znajduje się na wschodnim brzegu Eufratu ale 30.12 po zdobyciu tamy Tiszrin SDF przekroczyło tę rzekę i uzyskało przyczółek na zachodnim brzegu, podchodząc na odległość kilku kilometrów od miasta Manbidż. Turcja wcześniej zapowiadała, iż przejście Eufratu przez SDF będzie „przekroczeniem czerwonej linii” ale spodziewała się iż SDF zaatakuje przygraniczny Dżarabulus.

Od obecnych pozycji SDF na zachodnim brzegu dzieli Turcję kilkadziesiąt kilometrów terenu znajdującego się pod kontrolą Daesh co uniemożliwia interwencję Turcji. 100-tysięczne Manbidż i oddalone o niespełna 50 km na zachód 60-tysięczne Al Bab to jedyne duże miasta w prowincji Aleppo znajdujące się obecnie pod kontrolą Daesh. Tymczasem SAA również znajduje się zaledwie kilka kilometrów od Al Bab, kontrolując m.in. drogę łączącą Al Bab z Raqqą i powoli posuwa się naprzód przy wsparciu rosyjskim.

Utrata obu miast doprowadzi do całkowitego załamania się obrony Daesh w prowincji Aleppo. Dlatego tez Turcja ponownie podjęła starania by wspierani przez nią rebelianci przejęli kontrolę nad pasem przygranicznym między Mare a Dżarabulus (gdzie miała powstać „strefa wolna od IS”) co jednak zakończyło się fiaskiem. Po zamachu Daesh w Stambule Turcja wycofała się z bezpośrednich działań wymierzonych w Daesh w północnym Aleppo ulegając w ten sposób presji terrorystów.

Zajęcie al Bab i Manbidź spowoduje, iż Daesh przestanie się liczyć w północnym Aleppo (choć ze względu na to, że znajduje się tu symboliczne dla Daesh miasto Dabiq, gdzie ma jakoby nastąpić ostateczna bitwa sił islamu z niewiernymi to nie należy się spodziewać dobrowolnej kapitulacji). Natomiast zetknięcie się frontu SAA z SDF musi wywołać określone skutki, które będą zależeć od tego jak się zachowa USA. Jeśli podtrzyma poparcie dla Syryjskich Sił Demokratycznych i powstrzyma Turcję przed wejściem do Syrii i zajęciem Dżarabulus to będzie kontynuowana wzajemna neutralność, w przeciwnym razie SDF będzie zmuszone do współpracy z Rosją i SAA w celu wyparcia Turków z północnego Aleppo. Inny front zostanie zresztą otworzony w północno-zachodnim Aleppo.

Turcja nie ukrywa, że chciałaby zniszczyć znajdujący się tam kanton Efrin, jednak wspierani przez nią rebelianci głównie z Ahrar al Sham, kontrolują ledwie wąski pas (średnio o szerokości 10 km) między terenami kontrolowanymi przez Daesh i kantonem Efrin, ciągnący się od granicy tureckiej w Bab al Salame do miasta Aleppo (wschodnie dzielnice są pod kontrolą rebeliantów). Wbrew pozorom nie są to tereny bardzo intensywnie zaludnione – największe miasta to Azaz (30 tys.), Tell Rifat (20 tys.) i Mare (17 tys.), co tym bardziej podkreśla decydujące znaczenie przejęcia Al Bab i Manbidź. Rebelianci kontrolują jeszcze niewielkie terytorium na południu i zachodzie prowincji, ale chodzi tu przede wszystkim o Darat Izza i Atarib będące pod kontrolą Al Kaidy (Nusra).

Witold Repetowicz

WIDEO: Latający Czarnobyl | Co z K2PL? | Fallout | Defence24Week #135
Reklama
Reklama