Siły zbrojne
Norwegia: przygotowania do wyciągnięcia zatopionej fregaty [FOTO]
Norweskie służby ratownicze i marynarka wojenna intensywnie przygotowują się do wyciągnięcia fregaty KNM „Helge Ingstad” typu Fridtjof Nansen, która zatonęła po zderzeniu z tankowcem „Sola TS” 8 listopada 2018 r. w fiordzie Hjeltefjorden. Na miejscu są już dwa dźwigi pływające, które są w stanie razem podnieść 7300 ton – a więc więcej niż wyporność zatopionego okrętu. Trzeba jednak z niego wcześniej wypompować wodę.
Prace są prowadzone praktycznie bez przerwy wykorzystując każdą chwilę dobrej pogody (w tym po zapadnięciu zmroku). Do tej pory udało się zamocować do okrętu dwa potężne łańcuchy zabezpieczające, które zostały zakotwiczone w skałach na brzegu 28 listopada br. Były one potrzebne, ponieważ napięcie lin mocujących było coraz większe i cały czas istnieje groźba ich zerwania oraz zsunięcia się fregaty na głębsze wody. Ostatecznie 28 listopada br. trzeba było jednak przerwać operację z powodu burzy. Cały czas monitorowany jest jednak ruch fregaty i wody w jej wnętrzu oraz stan mocowania okrętu do brzegu.
W chwili obecnej takich linowych połączeń unieruchamiających fregatę jest prawdopodobnie kilkanaście. Na zdjęciach widać wyraźnie cztery stalowe liny napięte nad wodą, które przebiegają z lądu do lewej burty za pokładem śmigłowca. Ale takie zamocowania przebiegają również pod wodą. W części rufowej jest ich co najmniej trzynaście, każda doczepiona do specjalnego stalowego pala wbetonowanego w skały. Nieco mniej zabezpieczeń jest od strony dziobu.
Na miejsce przybyły już oba potrzebne do wydobycia okrętu dźwigi pływające: „Guliver” pod banderą Luksemburga, który może podnieść 4000 ton oraz nieco mniejszy dźwig „Rambiz”, którego żurawie mają udźwig 3300 ton. Teoretycznie są więc one w stanie podnieść fregatę KNM „Helge Ingstad”, która ma wyporność 5100 ton. Zadanie to będzie o tyle ułatwione, że oba te dźwigi działały już wcześniej w kilku akcjach ratowniczych (w tym w wydobyciu częściami norweskiego samochodowca „Tricolore” o wyporności 50000 ton, które zatonął 14 grudnia 2002 roku na kanale „La Manche”). Są one także wykorzystywane przy budowie i obsłudze morskich elektrowni wiatrowych. Co ciekawe nie są to największe dźwigi pływające dostępne dla Norwegów. W razie potrzeby mogą oni np. skorzystać z jednostki dźwigowej „Saipem 7000” mogącej podnieść nawet 14000 ton, która znajduje się obecnie w Rotterdamie.
„Rambiz” już został wykorzystany na miejscu wypadku, ponieważ to właśnie z jego pomocą udało się przeciągnąć pomiędzy fregatą i brzegiem dwa wielkie łańcuchy. Ostatecznie dźwig musiał zostać wycofany do portu Hanøytangen z powodu załamania się pogody, co groziło zerwaniem kotwic dźwigu (podobnie jak wcześniej, rano 28 listopada br. musiano wycofać „Gulivera”). Dopiero poprawa warunków hydrometeorologicznych pozwoli obu jednostkom dźwigowym ponownie popłynąć nad miejsce, gdzie pod wodą znajduje się fregata KNM „Helge Ingstad”.
Pogoda utrudnia również pracę ciężkiego sprzętu na brzegu. Jest on bowiem dowożony wraz z zapasami za pomocą niewielkich promów. Ich użycie jest jednak możliwe tylko przy niewielkiej fali. Utrudnioną prace ma również statek wsparcia nurkowania DSV (Dive Support Vessel) MS „Risøy” (przybył na miejsce 21 listopada br.). To właśnie w oparciu o tą jednostkę płetwonurkowie schodzą pod wodę przygotowując wszystko do faktycznego drenażu fregaty. Nurkowie pracują m.in. nad znakowaniem miejsc na otwory inspekcyjne na zewnątrz kadłuba, gdzie powinny zostać zamontowane węże do odprowadzania wody. Otwory kontrolne są oznaczone, wywiercone i zatkane po sprawdzeniu. Samo wypompowywanie wody się jednak jeszcze nie rozpoczęło. Nie dokończono również prac nad kotwami dennymi pozwalającymi unieruchomić dźwigi pływające w czasie operacji podnoszenia fregaty.
Szczegóły co do planowanego przebiegu operacji oraz terminarz podnoszenia fregaty nie są znane (głównie z powodu ścisłej zależności od pogody). Norweskie siły morskie ujawniły jedynie, że będzie to operacja prowadzona stopniowo i ma się ona zakończyć w swojej najtrudniejszej fazie przeniesieniem okrętu na wpółzanurzalną barkę. Tam po zamocowaniu fregata zostanie przeniesiona do suchego doku w Hanøytangen (który już jest przygotowywany na przyjęcie okrętu).
Rolę okrętu dowodzenia i koordynatora działań w okolicach miejsca wypadku spełnia przebywający w fiordzie Hjeltefjorden patrolowiec KNM „Magnus Lagabøte” (o długości 49,6 m i wyporności 791 ton). To właśnie tam zapadają prawdopodobnie decyzje o kontynuowania operacji nurkowych oraz zbierane są meldunki o ruchach zatopionego okrętu.
To ciągłe monitorowanie jest niezbędne nie tylko z powodu niestabilności fregaty, ale również z powodu ciągle istniejącego niebezpieczeństwa wycieku paliwa. Zbiorników okrętu nie udało się bowiem jeszcze całkowicie opróżnić. Do 26 listopada informowano o wydobyciu 150 metrów sześciennych paliwa, które najpierw odbierała jednostka MS „Regine”, a później przekazywano ją na patrolowiec KV „Bergen” typu Barentshav wykorzystywany przez norweską straż wybrzeża. Paliwa jednak miało być na zatopionym okręcie około 435 metrów sześciennych. Ostatecznie okazało się, że zapas ten na fregacie jest większy.
Monitorowaniem skażenia środowiska zajmuje się norweska straż wybrzeża, której punkt dowodzenia znajduje się na patrolowcu KV „Tor” typu Nornen (zbudowanym w Stoczni Remontowej „Gryfia” w Szczecinie). Straż przybrzeżna ma również do dyspozycji w miejscu wypadku jednostki pływające OV „Utvær” i MS „Slåtterøy”, jak również korzysta z samolotu patrolowego kontroli zanieczyszczeń Beech King Air B350 ER.
Davien
Panie Stary Grzyb: wiadomo. Bład załogi mostka, która pomyliła tankowiec z nieruchomym obiektem i trwała w tym nawet jak płynał z predkoscia 7 wezłów.
arokey
Brawo marynarka Norweska !
turpin
Jak już ją wyciągną, to może dadzą do środka jaki korek, styropian, puste blaszane puszki albo piłeczi pingpongowe, żeby znowu im nie zatonęła od jednej małej dziury...
rozczochrany
Lekka stłuczka. Tankowcowi praktycznie nic się nie stało a fregata zatopiona. Wychodzi na to, że te norweskie okręty bardzo wrażliwe są na zatopienie. Czyli jeden pocisk przeciw-okrętowy albo jedna torpeda i idzie na dno wraz załogą. Jeszcze w czasach zimnej wojny budowano okręty tak by wytrzymywały atak torpedą czy paroma pociskami przeciw-okrętowymi a nie "po taniości". Amerykańskie stare OHP podobno są bardzo wytrzymałe. Obecnie są używane jako cele do strzelań rakietowych i torpedowych. Muszą dostać kilka razy by zatonąć.
Stary Grzyb
Czy wiadomo już coś może na temat powodów, dla których nowoczesna fregata, przy dobrej pogodzie i na akwenie dającym dużą swobodę manewrowania dała się rozjechać balią, mającą 250 metrów długości i pełznącą z prędkością 6 węzłów?
Strusiu
Norwegowie znowu pokazują jak ratować okręty?