Polski Holding Obronny zdecydował się dać swój sprzęt ludziom, którzy doświadczenie zdobywali nie tylko na ćwiczeniach, ale na pierwszej linii walki. – Żołnierz jest dla nas znacznie ważniejszy od sprzętu, który produkujemy – wyjaśnia wiceprezes zarządu ds. sprzedaży i marketingu Polskiego Holdingu Obronnego Marcin Idzik. – Ten sprzęt ma mu służyć w każdej sytuacji i być niezawodny, zapewniać żołnierzowi bezpieczeństwo. Nie zaniedbamy żadnych środków, by tylko taki sprzęt trafił do naszych żołnierzy. Doświadczeni w boju weterani przetestują go tak, jak nie zrobi tego żadne laboratorium.
Team „Raptor”
Kim są? To żołnierze – weterani z grupy „Raptor” z Lublińca. Nazwa grupy wywodzi się z kryptonimu wywoławczego grup specjalnych 1 Pułku Specjalnego Komandosów na misjach w Iraku czy Afganistanie. To byli podoficerowie i dowódcy pododdziałów z pierwszej linii walki.
„Jaco”. Ten pseudonim znany jest nawet w środowisku amerykańskich „specjalsów” w Afganistanie. Był na misjach w Iraku i Afganistanie. Dowódca. Specjalista w zakresie rozpoznania, instruktor taktyki, szkolenia ogniowego i walki wręcz. Siedemnaście lat szkolił żołnierzy w zakresie obsługi broni strzeleckiej i walki z jej użyciem.
„Gadżet” – to znów historia początków polskiej misji w Iraku. Podoficer „Gadżet” razem z kolegami wymyślili, jak opancerzać polskie Honkery, wojskowe wersje tarpanów, tak by chroniły żołnierzy przed atakami partyzantów. „Gadżet” miał w Iraku własną spawarkę, którą używał do opancerzania znalezioną na terenie bazy blachą polskich Honkerów. Opowiada: Honkery, które przyszły do Iraku miały na wyposażeniu łopatę do odśnieżania i łańcuchy na koła. Bo tak było w zestawie. Taka była w tym czasie wiedza w kraju na temat tego, gdzie trafi ten sprzęt – mówi „Gadżet”. Był też na misji w byłej Jugosławii, gdzie na linii demarkacyjnej rozdzielał walczące strony. Miner, specjalista rozpoznania, instruktor wyszkolenia inżynieryjnego i ogniowego, specjalista od amunicji strzeleckiej, znawca broni i uzbrojenia, także historycznego.
„Bącu”, podoficer, w ciągu siedmiu lat służby był na misjach w Macedonii, Iraku i Afganistanie. To dowódca i analityk w zakresie rozpoznania.
- To tylko kilku z nas, trzon „Raptora” – mówi „Gadżet” – Jesteśmy w stanie wystawić w każdej chwili specjalistów, żołnierzy doświadczonych w każdej dziedzinie. Nie tylko żołnierzy wojsk specjalnych, ale także np. najlepszych ludzi z obsługi „Rosomaka”. W bazie mamy 273 nazwiska ludzi, którym ufamy, wiemy, że znają się na sprzęcie. To nasza baza kadrowa, specjaliści wszystkich rodzajów sił zbrojnych.
Po kilkunastu godzinach „orania” sprzęt ma „chodzić”
Żołnierze wiedzą, jak ważne jest porządne przetestowanie sprzętu, który potem mają do rąk dostać inni. Pamiętają historie sprzed kilku lat, które opowiadają jako przestrogę. Oprócz kuriozalnego przykładu z wysłanym do Iraku wyposażonym na zimę Hookerem opowiadają o kamizelkach kuloodpornych skonstruowanych tak, że do kieszonek na granaty nie wchodziły granaty. O magazynkach do karabinów, które „puchły” pod wpływem temperatury w Iraku i nie nadawały się do użycia.
Ze sprzętem wyprodukowanym w różnych spółkach Polskiego Holdingu Obronnego pojechali na kilka dni na poligon w Gliwicach i strzelnicę w Skarżysku-Kamiennej.
- Bierzemy sprzęt i idziemy na ćwiczenia, zaplanowane tak, jak w najgorszej, najtrudniejszej sytuacji bojowej. To np. długi, intensywny kontakt ogniowy, na słońcu, kiedy sprzęt się nagrzewa, kiedy ręce są już zgrabiałe, inaczej reaguje umysł – „Jaco” wyjaśnia ideologię prowadzonych przez ludzi „Raptora” testów. - Po 12 godzinach takiego „orania” sprzęt staje się już inny. Pracuje przecież w krzakach, w błocie, w skałach. Zawsze go gdzieś uderzę. Sprzęt się nagrzeje w słońcu, tak jak to było na strzelnicy w Skarżysku, kiedy pracowaliśmy kilkanaście godzin w upale. Palce nie mogły już dotykać sprawnie przełączników i wtedy okazuje się dopiero, czy sprzęt został zaprojektowany tak, żeby żołnierz w takim stanie mógł go dalej obsługiwać. Ja do takiego stanu doprowadzam siebie i swoich ludzi. Jesteśmy wkurzeni, zmęczeni, mamy podarte rękawiczki, człowiek godzinami czołga się, leży… I w takich warunkach dobra broń musi dobrze „chodzić”. Nie tylko broń, każdy sprzęt musi być wtedy niezawodny: hełm, kamizelka, pojazd itd.
