Reklama

Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie

"Po raz kolejny pomyliliśmy się co do sojuszników". Żołnierz gen. Maczka o losach 1 Dywizji Pancernej

70 lat temu rozpoczęła się przełomowa dla zachodniego frontu operacja Overlord, w której uczestniczyła 1 Dywizja Pancerna pod dowództwem Generała Maczka. - Łudziliśmy się, że wyzwalając zachodnie kraje Europy wywalczymy także niepodległość naszego kraju, zapewnimy sobie pełną suwerenność. Nigdy nie myśleliśmy, że możemy ponownie zawieść się na sojusznikach. Braku zaproszenia na paradę zwycięstwa nie mogę wybaczyć aliantom do dnia dzisiejszego. Dla mnie osobiście był to strzał w plecy. Odegraliśmy niezwykłą rolę pod Falaise, zdobywając Monte Cassino czy wygrywając powietrzną bitwę o Anglię. Niestety po raz kolejny pomyliliśmy się co do sojuszników… - podkreśla uczestnik alianckiej ofensywy, żołnierz 1 Dywizji Józef Kwidziński, który w rozmowie z Defence24.pl odpowiada o swoich losach. 

Był Pan nastolatkiem, kiedy wybuchła II wojna światowa.

J.K. Urodziłem się i wychowałem w Kamienicy Królewskiej, która znajdowała się niedaleko granicy z III Rzeszą Niemiecką. Wraz ze znajomymi odwiedzaliśmy niemieckie wsie na rowerach, bo mieliśmy znajomych rówieśników po drugiej stronie granicy. Niemieccy pogranicznicy przymykali oko na te spotkania. W 1939 roku zaczęto wzmacniać granice obu krajów, widoczne były patrole. Kiedy wybuchła wojna, miałem czternaście lat.

Jak wyglądał początek okupacji na Kaszubach?

J.K. Niemcy w ramach szerokiej akcji prowadzili odkaszubianie i odpolszczanie nazw niemieckiego lebensraumu. Dla mojej rodzinnej miejscowości przed 1920 r. [zanim znalazła się w granicach RP – przyp. M.P.], obowiązującą nazwą niemieckiej administracji była „Kaminitza”. Jednak w 1942 roku została przez nazistowskich propagandystów niemieckich zweryfikowana jako zbyt kaszubska i przemianowana została na bardziej niemiecką – „Kamstein.

Podczas  II wojny światowej okolice Kamienicy Królewskiej były miejscem aktywnych działań „Gryfa Pomorskiego”.

J.K. W mojej miejscowości jak i sąsiednich działania „Gryfa Pomorskiego” były bardzo rozwinięte. Z naszej miejscowości pochodził między innymi jeden z bardziej znanych członków „Gryfa” - Władysław Jeliński. Niestety spowodowało to zintensyfikowane działania Gestapo. W maju 1943 roku miały miejsce pierwsze duże aresztowania członków „Gryfa Pomorskiego”

Niemcy także w inny sposób zapobiegali nawiązywaniu przez młodych mężczyzn kontaktów z podziemiem.

J.K. Wiedziałem, że poruszy Pan ten temat. Jest to bardzo wstydliwy dla Kaszubów okres. Wraz z masowym aresztowaniem członków polskiego podziemia, rozpoczęło się masowe wcielanie do nazistowskiej armii. Miałem wówczas 18 lat, kiedy wcielono mnie do Wermahtu. Szczęściem w nieszczęściu dla mnie było to, że nie trafiłem na front wschodni. Po wstępnym szkoleniu przerzucono nas na granicę holendersko – belgijską. Proszę mi wybaczyć, ale nie chcę wracać do tego okresu. Ale w czerwcu 1944r. udało mi się zbiec do Belgii, a następnie do Normandii, gdzie Alianci właśnie rozpoczęli lądowanie.

Pierwsza strona książeczki wojskowej żołnierza Józefa Kwidzińskiego.

Jak trafił Pan do polskiej armii?

J.K. Nie byłem jedynym Polakiem, któremu udało się zbiec z niemieckiej armii. W drugiej połowie czerwca prowadzono nabór do sił alianckich i trafiliśmy do Szkocji. Po krótkim szkoleniu w Dundee a następnie w Aberdeen, trafiłem do 4 Pułku Artylerii Przeciwlotniczej Lekkiej. Pod koniec lipca 1944r. wylądowaliśmy w Normandii.

Pierwszą operacją było „Totalise”.

J.K. Nie brałem udziału w bezpośrednich działaniach, gdyż jeszcze przechodziłem szkolenie, a moja rola w tym czasie ograniczała się do pełnienia wart oraz z uwagi na znajomość języka niemieckiego, wykorzystywano mnie do przesłuchań jeńców niemieckich, których polscy żołnierze wzięli ponad 5 tysięcy. Bitwa pod Falaise jednak była dla mnie szczególna, bo wówczas zginęło kilku kolegów, z którymi wstępowałem w szeregi 1 Dywizji.

Wtedy rozpoczął się pościg za wycofującymi się jednostkami niemieckimi.

J.K. W pierwszych dniach września wkroczyliśmy do Belgii, gdzie już brałem udział  w bezpośrednich walkach w stopniu kanoniera. Wtedy mieliśmy wiele satysfakcji  z prowadzonych działań, gdyż wyzwoliliśmy szereg miast. 17 września upadła Gandawa, a 19 września Axel. Ale szczególnie w mojej pamięci zachowało się zdobycie Bredy.

 Kilka dni przed natarciem powstała fotografia przedstawiająca Pana na tle samochodów Dywizji.

J.K. Fotografia powstała 25 września. Po zdobyciu Axel generał Maczek miał kilka dni na uporządkowanie oddziałów, a my czas na odpoczynek. Ale czuliśmy się bardzo naładowani. Bardzo chcieliśmy napierać do przodu. Czuliśmy, że ziemie III Rzeszy są coraz bliżej… Podczas przeglądu pododdziałów major Berendt [dowódca 1 Pułku Artylerii – przyp. M.P.] stanął przed nami i powiedział: „chłopcy, wyglądacie, jakbyście się szaleju najedli” po czym krzyknął: „Kwatermistrz. Zakaz picia kawy” i wszyscy wybuchli głębokim śmiechem.

Aberdeen 25.06.1945r.

W Bredzie mieliście gorące powitanie…

J.K. O stolicę Brabancji stoczyliśmy ciężkie boje. Witano nas jak bohaterów, bowiem w czasie naszego uderzenia nie było strat w ludności cywilnej. Ten jedyny raz naprawdę poczułem się jak bohater. Jechaliśmy przez miasto naszym samochodem i ciągnęliśmy działo przeciwlotnicze. Nagle wskoczyły na auto dwie dziewczyny i utuliły mnie, wycałowały. Nie przeszkadzało mi, że nie były tak urodziwe jak dziewczęta z Polski [uśmiech – przyp. M.P.]…

Wraz z innymi jednostkami działającymi w składzie 1 Armii Kanadyjskiej ruszyliście na Moerdijk.

J.K. Trudny teren uniemożliwiał szybki atak. Artyleria musiała niszczyć niemieckie umocnienia, aby umożliwić przejście czołgom. Tam zakończyłem swój szlak bojowy w tej wojnie. Trafił mnie w głowę odłamek pocisku moździerzowego. Zawieziono mnie do szpitala polowego a następnie zostałem przetransportowany do Wielkiej Brytanii. Niestety nie było mi dane dotrzeć do Wilhelmshaven.

Przeszło półtora roku po odniesieniu ran spędził Pan w Szkocji. Jakie panowały nastroje wśród Polaków po zakończeniu wojny?

J.K. Na początku mieliśmy różne, sprzeczne informacje na temat tego, co się dzieje w kraju, czy rząd w Londynie zostanie uznany przez świat. Część 1 Dywizji weszła w skład alianckich sił okupacyjnych w północno-zachodniej części Niemiec, pozostając tam do czerwca 1947 roku, kiedy padł rozkaz o jej rozformowaniu i demobilizacji. Poczuliśmy się niepotrzebni koalicji alianckiej, a ponadto nic nie zwiastowało kolejnego konfliktu militarnego. Wielu żołnierzy nie tylko 1 Dywizji Pancernej, ale również z 2 Korpusu Andersa, którzy pozostali na Wyspach Brytyjskich, podejmowali się rozmaitych prac, aby zapewnić sobie jako taki byt. Był niezwykły żal do władz koalicji antyhitlerowskiej, że nie wykorzystano wiedzy i doświadczenia polskich oficerów, którzy byli skorzy do podjęcia dalszej służby. Wszyscy wiemy, jaka była dalsza historia generałów Andersa czy Maczka. Jeszcze podczas działań wojennych wiedzieliśmy, że toczą się rozmowy na temat nowego podziału terytorialnego. Łudziliśmy się, że wyzwalając zachodnie kraje Europy wywalczymy także niepodległość naszego kraju, zapewnimy sobie pełną suwerenność. Nigdy nie myśleliśmy, że możemy ponownie zawieść się na sojusznikach. Braku zaproszenia na paradę zwycięstwa nie mogę wybaczyć aliantom do dnia dzisiejszego. Dla mnie osobiście był to strzał w plecy. Odegraliśmy niezwykłą rolę pod Falaise, zdobywając Monte Cassino czy wygrywając powietrzną bitwę o Anglię. Niestety po raz kolejny pomyliliśmy się co do sojuszników… Z całą odpowiedzialnością nazywam to wstydem i hańbą.

Kanonier Józef Kwidziński w mundurze 1 Dywizji Pancernej
Kanonier Józef Kwidziński w mundurze 1 Dywizji Pancernej. Fotografia została zrobiona 25.09.1944r.

Miał Pan przyjemność prowadzenia rozmowy z Generałem Maczkiem.

J.K. Będąc już w Szkocji dużo rozmawialiśmy o polityce. Wciąż mieliśmy dylemat czy pozostać na obczyźnie, czy też wracać do kraju. Pewnego dnia przyszedł do naszej stołówki gen. Maczek. Siedliśmy w kole i słuchaliśmy jego wykładu na temat naszej aktualnej sytuacji prawnej, czy też tego, co się dzieje w Polsce. Nikt w życiu nie zrobił na mnie tak wielkiego wrażenia, jak ten człowiek. Niezwykle miły, o wysokiej kulturze osobistej, mający szacunek nie tylko do żołnierza, ale także do zwykłego człowieka. Sam Maczek zdecydował się na emigrację i przestrzegał nas przed powrotem do kraju. Nieliczni z nas powrócili do Polski, gdyż nowe władze nieprzychylnym okiem patrzyły na byłych członków Polskich Sił Zbrojnych walczących na Zachodzie.

Pan był tym jednym z nielicznych. Jak Pan pamięta powrót do Polski?

J.K. Wróciłem, ponieważ bardzo tęskniłem za rodziną. W maju 1946r. przypłynęliśmy liczną grupą do Gdańska, gdzie nas zdemobilizowano. Czekał na nas tłum ludzi, orkiestra grała „Mazurka Dąbrowskiego”, były kwiaty, łzy szczęścia. W rodzinne strony przyjechałem wraz z kilkoma innymi żołnierzami sił zbrojnych na zachodzie. Okazało się, że jeden mieszkał
w pobliskich Rokitach, dwóch innych w Sierakowicach. A kiedy zobaczyłem najbliższych, wybuchłem płaczem. Płakałem ze szczęścia.

Chciał Pan służyć w Ludowym Wojsku Polskim?

J.K. Nawet nie myślałem o tym. Miałem dość strzelania, munduru. Jeden z moich kolegów z uwagi na znajomość języków obcych trafił do wywiadu PRL. Podjął się tej służby z nienawiści do … Anglików i Amerykanów. Nie mógł się pogodzić, że sprzedali Polskę Józefowi Stalinowi. Ale był to pewnie jeden z nielicznych przypadków. Komunistyczna bezpieka dobrze wiedziała, że wraz z powrotem żołnierzy z zachodu, przyjadą także agenci obcych służb. Ja wolałem odbudowywać Polskę, nie patrząc, że jest rządzona przez komunistów. Byłem przecież młodym człowiekiem. Dostałem przydział do gospodarstwa rolnego w pobliżu mojego domu rodzinnego. Założyłem rodzinę, rozbudowaliśmy gospodarstwo, z czasem zmechanizowaliśmy. Nigdy nie przymieraliśmy głodem.

Czy komunistyczne władze szykanowały Pana za służbę na zachodzie?

J.K. Nigdy tego nie odczułem. Kilka razy pytano się mnie, jak wygląda życie na zachodzie. Nie zapomnę jednego z Naczelników Gminy w Cewicach, którego uważano za zatwardziałego komunistę. Kiedyś zaprosił mnie do siebie do gabinetu, wyciągnął z biurka koniaczek i dwa kieliszki, po czym powiedział: Panie Kwidziński. Ja nienawidzę komuny. Pan nikomu nie mówi, ale mój brat też służył na zachodzie” … [uśmiech – przyp. M.P.].

Czy wie Pan, co mnie najbardziej zaskakuje dzisiaj, kiedy już jesteśmy członkami NATO? Minęło 70 lat od lądowania w Normandii, a nas nie zapraszają sojusznicy. Ale co roku na Dzień Zwycięstwa zapraszają Putina.

Czy dziś, po tylu doświadczeniach życiowych, podjąłby Pan decyzję o pozostaniu
w Wielkiej Brytanii? Tym razem posłuchałby Pan generała Maczka?

J.K. [uśmiech – przyp. M.P.]… Nie zastanawiałbym się ani minuty nad powrotem do kraju
i ponownie wsiadłbym na statek do Gdańska. Kocham ten kraj taki, jaki jest. Kocham swoją rodzinę. 

Rozmawiał Marek Połoński.

Reklama

Komentarze (14)

  1. .Znajomy z sąsiedzkiej wioski

    Dzisiaj przeczytałem Pana historię.Wreszcie ją poznałem.Bardzo proszę Pana o dalszy ciąg o tym jak po wojnie poradził Pan sobie w Bukowinie, kiedyś wspominał Pan, że ma Pan kłopoty z odzyskaniem ziemi, którą zabrali Panu pod pretekstem wymiany gruntu we wsi Bukowina w 1957 r .Wiem, że Pan długo zabiegał o odzyskanie utraconej ziemi, czy obecne Władze coś Panu pomogły? o ile tak to proszę się z tym podzielić. bo to przecież było urzędnicze przestępstwo, które obecna Władza powinna Panu wyjaśnić.Bardzo ważne jest także to, jak Pan teraz się czuje. życzę dużo zdrowia i czekam na dalszy ciąg losu żołnierza gen Maczka.

  2. Stefan

    Myślę,że skoro Pana zapraszają do Panie Józefie bardzo się cieszę, ze zgodził się Pan podzielić swoją historią z czasów wojny, przecież na pewno było Panu bardzo ciężko z daleka od bliskich w obcym kraju , wokół ranni i cierpiący ludzie.nawet pożalić się nie było komu. Czy ktoś to teraz zrozumie ? Cz ktoś doceni ?. Pewnie nie, A może się mylę?

  3. Dobry Znajomy

    Trzeba przeżyć piekło, aby docenić niebo. Pan tego dokonał i zbudował Pan dzieło co dla innych nie ma wartości, ale stworzył je Pan własnymi rękami dlatego stało się dla Pana diamentem.Dziękuję

  4. Maria

    Dziękuję

    1. Wielbiciel

      Nic na świecie nie trwa wiecznie, czas bowiem wszystko zaciera,lecz na pewno na świecie pozostaną wspomnienia,które wspominać będą pokolenia. Czego Panu z całego serca życzę.

  5. Maria

    Panie Józefie Dziękuję Panu za to, że opowiedział Pan swoją prawdziwą historię. Dzięki takim ludziom jak Pan,ta historia przetrwa.

  6. WARS

    czepiac sie sojuszy ? ZA CO ? Za to, ze jestesmy zbyt glupim narodem aby porzadne sojusze zbudowac ? Tak na dobra sprawe to nawet w czasach obecnych Polacy sa na ten temat podzieleni...

  7. Paul

    Pana doswiadczenia powinny nas nauczyc jak traktowali, traktuja i beda nas traktowac Zachodni bracia. "Murzyn" zrobil swoje "murzyn" moze odejsc. Tylko liczenie na siebie i uklady miedzynarodowe w interesie Polski maja sens.

  8. pasha

    Ile warte są sojusze z Brytyjczykami po raz kolejny można było się przekonać w ostatnich miesiącach jak nie kiwnęli palcem w celu respektowania Memorandum Budapesztańskiego

    1. Jac

      Memorandum nie zobowiązywało ich do żadnej konkretnej reakcji. A w 1939 chyba jednak nie zawarli pokoju z Niemcami tylko dalej walczyli do czego się zobowiązali. Do walki z ZSRR się nie zobowiązali i nie walczyli, pomijając już że nie mieli takiej możliwości.

    2. xseb

      Jeżeli ktoś zna trochę historie wielkiej brytani to wie ze kierują sie oni tylko wlasnym interesem a nie sojuszami

    3. kpr.pchor rez

      Czego wymagacie od Wielkiej Brytanii - oni zawsze prowadzili wojny obcymi żołnierzami. To się nazywa realizm w polityce. W 1939 tez poprzez podpisanie paktu z II RP odwrócili kierunek uderzenia III Rzeszy, a my jak dzieci we mgle daliśmy się ustawić jako ofiara tej agresji. A później nie było inaczej - zmuszali rząd emigracyjny do wspólpracy z ZSRR dla swoich interesów mimo, ze było to sprzeczne z nasza racja stanu.

  9. jacuś

    świetny wywiad, duży szacunek dla Pana Kwidzińskiego...

  10. Liberum Veto

    Ile są warte obietnice Amerykanów, przekonamy się dokładnie gdy Obama powie: " Nie dałem rady, to nie moja wina." - na to, że obiecał znieść wizy przed końcem swojej kadencji. A może nawet nic nie powie, uda, że nie ma sprawy.

    1. VfV

      Pytanie tylko czy to napewno Obama jest winny tego że nie dba o nasze interesy?

    2. banshee

      Decydujące kryterium zniesienia wiz Najważniejszym kryterium umożliwjającym znalezienie się w gronie państw objętych ruchem bezwizowym jest osiągnięcie określonego przez amerykańskie prawo procentu odrzuconych wniosków o wizę amerykańską dla obywateli danego kraju. Najprościej mówiąc: kraje, w których ambasady amerykańskie odmawiają przyznania wiz więcej niż 3 procentom wnioskujących o nie osób, nie mają szans na ruch bezwizowy. - Niestety, dane statystyczne dotyczące Polski są wyższe niż próg ustawowy (właśnie 3-procentowy) przyjęty w ustawach Stanów Zjednoczonych - czytamy na portalu "gazeta.pl" fragment wypowiedzi Winida. W 2008 r. USA złagodziły to kryterium - podwyższając próg ustawowy z 3 do 10 proc., co pozwoliło na objęcie ruchem bezwizowym państw takich jak Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa czy Słowacja. Jednak nawet po takiej zmianie Polsce nie udało się spełnić warunków - procent odmów wiz do USA wynosił bowiem wówczas aż 25 proc.

  11. Slawomira Kozieniec

    Panie Jozefie, Axel po raz kolejny i OSTATNI bedzie swietowac we wrzesniu wyzwolenie miastaeczka przez polskich zolnierzy. Coraz mniej ich przybywa, chociaz wdziecznosc mieszkancow nadal zyje i jest wyrazana w tej 70leteniej tradycji obchodow w piekny sposob. Prosze nawiazac kontakt z gmina w Axel, przedstawiciele Polonii pomagaja w organizowaniu tego niezwyklego holdu niezwyklym Polakom. Mam nadzieje spotkac sie z Panem, prosze nie zaniedbac tej sposobnosci, to bedzie Pana spotkanie z rowiesnikami i mlodszym pokoleniem, bardzo zadluzonym wobec Pana.

  12. Slawomira Kozieniec

    Panie Jozefie, Axel po raz kolejny i OSTATNI bedzie swietowac we wrzesniu wyzwolenie miastaeczka przez polskich zolnierzy. Coraz mniej ich przybywa, chociaz wdziecznosc mieszkancow nadal zyje i jest wyrazana w tej 70leteniej tradycji obchodow w piekny sposob. Prosze nawiazac kontakt z gmina w Axel, przedstawiciele Polonii pomagaja w organizowaniu tego niezwyklego holdu niezwyklym Polakom. Mam nadzieje spotkac sie z Panem, prosze nie zaniedbac tej sposobnosci, to bedzie Pana spotkanie z rowiesnikami i mlodszym pokoleniem, bardzo zadluzonym wobec Pana.

  13. Slawomira Kozieniec

    Panie Jozeie, Axel po raz kolejny i OSTATNI bedzie swietowac we wrzesniu wyzwolenie miastaeczka przez polskich zolnierzy. Coraz mniej ich przybywa chociaz wdziecznosc mieszkancow nadal zyje i jest wyrazana w tej 70leteniej tradycji obchodow w rozny sposob.Prosze nawiazac kontakt z gmina w Axel, przedstawiciele Polonii pomagaja w organizowaniu tego niezwyklego holdu niezwyklym Polakom. Mam nadzieje spotkac sie z Panem, prosze nie zaniedbac tej sposobnosci na spotkanie z rowiesnikami i mlodszym pokoleniem, bardzo zadluzonym wobec Pana.

  14. Grzegorz

    Wspaniałe świadectwo, godne naśladowania. Słowa uczą przykład pociąga.

Reklama