Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie
Siły Zbrojne RP otrzymają nowe stacje zakłóceń radiolokacyjnych – za osiem lat
Inspektorat Uzbrojenia poinformował o rozpoczęciu postępowania na dostawę dwunastu stacji zakłóceń aktywnych, które pracując w paśmie o szerokości co najmniej 0,5-18 GHz byłyby w stanie zakłócać radiolokacyjne systemy naziemne i lotnicze. Zamówienie nie zmieni jednak szybko możliwości polskiej armii jeżeli chodzi o walkę elektroniczną, ponieważ zażądano, by wszystkie te urządzenia były dostarczone do wojsk przez okres do 100 miesięcy od podpisania umowy - a więc za nawet 9 lat.
Z ogłoszenia opublikowanego przez Szefostwo Łączności i Dowodzenia Inspektoratu Uzbrojenia wynika, że wojsko chciałoby kupić dwanaście sztuk stacji zakłóceń „wraz ze wszystkimi elementami składowymi umożliwiającymi użytkowanie przedmiotu zamówienia w Siłach Zbrojnych RP na pojeździe bazowym określonym w Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia (SIWZ), spełniającego wymagania Zamawiającego określone w ogólnym opisie przedmiotu zamówienia”.
Przy czym przez stację zakłóceń radiolokacyjnych rozumie się urządzenia „generujące zakłócenia w zakresie częstotliwości nie węższym niż 0,5-18 GHz i oddziaływujące na systemy nadawcze lub odbiorcze na odległość co najmniej 30 km dla urządzeń naziemnych oraz dla urządzeń statków powietrznych na odległość co najmniej 100 km”. Urządzenia te mają być przygotowane do pracy ciągłej (24/7/365). Zakupione stacje będą wykorzystywane do „prowadzenia przeciwdziałania radioelektronicznego (zakłócania oraz dezinformacji radioelektronicznej) wobec systemów radiolokacyjnych pracujących w środowisku lądowym, powietrznym i morskim w zakresie częstotliwości nie węższym niż 0,5-18 GHz”.
Szczegółowy opis przedmiotu zamówienia nie jest znany, ponieważ został on zawarty w dokumencie o klauzuli „Zastrzeżone” i będzie dostarczony jedynie wykonawcom zaproszonym do składania ofert wstępnych. Pewne konkretne wymagania dotyczące zamówienia zawarto jednak w punkcie „Kwalifikacje techniczne i/lub zawodowe. Kryteria dotyczące kwalifikacji technicznych i/lub zawodowych wykonawców (które mogą doprowadzić do ich wykluczenia)”.
W podpunkcie tym zażądano bowiem, by potencjalny Wykonawca w okresie ostatnich pięciu lat wykonał co najmniej jedną dostawę minimum pięciu urządzeń nadawczych lub nadawczo odbiorczych lub zakłócających. Określono dodatkowo, że urządzenia te mają pracować w zakresie częstotliwości nie węższym niż 0,5-18 GHz i powinny być zamontowane na pojazdach z zabudową kontenerową lub kabiną specjalną wyposażoną w autonomiczne systemy:
- „zasilania, filtrowentylacji lub klimatyzacji lub dynamicznego osuszania lub grzewczych,
- łączności lub teleinformatyki lub radiokomunikacji lub radiolokacji lub rozpoznania wraz z oprogramowaniem na potrzeby generowania i analizy sygnałów zakłócających w zakresie częstotliwości nie węższym niż 0,5-18 GHz”.
I w tym przypadku Inspektorat Uzbrojenia zażyczył sobie by te, dostarczone w okresie ostatnich pięciu lat systemy, były urządzeniami umożliwiającymi „generowanie zakłóceń w zakresie częstotliwości nie węższym niż 0,5-18 GHz i oddziaływujące na systemy nadawcze lub odbiorcze na odległość co najmniej 30 km dla urządzeń naziemnych oraz dla urządzeń statków powietrznych na odległość co najmniej 100 km”.
Takie same kryteria prawdopodobnie mają być również stawiane w odniesieniu do tego, co zostanie zakupione dla polskie armii. Potwierdza to Załącznik Nr 1A do ogłoszenia o zamówieniu – zawierający podstawowe informacje o przedmiocie zamówienia, z których wynika m.in., że kupiona ma być stacja zakłóceń radiolokacyjnych składająca się co najmniej z:
- „podsystemu rozpoznania elektronicznego ESM i podsystemu przeciwdziałania elektronicznego ECM,
- systemu interfejsów komunikacyjnych i transmisji danych,
- systemu automatycznego poziomowania systemu antenowego,
- systemu automatycznego orientowania stacji,
- systemu podtrzymania zasilania,
- systemu automatycznego wykrywania, identyfikacji oraz sygnalizacji poziomu skażeń chemicznych, radioaktywnych i sygnalizacji pożaru”.
„Dziwne” kryteria wyboru dostawcy
W tym pozornie standardowym postępowaniu jest jednak coś, co może zaskakiwać. Pomijając już fakt, że planuje się kupno urządzeń generujących „zakłócenia w zakresie częstotliwości nie węższym niż 0,5-18 GHz i oddziaływujące na systemy nadawcze lub odbiorcze” chociaż systemy zakłócające z zasady działają jedynie na urządzenia odbiorcze (które mogą być elementem systemów nadawczych – radarów, ale wcale nie muszą) to o wiele trudniejsze do zrozumienia są dwa kryteria, jakie będą wykorzystywane przy wyborze oferenta, a później dostawcy: czasu i ceny.
We wszystkich dotychczasowych postępowaniach Inspektorat Uzbrojenia zawsze największą wagę przywiązywał do czasu realizacji umowy (tak by urządzenia jak najszybciej trafiły do wojska) oraz do ceny (która musiała być jak najniższa). Dopiero później liczyło się porównanie np. okresu gwarancji lub okresu wsparcia logistycznego.
Tymczasem w obecnym postępowaniu na dostawę urządzeń zakłócających Inspektorat Uzbrojenia ustalił wyjątkowo długi czas realizacji umowy. Od momentu udzielenia zamówienia do momentu zakończenia dostaw może bowiem upłynąć nawet ponad osiem lat (do 100 miesięcy). Jeżeli do tego doliczy się czas potrzebny na podpisanie kontraktu to widać, że zamówienie to nie zmieni szybko sytuacji w Siłach Zbrojnych RP jeżeli chodzi o aktywne systemy walki elektronicznej. A przecież każda (!) analiza na temat stanu posiadania polskiego wojska jeżeli chodzi o systemy zakłócające wykazuje, że sytuacja w tej dziedzinie jest wprost tragiczna.
Można by ten długi okres zrozumieć, gdyby nowe urządzenia miały zostać dostarczone przez polskie ośrodki naukowe i przemysł w ramach pracy badawczo-rozwojowej, co byłoby zresztą dowodem na perspektywiczne myślenie i potwierdzałoby wolę wsparcia przez Siły Zbrojne RP własnego przemysłu. Jednak polskie zakłady produkcyjne zostały praktycznie wyeliminowane z przetargu przez założenie, że potencjalny Wykonawca miał w ciągu ostatnich pięciu lat wykonać co najmniej jedną dostawę (im więcej tym ma więcej punktów i większe szanse na zdobycie zamówienia) „minimum pięciu urządzeń nadawczych lub nadawczo odbiorczych lub zakłócających”.
