Geopolityka
Rosja zaprzecza. Nie będzie rosyjskiej bazy w Libii
Szef komisji ds. obrony i bezpieczeństwa rosyjskiej Rady Federacji Wiktor Ozierow zaprzeczył, by Rosja zamierzała zbudować bazę wojskową w Libii.
Tymczasem zachodnie i arabskie media twierdzą coś zupełnie innego. Coraz więcej źródeł wskazuje bowiem, że libijski generał Chalif Bilkasim Haftar mógł podpisać umowę wskazująca na zainteresowanie Rosjan zbudowaniem baz wojskowych w Tobruku i Bengazi. Do rozmów na ten temat miało dojść podczas wizyty w Libii okrętów sił morskich Rosji z lotniskowcem „Admirał Kuzniecow” na czele.
„Wizyta” była nietypowa, ponieważ tak naprawdę to generał Haftar został przerzucony za pomocą śmigłowca na pokład rosyjskiego lotniskowca przebywającego w pobliżu Tobruku. Doszło wtedy do wideokonferencji z ministrem obrony Rosji Siergiejem Szojgu i prawdopodobnie do podpisania umowy, w której wyrażono zgodę na ewentualną budowę baz rosyjskich w Tobruku i Bengazi.
Ozierow w wywiadzie dla magazynu „Sputnik” wyraźnie jednak stwierdził, że „takie rozmowy nie są prowadzone”. Na co innego wskazywały jednak rosyjskie media państwowe, które zapowiedziały stworzenie rosyjskiego przyczółka na południowym wybrzeżu Morza Śródziemnego.
Obawy Zachodu potwierdzają coraz silniejsze starania Rosjan, by zwiększyć współpracę z obecnymi władzami w Libii, którym Kreml oferuje m.in. nowoczesne systemy uzbrojenia i to na preferencyjnych warunkach. Propozycja ta jest o tyle istotna, że państwa zachodnie ostrożnie podchodzą do libijskiego rządu uważając, że jego znaczenie nie jest na tyle silne, by można mu było sprzedawać broń.
Haftar liczy przy tym, że wojskowe wsparcie rosyjskie zapewni mu taką samą pozycję, jaką uzyskał prezydent Baszszar al-Asad w Syrii. Jest bowiem bardzo prawdopodobne, że współdziałanie Rosjan może dać mu rolę wiodącą pośród różnych, zwalczających się ze sobą w Libii frakcji, torując mu drogę do pełnej kontroli nad państwem.
Sprawa jest również ważna prestiżowo i wojskowo dla Rosji. Jak na razie nie powiodły się bowiem wszystkie próby uspokojenia sytuacji, prowadzone przede wszystkim przez Organizację Narodów Zjednoczonych (która wspiera przewodniczącego Rady Prezydenckiej - Fajiz as-Sarradża). Jeżeli Kremlowi udałoby się zaprowadzić porządek w Libii – poprzez pomaganie Haftarowi - byłby to kolejny znak na skuteczność rosyjskiej polityki i jej „pokojowy” charakter.
Rosjanie czują się w jakiś sposób usprawiedliwieni wskazując na wykorzystywanie od marca 2016 r. libijskiego lotniska Al-Khadim przez lotnictwo wojskowe Francji oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Lotnisko to jest o tyle ważne, że znajduje się w okolicach miasta Al-Mardż, w którym swoją siedzibę ma również dowództwo sił generała Haftara.
W pierwszej kolejności Rosja będzie próbowała pomóc w zniesieniu embarga na broń nałożonego przez ONZ w 2011 r. Okazję tę może wykorzystać do wejścia w lukę, jaką na południu Morza Śródziemnego pozostawiła polityka Zachodu i Stanów Zjednoczonych. Jednym z najlepszych sposobów, by to zrobić, jest skorzystać z wdzięczności kogoś, kto może zaprowadzić spokój w Libii. Rosjanie w tej sprawie postawili na generała Haftara.
stary wojak
Oni już ją w Libii mają.
doc
Skoro zaprzeczają, to coś jest na rzeczy. Swoją drogą byłby to już kolejny kierunek, skąd mogliby szantażować Europę, np. kwestią tzw. uchodźców. Na razie robią to z Syrii, która jest ich głównym źródłem eksportu, oraz dzięki sojuszowi z Turcją. Kontrolując sytuację w Libii kontroliwaliby jednocześnie ruch z całej Afryki. Tylko czy ogłupiała Europa jest w stanie to dostrzec i skutecznie przeciwdziałać? Czarno to widzę.