Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie
Poniedziałkowy przegląd prasy: śledczy o śmierci Petelickiego: "chciał odejść honorowo", jak weryfikowano Kaczyńskiego,tropienie afery Amber Gold, Tusk: nie będzie cięć w Policji
Poniedziałkowy przegląd prasy pod kątem bezpieczeństwa.
Michał Kokot, GW, Niemcy ręka w rękę z USA: Na dwa miesiące przed wyborami do Bundestagu Angela Merkel znalazła się pod ostrzałem krytyki: wbrew temu, co twierdziłjej rząd,wygląda na to,że Niemcy od dawna współpracują z Amerykanami, inwigilując także swoich obywateli (…) W niedzielę „Spiegel" ujawnił kolejne dokumenty, z których wynika, że Berlin nie tylko wiedział o szpiegowaniu przez Waszyngton, ale od dawna z nimi współpracował. Kooperacja niemiecko-amerykańska uległa znacznemu zacieśnieniu w 2007 r. Wówczas informacja przekazana przez NSA pozwoliła niemieckiej policji udaremnić przygotowywany przez islamistów zamach. Od tego czasu służby obydwu krajów nabrały do siebie wielkiego zaufania. Wedłu g „Spiegla" NSA uważa Niemcy za „kluczowego" i „najbardziej sumiennego partnera" przy zbieraniu informacji wywiadowczych. Dzięki tej wspólpracy udało jej się ująć 20 wysokich rangą talibów w Afganistanie.
Czytaj także: Niemieckie służby „ucho w ucho” z Amerykanami, czyli rewelacje Edwarda Snowdena – tradycyjnie w Der Spiegel.
Polska the Times, Tusk świętuje z policjantami: Poleciłem, by oszczędności budżetowe praktycznie nie dotknęły policji – powiedział w sobotę premier Donald Tusk, przemawiając na obchodach święta tej formacji. – Pamiętamy o tym, że w czasie pokoju to właśnie na policjantach spoczywa największa odpowiedzialność za bezpieczeństwo Polaków i że to policjantów dotykają największe ryzyka – powiedział premier. Przypomniał, że policjantów, którzy zginęli na służbie, jest więcej niż żołnierzy poległych na misjach zagranicznych.
Zobacz również- Święto Policji: odznaczono funkcjonariuszy, którzy zatrzymali podejrzanych o wysłanie fałszywych alarmów bombowych
Wojciech Czuchnowski, GW, Macierewicz czeka na zarzuty: Prokuratura szykuje trz eci wniosek o uchylenie immunitetu Antoniemu Macierewiczowi za raport o likwidacji WSI. Śledztwo ciągnie się od 2007 r. (…) Na razie prokuratura uznała, że jedynym odpowiedzialnym za raport może być Antoni Macierewicz, poseł PiS, który w2006 r. dostał zadanie zlikwidowania WSI oraz zweryfikowania jej żołnierzy i współpracowników. W postanowieniu prokuratury czytamy, że „z materiałów śledztwa wynika jednoznacznie, iż w Raporcie podanym do publicznej wiadomości w dniu 16 lutego 2007 r. zostały zamieszczone informacje wykraczające poza określony w ustawie zakres, a także informacje nieprawdziwe oraz niezweryfikowane". Szczegółów śledczy nie ujawniają (postępowanie jest w części tajne), ale według źródeł „Gazety" chodzi m.in. o ujawnienie: chronionych tajemnicą nazwisk funkcjonariuszy operacyjnych WSI, wśród nich wykonujących misje za granicą; danych osób współpracujących z WSI; informacji na temat działań WSI w Afganistanie (tzw. operacja ZEN); szczegółów akcji „Gwiazda", której celem była weryfikacja żołnierzy WSI szkolonych w Związku Radzieckim (…) W śledztwie status pokrzywdzonych uzyskało aż 28 osób i firm z raportu. Dziewięciu to oficerowie WSI, od których doniesienia zaczęło się postępowanie. Jest też kilkunastu wymienionych w raporcie „współpracowników WSI". Większość z nich wygrała już procesy cywilne.
