Mam natomiast wrażenie, że wiele osób wierzy w to, że samo utworzenie Agencji Uzbrojenia sprawi, że zakupy automatycznie staną się dużo łatwiejsze, a nowy sprzęt popłynie do wojska szerokim strumieniem. Rzeczywistość jest jednak inna. (…) Nie przekreślam samej koncepcji, na pewno gdy projekt wpłynie do Sejmu będziemy rozmawiać, pytać, zgłaszać poprawki – mówi w rozmowie z Defence24.pl Tomasz Siemoniak, poseł Koalicji Obywatelskiej, członek Sejmowej Komisji Obrony Narodowej i były szef MON w rządzie PO-PSL.
Jakub Palowski: Dziś Ministerstwo Obrony Narodowej zaprezentowało koncepcję powołania Agencji Uzbrojenia, aby usprawnić proces pozyskiwania sprzętu dla Sił Zbrojnych RP. Panie Ministrze, jak Pan to skomentuje?
Tomasz Siemoniak, członek Sejmowej Komisji Obrony Narodowej i były szef MON w rządzie PO-PSL: Przede wszystkim to nie jest nowy pomysł. Pierwsza zapowiedź powołania Agencji Uzbrojenia pojawiła się dwa i pół roku temu, nawet powołano pełnomocnika do tego zadania. Od tego czasu nic się nie działo, więc koncepcja i projekt absolutnie nie są świeże. Nie znam szczegółów, jednak z tego co usłyszałem, jest niestety on – błędnie – traktowany jako taka recepta, remedium na wszystkie problemy z modernizacją.
Oczywiście mogę się zgodzić, że warto usprawniać proces zakupów, szukać lepszych rozwiązań. Mam natomiast wrażenie, że wiele osób wierzy w to, że samo utworzenie Agencji Uzbrojenia sprawi, że zakupy automatycznie staną się dużo łatwiejsze, a nowy sprzęt popłynie do wojska szerokim strumieniem. Rzeczywistość jest jednak inna. Obawiam się, że może się to skończyć tak, że jedynym sukcesem obecnego rządu w tej kadencji będzie powołanie Agencji Uzbrojenia. A przecież celem powinno być to, by żołnierze Wojska Polskiego dysponowali najlepszym sprzętem, a nie powołanie nowej instytucji.
Podkreślam, że nie sprzeciwiam się samemu założeniu utworzenia Agencji Uzbrojenia, ta koncepcja nie jest nowa. Można analizować, czy obecny system, z dużą rolą gestorów i Inspektoratu Uzbrojenia jest dobrym rozwiązaniem, dążyć do wprowadzania zmian organizacyjnych z korzyścią dla procesu modernizacji. Ale to nie rozwiąże wszystkich problemów.
Co jest więc Pana zdaniem kluczowe do realizacji procesu modernizacji?
Moje doświadczenie jest takie: zakupy idą do przodu, jeżeli minister, wiceminister i żołnierze na najwyższych stanowiskach angażują się odpowiednio w ten proces. Musi być wola i determinacja decydentów w resorcie obrony i wojsku – to od nich zależy skuteczność modernizacji, a nie od nawet najlepszych instytucji. Jeżeli założenia o których mówiłem są spełnione, to czy zakupy są realizowane przez Agencję, Inspektorat, czy inne jednostki, jest kwestią wtórną.
Oczywiście należy zwrócić uwagę na kwestię podporządkowania tej Agencji. Z przekazywanych informacji nie wychwyciłem tego, czy ma ona być podporządkowana ministrowi obrony, czy nie – jeśli nie, tworzymy w pewien sposób sztuczne rozwiązanie. Wcześniej słyszałem o wielu koncepcjach, o podporządkowaniu Agencji Uzbrojenia premierowi, o kontekstach rozwiązań z wybranych państw azjatyckich, w których tego rodzaju instytucje funkcjonują jako swego rodzaju „osobny resort”, działający w pewien sposób równolegle do ministerstwa obrony. Ja w każdym razie będę zwolennikiem tego, aby nowa instytucja, jeżeli już powstanie, podlegała resortowi obrony, bo inaczej powstanie niepotrzebny „byt równoległy”.
Z dzisiejszych wypowiedzi kierownictwa MON wynika też bardzo długi czas tworzenia tej Agencji. To również jest niekorzystne. Tego rodzaju zmiany strukturalne, reorganizacje zawsze powodują okres chaosu, niepewności, zmian miejsc pracy i służby. Nad tym trzeba się poważnie zastanowić. Moim zdaniem drogi do przyspieszenia modernizacji należy poszukiwać w ulepszeniu, zmianach przepisów i procedur. Kolejną sprawą, a tego w ogóle obecny rząd nie robi, jest dążenie do konsensusu parlamentarnego z opozycją w sprawach modernizacyjnych, także na wzór innych państw, choćby Niemiec.
Bundestag musi zatwierdzić każdy program modernizacyjny – komisja budżetowa wyraża zgodę na każdy program 25 mln euro.
To pokazuje, że dąży się do porozumienia ponadpartyjnego i zwiększenia roli parlamentu. U nas w ogóle o tym nie ma mowy i to jest poważny błąd. Mówi się, jest pewne przekonanie, wręcz wiara, że utworzenie nowej agencji usunie wiele trudności, a nie tu moim zdaniem tkwi główny problem. Zwłaszcza, że ci sami ludzie, którzy dziś są w Inspektoracie Uzbrojenia, znajdą się w agencji.
Powtarzam po raz wtóry – nie przekreślam samej koncepcji, na pewno gdy projekt wpłynie do Sejmu będziemy rozmawiać, pytać, zgłaszać poprawki. Zbyt wiele jednak moim zdaniem mówimy o narzędziu, a zbyt mało o celu, jakiemu powinno ono służyć. Żołnierzy nie interesuje, czy broń zostanie zakupiona przez tą czy inną komórkę MON lub Sił Zbrojnych, broń ma być skuteczna i sprawna.
Pana zdaniem kierunkowo konsolidacja to może być dobry krok jeśli będzie podlegać MON, ale nie rozwiąże wszystkich problemów, a dalsze decyzje powinny być podejmowane ponadpartyjnie?
Co do zasady tak. Musimy jednak pamiętać, że pewnych rzeczy nie da się połączyć. Jeżeli czytam, że ta agencja ma wchodzić w kwestie utrzymania sprzętu, jego serwisowania, to moim zdaniem te założenia są zbyt daleko idące. Agencja nie będzie też w stanie wygenerować potrzeb, one muszą zostać zdefiniowane przez żołnierzy – gestora, czy Organizatora Systemu Funkcjonalnego.
Nie da się zrobić w ten sposób, że wszystkie „kłopoty” zostaną wyprowadzone do zewnętrznej agencji, która się tym zajmie. W systemie pozyskiwania musi być żołnierz, który ocenia potrzeby, dobrze przygotowany urzędnik, który potrafi je właściwie opisać oraz polityk, który ma wolę, prowadzi dany program i potrafi znaleźć na niego pieniądze, wreszcie – realizator zakupu. Moim zdaniem Agencja Uzbrojenia może być właśnie takim realizatorem zakupu. Nowa instytucja nie zastąpi ani polityka, ministra który prowadzi dany program i ma odpowiednią dozę determinacji, ani wcześniejszych etapów o których mówiłem.
Dziękuję za rozmowę.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie