Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Polityczne tło zamachu w Ankarze

W sobotnim zamachu na pokojową demonstrację w Ankarze zginęło co najmniej 128 osób a ponad 500 zostało rannych. Atak został przeprowadzony na kilka godzin przed ogłoszeniem przez PKK jednostronnego zawieszenia broni i na 3 tygodnie przed wyborami. Według premiera Davatoglu to wydarzenie dowodzi konieczności intensyfikacji walki z terroryzmem, natomiast według lidera opozycyjnej HDP, która była celem ataku, pokazuje iż tureckie państwo to „mafia” i „seryjny morderca.” - pisze w analizie dla Defence24.pl Witold Repetowicz.

Dworzec kolejowy w Ankarze, w pobliżu którego doszło do zamachu w październiku 2015 roku. Fot. Fah112778 / Wikimedia Commons / CC BY S.A. 3.0.
Dworzec kolejowy w Ankarze, w pobliżu którego doszło do zamachu w październiku 2015 roku. Fot. Fah112778 / Wikimedia Commons / CC BY S.A. 3.0.

W wyborach parlamentarnych w Turcji, które odbyły się 7 czerwca, rządząca dotąd partia prezydenta Erdogana – AKP, straciła większość w parlamencie i nie zdołała stworzyć rządu. Tymczasem przed wyborami Erdogan nie ukrywał, iż jego celem jest zdobycie większości konstytucyjnej by zmienić ustrój Turcji z parlamentarnego na prezydencki. Komentatorzy byli zgodni, że na drodze Erdogana do realizacji tych planów stanęła prokurdyjska, lewicowa partia HDP, która zdobywając 13 % głosów, uzyskała 80 mandatów. Większość z nich, gdyby HDP nie przekroczyła progu 10 %, dostałaby właśnie AKP, gdyż ani nacjonalistyczna MHP ani republikańska CHP nie mają znaczącego poparcia w tureckim Kurdystanie (gdzie HDP uzyskała większość tych głosów).

Równocześnie doszło do załamania trwającego od kliku lat procesu pokojowego między tureckim państwem a kurdyjską partyzantką PKK. Jeszcze na początku tego roku wydawało się że 30-letni konflikt zostanie ostatecznie zakończony. W lutym AKP i HDP ogłosiły tzw. deklarację z Dolmabahce, będącą „mapą drogową” ostatecznego uregulowania konfliktu. Później jednak Erdogan, dążąc do pozyskania nacjonalistycznego elektoratu i sprowokowania PKK do wznowienia walk, odrzucił tę deklarację a dalsze negocjacje uznał za niepotrzebne. Wznowienie walk przez kurdyjską partyzantkę mogło skompromitować HDP, którą władze oskarżały o to, że jest tylko polityczną przybudówką PKK. Tak się jednak nie stało, PKK nie wznowiła walk przed czerwcowymi wyborami, a HDP udowodniła swoją niezależność, nie zmieniając swej pro-pokojowej polityki nawet wtedy, gdy w lipcu rozejm ostatecznie został zerwany.

Niemożność sformowania rządu w Turcji spowodowała konieczność rozpisania nowych wyborów, które odbędą się 1 listopada. Strategia wyborcza AKP została oparta na dwóch elementach: pozyskaniu głosów tureckich nacjonalistów i w ten sposób wyeliminowaniu MHP oraz sparaliżowaniu lub skompromitowaniu HDP jako „terrorystów”. Sprzyjać temu miała wojna z PKK. Ale sondaże wyborcze ciągle pokazywały, że nie przynosi to planowanych efektów, a wynik wyborów będzie podobny do tego z czerwca.

Co więcej, działania armii Turcji w tureckim Kurdystanie doprowadziły do dalszego spadku poparcia dla AKP ze strony religijnych, konserwatywnych Kurdów i wzrostu poparcia dla HDP. Partia ta nie wahała się nawet czasem krytykować PKK i konsekwentnie dążyła do zawieszenia broni. W piątek, 9 października wydawało się, że osiągnęła ten cel, informując, iż PKK planuje w kolejnym tygodniu ogłosić jednostronne zawieszenie broni. Dotychczas liderzy PKK godzili się na rozejm i powrót do rozmów ale tylko pod warunkiem dwustronności i mediacji USA.

Rząd i Erdogan odrzucał jakąkolwiek możliwość negocjacji. Warto przy tym dodać, iż znaczna część etnicznych Turków w Turcji została wychowana na nienawiści do Kurdów i PKK, więc antykurdyjska polityka i wręcz rasistowska retoryka znajduje poklask u wielu Turków. Cały program nacjonalistów z MHP oparty jest w zasadzie na jednym punkcie – odrzuceniu jakichkolwiek ustępstw wobec Kurdów i rozmów z PKK. Ostatnio MHP, zaniepokojona tym, iż antykurdyjskie działania rządu mogą przeciągnąć ich elektorat na stronę AKP, zadeklarowała gotowość wejścia w koalicję z AKP po wyborach. Taki rząd może oznaczać tylko jedno: eskalację konfliktu turecko-kurdyjskiego.

Ogłoszenie rozejmu przez PKK nastąpiło w sobotę 10 października, kilka godzin po zamachu w Ankarze, ale tureckie służby specjalne musiały doskonale wiedzieć o tych planach znacznie wcześniej. Dla AKP była to zła wiadomość i wicepremier Akdogan nawet tego nie ukrywał, odrzucając tę deklarację zanim jeszcze została wydana i stwierdzając, iż „operacje antyterrorystyczne” będą kontynuowane do całkowitego zniszczenia PKK. Warto dodać, iż inne stanowisko zajmuje największa opozycyjna partia – CHP, która chce powrotu do negocjacji. Choć sondaże dają CHP małe szanse na przejęcie władzy to AKP musiało również niepokoić zbliżenie między HDP i CHP.

Walki w Kurdystanie tureckim w strategii AKP służyły zarówno do pozyskania nacjonalistycznego elektoratu tureckiego jak i zastraszaniu Kurdów. Co więcej, władze podjęły próbę przeniesienia głosowania z „terenów zagrożonych terroryzmem” (czyli tych gdzie HDP uzyskiwała ponad 80-cio lub 90-cio procentowe poparcie) w inne miejsca, ale turecka państwowa komisja wyborcza unieważniła te machinacje. Walki mogłyby jednak sparaliżować głosowanie w tych rejonach o największym poparciu dla HDP i skłonić zwolenników tej partii do bojkotu wyborów. Takie głosy odzywały się już wcześniej wśród niektórych Kurdów ale zostały opanowane przez przywództwo HDP, gdyż bojkot służyłby tylko AKP. Eliminacja HDP z parlamentu dałaby pełnię władzy tej partii i prezydentowi Erdoganowi.

Zamach w Ankarze szokuje swymi rozmiarami, podobnie jak bilans walk między armią a PKK. Zaskakuje reakcja Europy, a właściwie jej brak. Nie ma w pełni wiarygodnych danych ile osób zginęło w czasie walk, a także stało się ofiarą aktów przemocy i terroru. Zamach w Ankarze nie był bowiem pierwszym zamachem terrorystycznym wymierzonym w HDP i sympatyzujące z tą partią środowiska. Przed wyborami czerwcowymi doszło do ponad 100 ataków na biura i działaczy HDP prowadzących kampanię. Sprawców żadnego z nich nie wykryto i nie ukarano. Na dwa dni przed wyborami, na ogromnym wiecu kończącym kampanię, odbywającym się w „stolicy” Kurdystanu tureckiego Diyarbakir, z udziałem lidera HDP, S. Demirtasa, wybuchła bomba i zginęły 4 osoby a 100 zostało rannych.

W końcu lipca w kurdyjskim mieście Suruc, tuż przy granicy z syryjskim Kurdystanem (Kobane) w ataku terrorystycznym zginęło 33 młodych aktywistów związanych z HDP, ponad 100 zostało rannych. W obu wypadkach władze próbowały początkowo zrzucić winę na PKK, potem ustalono, że zamachowcami-samobójcami byli terroryści z Państwa islamskiego, którzy wcześniej byli aresztowani przez policję i tuż przed zamachem wypuszczeni. Żadnych innych sprawców nie ustalono i nikogo nie aresztowano, a w sprawie zaniedbań policji śledztw nie wszczęto.

Po zamachu w Suruc władze Turcji ogłosiły operację antyterrorystyczną, której celem szybko stały się przede wszystkim środowiska, z których wywodziły się ofiary. Jeżeli chodzi o Państwo Islamskie to aresztowano wprawdzie kilkadziesiąt osób ale część od razu wypuszczono, ponadto siatka IS w Turcji liczy tysiące osób i jest doskonale znana służbom tureckim MIT. Również ataki tureckie na IS w Syrii okazały się symboliczne. Z drugiej strony aresztowano setki osób podejrzanych o powiązania z PKK, a następnie po zabójstwie 3 policjantów w Ceyhanpilar (do czego PKK się nie przyznała) rozpoczęto bombardowania pozycji PKK. Ponieważ jednak w ostatnich latach PKK postawiła bardziej na partyzantkę miejską, więc tureckie wojsko rozpoczęło pacyfikacje miast w Kurdystanie tureckim: Cizre, Bingol, Bismil, Sirnak i innych.

Szczególnie krwawe było 9-dniowe oblężenie Cizre, w czasie którego wojsko zabiło 22 cywilów w tym kilkoro dzieci. Armia nie tylko ostrzeliwała domy ale również rozmieściła snajperów, którzy strzelali do ludzi wychodzących na ulicę (stan wyjątkowy zakazywał wychodzenia z domów). Zamknięto tez sklepy, zakazano produkcji chleba, pogrzebów (ciała były trzymane w lodówkach sklepowych), odcięto od prądu, wody i pomocy medycznej. Niestety światowa opinia publiczna nie zainteresowała się tymi wydarzeniami. W międzyczasie zresztą z Turcji do Europy przemieszczał się masowy ruch migracyjny. Donald Tusk, który jako przewodniczący Rady Europejskiej, przebywał w Turcji w tym czasie nie odniósł się do tego w ogóle, co więcej, wyraził solidarność z turecką „walką z terroryzmem”. Również późniejsze działania UE można było odczytywać jako przyzwolenie dla działań AKP. Na dwa dni przed zamachem w Ankarze UE stwierdziła nawet, iż konieczne jest przyśpieszenie integracji Turcji ze strukturami europejskimi.

Według komunikatów władz tureckich w operacjach przeciwko PKK zabito 1500 jej bojowników, wg PKK natomiast wg stanu na koniec września straty po stronie wojska i policji tureckiej wyniosły 586 osób a po stronie PKK zaledwie 48. To oczywiście propaganda obu stron, jest także informacja tureckiej organizacji Stowarzyszenie Praw Człowieka, wg której między 24.07 a 8.10 zginęło 113 cywilów. Warto dodać, iż zginęli oni z rąk tureckiego wojska lub policji, gdyż PKK atakuje wyłącznie cele militarne (żołnierzy, policję, służby specjalne). Mam na myśli obecną odsłonę walk, a nie czasy przed rozmowami pokojowymi i rozejmem.

Jeżeli zatem dodać tę liczbę 113 ofiar wojskowych operacji do liczby ofiar ataków w Diyarbakir, Suruc i Ankarze, to otrzymujemy liczbę 278 cywilów, którzy zginęli w tym roku w Turcji w związku z „walką z terroryzmem”. Wszystkie te ofiary sympatyzowały z HDP. Nie przeszkadza to jednak władzom Turcji sugerować, iż to HDP ponosi odpowiedzialność za terroryzm w Turcji, gdyż jest ściśle związana z PKK.

Nie może zatem dziwić, iż w swym przemówieniu po zamachu w Ankarze premier Davatoglu uznał, iż masakra ta dowodzi, iż turecki naród musi się zjednoczyć w jeszcze bardziej intensywnej walce z terroryzmem, wymieniając 3 cele operacji: Państwo Islamskie, PKK i DHKP/C (kanapowa, lewacka organizacja terrorystyczna, podejrzewana o bycie narzędziem tzw. „głębokiego państwa”, czyli tajnej organizacji działającej na styku służb specjalnych i polityki). Władze tureckie de facto nie uderzyły w Państwo Islamskie w Turcji po zamachu w Suruc i nie zrobią tego również i teraz. Natomiast jeszcze tego samego dnia w którym miał miejsce zamach i deklaracja PKK o zawieszeniu broni wojsko tureckie dokonało intensywnych nalotów na pozycje PKK w Metina, Zap i Lice. PKK nie odwołała jednak deklaracji o rozejmie mimo tych ataków i zamachu w Ankarze, o którego dokonanie oskarża AKP, stwierdzając jedynie, iż ograniczy się do działań obronnych do czasu wyborów.

Lider HDP S. Demirtas po zamachu w Ankarze stwierdził, iż dowodzi on, iż państwo tureckie stało się "mafią" i "masowym mordercą". Wśród zwolenników HDP i bliskich ofiar tego oraz innych zamachów trudno znaleźć kogoś, kto nie byłby przekonany o winie AKP i rządu. Nikt również nie wierzy w zapowiedź Davatoglu ścigania sprawców. Zresztą jeszcze przed wystąpieniem Davatoglu, jeden z ministrów w jego rządzie (Veysel Eroglu) stwierdził, że za zamach odpowiadają jego uczestnicy, gdyż są „prowokatorami”, którzy zorganizowali „terrorystyczną demonstrację”. Ponadto amatorskie filmy nakręcone po zamachu pokazują, iż policja zablokowała dostęp karetek i uczestnicy musieli kijami zaatakować policję by dopuścić pogotowie do rannych.

Premier Davatoglu zapowiedział również konieczność intensyfikacji walki z „mową nienawiści”. Już wcześniej prezydent Erdogan uznał, że terroryzmem wobec Turcji jest również jej szkalowanie. Jest to więc zapowiedź kolejnych działań wymierzonych w te środowiska które były celem zamachu, a uzasadniane tymże zamachem.

Współwinną tej dramatycznej ewolucji sytuacji w Turcji jest również Europa. Chodzi zarówno o media, ignorujące wydarzenia w Kurdystanie tureckim z uwagi na kryzys migracyjny, jak i polityków przymykających oko na działania tureckich władz. Ustępstwa przywódców UE wobec Ankary, wymuszane szantażem związanym z kryzysem migracyjnym, prowadzą wyłącznie do pogłębienia tego kryzysu. Łatwo można sobie wyobrazić, że wojna domowa w Kurdystanie tureckim doprowadzi za jakiś czas to exodusu Kurdów tureckich do Europy. Turcji będzie to na rękę a Europa właśnie postanowiła to ułatwić zapowiadając zniesienie wiz dla obywateli tureckich.

A Kurdów w Turcji jest około 15-20 milionów. Warto też pamiętać o ostatniej aktywności rosyjskiej w regionie. Turcja w ostatnim czasie wykazywała się wyjątkową uległością wobec Rosji, unikając wszelkich konfliktów. Nic dziwnego, możliwości zmiany dostawcy surowców energetycznych są de facto nierealne. Z drugiej strony Rosja już próbuje rozgrywać kartę kurdyjską, również w Turcji, co jest niekorzystne i dla Turcji i dla Europy i dla samych Kurdów.

Jedynym sposobem by nie dopuścić do takiego scenariusza jest zmiana podejścia Zachodu do władz w Ankarze i zastąpienie uległości ostrymi naciskami na zmianę polityki wewnętrznej, w szczególności ataków na opozycję, inercji wobec terroryzmu wymierzonego w HDP i Kurdów, łamania praw człowieka, a przede wszystkim uznania rozejmu i powrotu do negocjacji z PKK. Najbardziej korzystnym scenariuszem byłoby zwycięstwo w wyborach opozycyjnej CHP i stworzenie przez tą partię rządu z poparciem HDP. Jednak międzynarodowa uległość wobec obecnej ekipy rządzącej wzmacnia AKP i zwiększa prawdopodobieństwo rządu AKP-MHP i eskalacji konfliktu, a także kolejnych zamachów terrorystycznych.

Witold Repetowicz

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama