Paryż współfinansował z pieniędzy francuskich podatników budowę brytyjskich lotniskowców. Do problematycznej współpracy sąsiadów znad Kanału La Manche doszło dokładnie 200 lat po klęsce Francji pod Trafalgarem, gdzie Francuzi zostali pokonani przez Anglików.
Negocjacje, które rozpoczęły się w 2005 roku doprowadziły do podpisania rok później przez prezydenta Francji Jacquesa Chiraca i premiera Wielkiej Brytanii Tony Blaira umowy o współpracy obronnej. Zakładała ona m.in. francuski współudział w pracach nad dwoma lotniskowcami brytyjskimi - przede wszystkim w ich wczesnej fazie rozwoju. Wiązało się to m.in z koniecznością wpłacenia swoistego „wpisowego” w wysokości 82 miliona funtów (około 102 milionów euro), sumy która według obecnych szacunków została później podwojona.
Pieniądze wydane na projekt lotniskowców HMS „Queen Elizabeth” i HMS „Prince of Wales” zostały zaksięgowane, jak to później określono w prasie: „małymi literami”, ale sprawę wydobyła w tym tygodniu na światło dzienne francuska „policja finansowa” czyli „Cour des comptes” w swoim rocznym sprawozdaniu.
Skąd ta francuska „rozrzutność”?
Teraz w Paryżu tłumaczy się współudział w finansowanie brytyjskich okrętów chęcią zbudowania na bazie tej współpracy drugiego francuskiego lotniskowca. Francuzi byli bowiem od lat przyzwyczajeni do posiadania dwóch tej klasy okrętów. Tak było w przypadku pary bliźniaków: „Clemenceau” i „Foch” i tak miało być w przypadku „Charles de Gaulle” i „Richelieu” (?)...
Argument zapewnienia gotowości francuskiego lotnictwa morskiego do działań nawet wtedy, gdy „Charles de Gaulle” stanie w remoncie przemawiał szczególnie do prezydenta Jacquesa Chiraca, który ostatecznie uruchomił program francuskiego lotniskowca przyszłości w 2004 r.
Ale brytyjsko – francuska współpraca jednak dziwi i to z kilku powodów. Po pierwsze już wtedy było mało prawdopodobne ze względów budżetowych, by Francja mogła sfinansować budowę drugiego lotniskowca, tym bardziej, że nie udało się to przez 5 lat od momentu wprowadzenia do linii „Charles de Gaulle” w 2001 r. Po drugie Brytyjczycy poszli zupełnie inną drogą niż Francuzi i zbudowali okręty z napędem klasycznym i to przystosowane dla samolotów o skróconym starcie i pionowym lądowaniu. Tymczasem „Charles de Gaulle” to klasyczny lotniskowiec z napędem atomowym i standardowym lądowiskiem z katapultami i linami hamującymi. Tak więc współpraca techniczna niewiele dawała Francuzom.
Teraz Paryż liczy straty i płaci dalej, ale za co innego
Kiedy w 2008 r. prezydent Nicolas Sarkozy zarzucił plany budowy drugiego francuskiego lotniskowca oszczędzając jednym podpisem 3 miliardy euro okazało się, że francuski podatnik wydał na brytyjskie okręty w okresie od 2006 do 2007 r. ponad 214 milionów euro: 102 miliony euro jako „wejściówka” do programu i 112 milionów euro w przemysłowych kontraktach, które teraz okazały się dla Francji zupełnie bezużyteczne.
Pomimo tych złych doświadczeń Francja nie przerywa jednak współpracy z Wielką Brytanią w budowie innych systemów uzbrojenia o czym świadczy chociażby podpisane ostatnio porozumienie pomiędzy Davidem Cameronem i prezydentem Francji François Hollande o wspólnej budowie bezzałogowego samolotu bojowego.
Prasa drwi sobie teraz z rządu francuskiego proponując, by zaczął on starania przynajmniej o zmianę nazwy jednego z brytyjskich lotniskowców na HMS „Napoleon Bonaparte”. Bardziej złośliwi twierdzą, że jeszcze lepszą nazwą byłby HMS „Pierre-Charles-Jean-Baptiste-Silvestre de Villeneuve”, by przypomnieć francuskiego admirała, który przez nieumiejętne dowodzenie doprowadził do klęski pod Trafalgarem.
Scooby
Moglibyśmy jeden z Niemcami wybudować. Z flagą EU .
cahir
A zaraz potem go zatopić, bo na morzu bałtyckim posiadanie lotniskowca to głupota w czystej formie. A dla państwa polskiego to zbędny wydatek.
Pan Albert
Chyba jako Niemiecka pałka na Polaków mieszkających na wybrzeżu...
Też oszołom
Bez sensu, po co się rozdrabniać na lotniskowiec? Od razu zbudujmy ciężki krążownik galaktyczny MC140 klasy Scythe! Z flagą Federacji. Nie będzie kacap pluł nam w twarz! :-P