Geopolityka
Niechciana armia. Militarne ambicje Kosowa
”Kosowskie siły zbrojne zostaną utworzone do końca tego roku we współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, NATO i Unią Europejską” - zapowiedział prezydent Hashim Thaçi. Wygląda jednak na to, że sposób w jaki Prisztina chce wprowadzić zapowiadane zmiany, nie znajduje poparcia u zachodnich partnerów.
Kwestią budzącą sprzeciw w Waszyngtonie i Brukseli jest procedowanie zmian w konstytucji, potrzebnych, aby przekształcić Kosowskie Siły Bezpieczeństwa (KSB) w prawdziwą armię. Struktura utworzona w styczniu 2009 r. ma za zadanie prowadzenie misji poszukiwawczych i ratunkowych, a także wykonywanie zadań w ramach misji humanitarnych. W ramach jej mandatu nie znajdują się jednak uprawnienia charakterystyczne dla regularnych sił zbrojnych, a co więcej, nie dysponuje ona potencjałem do wykonywania zadań wykraczających poza te wymienione w jej statucie.
Według Thaçiego nadszedł czas, aby uległo to zmianie. Pomysł narodził się już w 2014 r.. Wtedy obecny prezydent, a ówczesny premier Kosowa, zapowiedział utworzenie 5-tysięcznej armii, dysponującej siłami rezerwy w liczbie 2 tys. Obecnie siły KSB liczą 4 tys. członków.
Czytaj też: Bałkany - regionalne zatargi w cieniu walk mocarstw [ANALIZA]
Rządowa inicjatywa rodzi kontrowersje, ponieważ do zmiany zapisów w konstytucji, które umożliwią utworzenie kosowskiej armii potrzebna jest zgoda 2/3 wszystkich członków parlamentu w tym 2/3 przedstawicieli mniejszości narodowych. To z kolei jest mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę deklarowany sprzeciw serbskich parlamentarzystów. Warto przypomnieć, że na terenie Kosowa cały czas stacjonują międzynarodowe siły pokojowe NATO (KFOR) w liczbie 4237 żołnierzy, których celem jest utrzymanie stabilności w kraju, narażonym na konflikty etniczne. W obliczu braku poparcia ze strony mniejszości Thaci planuje jednak podjęcie próby obejścia tego wymogu.
Ten pomysł wzbudził negatywne reakcje wśród partnerów, na wsparcie których w budowaniu własnych sił zbrojnych liczy prezydent. Według serbskiego dziennika "Večernje novosti" Thaçi maił otrzymać jasny komunikat ze strony NATO, że w tej sprawie Prisztina musi pozostać w "bliskim kontakcie z Belgradem". Poza tym ani Stany Zjednoczone, ani Bruksela nie poprą niekonstytucyjnych zmian wprowadzonych z pominięciem zgody mniejszości. Warto zauważyć, że próba uchwalenia zmian w marcu tego roku, została porzucona przez rządzących w związku z naciskami Zachodu.
Czytaj też: Scenariusz Kremla: uderzyć w Kosowo - osłabić NATO
Według deklaracji Thaçiego, celem kosowskiego rządu jest dołączenie do struktur NATO. To z kolei obok w pełni rozwiniętych sił zbrojnych, spełniających standardy Sojuszu, wymaga uregulowania granicy z nowym członkiem Paktu, Czarnogórą. Umowa podpisana w 2015 r., nie została jednak do tej pory ratyfikowana przez parlament w Prisztinie, a zdaniem ministra spraw zagranicznych Behgjeta Pacolli "w tym momencie jest to niemożliwe". To z kolei wiąże się nie tylko z czarnogórską blokadą wobec natowskich aspiracji Prisztiny, ale także brakiem zniesienia reżimu wizowego przez UE. Bruksela domagała się bowiem regulacji tej kwestii dla podjęcia pozytywnej decyzji w sprawie wiz.