Wnioski? – Nie chodzi o to, żeby ktoś, kto ten sprzęt produkuje, był z nich zadowolony, ma usłyszeć prawdę wynikającą z doświadczenia moich ludzi – mówi „Jaco”. – To, co już wiemy po tych kilku dniach to oczywiście informacje, które pozostaną między nami a firmą. Ale mogę powiedzieć, że mile zaskoczył mnie testowany karabin UKM. Podpasował mi, zauważyłem, że wreszcie taśma nie wlecze mi się za karabinem. Pracował bez zarzutu. Choć przydałoby się mu jeszcze parę modyfikacji.
Unikalnie doświadczenie służy sprzętowi dla polskich żołnierzy
- Nasz sprzęt, dzięki tak doświadczonym ludziom przechodzi test, jakiemu trudno by go poddać w innych warunkach – chwali pracę weteranów z „Raptora” Marcin Idzik. – Wnioski z takich testów są tak cenne, że muszą zostać opracowane i wprowadzone do sprzętu. Dla innych żołnierzy ci ludzie są autorytetem. Wiem, że jeśli powiedzą: to jest dobry sprzęt, to ich koledzy im zaufają. Dzięki nim tym sprzęt będzie coraz lepszy.
- Zdecydowaliśmy się na współpracę z Polskim Holdingiem Obronnym, bo zależy nam na tym, żeby to w Polsce, a nie gdzie indziej, wykorzystywane było doświadczenie polskich żołnierzy – mówi „Jaco”. – Czujemy się patriotami. Chcemy pomóc polskiemu przemysłowi. Dzięki nam inżynierowie mogą wypracować nowe, coraz to lepsze rozwiązania dla polskich żołnierzy. Polski Holding Obronny jest bezpośrednio związany z bezpieczeństwem naszego państwa i za nie jako producent i dostawca sprzętu dla wojska odpowiada. Dlatego chcemy go wspierać swoją wiedzą i doświadczeniem.
Byli komandosi z Lublińca będą też z Polskim Holdingiem Obronnym podczas targów Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach. Weterani z „Raptora” będą opowiadali, wyjaśniali jak działa sprzęt produkowany przez spółki Holdingu. – Na temat budowy broni trzeba rozmawiać z jej konstruktorem – wyjaśnia „Jaco”. – Ale jeśli ktoś chce wiedzieć, jak ten sprzęt zachowuje się w określonej sytuacji, albo chce dowiedzieć się, czego mu potrzeba do jakiego rodzaju zadania, zapyta nas. My damy mu gotowe rozwiązania.
Polski Holding Obronny
PROROK
Ciekawe czy Team Raptor ma też \"Nanokombinezony\"
TOM
Czy zauważyl ktoś że „Jaco” nie pochwalił MSBS tylko UKM?Może mają jakieś zastrzeżenia do broni,na tak późnym etapie nie wiem czy możliwe są już jakieś głębokie zmiany.
U.
To akurat nie nowość choć kiedyś mniej popularne. Jak znajomy (Formozowiec) testował z kumplami pierwsze składane kolby do Beryla (chyba), które po kilku seriach się skróciły, to sprzęt oddali w kuble na śmieci i kazali ten 'szajs' poprawić. Dobrze że teraz cały koncern/fabryka daje ludziom obeznanym ze sprzętem go do testów, zwiększa to szanse że żołnierze dostaną 'zabawki' znacznie lepszej jakości.
mufcc
Powinni im dodać ekipę kompletnie zielonych, którzy nic nie wiedzą i wszystko potrafią zepsuć przez nieumiejętność posługiwania się, żeby sprawdzić idiotoodporność i łatwość opanowania sprzętu. Tę ekipę należałoby często wymieniać, żeby za dużo nie umiała.
Użytkownik
Wreszcie krok w dobrą stronę. Mam nadzieję ,że zatrudnienie specjalistów do testów zaowocuje bardziej przemyślanymi nowymi konstrukcjami i modyfikacjami już istniejących. Bo wspomniany UKM-2000 po za tym, że jest bronią celną i zasilaną amunicją z taśmą rozsypną, zbyt wiele nie oferuje.
Bolesław Witkowski
Cóż tu wam powiedzieć? Człowieka palcem ręki można POzbawić życia, ucinając mu środki na zakup leków, głodząc go wysokimi cenami żywności, nie dopuszczając go do możliwości korzystania z opieki zdrowotnej, podnosząc czynsze za lokale, energię elektryczną, gazową czy cieplną itd..
fix
Co pańskie spostrzeżenia mają wspólnego z podanym artykułem?
Damarcus
A co ma piernik do wiatraka?
ondraszek
Dajcie ten sprzęt mniej doświadczonym, doświadczeni będą posługiwać się tym sprzętem lepiej i nawet w najtrudniejszych warunkach, a sprzęt powinien być dostępny i sprawny nawet w niedoświadczonym ręku. Takie działanie powinno być normą, a nie efekciarskim chwytem propagandowym.