Polityka obronna
Docenić lecz nie przecenić. Rola sesji Zgromadzenia Parlamentarnego NATO w Warszawie [OPINIA]
Za nami kilkudniowe dyskusje w ramach Zgromadzenia Parlamentarnego NATO, które odbywały się w Warszawie. Wzięli w nich udział najważniejsi polscy politycy, ale również sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Szczególnie obecność tego ostatniego podkreśliła rangę wydarzenia w szerszym ujęciu transatlantyckim. W kontekście tzw. flanki wschodniej trzeba stwierdzić, że Polska po raz kolejny wykazała, że potrafi prowadzić ożywczą politykę w środowisku bezpieczeństwa, rozumiejąc nie tylko swoje własne położenie i jego implikacje, ale również obraz zróżnicowanych interesów innych partnerów w Europie oraz Ameryce Północnej.
Kluczowe pozostaje pytanie o szerszy wydźwięk, a także efektywność oraz o znaczenie tego rodzaju spotkań, szczególnie mając na uwadze fakt ciągłego kształtowania się zupełnie nowej architektury bezpieczeństwa w Europie oraz na świecie i ciągłą debatę o procesie zmian wewnątrz NATO. Stąd też można postawić hipotezę, że roli oraz znaczenia sygnałów płynących z rozmów prowadzonych w ostatnich dniach w Polsce nie można ani zbagatelizować, odwołując się do oceny samego formatu Zgromadzenia Parlamentarnego NATO, ani też nie wolno ich przecenić. Pamiętając przy tym, że zła ocena, motywowana jedynie symboliką oraz stworzoną na potrzeby wewnętrzne narracją, może mieć negatywny wpływ w kontekście potrzeby dalszej pracy polityków i dyplomatów w ramach przestrzeni transatlantyckiej i NATO.
Znaczenie silnego głosu płynącego z Polski
Aby zrozumieć znaczenie sesji Zgromadzenia Parlamentarnego NATO w Polsce należałoby na wstępie podkreślić, że zarówno samo NATO, jak i jego poszczególne państwa członkowskie, są na etapie przechodzenia ważnych zmian w myśleniu o współpracy transatlantyckiej. Od 2014 r., jeśli nie wcześniej, muszą bowiem mierzyć się już nie tylko z wyzwaniami o charakterze niepaństwowym (na czele z terroryzmem czy też procesem upadku państw słabych i ich destabilizacją). Rosja, zajmując Krym i przenosząc aktywność o charakterze militarnym na terytorium wschodniej Ukrainy, zmieniła zasady gry w Europie. Przywróciła w ten sposób do dyskusji zapomniane zupełnie kwestie dotyczące potrzeby skutecznego odstraszania, odbudowy zdolności do prowadzenia klasycznej, konwencjonalnej obrony - nie wspominając o wszelkich zagrożeniach określanych jako „hybrydowe”. Jednocześnie, nawet pomimo licznych medialnych porównań do okresu zimnej wojny, NATO nie może po prostu sięgnąć po ówczesne rozwiązania i skopiować je w XXI w. Okres 1949-1991 dostarcza cennych informacji, ale nie jest tożsamy z tym, co dzieje się po 11 września 2001 r., czy też wspomnianym 2014 r.
Dawno bowiem zmieniło się podejście do bezpieczeństwa w Europie oraz w przestrzeni transatlantyckiej. Kwestie militarne nie są już czymś najważniejszym, a samo analizowanie sytuacji bezpieczeństwa stało się procesem o wiele bardziej wymagającym. Od zakończenia zimnej wojny nie można już ignorować wyzwań globalnych, które nie mają wyłącznie wymiaru tzw. „hard power” - i jak widać NATO oraz jego członkowie bardzo dobrze zdają sobie z tego sprawę. Było to szczególnie czytelne i widoczne w przypadku argumentacji stanowiska polskiej strony wobec kontrowersyjnych projektów energetycznych, kwestii współpracy obejmującej również pewne wartości ze sfer innych niż same tylko siły zbrojne. Należy równocześnie pamiętać, że NATO ma ograniczone możliwości jakiegokolwiek wpływania na tego typu sprawy, określane przecież przez Niemców jako „biznesowe”.
Koniec konsumpcji „dywidendy pokoju”, czas inwestycji w obronność w Europie
Jednocześnie, bogate państwa Europy Zachodniej dopiero teraz de facto zakończyły konsumpcję dywidendy pokoju, jaką otrzymały po przeobrażeniach po 1991 r. Dlatego też mają one do nadrobienia olbrzymie zaległości w sferze obronności. Fakt ten również był czytelnie akcentowany w przypadku debat o potrzebnie zwiększenia m.in. wydatków na zbrojenia i potencjału militarnego. Oznaczać to może, że Europa zrozumiała argumentację Stanów Zjednoczonych, która coraz mocniej wybrzmiewa od czasu objęcia władzy przez administrację Donalda Trumpa. Bezpieczeństwo w regionie nie zostało dane raz na zawsze i należy o nie dbać, a takie głosy płynące z Warszawy są nie do przecenienia w wymiarze natowskim, oraz szerzej europejskim.
