Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Rosja szantażuje rakietami manewrującymi na Morzu Śródziemnym. "Zdolność salwy 40 pocisków"

Rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało, że 15 sierpnia br. na Morzu Śródziemnym i Morzu Kaspijskim rozpoczną się manewry, które będą realizowane zgodnie ze scenariuszem maksymalnie zbliżonym do bojowego. Rosyjskie okręty będą miały wtedy możliwość jednoczesnego odpalenia ponad czterdziestu rakiet manewrujących systemu Kalibr.

Mały okręt rakietowy Floty Czarnomorskiej „Sierpuchow” jest uzbrojony w osiem rakiet manewrujących 3M14 systemu Kalibr - fot. www.mil.ru
Mały okręt rakietowy Floty Czarnomorskiej „Sierpuchow” jest uzbrojony w osiem rakiet manewrujących 3M14 systemu Kalibr - fot. www.mil.ru

W ćwiczeniach we wschodniej części Morza Śródziemnego ma wziąć udział uderzeniowa grupa okrętowa rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Do jej składu wejdą m.in. dwa nowe, małe okręty rakietowe: „Sierpuchow” i „Zielenyj Don” projektu 21631 typu Bujan-M. Mają one wyporność tylko 949 ton, ale są za to uzbrojone w 8 rakiet manewrujących 3M14 systemu Kalibr o zasięgu ponad 2000 km. Jednostki te opuściły już Sewastopol na Krymie i są właśnie na trasie przejścia z Morza Czarnego na Morze Śródziemne.

Zgodnie z oficjalnym komunikatem ćwiczenie ma pozwolić na sprawdzenie zdolność rosyjskich sił morskich „do działania w sytuacjach kryzysowych związanych z zagrożeniem terrorystycznym”. W rzeczywistości chodzi o pokaz siły i z dużym prawdopodobieństwem, o odpalenie rakiet manewrujących w kierunku Syrii. Taka operacja z Morza Czarnego byłaby trudna, ponieważ pociski musiałyby przelecieć nad terytorium jednego z państw NATO (Turcji).

Poprzednie strzelania z Morza Kaspijskiego (też m.in. z wykorzystaniem okrętów typu Bujan-M) były o tyle łatwiejsze do przeprowadzenie, że pociski leciały nad Iranem i Irakiem. W przypadku tych państw zgoda była łatwa do uzyskania. Gorzej było z Turcją. Jednym z tematów ostatnio prowadzonych rozmów (9 sierpnia br.) pomiędzy prezydentami Rosji Putinem i Turcji Erdoganem mogło być uzyskanie pozwolenia na przelot nad przestrzenią turecką rakiet wystrzelonych przez Rosjan z Morza Czarnego. Putin takiej zgody jednak prawdopodobnie nie dostał - stąd decyzja, by okręty przesunęły się na Morze Śródziemne. Stamtąd rakiety mogą dolecieć do Syrii lecąc nad wodami międzynarodowymi.

Prawdziwy cel manewrów jest jak na razie ukrywany. Mówi się jedynie o ćwiczeniu współdziałania pomiędzy doraźnie stworzonym zespołem uderzeniowym Floty Czarnomorskiej i stale utrzymywaną eskadrą okrętową Morza Śródziemnego.

Czytaj więcej: Kalibry odpalane z wyrzutni Iskanderów? Rosja złamała traktat INF

Manewry mają dotyczyć między innymi utrzymywania łączności „z wykorzystaniem sygnałów zgodnie z Międzynarodowym kodem sygnałowym, udzielanie pomocy statkom w sytuacji awaryjnej powstałej w wyniku ataku terrorystycznego, przechwycenie i aresztowanie jednostki pływającej - intruza z terrorystami na pokładzie, a także wykonywanie strzelań rakietowych i artyleryjskich w warunkach maksymalnie zbliżonych do bojowych”.

Żadne z tych ćwiczeń (poza odpaleniem rakiet manewrujących) nie wymaga przerzucania okrętów na Morze Śródziemne. Takie umiejętności jak np. korzystanie z Międzynarodowego kodu sygnałowego należą bowiem do elementarza wiedzy morskiej i wchodzą w skład normalnego cyklu szkolenia okrętowego – realizowanego nawet w porcie.

