„Od naśladowcy do lidera”. Ekspert: Polska potrzebuje aspiracyjnych projektów

Autor. Maskpol/PGZ
„Ciekawym przykładem jest również Izrael. Nie ma gigantycznego rynku wewnętrznego, ale zbudował ekosystem przyjazny dla rozwoju technologii opierając się w dużej mierze na obronności. Płynnie zatem przechodzimy do dzisiejszego położenia Polski. Warto się zastanowić czy nie jesteśmy obecnie w podobnej sytuacji co Izrael, gdzie to branża obronna może być kołem zamachowym innowacyjności” – mówi w specjalnym wywiadzie dla Defence24.pl Łukasz Czajkowski, Członek Zarządu „Bridge Foundation”, organizator „East x West Forum”, ekspert gospodarczy.
Michał Bruszewski: W Polsce popularne są szufladki, gdzie ekspertów od nowych technologii i gospodarki pyta się wyłącznie o te sprawy, geopolitykę rezerwując li tylko dla wąskiej grupy komentujących. Chciałbym złamać ten schemat i właśnie zacząć naszą rozmowę od geopolityki, ponieważ Fundacja „Bridge” łączy oba te żywioły – geopolitykę i gospodarkę. Rozumiem, że „Most” w nazwie nie jest przypadkowy. Czy Pana zdaniem Polska jest mostem między – umownym - Wschodem i Zachodem?
Łukasz Czajkowski: Polska jest mostem pomiędzy Wschodem, a Zachodem, a może odgrywać także istotną rolę w osi Północ – Południe. Bezsprzecznie jako największe państwo regionu Europy Środkowo-Wschodniej, ze względu na położenie, wydatki na obronność i zaangażowanie w sprawy Ukrainy, stanowimy kluczową część bezpieczeństwa wschodniej flanki NATO. Swoisty zwornik bezpieczeństwa. Nasza siła tkwi w „connectivity” – połączeniach, tak europejskich, regionalnych jak i transatlantyckich. Podczas organizowanej przez nas konferencji „East x West Forum” mówił o tym minister Radosław Sikorski. Oczywiście stoimy m.in. w obliczu zmiany polityki amerykańskiej. Jeśli bowiem dotąd gwarancje oferowane przez NATO były swego rodzaju parasolem bezpieczeństwa, to dziś, w skutek postawy prezydenta, Trumpa ten parasol – może nie przecieka - ale na pewno zmienił kształt. Nie chodzi jednak o to, żeby się tego bać. Chodzi o to, żeby przyjąć do wiadomości i się dostosować. Pewna epoka się skończyła, rozpoczyna się nowa. Te nowe wyzwania powinny jeszcze silniej motywować nas do tego, by stać się liderem regionu CEE. Znów cytując Sikorskiego możemy przyjąć, że nawet zmiana polityki Waszyngtonu przyniesie pewne pozytywne skutki. Na przykład takie, że Europa przechodzi intensywny kurs dojrzewania do odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo.

Autor. exwforum.com
Inny przykład? Na dziś – ze względu na zmiany na Węgrzech czy Słowacji – zdezaktualizował się format Grupy Wyszechradzkiej – V4 – gdzie współpracowaliśmy także z Czechami. Polska dyplomacja stawia więc dziś raczej – w mojej opinii słusznie - na bezpośrednią współpracę z krajami, które są najważniejszymi aktorami w Europie. Widzieliśmy to zresztą w przypadku ostatniej wizyty premiera Tuska w Kijowie.
Na jakie kierunki powinniśmy też spoglądać Pana zdaniem?
Wspominałem o kierunku Północ-Południe. Zarysowuje się pewna mapa przyszłościowych sojuszy, począwszy od Skandynawii i nowych członków NATO – Finlandii i Szwecji, poprzez Polskę, Rumunię oraz Turcję. I to nawet jeśli Ankara na razie gra głównie na siebie. Niezależnie od analizowanej osi Polska musi być kreatorem polityki gospodarczej czy obronnościowej jak i geopolityki. Mamy dobrą historię współpracy z Koreą Południową i Japonią, przejawiającą się obecnością w Polsce takich marek jak choćby LG czy Toyota. Dziś poszerzamy ją technologicznie, wojskowo. Jak każdy na świecie musimy oczywiście uważnie obserwować Chiny, szczególnie, jeśli – jak twierdzi minister Sikorski – jest to jedyny kraj zdolny zakończyć wojnę w Ukrainie. Zasadniczo cała Azja ma coraz bardziej rosnące znaczenie gospodarcze, polityczne, technologiczne. A my powinniśmy być na to wyczuleni i jednocześnie aktywni. Jak to rozumieć? Przykład to współpraca z Seulem w zakresie obronności. Jak mówił wiceminister finansów Paweł Karbownik, o ile pierwsze czołgi K2 możemy kupić i dostarczyć, to na dłużą metę musimy mieć moce wytwórcze u siebie. I to jest teraz negocjowane z Koreańczykami. Chcemy być gotowi na realizację różnych scenariuszy. Ważne, by mieć technologię i broń u siebie, ubezpieczyć się nawet na przerwanie łańcuchów dostaw.
Czytaj też
Okazuje się zatem, że interesujący nas gracze geopolityczni jako sojusznicy lub potencjalni sojusznicy, są także ciekawą gospodarczą inspiracją. Jak Pan ocenia polską branżę kosmiczno-lotniczą?
Polski sektor kosmiczny jest branżą stosunkową młodą, ale w ostatnich latach dokonał się w niej gigantyczny postęp. Wiceprezes „Creotech Instruments” Jacek Krosiec słusznie porównał to do budowy polskiego przemysłu morskiego w okresie II Rzeczpospolitej. Zwłaszcza do skali ówczesnego wzrostu. Mamy więc swój przemysł kosmiczny, co stanowi atut, ale wymaga też realnej oceny. Ten sektor powstał w Polsce w oparciu o prywatne przedsiębiorstwa i ośrodki badawczo-rozwojowe. Brakuje nam obecnie kilku rzeczy, aby wykorzystać ten potencjał, powinniśmy zdefiniować nasze przewagi, powalczyć o dobre miejsce w europejskim łańcuchu wartości. Budująca jest nasza rola w Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), cieszy, że zwiększyliśmy nasz wkład do ESA, ale to dopiero początek. Uczymy się mechanizmów współpracy, tylko dzięki niej jako Europa będziemy w stanie podjąć rywalizację z USA czy Chinami. Jeśli chodzi o kwestie krajowe, to szkoda nie mamy np. wiceministra w rządzie, pełnomocnika, stricte odpowiedzialnego za przemysł kosmiczny, nie mamy jasnego planu na rozwój tej dziedziny. Istnieje wprawdzie rządowa strategia z 2016 roku, ale nie powstał do niej żaden dokument wykonawczy. A przy tempie rozwoju branży, minęła już przecież cała epoka. Polska powinna naprawdę powinna zajmować adekwatne do swojej wielkości i potencjału i miejsce w tym kosmicznym peletonie.
Polski rząd odgrywa tutaj kluczową rolę?
Państwo musi być kołem zamachowym takiego procesu. Premier Tusk mówił o tym w kontekście obronności czy szerzej „repolonizacji” polskiej gospodarki. Możemy to przełożyć także na przemysł kosmiczny. Musi być jasna strategia, muszą być zamówienia państwowe kierowane do polskich firm. To jest w naszym interesie.
Jakby Pan określił nasz punkt wyjścia?
To co mamy to fundament dobrego, relatywnie taniego i jakościowego podwykonawcy europejskiego. I jakkolwiek to brzmi - ten model się sprawdził. Zwielokrotniliśmy swoje PKB, osiągnęliśmy bezsprzeczny sukces gospodarczy oraz transformacyjny. Ale musimy ewoluować, nie możemy być krajem taniego podwykonawstwa „do wszystkiego”. Należy tak umiejętnie alokować państwowe środki, by było to perspektywiczne. Powinniśmy budować przewagę technologiczną. A przyszłość należy do kosmosu. To perspektywa nie tylko na kilkadziesiąt lat, to w zasadzie bezterminowy horyzont .
To może powinniśmy być hubem lotniczo-logistycznym w naszym regionie?
Powinniśmy mieć taką aspirację. Tylko tak porwiemy młode talenty, biznes i instytucje państwowe do czegoś większego. W pewnym sensie jesteśmy już głównym hubem technologicznym dla regionu. Niezła rozpoznawalność, dobre ośrodki badawczo-rozwojowe, względnie konkurencyjna produkcja – to są nasze atuty, by urealnić wizję takiego hubu kosmiczno-lotniczego o prawdziwym znaczeniu. I to jest do osiągnięcia. Dostęp do kosmosu uległ demokratyzacji: przestrzeń kosmiczna nie jest już zamknięta dla największych mocarstw. Przydałby się Polsce program, który umownie nazywam „Polska Platforma Kosmiczna”. Może na razie nie „polska stacja orbitalna”, ale „polska sieć satelitów obserwacyjnych”, „polski system korzystania z danych satelitarnych”. Potrzebujemy długofalowego odpolitycznionego, odpartyjnionego, systemu inwestycji państwowych w sektor branży kosmicznej, niezależnego od krótkich cyklów wyborczych. Inaczej – w skutek ciągłych zmian – będziemy w punkcie wyjścia. Strategia, produkcja, certyfikacja – to minimum perspektywa kilkunastu lat. Potrzebujemy konsekwencji i odpowiedniego horyzontu inwestycyjnego.

Autor. Łukasz Czajkowski/eastxwestforum
Co powinniśmy zrobić, aby rozwinąć skrzydła?
Wyzwaniem jest dostępność kadr. Z technologiami sobie poradzimy, ale pytanie o ludzi – pracowników, wysoko-wykwalifikowanych specjalistów. Musimy odbudować potencjał szkół zawodowych i techników, zwiększyć liczbę kandydatów, a potem absolwentów studiów technicznych. Czeka nas ciężka praca pozytywistyczno-organizacyjna, aby odwrócić negatywne trendy. Dlatego sądzę, że potrzebujemy czegoś porywającego, jak wspomniana „Polska Platforma Kosmiczna”. Alternatywą jest oczywiście przemyślana polityka migracyjna, nakierowana na specjalistów zza granicy, których potrzebujemy. Nie musimy wynajdywać koła na nowo: na całym świecie mamy pełno inspiracji. Model niemiecki jest dla Polski bardzo sensowny. Niemcy zajęli wysokomarżowe miejsce jako poddostawca branży lotniczej. Pełnią ważną ważna rolę ekosystemie wartości Airbusa. W Polsce stworzyliśmy ponad sto podmiotów w branży lotniczej, a w tym sektorze zatrudniamy ponad 30 tys. pracowników – potencjał mamy ogromny. Największą fabryką dronów w Polsce i w Unii Europejskiej jest WB Electronics.
Czytaj też
A jak Pan się odnosi do pomysłu Centralnego Portu Komunikacyjnego?
Potrzebne jest nam holistyczne podejście do przemysłu kosmiczno-lotniczego. Stąd nie należy patrzeć na CPK jako „wielkie lotnisko”, albo wyłącznie projekt kolejowy. To ważne, ale CPK, to przede wszystkim strategiczny port logistyczny, który zawiera ważny komponent infrastruktury krytycznej państwa polskiego. To też wehikuł dla polskiej branży kosmicznej i lotniczej. Można tam wdrożyć demonstratory polskiej myśli kosmicznej i lotniczej.
Wspomniał pan wcześniej o kluczowej roli państwa w rozwoju gospodarczym, ale ten wpływ może mieć także charakter hamujący. Jak to przezwyciężyć?
Kto dzisiaj odpowiada politycznie za branżę strategicznych półprzewodników w Polsce? Gdy Ministerstwo Cyfryzacji opublikowało raport na ten temat, to Ministerstwo Rozwoju i Technologii dało krytyczne uwagi do tego raportu. Mamy także MON, który jest zainteresowany tym sektorem. Czy optymalnym rozwiązaniem jest walka kompetencyjna – co najmniej – trzech resortów, o to, kto odpowiada za ten strategiczny sektor? Zapomnijmy o silosach ministerialnych. Podczas East x West Forum wiceprezes KGHM Piotr Krzyżewski naszą sytuację nazwał zderzeniem „administracji 1.0 z gospodarką 5.0”. Podkreślił, że musimy się, mocno zmieniać od strony administracyjnej, szybciej reagować, bo to otoczenie na nas nie poczeka. I ja się z nim zgadzam, ciekawe że dostrzega to człowiek z istotnej spółki Skarbu Państwa. Pewnie jeszcze mocniej widzą to przedstawiciele w pełni prywatnego biznesu. Konieczna jest praca z urzędnikami, jasne wytyczne rządowe i ministerialne. Dbałość o pieniądze publiczne nie może oznaczać polowania na błahe błędy przedsiębiorców i rozdmuchiwania biurokracji. Mniej sprawozdań, raportów, podsumowań, a więcej zainteresowania realnym efektami projektów i wpływem społecznym.
Polska powinna stawiać na start-upy i inkubatory?
Oczywiście, ale również tutaj warto przesuwać się w kierunku tworzenia coraz wyższej wartości. Państwo powinno być obecne szczególnie w projektach deeptechowych, czyli tych najbardziej kapitałochłonnych i wymagających długiego horyzontu czasowego. Trzeba inwestować w infrastrukturę badawczo – rozwojową oraz stwarzać różne możliwości w dostępie do kapitału. Także w modelu publiczno–prywatnym, gdzie rząd lub samorząd, daje złotówkę, a prywatny inwestor dokłada drugą.
Ciekawym rozwiązaniem są preferencyjne kredyty konwertowane na udziały w firmie. Mogą być to kredyty z długim terminem spłaty, z tańszym oprocentowaniem, ma to być forma zachęty by właśnie mieć czas, swobodę w pracy nad technologiami, a zarazem efektywnie wykorzystywać maksymalną ilość kapitału na inwestycje w ten projekt. Państwo może być także odbiorcą rozwiązań startupów. Ważne by dbać o ekosystem: połączenia pomiędzy funduszami inwestycyjnymi, startupami, uczelniami wyższymi, administracją samorządową, dużymi, dojrzałymi przedsiębiorstwami. W tym wszystkim pomoże nam tak polski duch przedsiębiorczy, jak i know-how, które przecież przyniosły do Polski zagraniczne koncerny. Na przestrzeni 20 ostatnich lat powstało już trochę polskich jednorożców, a więc firm wartych miliard dolarów. Warto wykorzystać doświadczenie ich twórców i inwestorów. Przykładów do inspiracji jest sporo i to nawet w krajach mniejszych niż nasz. Estonia maleńki kraj, który wydaje się być na peryferiach wielkiego świata, uwolnił energię przedsiębiorców i zbudował wiodący w regionie hub start-upowy. Przy populacji 1,3 mln obywateli. Ciekawym przykładem jest również Izrael. Nie ma gigantycznego rynku wewnętrznego, ale zbudował ekosystem przyjazny dla rozwoju technologii opierając się w dużej mierze na obronności. Płynnie zatem przechodzimy do dzisiejszego położenia Polski. Warto się zastanowić czy nie jesteśmy obecnie w podobnej sytuacji co Izrael, gdzie to branża obronna może być kołem zamachowym innowacyjności.
Dziękuję za rozmowę
Dziękuję
Wywiad sponsorowany
WIDEO: Aktywna Obrona Pojazdów WP I Wielka pożyczka I Defence24Week #120