Transatlantycki trójgłos – USA, Europa Zachodnia oraz Europa Środkowa i Wschodnia
Co więcej, w Warszawie ponownie, wyraźnie dostrzec dało się różnice w dynamice między przedstawicielami wschodniej flanki NATO a gronem starszych członków. Warto w tym miejscu przypomnieć, że USA spoglądają nieco inaczej na pewne obszary niż Europa, nie tylko te dotyczące NATO. Stany Zjednoczone to obecnie, w pewnym sensie, zagubione mocarstwo, które również - jak widać po kadencji G.W.Busha Jr., B. Obamy oraz tym bardziej obecnej D. Trumpa - dąży do utrzymania swojej pozycji. Amerykanie zdają sobie jednak równocześnie sprawę z osłabienia wspomnianej pozycji, szczególnie w kontekście sytuacji z lat 90. XX w.
Spotkanie w Warszawie pokazało, że te różne części układanki trudno szybko połączyć. A przecież właśnie od ich skutecznego dopasowania zależeć będzie utrzymanie efektywności filaru bezpieczeństwa w przestrzeni transatlantyckiej.
Co więcej, należy zauważyć, iż ostatnia sesja Zgromadzenia Parlamentarnego NATO w Warszawie wyraźnie wpisała się w pracę wykonaną przed i w trakcie szczytu NATO, który również miał odbył w stolicy Polski - podkreślając tym samym rolę kraju w budowaniu współczesnej dyskusji o całokształcie problemów NATO. Jest to również sygnał, że możliwe jest osiągnięcie pozycji łącznika pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Europą Zachodnią, interesami po-Brexit`owej Wielkiej Brytanii czy też w oparciu o współpracę UE-NATO. Polska ma szansę odgrywać istotną rolę. Należy tu jednak postawić pytanie o zdolność do akumulacji odpowiedniego do realizacji tego zadania kapitału dyplomatycznego i eksperckiego. Pozycję startową, tak czy inaczej, Polska ma dobrą i takie wydarzenia dobitnie to pokazują.
Tło polityczne dla praktycznych zmian
Cieszyć powinnien również fakt, że nie tylko z NATO płyną sygnały o potrzebie wzajemnego zrozumienia swoich celów strategicznych. Oznacza to, że istnieje możliwości zbudowania odpowiedniego, niezbędnego tła politycznego do prowadzenia dalszych prac oraz wzajemnego zrozumienia się. Szansę taką daje np. format Zgromadzenia Parlamentarnego NATO. Często bowiem głos egzekutywy, prezentowany na strategicznych szczytach NATO, to jedno, a czym innym jest odnalezienie się w relacjach pomiędzy delegacjami deputowanych zasiadających w legislatywach państw.
Analizując zorganizowane w Warszawie Zgromadzenie Parlamentarne NATO, należy docenić znaczenie mocnego stanowisko reprezentowanego przez stronę polską. Podkreślonego przede wszystkim wystąpieniem prezydenta Andrzeja Dudy oraz premiera Mateusza Morawieckiego, którzy mówili o potrzebie zwiększenia wydatków na obronność oraz jedności i solidarności w NATO. Polska po raz kolejny udowodniła, że wydarzenia z 2014 r. i późniejsza sytuacja na flance wschodniej to nie coś w rodzaju anomalii, ale długotrwałe wyzwanie z którym można i trzeba sobie radzić zachowując cechy charakterystyczne dla partnerstwa w NATO.
Niezbędne jest jednak także odpowienie stonowanie emocji, które pojawiały się w przeciągu ostatnich dni, oraz przygotowanie się do dalszych, zapewne mozolnych i trudnych działań przed chociażby, strategicznie istotnym, szczytem NATO w lipcu br. Związane z tym jest również zrozumienie charakteru formatu Zgromadzenia Parlamentarnego NATO i jego relacji z samym Sojuszem, a także uznanie, że nie ma jednego, prostego rozwiązania dla wszystkich wyzwań przed którymi stoi NATO.
Takie spotkania nie przynoszą bowiem jednoznacznych odpowiedzi, a tym bardziej nie rozwiązują kluczowych problemów organizacyjnych, politycznych czy też militarnych. Są one jedynie tłem do prawdziwych działań. Zgromadzenia takie mogą być swego rodzaju narzędziem do realizacji późniejszych celów - a jest ich, jak widać chociażby po debatach w Warszawie, całkiem sporo. Na pierwszy plan wysuwają się tu zmiany w finansowaniu obronności wśród członków NATO i słynne 2 proc. PKB, czy zmiany w obrębie potencjałów obronnych poszczególnych państw członkowskich. NATO musi się przeobrażać, tak jak przeobraża się jego otoczenie systemowe i zmieniają się sami członkowie.