Tymczasem polskie wojsko w tym okresie do minimum ograniczało zakupy jeżeli chodzi o polskie, aktywne systemy walki elektronicznej, czego przykładem jest los zautomatyzowanych systemów rozpoznawczo-zakłócających KAKTUS-MO. Inspektorat Uzbrojenia zaplanował bowiem w 2016 roku kupno tylko dwóch takich kompleksów, tak więc konsorcjum je oferujące z Wojskowymi Zakładami Elektronicznymi S.A. z Zielonki jako liderem, nie mogłoby z tego powodu formalnie starać się o udział w obecnym postępowaniu. Można oczywiście zakładać, że będzie się liczyło wszystkie urządzenia wchodzące w skład każdego kompleksu KAKTUS-MO oddzielnie lub że „urządzenia nadawczo-odbiorcze” to również „standardowe” radary, ale konkurencja np. PIT-Radwaru na pewno oprotestowałaby takie podejście i w przypadku postępowania konkretnie na system walki elektronicznej – niestety miałaby do tego podstawy.
Czytaj też: System Kaktus dla armii. WZE liderem konsorcjum
Jednak najbardziej zaskakuje to, że Inspektoratu Uzbrojenia, zamierzenie lub niezamierzenie, wyznaczył minimalną cenę, za jaką mają być dostarczone nowe systemy walki elektronicznej. Formalnie wszystko jest w porządku ponieważ wybrana ma zostać oferta najkorzystniejsza ekonomicznie, wyłoniona po porównaniu ceny (z wagą 70) i okresu gwarancji (z wagą 30).
Nie wiadomo jednak dlaczego Inspektorat Uzbrojenia jednocześnie wymaga, by ubiegający się o udział w postępowaniu Wykonawca, w okresie ostatnich pięciu lat, dostarczył komuś co najmniej jeden raz minimum pięć urządzeń, spełniających najważniejsze polskie wymagania (dotyczące pasma i zasięgu) „o wartości co najmniej 10 000 000,00 zł (słownie: dziesięć milionów złotych)”. W ten sposób firmy sprzedając tańsze urządzenia, a więc lepsze z punktu widzenia wojskowego budżetu, zostałyby automatycznie nie dopuszczone do postępowania, w którym później najniższa cena byłaby już najważniejszym kryterium.
Z formalnego punktu widzenia, należy zaznaczyć, że taka formułka „minimalnej wartości umowy” była już stosowana przez Inspektorat Uzbrojenia również w innych postępowaniach (np. przy przetargu na taktyczny system symulatorowy symulacji lotów samolotów F-16 C/D Block 52+ ta minimalna wartość kontraktu została określona na dwadzieścia pięć milionów złotych), jednak to nie zmienia pytania: „po co?”.
Pozostaje jeszcze jednak uwaga, do tego co nie znalazło się w jawnej części dokumentacji o rozpoczęciu postępowania. Nie wiemy oczywiście, co ujęto w zastrzeżonym opisie przedmiotu zamówienia, ale już to co zawarto w ogłoszeniu budzi zastanowienie. O ile bowiem na świecie myśli się już tylko o „elektronicznych” systemach zakłócających przystosowanych do zakłócania urządzeń radiolokacyjnych oraz jednocześnie przeciwdziałających atakom dronów i rojów dronów, to w ogólnie dostępnych wymaganiach tego przetargu pojęcie „bezzałogowy aparat latający” nie pojawiło się ani razu.
A przecież duża część pokładowych urządzeń łączności, transmisji danych i nawigacji wykorzystywanych przez drony najczęściej pracuje w paśmie radiolokacyjnym, np. 1,57-1,61 GHz (GPS L1/GLONASS); 2,4-2,5 GHz (WiFi/kanał zdalnego sterowania) i 5,72-5,85 MHz, (kanał przekazywania danych WiFi). Można mieć tylko nadzieję, że w zastrzeżonej SIWZ pojęcie „dron” już się pojawiło. Tym bardziej, że wtedy urządzenia zakłóceń radiolokacyjnych można by wykorzystywać również w czasie pokoju, np. do ochrony własnych baz w czasie działań ekspedycyjnych.
O tym kto został dopuszczony do negocjacji dowiemy się tak naprawdę dopiero po 30 września 2020 roku, ponieważ to na ten dzień ustalono termin składania wniosków o dopuszczenie do udziału w postępowaniu.
Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104