- Wiadomości
- Opinia
- Komentarz
Polska może się wzorować na Izraelu w kwestii przemysłu zbrojeniowego?
W perspektywie kilku najbliższych lat polską armię czeka gruntowna modernizacja. W projekcie „Strategia na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”, opublikowanym ostatnio przez Ministerstwo Rozwoju, mówi się o przeznaczeniu na obronę narodową nawet 2,5 proc. PKB. Chodzi nie tylko o zakup nowoczesnego sprzętu i rozwinięcie możliwości projekcji siły polskiej armii. Równie ważnym celem jest wygenerowanie impulsu gospodarczego i innowacyjnego dla polskiego przemysłu i to nie wyłącznie zbrojeniowego - pisze na blogu Defence24.pl Jarosław Kruk.

Jak można dokonać tego najskuteczniej, unikając niekonkurencyjnych następstw wynikających zazwyczaj z państwowego nadzoru nad tak ważną dziedziną gospodarki? Co uczynić, by zamawiany sprzęt był produkowany w jak największym stopniu przez podmioty polskie, zastosowanie offsetu skutkowało transferem wysokich technologii do naszego kraju, a w wypadku sprzętu zagranicznego mógłby być on serwisowany a nawet modernizowany tutaj na miejscu?
Krajem, któremu należy przyjrzeć się z uwagą, szukając dobrego przykładu dla Polski, jest Izrael. Warto to uczynić pomimo wszelkich różnic, których skalę wyznacza wyjątkowo wysoki poziom technologii oferowanej przez stronę izraelską czy równie wysoki poziom tamtejszej wiedzy wojskowej wynikający z zaangażowana izraelskiej armii w operacje na Zachodnim Brzegu, strefie Gazy, utrzymywanie w ryzach libańskiego Hezbollahu i licznych grup zbrojnych kontrolujących terytorium syryjskie u granic Izraela. Zagrożenia te trudno wyobrazić sobie w naszym kraju nawet w wypadku konfliktu hybrydowego. Również budżet obronny Polski to obecnie zaledwie 60-65 proc. wydatków izraelskich. Pamiętajmy jednak o tym, że nakłady na polską armię będą się regularnie zwiększać, natomiast Izrael już dzisiaj musi przeznaczać dużą część budżetu na szkolenie i utrzymanie nowych roczników poborowych, na bieżące operacje bojowe i dość częste, chociaż prawie zawsze tylko częściowe, mobilizacje. Te pozycje nie obciążają polskiego budżetu obronnego.
Przejdźmy do meritum. Jak Izrael stymuluje rozwój własnego przemysłu zbrojeniowego? Jednym z najważniejszych zagadnień jest wybór właściwych priorytetów, którymi rząd Izraela kieruje się wskazując dziedziny inwestowania. Według izraelskiego generała Izraela Tala służą temu cztery kryteria:
1. Odmowa przez inne państwa sprzedaży Izraelowi określonego sprzętu bądź technologii powinna skłaniać go do inwestowania w te sektory.
2. Ścieżkę rozwoju technologicznego Izraela powinny wytyczać dostępne zasoby miejscowego kapitału ludzkiego.
3. Ważne kryterium to niższe koszty produkcji sprzętu w Izraelu w porównaniu z importem jego zagranicznych odpowiedników.
4. Izrael powinien koncentrować się na produkcji broni i technologii odstraszania regionalnego, zwłaszcza w wypadku niemożności zakupienia jej od innych państw.
Piąte kryterium, które nie zostało tu wymienione, a jest równie ważne w procesach decyzyjnych Izraela - zarówno jako narzędzie finansowania przemysłu, jak i prowadzenia polityki zagranicznej - to możliwości eksportowe izraelskiego przemysłu zbrojeniowego.
W Izraelu działają firmy zbrojeniowe będące w całości własnością państwa („Israel Aerospace Industries”, „Israel Military Industries”, „Rafael Advanced Defense Systems”), także te, które funkcjonują jako spółki akcyjne („Elbit Systems”) i takie, które pozostają całkowicie w prywatnych rękach („Solatam Systems”, „Israel Weapon Industries” „Israel Shipyards”). Niektóre z nich, jak „Israel Weapon Industries” i „Israel Shipyards”, zostały założone przez państwo, a następnie sprywatyzowane w celu maksymalizacji zysku.
W pewnej sprzeczności z doktryną uniezależnienia się pozostają relacje Izraela ze Stanami Zjednoczonymi, w obecnej formie kształtujące się od połowy lat 70. To prawda, że Izrael otrzymuje z tej strony znaczącą pomoc finansową (ponad 3 miliardy dolarów, a ostatnio mówi się o jej zwiększeniu do 5 miliardów), technologiczną i logistyczną. Jednak nie odbywa się to bez żadnych korzyści finansowo-politycznych dla strony amerykańskiej. Po pierwsze, Departament Stanu często dyktuje Izraelczykom, komu, co i na jakich zasadach mają prawo sprzedawać. Wielokrotnie, skutecznie zawetował także sprzedaż zaawansowanej broni krajom takim jak Chiny, Indie czy Rosja. W 2000 roku, właśnie na polecenie Amerykanów, Izrael odwołał dostawy dronów rozpoznawczych dla Chin, mimo że były już opłacone. Parokrotnie rząd USA zmusił Izrael do porzucenia projektów stanowiących niebezpieczną konkurencję dla amerykańskiego przemysłu i nadmiernie uniezależniających mniejszego partnera.
Najboleśniejszym doświadczeniem dla Izraelczyków była wymuszona rezygnacja z produkcji własnego samolotu wielozadaniowego czwartej generacji „Lavi”, który pod koniec lat 80-tych mógł stanowić poważną konkurencję dla F-16. Pomimo wydania prawie 2 miliardów dolarów i już gotowych prototypów, program został całkowicie zawieszony, a jego efekty przekazane Amerykanom. Dodatkowo Amerykanie zapewnili sobie wyłączność na wiele rodzajów izraelskiej technologii. Ostatnio, pod wpływem bliskowschodniej polityki amerykańskiej (umowa z Iranem czy działania dyplomatyczne USA w trakcie ostatnich walk z Hamasem), zaczęto mówić w Izraelu o potrzebie uniezależnienia się od USA. Pojawiły się też, firmowane przez poważne źródła, idee przyszłej bliższej współpracy z Chinami. Czas zweryfikuje te pomysły być może szybciej niż sądzimy, zwłaszcza że system bezpieczeństwa w tej części świata zmienia się gruntownie na naszych oczach.
Ważnym elementem wspierania przez Izrael rodzimego przemysłu obronnego jest „wywiad technologiczny” – pozyskiwanie technologii nieoficjalnymi drogami i metodami. Od dawna wiadomo, że jest to głównym polem działania Mosadu, a i izraelski wywiad wojskowy (Aman) również przeznacza na ten cel spore środki. „Pozyskane” w ten sposób technologie są przekazywane izraelskim producentom (nie tylko zbrojeniowym). Nic więc dziwnego, że na wysokich stanowiskach i w radach nadzorczych firm zbrojeniowych i powiązanych z nimi (państwowych i prywatnych) zasiadają byli szefowie i oficerowie służb wywiadowczych, nie mówiąc już o współpracownikach tych służb. Jedną z najsłynniejszych „kopii” wykonanych przez izraelski przemysł zbrojeniowy były samoloty „Nesher” i „Kfir” wzorowane na francuskim myśliwcu Dassault Mirrage 5. Ich plany pozyskano, jak głosi jedna z wersji tej historii, z niezidentyfikowanego „szwajcarskiego źródła”.
Powiązana do pewnego stopnia z wywiadem, acz nie całkowicie, jest polityka imigracyjna Izraela i sposób, w jaki wspiera ona przemysł obronny. Izrael aktywnie rekrutuje w diasporze utalentowanych naukowców i konstruktorów pochodzenia żydowskiego. Poznałem kiedyś osobę niezwykle utalentowaną w dziedzinie fizyki, która w wieku szesnastu lat otrzymała propozycję finansowania imigracji do Izraela i przyspieszonej edukacji (połączonej z odsunięciem w czasie służby wojskowej, a następnie odbywaniem jej w ramach swoich umiejętności). Nie muszę dodawać, że osoba ta nie miała potem najmniejszych problemów ze znalezieniem pracy w izraelskim przemyśle high-tech. W latach 90. Izrael skutecznie wykorzystał masową imigracje z rozpadającego się Związku Sowieckiego na potrzeby swojego hitu eksportowego, jakim stała się modernizacja post-sowieckiego sprzętu wojskowego.
Ostatnim, aczkolwiek najważniejszym elementem wspierania przez Izrael rodzimego przemysłu obronnego jest umiejętne wykorzystanie polityki zagranicznej i offsetowej dla zdobywania nowych technologii. Służą temu dobre rozwiązania prawne, umiejętność stosowania różnorodnych narzędzi polityki zagranicznej i, co może najważniejsze, zdolność do zaoferowania swoim partnerom czegoś w zamian. Nie chodzi tu nawet o korzyści materialne, lecz o własny „high-tech”, „know how” i kapitał polityczny. Wspomnianą już ilustracją możliwości przemysłu zbrojeniowego Izraela jest współpraca z USA w dziedzinach technologii rakietowej, komunikacyjnej i lotniczej prowadzona przez „Elbit Systems” i „Rafael”. Poczynając od samolotów F-16 i F22, poprzez elektronikę dla „Apaczy” i systemy radarowe trudno byłoby dzisiaj znaleźć w amerykańskiej armii zaawansowaną technologię wojskową pozbawioną istotnego wkładu izraelskiego. Zależność ta działa także w drugą stronę, by wspomnieć chociażby o systemie obrony powietrznej „Iron Dome”, który nie powstałby bez intelektualnego i finansowego wsparcia USA. Zaawansowana kooperacja izraelskich przedsiębiorstw obejmuje też podmioty brytyjskie, włoskie i francuskie, a nawet kraje takie jak Rumunia, gdzie swoją odnogę posiada „Elbit”.
Rozwijając własny przemysł zbrojeniowy Polska może wzorować się na Izraelu w niektórych wymienionych dziedzinach. W ramach wzmocnienia wschodniej flanki NATO zręczna dyplomacja powinna przyczynić się do uzyskania znacznej pomocy na cele militarne i to nie tylko od Stanów Zjednoczonych, ale też od krajów skandynawskich. Tak jak w wypadku Izraela nie chodzi tu wyłącznie o środki finansowe i sprzęt, lecz przede wszystkim o pozyskiwanie wysokich technologii i linii produkcyjnych w ramach mechanizmów offsetowych i innych inwestycji w nasz rodzimy przemysł. Poszukiwanie kapitału ludzkiego poza granicami naszego kraju, zwłaszcza w środowiskach polonijnych, może również przynieść obiecujące efekty. Pamiętajmy o trudnej sytuacja Ukrainy i niepewnej przyszłości Białorusi i Rosji. Kraje te mogą być źródłem talentów, zwłaszcza gdybyśmy chcieli rozwijać swój sektor modernizacji post-sowieckiego sprzętu wojskowego jak to ostatnio zapowiadał Pan Sekretarz Stanu Bartosz Kownacki. Generalnie lepiej by było aby specjaliści z Zaporoża, Nikołajewa itd. nie emigrowali do Rosji tylko do nas. I jeszcze jedna uwaga do prowadzenia takiej polityki: wymagane jest precyzyjne określenie kilku realnych celów, które zamierzamy osiągnąć za 10-12 lat, określenie metod ich realizacji oraz odrobina zdrowego państwowego cynizmu. Następny odcinek będzie o możliwym wzorze skandynawskim.
Autor: Jarosław Kruk Radca Prawny i Partner zarządzający w Kancelarii Prawniczej Kruk i Wspólnicy Aleksander Czyżewski
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS