Reklama

Geopolityka

NASZA RELACJA Z KAIRU: Zamieszki w Kairze i Port Saidzie

Demonstranci uciekają przed policją - fot. Reuters
Demonstranci uciekają przed policją - fot. Reuters

Zgodnie z moimi przewidywaniami w sobotę w Kairze i Port Saidzie było gorąco. W starciach ze służbami bezpieczeństwa w obu miastach zginęły co najmniej 4 osoby. Walid al-Haddad z Bractwa Muzułmańskiego twierdzi, że odpowiedzialność za akty przemocy na ulicach ponoszą ludzie dawnego reżimu.



Po wyroku sądu apelacyjnego, w który skazano na śmierć 21 osób oskarżonych o spowodowanie masakry na stadionie w Port Saidzie, początkowo zapanował spokój. Wkrótce jednak gniew wybuchł zarówno części mieszkańców Kairu, w tym fanatyków al-Ahli (którzy zostali wtedy zaatakowani ), jak i z Port Saidu, w tym krewkich kibiców lokalnego klubu (którzy byli wtedy napastnikami).

CZYTAJ WIĘCEJ: NASZA RELACJA Z KAIRU: Kryzys w Egipcie trwa, pomoże jedynie dialog i umiarkowanie

Różne były powody tego gniewu. Kibole z Port Saidu uważają, że ich koledzy są poświęcani (skazania na śmierć), aby zadowolić stolicę. Czują, że ich miasto jest dyskryminowane przez Kair. Odczucie to podzielają również zwykli ludzie, którzy w sobotę po ogłoszeniu wyroku wyszli na ulice. Jak napisał dziennik "al-Masry al-Yom", "niezidentyfikowane grupy" zaatakowały stadion miejski, a także usiłowały zablokować Kanał Sueski poprzez odcumowywanie łodzi i uruchamianie promów, za pomocą których chcieli ograniczyć ruch po tej kluczowej dla kraju arterii wodnej. Przeszkadzali im w tym zarówno zwykli obywatele, jak i jednostki armii, która zastąpiła policję i służby bezpieczeństwa, aby złagodzić postawy mieszkańców.

Jak donoszą w niedzielę egipskie media, w czasie zamieszek w Port Saidzie zginęły 2 osoby, a przyczyną ich śmierci były obrażenia od ostrej amunicji. Z kolei wojsko twierdzi, że żegluga po Kanale Sueskim odbywa się całkowicie normalnie.

W stolicy tymczasem, setki a może nawet kilka tysięcy demonstrantów blokowało ul. Corniche al-Nil, częściowo w proteście przeciwko niesprawiedliwemu ich zdaniem wyrokowi w sprawie maskary w Port Saidzie, częściowo przeciwko władzom, które ich zdaniem ponoszą realną odpowiedzialność za tamte wydarzenia - często przywoływany jest tu fakt, że ochrona stadionu zamknęła, a nawet zaspawała bramy stadionu przed uciekającymi fanami al-Ahli. Choć w sobotę skazano 2 oficerów egipskich służb, sąd nie zajmował się w ogóle odpowiedzialnością władz na wyższych szczeblach.

W pewnym momencie protestów, ktoś podpalił siedzibę Akademii Policyjnej, a także Egipskiego Związku Piłki Nożnej zlokalizowane na ulicy al-Gazeera, niedaleko Zamalku gdzie znajdują się zagraniczne przedstawicielstwa dyplomatyczne, a także w pobliżu Corniche al-Nil, gdzie również doszło do demonstracji.

Następnie wywiązały się starcia ze służbami bezpieczeństwa. Funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego, a protestujący odpowiadali kamieniami. Co najmniej dwie osoby zostały zabite, jedna z powodu inhalacji gazu, a druga na skutek ran głowy od ostrej amunicji, jednak jak podają media - pocisk został wystrzelony przez jednego z demonstrantów.



W kontekście owych gwałtownych, lecz o ograniczonym zasięgu zamieszek, warto przypomnieć opisywany przeze mnie artykuł z dziennika "al-Ahali", według którego radykalni islamiści powiązani z Bractwem Muzułmańskim i Hamasem biorą czynny udział w prowokowaniu służb, wojska i cywilów, poprzez infiltrowanie ich szeregów i strzelanie do przypadkowych osób.

CZYTAJ WIĘCEJ: Przegląd prasy z Kairu: Bractwo atakowane z każdej strony

Bractwo Muzułmańskie (Walid al-Haddad, rzecznik utworzonej przez bractwo partii Wolność i Sprawiedliwość, który nota bene odwiedził rok temu Polskę) z kolei twierdzi, że odpowiedzialność za akty przemocy na ulicach ponoszą ludzie dawnego reżimu - "al-Fulul", którzy ciągle stanowią istotną grupę w szeregach egipskich służb.

Marcin Toboła
Reklama

Komentarze

    Reklama