Okręty typu Bujan-M są natomiast kompletnie nieprzygotowana do „aresztowania” jednostek pływających nie mając środków i ludzi do prowadzenia działań abordażowo – inspekcyjnych. Na ich pokładzie jest bowiem tylko jedna łódź motorowa, nie ma hangaru i lądowiska dla śmigłowca oraz jest mało miejsca dla komandosów. Grupy abordażowo – inspekcyjnej nie można również wydzielić z załogi, ponieważ liczy ona tylko około 36 osób.

Czytaj więcej: Atak na Syrię zaskoczeniem dla NATO. Zmiana w doktrynie rakietowej Sojuszu?

Bujany-M to w rzeczywistości przede wszystkim nosiciele rakiet i w tym celu zostały właśnie zaprojektowane. Ich przerzut na Morze Śródziemne jest więc prawdopodobnie związany z wykonaniem zadania do jakiego zostały przeznaczone. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że 15 sierpnia br. grupa czterech okrętów nawodnych Flotylli Kaspijskiej (w tym 3 Bujany-M) ma się przemieścić do południowo-zachodniej części Morza Kaspijskiego, by również zrealizować „szkoleniowe” zadania rakietowo – artyleryjskie. 

W ten sam sposób 7 października 2015 r. te same rosyjskie jednostki pływające (dwie korwety rakietowe projektu 11661 typu Gepard „Tatarstan” i Dagestan”i i trzy okręty rakietowe projektu 21631 typu Bujan-M) wykonały atak 26 rakietami manewrującymi na cele w Syrii oddalone o ponad 1500 km. Według komunikatów rosyjskich zniszczono wtedy 11 celów należących do islamistów z Daesh. W podobny sposób zadziałano 20 listopada 2015 r. tym razem wystrzeliwując z Morza Kaspijskiego 18 pocisków 3M14.

Teraz jednak Rosjanie będą gotowi do jednoczesnego odpalenia około czterdziestu rakiet manewrujących. Ta liczba może być jeszcze większa, ponieważ nie wiadomo co w tym momencie robią rosyjskie okręty podwodne z napędem klasycznym z Floty Czarnomorskiej. A one również mają możliwość wystrzelenia spod wody pocisków systemu Kalibr, co udowodnił „Rostow - na Donu” (projektu 636.6 typu Warszawianka) 8 grudnia 2015 r. Wtedy Rosjanie zaatakowali cele w Syrii czterema rakietami 3M14.

Jedyną rzeczą, jakiej władzom na Kremlu nie udało się przeprowadzić to przerzucenie na Morze Śródziemne jedynego ich lotniskowca „Admirał Kuzniecow”, co wcześniej zaplanowano na lipiec 2016 r. Okręt ten jest bowiem w tak złym stanie technicznym, że nie byłby pomocą, ale utrudnieniem w prowadzeniu operacji zaczepnej. Na razie mówi się jedynie o jego przejściu na południe w okresie od października 2016 r. do stycznia 2017 r. Oznacza to jednak, że w sierpniowych „manewrach” Rosjanie nie będą mogli liczyć na wsparcie pokładowych samolotów MiG-29K i Su-33.

Analitycy są wyraźnie zaniepokojeni, ponieważ obecne, równolegle prowadzone na dwóch akwenach manewry morskie zostało zorganizowane w momencie, gdy krymskie siły rosyjskie zbliżyły się do granicy z Ukrainą, a oddziały prorosyjskie na wschodniej Ukrainie wyraźnie przygotowują się do ofensywy na zachód i południe.

Władze na Kremlu mogą więc próbować szantażem zmusić kraje zachodniej Europy do bezczynności w momencie siłowego „wyrąbywania” sobie korytarza łączącego lądem Rosję z Krymem. Jest bowiem prawdopodobne, że w takiej sytuacji Ukraina zostałaby "poświęcona" dla zachowania bezpieczeństwa w rejonie Morza Śródziemnego.

Szuka się również analogii z 2014 r., kiedy Rosjanie zaczęli intensywne przygotowania do zaboru Krymu w momencie, gdy świat był zaabsorbowany Igrzyskami Olimpijskimi w Soczi (od 7-23 lutego 2014 r.). Olimpiada w Brazylii może również stanowić zasłonę dla faktycznie przygotowywanej operacji wojskowej. Obie strony podniosły gotowość wojsk w rejonie półwyspu.

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama