Reklama

Polityka obronna

Poniedziałkowy przegląd mediów; Ofensywa islamistów; Desperacka oferta Ukrainy

Autor. The Foreign, Commonwealth & Development Office/ wikipedia.com/OGL v1.0

Codzienny przegląd mediów sektora bezpieczeństwa i obronności.

Andrzej Rafał Potocki: Sieci Prawdy:„Rozgoryczona Ukraina” „Na ukraińskim portalu pravda.com.ua ukazał się ważny artykuł Mychajły Dubynianskiego „Bułhakow i sprzymierzeńcy Ukrainy”. Jest to nawiązanie do myśli ze znanej książki Bułhakowa o czasach rewolty bolszewickiej 1917 r. „Biała Gwardia”, w której pada stwierdzenie: „Jeśli ci powiedzą, że sprzymierzeńcy spieszą nam z pomocą, nie wierz. Sprzymierzeńcy to szumowiny”. Autor nie ukrywa rozżalenia na sojuszników walczącej Ukrainy, które jest charakterystyczne dla stanu świadomości patriotycznej większości obywateli tego kraju. Sceptycyzm, rozczarowanie, obraza, najróżniejsze pretensje do USA i Europy przysłoniły autentyczną wdzięczność - uczucie, które przeważało w 2022 r. Dziś na Ukrainie w dobrym tonie jest kopanie „kulawej kaczki”, czyli prezydenta USA Joe Bidena. Zarzuca się mu hipokryzję, tchórzostwo oraz polityczną impotencję. Spóźnione zezwolenie na wykonywanie uderzeń w głąb Rosji z użyciem rakiet dalekiego zasięgu nie za bardzo zmiękczyło serca jego ukraińskich krytyków. Podobnie jak pomoc wojskowa, która jest dozowana w ilościach niewystarczających do pokonania agresora. Ciągłe tłumaczenia zarówno Białego Domu, jak i europejskich przywódców o groźbie eskalacji konfliktu doprowadziły do długotrwałej, krwawej wojny, choć dzięki odpowiedniemu wsparciu militarnemu można było ją zakończyć jeszcze w 2022 r. Rozgromienie demokratów w listopadowych wyborach w US A zostało więc odebrane przez wielu Ukraińców ze złośliwą satysfakcją. Uważają oni, że Białemu Domowi należała się porażka jako kara za niezdecydowanie i niekonsekwencję w kwestii ukraińskiej. Zwycięstwo nieprzewidywanego DonaldaTrumpa często jest natomiast interpretowane zgodnie z porzekadłem: „Lepsze koszmarne zakończenie niż koszmar bez końca”. „

Marek Budzisz: Sieci Prawdy:„Rosyjska wojna z Europą” „„W tym roku w Europie doszło do 500 podejrzanych incydentów. Nawet 100 z nich można przypisać rosyjskim atakom hybrydowym, szpiegostwu i operacjom wpływu” - powiedział czeski minister spraw zagranicznych Jan Lipavsky w przeddzień niedawnego szczytu państw NATO w Brukseli. Skala obecnego zagrożenia rosyjskimi atakami jest większa niż za czasów zimnej wojny, zauważył niedawno szef brytyjskiego wywiadu MI6 sir Richard Moore, wypowiadając się na ten temat publicznie i mówiąc o „kampanii rosyjskiego sabotażu”. Podobne oceny formułował też niedawno w Bundestagu Bruno Kahl kierujący pracami niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej. Jeden z ostatnich „podejrzanych incydentów” miał miejsce w okolicach Pniew w Wielkopolsce, gdzie przerwana została nitka ropociągu Przyjaźń. W efekcie ograniczono dostawy do czeskiej rafinerii ORLENU, rząd w Pradze zapowiada uruchomienie w razie potrzeby rezerw strategicznych, a wszystko to zbiega się z promowaniem przez Putina energetycznego „swapu”. Rosyjski prezydent, będąc niedawno w Kazachstanie, a wcześniej w azerskim Baku, powiedział, że Moskwa osiągnęła z obydwoma krajami porozumienie w kwestii dostaw surowców energetycznych. Do Europy miałby popłynąć gaz z Azerbejdżanu i ropa naftowa z Kazachstanu, a swoje surowce Rosjanie wysyłaliby do odbiorców w Azji za pośrednictwem systemu ropo- i gazociągów. Tyle teorii. Zdaniem ekspertów praktyka byłaby zupełnie inna, bo do odbiorców w Niemczech, Austrii, a także w Polsce miałby faktycznie docierać surowiec rosyjski, jedynie na papierze uchodzący za pochodzący z innych krajów. Chodzi oczywiście o ominięcie obowiązujących sankcji i zapewnienie Moskwie również w przyszłym roku środków niezbędnych do kontynuowania wojny.”

Reklama

Waldemar Skrzypczak: Wprost:„Bałtyk wymyka się Putinowi” „Nietrudno sobie wyobrazić zaniepokojenie Rosjan wydarzeniami, jakie miały miejsce 27 listopada w Szwecji. Konferencja premierów państw bałtyckich i nordyckich jest wyraźnym sygnałem dla Putina, że region Morza Bałtyckiego wymyka się spod jego kontroli. Dominacja rosyjskiej Floty Bałtyckiej jest już historią. Jestem przekonany, że Rosjanie intensywnie myślą, jaką strategię w tym regionie przyjąć. Może ona być tylko obronna, bo nie są w stanie już nikomu zagrozić, chociażby operacją desantowo-morską.Przewaga sił lądowych i morskich w regionie Morza Bałtyckiego jest w naszym ręku. A budowanie przewagi w powietrzu zależało będzie od kierunku głównego wysiłku operacji NATO i tu też Rosjanie szans nie mają. Putin będzie grał Obwodem Królewieckim, ale ten zostanie już tylko polityczną wyspą Rosjan w morzu NATO. W przypadku wojny nie będzie miał żadnego znaczenia. Można rzec, że nareszcie dostrzeżono i doceniono szansę w konsolidacji wysiłków dla bezpieczeństwa, które będzie udziałem państw lewej flanki NATO, stając się najsilniejszym elementem w strukturze Sojuszu w Europie. Myśl tej jedności jest przednia z wojskowego punktu widzenia. Zamyka Rosjanom swobodę prowadzenia operacji przede wszystkim morskich, ale i lądowych - w przypadku rozmieszczenia sił głównie w Nadbałtyce, jako najwrażliwszym elemencie w strukturze obrony NATO w tym regionie. Uważam jednocześnie, że istnieją doskonałe warunki do operacyjnego (w tym i inżynieryjnego) przygotowania terenu w państwach frontowych z wykorzystaniem wysp (Hiumy, Saremy, Gotlandii i dziesiątków mniejszych) oraz zatok Fińskiej i Ryskiej do skutecznego paraliżowania ofensywnych działań Rosjan. Polska i kraje nadbałtyckie już takie przygotowania prowadzą. Finlandia od dawna ma podobne systemy gotowe. Teraz je doskonali.”

Marek Budzisz: Sieci Prawdy:„Ofensywa islamistów” „Tego samego dnia, gdy pojawiły się informacje o zawieszeniu broni między Izraelem a Hezbollahem, w sąsiedniej Syrii doszło do wybuchu gwałtownych walk. Do ofensywy ruszyli islamscy rebelianci skupieni wokół organizacji Hajat Tahrir asz-Szam (HTS). Zaskoczona i zdemoralizowana armia rządowa nie była w stanie stawić zorganizowanego oporu. Dżihadyści w ciągu kilkudziesięciu godzin zdobyli Aleppo, drugie pod względem wielkości miasto Syrii, które armia reżimu Asada wspierana przez Rosjan i Irańczyków zdobywała wcześniej przez trzy lata. Tymczasem sprzymierzeni z Turcją rebelianci po zaledwie czterech dniach potroili obszar kontrolowanego przez siebie terytorium, a także zmusili oddziały rosyjskie wspierające Asada do opuszczenia kilku garnizonów i skoncentrowania sił w bazie lotniczej Latakia. Organizacja, która stoi na czele sił rebelianckich, w 2018 r. została uznana przez administrację Donalda Trumpa za terrorystów powiązanych z A; -Kaidą. Od tego czasu jej przywództwo próbowało zmienić swój wizerunek na bardziej umiarkowany, na co nalegały władze wspierającej ją Turcji, ale w opinii wielu komentatorów nadal jest ona mocno powiązana z szyickimi islamistami. Rozpoczęcie ofensywy jest bezpośrednim następstwem wojny między Hezbollahem a Izraelem. W jej trakcie wspierająca Asada organizacja straciła niemal całe swoje kierownictwo i znaczny potencjał wojskowy. Reżim w Damaszku nie może też liczyć na znaczące wsparcie Rosji, która jest zaangażowana na Ukrainie, ani na Iran, który po wymianie ciosów z Izraelem jest raczej zainteresowany uspokojeniem sytuacji.”

Reklama

Aleksandra Rybińska: Sieci Prawdy:„Kandydat z TikToka” „Călin Georgescu, prawicowy polityk, który chwalil Wladimira Putina jako „człowieka kochającego swój kraj”, wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich w Rumunii. Jego kampania, prowadzona w mediach spolecznościowych i skupiona na obietnicach obniżenia kosztów życia oraz przywrócenia godności Rumunom, trafiła na podatny grunt.Draganesti, niewielka gmina malowniczo położona u zbiegu rzek Teleajen i Prahova, przypomina inne, podobne w Rumunii. Wąskie uliczki, kilka historycznych zabytków, stacja kolejowa. Jej mieszkańcy od lat głosują na socjaldemokratów z postkomunistycznej PSD. Wszędzie powiewają unijne flagi, a także flagi NATO. Przed ratuszem, a nawet w lobby miejscowej szkoły. Burmistrz i polityk PSD Ionut Roma miał nadzieję, że mieszkańcy pamiętają, kto dal pieniądze na budowę szkoły oraz dróg: Unia Europejska. „Te wartości są w naszej krwi. Nikt nie może ich zmienić” - przekonywał w rozmowie z francuskim dziennikiem „Le Monde”. W niedzielę 24 listopada 37 proc. mieszkańców Draganesti zagłosowało jednak w pierwszej turze wyborów prezydenckich na Galina Georgescu, niezależnego kandydata o poglądach otwarcie prorosyjskich i antyunijnych. Burmistrz Draganesti przeżył szok, a wraz z nim cała rumuńska scena polityczna i medialna. Nic bowiem nie zapowiadało sukcesu Georgescu, od lat poruszającego się na obrzeżach polityki. Nie miał on środków na kampanię i jak sam twierdzi, nie wydał na nią ani grosza, a medialny mainstream go zignorował. Nie zabiegał zresztą o jego względy. Jeszcze trzy tygodnie temu miał 7 proc. poparcia w sondażach. A tu nagle wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich z wynikiem 23 proc. Na drugim miejscu uplasowała się Elena Lasconi, liderka opozycyjnego centroprawicowego Związku Ocalenia Rumunii (USR), która zdobyła 19 proc. głosów. Trzecia pozycja przypadła obecnemu premierowi i liderowi współrządzącej PSD Marcelowi Ciolacu, który wcześniej uchodził za faworyta.”

Piotr Barejka: Wprost:„Gruzja nie jest stracona” „Zagranica - zachód nie będzie chciał Gruzji tracić, za dużo zainwestował na Kaukazie - przewiduje Wojciech Górecki z Ośrodka Studiów Wschodnich. Jak dodaje, walka „wciąż się toczy”, a niedługo w Gruzji może zapanować dwuwładza, co dodatkowo skomplikuje sytuację.Czy Zachód stracił już Gruzję? Mamy bardzo dramatyczny moment, ale Gruzja nie jest jeszcze stracona. Walka wciąż się toczy. Na chwilę obecną stosunki pomiędzy szeroko rozumianym Zachodem a Gruzją są bardzo złe, natomiast funkcjonuje cały czas ruch bezwizowy, mamy społeczeństwo, które w ogromnej większości jest proeuropejskie. Duża część zwolenników przystąpienia Gruzji do Unii Europejskiej to są przecież wyborcy rządzącego Gruzińskiego Marzenia. Prosta arytmetyka na to wskazuje, skoro od 2008 r. mniej więcej około 80 proc. Gruzinów opowiada się za członkostwem w UE, trochę mniej popiera wstąpienie do NATO. Gruzja była tym państwem dawnego ZSRR, nie licząc krajów bałtyckich, które przez lata najintensywniej dążyło do zbliżenia z Zachodem. Już za prezydenta Szewardnadzego - pod koniec XX wieku - ten zwrot był widoczny, potem mieliśmy tę politykę bardzo konsekwentną, zwłaszcza za czasów Saakaszwilego. Po 2012 r., gdy Gruzińskie Marzenie po raz pierwszy wygrało wybory, była ona kontynuowana. Mieliśmy umowę stowarzyszeniową, w 2018 r. dążenie do członkostwa w UE i NATO wpisano do konstytucji jako cele gruzińskiej polityki, w grudniu zeszłego roku Gruzja otrzymała status kandydata, choć wtedy stosunki były już bardzo napięte. Poza tym do tanga trzeba dwojga, Zachód nie będzie chciał Gruzji tracić, bo za dużo zainwestował na Kaukazie. Do tego mamy zwrot Armenii na Zachód, a gdyby Gruzja nam odpłynęła, to Armenia byłaby stracona zupełnie. „Zgodnością, anie żebrząc” - tak, według premiera Kobachidzego Gruzja może wstąpić do Unii Europejskiej. Decyzja o tym, że do 2028 r. nie będzie rozmów akcesyjnych, rozwścieczyła Gruzinów. Kobachidze jednak twierdzi, że przez kilka najbliższych lat Gruzja umocni się gospodarczo bez unijnych funduszy, aby dołączyć do UE w 2030 r.Na ile jest to realny scenariusz? Mieliśmy bardzo burzliwą reakcję ulicy na tę decyzję rządu, ale też części administracji, między innymi około 100 pracowników MSZ, w tym ambasadorów w USA, Holandii czy Czechach. Podpisali się pod listem, w którym stwierdzili, że decyzja jest sprzeczna z konstytucją i interesami Gruzji. Podkreślili, że w tej chwili jest okno możliwości, które powstało po agresji Rosji na Ukrainę. Kobachidze jednak uważa, ze za pomocą funduszy UE szantażuje Gruzję, a Gruzja chce wstąpić do Unii na własnych warunkach. Pytanie, czy Unia chce, żeby ktoś na swoich warunkach do niej wchodził. To bardzo ryzykowne zagranie, nikt nie jest w stanie przewidzieć, co będzie za cztery lata, może nikt już nie będzie Gruzją zainteresowany.”

Jan Rokita: Sieci Prawdy:„Desperacka oferta” „Niestety w końcu stało się to, co chyba musiało się stać. Przywódca Ukrainy został zmuszony do publicznego i oficjalnego zgłoszenia oferty oddania Moskwie rozległych obszarów jego państwa, sięgających co najmniej jednej piątej, a być może nawet jednej czwartej terytorium. Rzecz jasna oferta Żeleńskiego jest dla przyzwoitości opakowana w solenne zapewnienia o „tymczasowości” takiej zmiany terytorialnej i „dyplomatycznych sposobach” odzyskania integralności przez Ukrainę w przyszłości. Ale w dzisiejszych realiach wojny to „opakowanie”, choć intencjonalnie łatwe do pojęcia, robi raczej wrażenie pustego rytuału. Tego rodzaju zaklęcia mogłyby trochę ratować sytuację, jeśliby miały choć cień prawdopodobieństwa. Niestety dziś nie widać nawet takiego cienia. Tylko perspektywa jakiejś kolejnej historycznej wielkiej smuty w Rosji mogłaby sprawić, że Ukraina odzyska swoje kresy południowo-wschodnie, utracone w wyniku wojny. Każdy to wie, także - jak myślę - na Ukrainie, dlatego rola, w której musi występować teraz jej prezydent, jest doprawdy nie do pozazdroszczenia.Tak się w końcu musiało stać, skoro co najmniej od dwóch lat wiadomo, że układ „oddamy ziemię, chcemy bezpieczeństwa” był i pozostaje jedynym sposobem na uratowanie niepodległości Ukrainy. Powinno to być oczywiste dla każdego, kto analizował perspektywy rozwoju zdarzeń na Wschodzie najpóźniej na przełomie lat 2022 i 2023. To wówczas stało się jasne, iż ukraińska armia zrobiła już wszystko, co była w stanie, by odbić zajęte przez Moskali terytoria, a rozważana w tamtym czasie w mediach rzekoma ukraińska„wielka kontrofensywa” jest mirażem wyssanym z palca. Ocalenie Kijowa, a potem odbicie Chersonia oraz szmatu Zaporoża i Słobodszczyzny to i tak były sukcesami niespodziewanymi i ponad miarę, możliwymi tylko dzięki patriotycznej mobilizacji narodu i dobremu planowaniu militarnemu zapewnionemu przez Amerykanów. Tamte zdarzenia pozostaną w ukraińskiej pamięci o tej wojnie, tak jak w polskiej pamięci pozostaje ewenement bitwy nad Bzurą w toku kampanii wrześniowej.”

Reklama
Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (3)

  1. Sebseb

    Ten węgiel niby z Kazachstanu też pochodzi z Rosji.

  2. Sebseb

    A to co - Ukraina już nie ponosi żadnej odpowiedzialności za stan, w jakim się znajduje? Dobrze wiedzieli jaką broń dostaną i jak mają jej używać. Gdyby nie tą pomoc już dawno, by przegrali. A to obwinianie innych także będzie dotyczyło Polski.

  3. GB

    Ukraińcy zamontowali na swoich morskich dronach karabiny maszynowe i ostrzeliwali nimi atakujące je ruskie śmigłowce (wyglądały na Mi-8), ruskie łodzie patrolowe. Wg mojej oceny śmigłowiec/śmigłowce zostały trafione, ale nie zestrzelone (przynajmniej nie ma tego na filmiku), podobnie ruskie łodzie patrolowe zostały trafione. Jest filmik.

Reklama