Naturalne podziały w NATO
Pomimo głośnych debat, np. w trakcie sesji Zgromadzenia Parlamentarnego NATO, nadal zrozumiały jest dwugłos w kontekście definiowania priorytetów NATO. Chodzi tu przede wszystkim o dwa umowne kierunki oznaczone jako flanki. Nie zaskakuje fakt, że dla nowych członków NATO z Europy Środkowej i Wschodniej, na czele z Polską, kluczowe jest odstraszanie Rosji przed prowadzeniem neoimperialnej polityki w regionie. Zaś dla państw skupionych wokół Francji, priorytety leżą bardziej na południu, tam gdzie swoje źródła mają terroryzm, problemy z zabezpieczeniem interesów surowcowych w Afryce, a po 2015 r. również kwestie masowych migracji. Zupełnie oddzielną kwestią, ale powiązaną ze wspomnianym zagadnieniami, jest także problem współczesnej Turcji, uwidoczniony nieudanym wojskowym zamachem stanu i wszelkimi działaniami będącymi jego pochodną.
Trzeba pamiętać, że różnic tych nie zniweluje nawet najbardziej aktywna debata. Stąd też NATO musi dalej poszukiwać odpowiedniego balansu i wyważenia akcentów. Tym bardziej, że jest jeszcze coś w rodzaju trzeciej koncepcji, budowanej w oparciu o politykę Niemiec. W wersji tej pojawia się ograniczona rola czynnika militarnego zarówno na kierunku wschodnim, jak i południowym. W tym przypadku otwartym pozostaje pytanie czy jest to efekt zaniedbań militarnych, czy przyjętego kursu ideologiczno-politycznego, wykraczającego poza jedną kadencję Bundestagu. Tak czy inaczej, należy podkreślić, że wspomniane trzy kierunki sprawnie, już od dłuższego czasu wykorzystuje w sposób pragmatyczny przede wszystkim Rosja.
Tykającą bombę stanowią również pewne ograniczenia dotyczące dostępu amerykańskich koncernów zbrojeniowych do kluczowych europejskich programów zbrojeniowych. Co więcej, polityka Stanów Zjednoczonych w dobie administracji Trumpa jest nadal wielką niewiadomą, nawet pomimo osłabienia tonu kampanijnego obecnego prezydenta. Również postawa unijna względem problemów bezpieczeństwa jest czymś, co daje do myślenia. W Warszawie dyskutowano, a nie rozwiązywano problemy i oceniając takie wydarzenia trzeba to zaakcentować. Chociaż wspólnota natowska potrafi te problemy definiować i dyskutować o środkach zaradczych, to na efekty musimy jeszcze poczekać.
Stary Grzyb
Jak słusznie stwierdził lord Ismay, pierwszy sekretarz generalny NATO, celem jego powstania było \"To keep Americans in, Russians out, and Germans down\", czyli Amerykanów mieć blisko, Ruskich trzymać daleko, a Niemców pod kontrolą. Do dziś nic się w tej kwestii nie zmieniło, a nawet - biorąc pod uwagę już nie umizgi, ale daleko posuniętą służalczość Niemiec wobec Rosji i jej imperialnych interesów (czyli zamiaru odbudowy Sowietów) - słowa lorda Ismay\'a na nowo nabrały znaczenia. Całe szczęście, że prezydent Donald Trump zdaje się to rozumieć i działa odpowiednio, choć wciąż jeszcze nie nastąpił pełny powrót do jedynie słusznej polityki wobec bolszewii, czyli polityki Zimnej wojny w wydaniu reaganowskim - po katastrofalnej wręcz \"prezydenturze\" Obamy (raczej należałoby tu mówić o rezydenturze, gdyż trudno uwierzyć, że 8 lat obamowskiego wieloaspektowego szkodnictwa wynikało wyłącznie z nienawiści Baracka Husseina Obamy do własnego kraju) polityka Donalda Trumpa to ogromna zmiana na lepsze. Z punktu widzenia Polski krytycznie ważne jest, abyśmy umieli zmianę prezydentury w USA odpowiednio wykorzystać - bez Amerykanów zabezpieczenie się przed Rosją, utrzymanie Niemców w ryzach i zbudowanie Międzymorza nie jest możliwe, z nimi jest i może na bardzo długo, zasadniczo zmienić na lepsze sytuację geopolityczną Polski, i to tak na kierunku wschodnim, jak i zachodnim.