Zobacz- Putin: Snowden opuści Rosję kiedy tylko będzie mieć taką możliwość
Paweł Majewski, Rzeczpospolita, Dlaczego zabił się Petelicki: Twórca jednostki specjalnej GROM chciał „odejść honorowo", bo jego krytyka władz po katastrofie smoleńskiej zniechęcała dziennikarzy i miał kłopoty w interesach – wynika z postanowienia o umorzeniu śledztwa w sprawie samobójstwa gen. Sławomira Petelickiego, które poznała „Rz". Generała nikt nie nakłaniał do tej dramatycznej decyzji. Bliscy zmarłego nie odwołali się od decyzji śledczych. Jest ona ju ż prawomocna (…) Śledczy przyznają, że nie znaleziono listu pożegnalnego. Jednak ich zdaniem poczynili ustalenia, które pozwalają im na określenie przyczyn dramatycznej decyzji. Zweryfikowali doniesienia mediów. Stwierdzili, że małżeństwo Petelickich było zgodne i nie planowało rozwodu. Według żony impulsem nie mogła też stać się sprzeczka, bo do takiej nie doszło. Wykluczono też problemy zdrowotne. Prokurator wskazuje, że na kilka lat przed śmiercią znacznie spadły dochody generała. Jednak z zeznań rodziny wynika, że nie mieli problemów finansowych, a „osiągane dochody pokrywały ich wydatki". Zdaniem śledczych generał mógł mieć poczucie odstawienia na boczny tor. Taki obraz wyłania się z przesłuchań znajomych. Najpierw generał utracił wpływ na jednostkę specjalną GROM, potem zniknął z życia publicznego (…) Zdaniem śledczych nic niepokojącego nie wykazały również oględziny miejsca zdarzenia. Przyznają , że nie udało się zidentyfikować odcisków palców na siodełku jednego z rowerów należących do Petelickich. Wskazują jednak, że blokował on wózek zakupowy, który pożyczali sąsiedzi (…) Strzał padł z pistoletu generała. Znaleziono na nim linie papilarne „wskazującego palca lewej ręki Sławomira Petelickiego". Choć według informacji „Rz" generał był praworęczny. – To nie ma żadnego znaczenia w przypadku samobójstwa – tłumaczy Czempiński. Zapewnia, że wielokrotnie był świadkiem, jak Petelicki strzelał z lewej ręki. – Mieliśmy nawet takie zabawy – wspomina.
Czytaj: Sprawa Fogle’a. Dlaczego Rosjanie ozdobili czołówki gazet twarzą amerykańskiego szpiega?
Mariusz Kowalewski, Piotr Śmiłowicz, Wprost, Jak weryfikowano Kaczyńskiego: Jest początek października 2006 r. (…) już 6 października, a więc na początku pracy, Macierewicz przegląda w IPN teczkę o sygnaturze IPN BU 00240/178. Nie ma ona jednak wiele wspólnego z weryfikacją WSI. To co prawda dokumenty kandydata na tajnego współpracownika wywiadu wojskowego PRL, werbowanego w 1984 r., ale nie przez oficera podlegającego weryfikacji. Kandydat nazywa się… Jarosław Kaczyński. To jednak tylko zbieżność nazwisk z ówczesnym premierem. - Jestem daleki od teorii spiskowych, ale ta historia pokazuje, że komisja zajmowała się nie tylko weryfikacją. Według mnie szukano w IPN konkretnych materiałów – mówi „Wprost" warszawski prokurator. – Może chciano sprawdzić, czy jest coś, co może skompromitować Jarosława Kaczyńskiego. Dziś już się tego pewnie nie dowiemy – dodaje.
Mariusz Kowalewski, Wprost, Kto niszczył billingi porywaczy: W 2009 r. Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku, która prowadzi śledztwo po śledztwie w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika, wystąpiła do ówczesnego operatora PTC Era o billingi Wojciecha Franiewskiego. Według sądu był on m ózgiem i liderem grupy, która porwała w 2001r. syna biznesmena spod Drobina. Jednak operator odpisał śledczym, że nie ma takich billingów. „Wprost" dotarł do dokumentów wewnętrznych PTC Era, z których wynika zupełnie coś innego. Billingi były i już po zapytaniu prokuratury mogły zostać zniszczone na polecenie ludzi związanych ze służbami specjalnymi PRL i wolnej Polski (…) Era odpowiedziała prokuratorom, że nie ma billingów Franiewskiego. Ustaliliśmy jednak, że operator miał informacje, o które prosili śledczy. Dowody na to znaleźliśmy w wewnętrznym dokumencie PTC Era. To memorandum sporządzone ze spotkania z dnia 30 października 2009 r. Jorga B., dyrektora biura zgodności i kontroli PTC, Marcina P., kierownika działu biura kontroli i zgodności, z Ryszardem L., byłym dyrektorem biura bezpieczeństwa PTC Era. Właśnie do tego ostatniego trafił wniosek gdańskich śledczych w sprawie biłlingów Franiewskiego (…) Billingi znajdują ce się w systemie PTC Era miały świadczyć o tym, że Franiewski kontaktował się z Wojciechem Derlatka. To rodzony brat płk. Andrzeja Derlatki, za czasów SLD szefa zarządu wywiadu UOP, a później wiceszefa Agencji Wywiadu. „L. wspomniał, że Tomasz H. prawdopodobnie był współpracownikiem służb specjalnych w swojej młodości i w czasie pobytu w Szwajcarii" – pisze w memorandum Jorg B (…) Tajemnicę kontaktów z ludźmi służb Franiewski zabrał z sobą do grobu. W 2007 r. powiesił się w celi w areszcie śledczym w Olsztynie. Po nim na własne życie targnęło się jeszcze dwóch porywaczy: Sławomir Kościuk i Robert Pazik, którzy powiesili się w celach aresztu śledczego w Płocku. Pierwszy w 2008, drugi w 2009 r.
Czytaj także: Amber Gold – złoto dla zuchwałych
Radosław Omachel, Newsweek, Tropienie afery Amber Gold: Rok po bankructwie Amber Gold prokuratura wciąż nie wie, k to stat za Marcinem Plichtą. Nie sprawdza urzędników, którzy do przekrętu dopuścili, ani pracowników Amber Gold, którzy w nim brali udział. Ale zaczyna się pościg za ludźmi oszukanymi przez Plichtę. Fiskus chce opodatkować to, co stracili (…) dziwnym trafem referentka w I Urzędzie Skarbowym w Gdańsku zapomniała wpisać spółkę Amber Gold do systemu Pol-tax, który ewidencjonuje podatników biznesowych (po ujawnieniu tych zaniedbań zmieniła pracę; dlatego -jak tłumaczy rzecznik Izby Skarbowej – nie może ponieść odpowiedzialności dyscyplinarnej). Dzięki temu Amber Gold przez kilka lat mógł się rozwijać nie niepokojony przez skarbówkę, choć nie składał sprawozdań finansowych i prowadził wirtualną księgowość. Amber Gold był jedną z większych gdańskich firm, siedzibę spółki i Izbę Skarbową dzieli pięć minut spaceru. A jednak z punktu widzenia Izby Skarbowej piramidy Plichty po prostu nie było (…) Podobne zadziwiajÄ …ce zbiegi okoliczności od początku budziły podejrzenia, że Amber Gold nie był przekrętem działającego w pojedynkę Plichty, tylko grupy na tyle wpływowej, by zapewnić piramidzie parasol ochronny. Już we wrześniu ubiegłego roku roku Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zakładała, że Amber Gold był pralnią pieniędzy, być może mafijnych. – Pieniądze wręcz wylewały się z firmy – mówił wtedy „Newsweekowi" jeden z agentów ABW zajmujących się sprawą (dziś prokuratura z Bydgoszczy prowadzi postępowanie w sprawie ujawnienia przez niego informacji ze śledztwa) (…) 1 Były co najmniej cztery duże (przekraczające milion złotych) wpłaty do Amber Gold. Prokuratura wie tylko o dwóch 2 Sam Plichta, zakładając piramidę finansową, miał w kieszeni tylko kilkaset złotych 3 Amber Gold nie prowadził księgowości, ale nie budziło to niczyjego zdziwienia-ani skarbówki, ani innych urzędów, ani pracowników spółki Plichty 4 Fisk us ściga ofiary Plichty, pytając, skąd mieli na inwestycje w Amber Gold czeniu lokaty sprzedawany. Klient miał dostać gwarantowany zysk, minimum 13 proc. rocznie. A więc – jak zauważa syndyk – pracownicy Amber Gold powinni księgować kolejne operacje: wpłatę dokonaną przez klienta, zakup kruszcu i przyjęcie go w depozyt, a wreszcie jego odsprzedaż i wypłatę zysku. Amber Gold miało kilkanaście tysięcy klientów, przez konta firmy przewinęło się ok. 2 mld zl, więc takich operacji księgowych musiały być codziennie setki, to praca dla kilku osób. Jakim cudem żaden z kilkudziesięciu pracowników centrali Amber Gold nie zainteresował się tym, kto i kiedy zajmuje się obsługą i księgowaniem operacji związanych ze złotem.
Cezary Gmyz, Do Rzeczy, IPN Utajnia agentów: Redakcja tygodnika „Do Rzeczy" dwa tygodnie temu zwróciła się o udostępnienie listy w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej. IPN odmawiając wydania decyzji, nie zakwestionował tego, że treść oświadczeń lustracyjnych stanowi informację publiczną. Powołał się jednak na wyrok Trybunału Konstytucyjnego z maja 2007 r., według którego nie jest konieczne publikowanie treści oświadczeń lustracyjnych w „Biuletynie Informacji Publicznej IPN". Instytut pominął jednak zupełnie fakt, że Trybunał ani nie zabronił publikowania oświadczeń, ani nie stwierdził, że nie stanowią one informacji publicznej. Ten sam Trybunał Konstytucyjny w 2003 r. uznał zresztą, jeśli „ustawa lustracyjna realizuje obywatelskie prawo do informacji, to ograniczenie zakresu jej stosowania poprzez faktyczne wyłączenie spod jej działania tajnych współpracowników, wykonujących pewien zakres zadań, uznane być musi za równoznaczne z ograniczeniem samego prawa do informacji" (…) IPN udostępnił „Do Rzeczy" jedynie listę 1203 osób, które startowały w w yborach parlamentarnych oraz samorządowych i ujawniły, że pracowały w bezpiece lub z nią współpracowały. Jednak te dane były już publikowane w obwieszczeniach wyborczych. Te osoby to mniej niż połowa wszystkich, które przyznali się do współpracy z bezpieką. W tej chwili lista ludzi, którzy w oświadczeniu lustracyjnym przyznali się do pracy dla bezpieki, liczy 2733 osoby. Oznacza to, że dane 1530 osób IPN zachowuje do swojej wiadomości. Dlaczego Odpowiedź na to pytanie może wskazać informacja, jakie stanowiska zajmują te osoby. Zgodnie z ustawą do złożenia oświadczeń lustracyjnych zobowiązani są najbardziej wpływowi ludzie w Polsce (…) Obecne stanowisko kierownictwa IPN oznacza diametralną zmianę, bo w identycznym stanie prawnym za czasów prezesury Janusza Kurtyki, ale też krótko po jego śmierci, prawo do takich informacji nie było ograniczane.
(PAM)