Reklama

Geopolityka

Najemnicy głównym problemem Libii

Zdjęcie ilustracyjne. Fot. www.kkk.tsk.tr
Zdjęcie ilustracyjne. Fot. www.kkk.tsk.tr

Po letniej ofensywie 2020 r. sił trypolitańskich w Libii przeciwko Libijskiej Armii Narodowej (LNA) gen. Chalify Haftara i groźbie interwencji militarnej Egiptu doszło do zawarcia skutecznego rozejmu w tym kraju, który pozwolił na rozpoczęcie negocjacji politycznych. Ich efektem było powołanie w marcu 2021 r. nowego rządu libijskiego i zapowiedź wyborów. Jeden z kluczowych zapisów porozumienia dot. wycofania obcych sił nie został jednak dotąd zrealizowany.

Zobowiązanie do wycofania się wszystkich obcych sił obecnych w Libii znalazło się już w porozumieniu o zawieszeniu ognia zawartym w październiku ub. r. Chodzi o ok. 20 tys. najemników rekrutujących się spośród syryjskich dżihadystów przerzuconych do Libii przez Turcję oraz tzw. wagnerowców, czyli najemników rosyjskich, a także kilkuset żołnierzy tureckich obecnych w Libii na mocy układów zawartych przez Ankarę z Trypolisem. Wojna domowa w Libii trwa od 2014 r. gdy związane z dżihadystycznymi milicjami władze w Trypolisie nie uznały wyboru nowego parlamentu. W odpowiedzi libijski parlament przeniósł swoją siedzibę do Tobruku, a po jego stronie opowiedziała się LNA Haftara. Początkowo to ośrodek tobrucki posiadał uznanie międzynarodowe, ale sytuacja zmieniła się po zawarciu, pod auspicjami ONZ, kontrowersyjnego porozumienia pokojowego w marokańskim Schirat, w wyniku którego powołano tzw. Rząd Zgody Narodowej (GNA) z Fajezem as-Saradżem na czele jako premierem. GNA nie zostało jednak uznane ani przez LNA ani przez tobrucki parlament i wojna trwała nadal. Jedyne co uległo zmianie to przesunięcie uznania międzynarodowego z Tobruku na Trypolis.

Wojna domowa w Libii od samego początku była też konfliktem zastępczym (wojną proxy) z udziałem innych państw. Ośrodek trypolitański wspierany był przez Katar, natomiast ośrodek tobrucki przez Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz Egipt, mimo nałożonego przez ONZ embarga na broń i militarne wsparcie dla którejkolwiek ze stron konfliktu. W wojnę, po przeciwnych stronach, zaangażowały się też Włochy (Trypolis) oraz Francja (Tobruk). Jednak dynamika działań wojennych zmieniła się gdy w konflikt zaangażowała się Turcja, po stronie GNA, oraz Rosja – po stronie Tobruku (choć Rosja utrzymywała również cały czas relacje z Trypolisem, tradycyjnie rozgrywając obie strony konfliktu). W ten sposób Libia została wprzęgnięta w system politycznych targów między Moskwą a Ankarą. Oba kraje zaczęły też przerzucać do Libii najemników. W przypadku Turcji byli to syryjscy dżihadyści walczący po stronie GNA, natomiast w przypadku Rosji „wagnerowcy” wspierający Haftara, który w kwietniu 2019 r. rozpoczął ofensywę na Trypolis. „Wagnerowcy” byli przy tym opłacani przez Zjednoczone Emiraty Arabskie.

Rosji jednak nigdy nie zależało na zwycięstwie LNA w wojnie, która sama w sobie była korzystna dla jej interesów. Stabilizacja Libii pod silnym przywództwem oznaczałaby bowiem, że Rosja nie byłaby już tak potrzebna Haftarowi. Dlatego Rosjanie woleli doprowadzić do politycznego dealu i podzielić Libię na turecką i rosyjską strefę wpływów, gdzie oba kraje miałyby swoje bazy wojskowe, a wpływy innych graczy zostałyby zredukowane do minimum.

Temu miała służyć konferencja „pokojowa” w Moskwie odbywająca się w styczniu 2020 r., na której Saradż i Haftar mieli podpisać porozumienie przygotowane przez Turcję i Rosję. Haftar odmówił jednak jego podpisania, co spowodowało wycofanie się wagnerowców z pozycji pod Trypolisem oraz przerzucenie wsparcia politycznego Moskwy na Agillę Saleha, szefa parlamentu w Tobruku (i w związku z tym formalnie głowę państwa). W rezultacie, w kwietniu 2020 r. doszło do kontrofensywy GNA, która odrzuciła LNA na linię Dżufra – Syrta. Dalsze działania wojenne zostały powstrzymane przez Egipt, który uznał ewentualny atak sił GNA na Syrtę i Dżufrę za przekroczenie czerwonej linii i zmobilizował swoje siły na granicy, grożąc interwencją.

Dla Egiptu dalszy marsz dżihadystycznych milicji walczących po stronie Trypolisu na wschód stanowił zagrożenie dla bezpieczeństwa ze względu na powiazania GNA z Bractwem Muzułmańskim i rosnącą zależność od Ankary, z którą Kair pozostaje od lat w konflikcie. Sam Saradź ma zresztą tureckie pochodzenie, a w listopadzie 2019 r. GNA podpisało z Ankarą umowę o rozgraniczeniu Wyłącznych Stref Ekonomicznych (EEZ) na Morzu Śródziemnym. Umowa ta była przy tym niezgodna z międzynarodowym prawem morza, a także została odrzucona przez libijski parlament co zgodnie z porozumienie ze Schirat ustanawiającym GNA oznaczało, że nie nabrała mocy prawnej. Wraz z tą umową Trypolis podpisał również z Turcją umowę o współpracy wojskowej, która z punktu widzenia parlamentu libijskiego również była nielegalna. Przewidywała ona dyslokację kilkuset żołnierzy tureckich w Libii (obok tysięcy syryjskich najemników). W jej wyniku Turcja przejęła też kontrolę nad bazą lotniczą al-Watiya i planowała stworzenie bazy morskiej w Misracie. Jednakże potężne manewry morskie Egiptu skutecznie odstraszyły turecką marynarkę od działań u wybrzeży Afryki. Układ GNA z Turcją uderzał też w suwerenność Grecji i Cypru co spowodowało zacieśnienie relacji tych dwóch państw z Tobrukiem, LNA i wspierającymi tę stronę konfliktu państwami arabskimi.

image
Turecka misja szkoleniowa w Libii, fot. Tureckie Ministerstwo Obrony, msb.gov.tr

Impas, jaki powstał poegipskiej groźbie interwencji w Libii, spowodował wymuszenie dymisji Saradźa i rozpoczęcie nowych negocjacji w ramach Forum Libijskiego Dialogu Politycznego (LPDF), które okazało się bardziej reprezentatywne, a przez to również skuteczniejsze, niż delegacje negocjujące w 2015 r. w Schirat. W lutym 2021 r. w wyniku porozumienia osiągniętego w ramach LPDF stworzono nowy rząd o nazwie Rząd Jedności Narodowej (GNU) z Mohammadem al-Menfi, jako przewodniczącym trzyosobowej Rady Prezydenckiej oraz Abdul-Hamidem Dbeibehem jako premierem. Władze te zostały następnie zaakceptowane przez parlament, który zebrał się na specjalnym posiedzeniu w Syrcie. Skład GNU i nowej Rady Prezydenckiej (w której skład wchodzą przedstawiciele trzech libijskich regionów: Trypolitanii, kontrolowanej przez LNA Cyrenajki oraz Fezanu) jest kompromisowy, zapewniając GNU akceptację ze strony wszystkich państw zaangażowanych w libijski konflikt. Ponadto GNU ma wyłącznie charakter rządu tymczasowego, który ma doprowadzić do wyborów parlamentarnych w grudniu 2021 r.

Powstanie GNU poprawiło relacje między Trypolisem (który pozostał siedzibą rządu) a Grecją i Egiptem, choć rząd Dbeibeha dość manifestacyjnie podkreślił również swój szczególny stosunek do Turcji. W kwietniu Dbeibeh w towarzystwie aż 14 ministrów udał się z wizytą do Turcji, gdzie obie strony podpisały szereg porozumień w sprawie współpracy ekonomicznej. Ponadto Dbeibeh potwierdził, że jego rząd uznaje porozumienia zawarte przez GNA z Ankarą w sprawie EEZ oraz współpracy wojskowej za ważne, co wywołało krytykę ze strony parlamentu.

image
Zdjęcie ilustracyjne. fot: Fot. James C. Davis/U.S. Navy

Z drugiej jednak strony pierwszą swoją wizytę zagraniczną Dbeibeh odbył do Egiptu, a następnie odwiedził też Kuwejt, ZEA i Arabię Saudyjską, natomiast zaraz po Turcji poleciał do Moskwy. Z kolei Menfi odwiedził Paryż, Kair i Ateny, a w czasie wizyty Dbeibeha w Ankarze szef greckiego MSZ Nikos Dendias odwiedził kontrolowane przez Haftara Benghazi, gdzie spotkał się z libijskim wicepremierem Husejnem al-Katranim. Na początku kwietnia do Trypolisu przyleciał również premier Grecji Kyriakos Mitsotakis, a oba kraje uzgodniły wznowienie negocjacji w sprawie sporu dot. granic morskich. Faworytką Turcji nie jest też szefowa libijskiego MSZ Nadżla al-Mangusz, która dwukrotnie wezwała Turcję do wycofania swoich sił i najemników z Libii co spowodowało ataki na nią ze strony protureckich milicji dżihadystycznych oraz naciski na jej dymisję, którym jednak się oparła.

Obecność obcych wojsk na terenie Libii, w tym w szczególności najemników, jest obecnie kluczową kwestią dla zapewnienia stabilności tego kraju. Niestety po ubiegłorocznych uzgodnieniach i mimo rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ ani Rosja ani Turcja nie podjęły znaczących kroków w kierunku wypełnienia tych postanowień. Oprócz Syryjczyków w Libii znajdują się również tysiące Sudańczyków i Czadyjczyków. To z kolei tworzy zagrożenie, że ich gwałtowny powrót do tych krajów (Czadu i Sudanu) spowoduje tam destabilizację. To właśnie z terytorium Libii w kwietniu br. rebelianci czadyjscy wkroczyli do Czadu, przeprowadzając ofensywę, w której zginął prezydent Idriss Deby. W czerwcu w Berlinie odbyła się kolejna konferencja w tej sprawie, w której uczestniczyła zarówno Rosja jak i Turcja.

Znów stwierdzono tam konieczność wycofania obcych sił z Libii. Mimo to ani Rosja ani Turcja nie dostosowała się do tych uzgodnień.

Reklama
Reklama

Rosjanie tłumaczą się tym, że rzekomo w Libii nie ma sił rosyjskich tylko prywatne firmy, za które Moskwa jakoby nie odpowiada. Faktycznie jednak Rosjanie naciskają na GNU, by zawarł z nimi podobną umowę o współpracy militarnej jak z Turcją. Dla Rosji nie jest i nigdy nie było istotne, która strona konfliktu wygra, lecz tylko to by zagwarantować swoje interesy, w tym stworzenie rosyjskiej bazy marynarki wojennej w Libii. Tymczasem Turcja powołuje się na to, że obecność jej żołnierzy wynika z umowy z rządem libijskim (choć istnieją wątpliwości co do jej legalności), ignorując oświadczenia szefowej libijskiej dyplomacji. Pretekstem dla Turków jest też obecność Rosjan. Tymczasem zarówno dla Ankary jak i Moskwy znacznie lepszym rozwiązaniem jest status quo, a nie wzajemne wycofanie się. W ten sposób oba kraje zapewniają sobie kluczową rolę w Libii, eliminując innych graczy.

Turcja szuka tymczasem nowych pretekstów do utrzymania swej obecności militarnej w Libii. Jednym z nich jest sugestia, jakoby miało to służyć kontroli migracji z Afryki do Europy. Jest to o tyle zaskakujące, że wiadomo, iż w 2015 r. i w 2020 r. Turcja użyła strumienia migrantów do ataku na Europę. Przejęcie przez nią kontroli nad szlakiem środkowo-śródziemnomorskim stanowiłoby zatem niewzmocnienie bezpieczeństwa Europy, lecz stworzyłoby dodatkowe zagrożenie, zwłaszcza, ze już obecnie wielu syryjskich dżihadystów w służbie tureckiej dezerteruje i stara się przedostać z Libii do Europy. Ludzie ci mają często doświadczenie w walkach w szeregach organizacji o charakterze terrorystycznym. Podejście Turcji do wycofania swoich sił i najemników z Libii budzi przy tym coraz ostrzejszą krytykę zwłaszcza Francji i Egiptu.

Utrzymanie przez Turcję swoich wpływów w Libii nie jest jednak pewne. Nawet realizacja umów zawartych w trakcie kwietniowej wizyty delegacji libijskiej w Ankarze budzi wątpliwości, gdyż konieczne jest ich zatwierdzenie przez niechętny Turcji parlament. Tymczasem Egipt wciąż wspiera gen. Chalifę Haftara, który ma również swoich przedstawicieli w rządzie i w LPDF. Ponadto Agila Saleh zapowiedział ostatnio, że parlament nie zatwierdzi budżetu, jeśli odpowiednie środki nie zostaną w nim przewidziane dla LNA. Kluczową rozgrywką będą jednak dopiero wybory, które przewidziano na 24.12 br. Trudno jednak powiedzieć czy rzeczywiście do nich dojdzie, gdyż wiele stron ma zbyt wiele do stracenia w wyniku ich przegrania. Z drugiej jednak strony niedoprowadzenie do nich może skutkować podważeniem dalszego mandatu GNU i wznowieniem działań zbrojnych.

Reklama
Reklama

Komentarze