- Komentarz
- Polecane
- Wiadomości
Kara za „nadgorliwość”, a nie nowe prawo ochroni żołnierzy [KOMENTARZ]
Coraz więcej wskazuje na to, że to nie prawo, a asekuracyjne podejście dowódców oraz nadgorliwość żandarmerii i prokuratorów doprowadziły do zatrzymania trzech żołnierzy za służbę na granicy z Białorusią. Komuś wyraźnie zależało, by spokojnie prowadzone postępowanie jeszcze przed zapadnięciem wyroku nagle zamieniło się w polityczną awanturę z ogromną szkodą dla Wojska Polskiego.

Autor. 16. Dywizja Zmechanizowana
Polskie prawo pozwala żołnierzom na użycie broni palnej w czasie pełnienia służby. I wcale nie trzeba tutaj „kombinować” z podporządkowywaniem polskiego wojska pod przepisy Straży Granicznej. Wystarczy bowiem skorzystać z „Regulaminu Ogólnego Żołnierza Wojska Polskiego” (ROŻWP) wprowadzonego Zarządzeniem Ministra Obrony Narodowej nr 7/MON z dnia 28 kwietnia 2023 roku.
Co mówi prawo?
W owym zarządzeniu jest wyraźnie określone, że żołnierz pełniący służbę wartowniczą (w tym patrolową) może wykorzystywać broń palną i środki przymusu bezpośredniego zgodnie z „przepisami stosownej ustawy”. A zgodnie z ustawą z dnia 13 stycznia 2023 r. „o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej” prawo to stosuje się m.in. w przypadku „konieczności odparcia bezpośredniego, bezprawnego zamachu na:
- życie, zdrowie lub wolność uprawnionego lub innej osoby albo konieczność przeciwdziałania czynnościom zmierzającym bezpośrednio do takiego zamachu;
- nienaruszalność granicy państwowej przez osobę, która wymusza przekroczenie granicy państwowej przy użyciu pojazdu, broni palnej lub innego niebezpiecznego przedmiotu.”
Zobacz też
Żołnierze wysyłani na służbę patrolową z bronią palną mają więc prawo do korzystania z tych przepisów i to w sposób taki, jak oni to widzą, a nie ich przełożeni czy prokuratorzy. Mówienie więc o konieczności wprowadzenia dodatkowo specjalnej ustawy o użyciu broni jest wykrętem mającym ukryć skutki tego, co już się stało. Przepisy są bowiem najczęściej tak pisane, że pozostawiają one przestrzeń dla ich różnej interpretacji.
Dlatego też żadne prawo, również w przyszłości, nie zabezpieczy polskiego żołnierza przed niesłusznym zatrzymaniem, aresztowaniem lub nawet obcięciem części uposażenia. I będzie tak dopóki prokuratorzy, żandarmi oraz (niestety) przełożeni, będą mieli poczucie pełnej bezkarności i to nawet jeśli wydawane przez nich polecenia naruszają prawa jakiejś osoby. Bo to właśnie ta bezkarność, a nie przepisy prawa są największym problemem polskiej armii.
Winni i konsekwencje
Jak na razie jest jednak tak, że wierzy się przełożonym, a żołnierze muszą walczyć o swoje racje w sądach. Potwierdził to niestety Minister Obrony Narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz informując na konferencji prasowej, że: „jeżeli takie zgłoszenie \[Do prokuratury\] daje dowódca zgrupowania na podstawie materiału filmowego, to ja ufam tutaj dowódcom i wojskowym, żołnierzom, bo to oni podejmowali decyzje w tej sprawie”. Tymczasem zawsze trzeba zakładać, że dowódca mógł się mylić, tym bardziej, że koszty jego ewentualnie nieprawidłowej interpretacji już teraz ponieśli tylko jego podwładni.
By do takich zdarzeń nie dochodziło w przyszłości trzeba doprowadzić do sytuacji, w której wydający decyzje będą ponosili jej konsekwencję. Jeżeli więc sąd uzna, że żołnierze popełnili winę, to nie ma sprawy. Jeżeli jednak zostaną uniewinnieni to zarówno ich dowódca, prokuratorzy jak i żandarmi podejmujący decyzję o użyciu środków przymusu bezpośredniego powinni zostać ukarani. Inaczej nigdy nie uda się naprawić szkód, jakie wyrządził Antoni Macierewicz przyczyniając się najprawdopodobniej do aresztowania polskich żołnierzy w sprawie Nangar Khal.
Zobacz też
Żołnierze pełniąc służbę na granicy mają swoje obowiązki, ale również prawa – w tym prawo do własnej oceny sytuacji. To, co widział więc Dowódca Wojskowego Zgrupowania „Podlasie” na ekranie swojego komputera (który zgodnie z informacją przekazaną przez ministra skierował sprawę do Żandarmerii Wojskowej) nie było więc na pewno tym, co czuli żołnierze na polskiej granicy widząc tłum obcych i agresywnych ludzi, którzy mogli mieć przy sobie wszystko – od broni palnej po prymitywne oszczepy.
Mówienie o „nadgorliwości” jest najdelikatniejszym określeniem, jakie można użyć w odniesieniu do „skucia” polskich żołnierzy za oddanie strzałów ostrzegawczych lub odstraszających. Podobnie, jak nie jest żadnym wytłumaczeniem, że nie doszło do aresztowania, ale tylko do zatrzymania. Zatrzymanie następuje bowiem z obawy przed: „możliwością ucieczki przez podejrzanego, ukryciem się potencjalnego sprawcy, zatarciem śladów przestępstwa oraz zniszczeniem dowodów wskazujących na podejrzanego”. W tym wypadku prawdopodobnie nie występowała żadna z tych okoliczności.
Najważniejszym zadaniem MON powinno być teraz wyjaśnienie, dlaczego doszło do zatrzymania z użyciem kajdanek oraz wyciągnięcie konsekwencji w odniesieniu do tych ludzi, którzy rzeczywiście wykazali się „nadgorliwością”.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS