Reklama

Geopolityka

Ministrowie spraw zagranicznych UE rozmawiają o sytuacji w Syrii [komentarz]

Czy NATO i UE są w stanie znaleźć wspólnie rozwiązanie konfliktu w Syrii? Ostatnie słowo należy do Stanów Zjednoczonych - fot. NATO.
Czy NATO i UE są w stanie znaleźć wspólnie rozwiązanie konfliktu w Syrii? Ostatnie słowo należy do Stanów Zjednoczonych - fot. NATO.

7 września br, szef polskiego MSZ-u Radosław Sikorski rozpoczął w Pafos na Cyprze swój udział w dwudniowym nieformalnym spotkaniu Ministrów Spraw Zagranicznych UE w formule Gymnich. Głównym tematem spotkania są wydarzenia w Syrii.



Spotkania organizowane w formule Gymnich przez każdą kolejną prezydencję w Radzie UE (ostatnie odbyło się w dniach 9-10 marca 2012 r. w Kopenhadze, poprzednie od 2-3 września 2011 r. w Sopocie) mają na celu swobodną wymianę zdań na tematy związane z sytuacją międzynarodową. Tym razem, na Cyprze ministrowie skoncentrują się na kwestii wojny domowej w Syrii, a także zasobów wodnych na świecie i edukacji.

Nie zabraknie także rozmów na temat Gruzji, skąd wrócili właśnie ministrowie Radosław Sikorski oraz Carl Bildt, którzy przedstawią tam swoje wnioski i spostrzeżenia. Przy okazji spotkania odbędą się robocze konsultacje ministrów spraw zagranicznych Grupy Wyszehradzkiej nt. przyszłości Europy.

Jeśli chodzi o sytuację w Syrii, pierwszym owocem spotkania jest wezwanie ministrów Włoch, Giulio Terziego, i Francji, Laurent'a Fabiusa do zorganizowania nadzwyczajnego posiedzenia Rady ds. Zagranicznych UE w celu omówienia nowych sposobów reakcji Unii na kryzys syryjski. Obaj ministrowie zwrócili uwagę na "rosnącą rolę zbrojnej opozycji i lokalnych aktorów" w konflikcie.

Tymczasem, sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen, cytowany przez rosyjskie media, podczas przemówienia w stolicy Azerbejdżanu, Baku, po raz kolejny wykluczył zbrojną interwencję sojuszu w Syrii. Argumentował, że negatywną przesłanką dla niej jest brak zgody Rady Bezpieczeństwa na operację oraz wysoki stopień trudności jej przeprowadzenia, wielokrotnie wyższy od tego, co miało miejsce w przypadku Libii (ze względu na duży potencjał militarny wojsk rządowych i rozczłonkowanie rebeliantów). Według Rasmussena lepszy rozwiązaniem od militarnego będzie "polityczny kompromis". Równocześnie, podkreślił że sojusz bacznie obserwuje rozwój wydarzeń i "jest gotów stanąć w obronie Turcji, jeśli zajdzie taka konieczność".

Dzień wcześniej natomiast, premier Wielkiej Brytanii David Cameron i prezydent Francji Francois Hollande w czasie spotkania w Parku Olimpijskim w Londynie ogłosili, że oba kraje zgadzają się w pełni co do tego, że należy "przyspieszyć zmianę władzy i pomóc opozycji w sformowaniu rządu". Cameron jednak, w przeciwieństwie do głowy Republiki Francuskiej, uważa, że opozycja syryjska ciągle nie jest na to gotowa.

Komentarz:

Unia Europejska nie ma gotowej spójnej wizji rozwiązania konfliktu w Syrii, który toczy się już od ponad 17 miesięcy. Działań w tym zakresie nie ułatwia przywódcom europejskim trudna sytuacja finansów publicznych, która coraz bardziej przekłada się na spowolnienie gospodarcze. Ministrom spraw zagranicznych pozostały jedynie dyskusje, jak te w Pafos - z których jednak niewiele wynika - ciche wspieranie opozycji (przez dostarczania nie-śmiercionośnego sprzętu, wysyłanie doradców i wsparcie logistyczne) i pomoc humanitarna.

Możliwości techniczne do przeprowadzenia ewentualnej interwencji posiada niewątpliwie NATO. Sojusz, jak słusznie zauważył w dzisiejszym tekście w Gazecie Wyborczej minister Tomasz Siemoniak, uzależniony jest w działaniu od Stanów Zjednoczonych. Wypowiedź Rasmussena świadczy natomiast o tym, że są one dalekie od podjęcia drastycznych kroków.

Sytuacja w Syrii, choć od ponad tygodnia przemoc utrzymuje się na relatywnie stabilnym poziomie w aspekcie liczby ofiar i obszarów nią objętych, może jednak szybko ulec dynamizacji. Rebelianci stosujący strategię walki partyzanckiej są narażeni przede wszystkim na ostrzał artyleryjski i z powietrza, z czego bez wahania korzystają wojska rządowe nawet w gęsto zaludnionych obszarach. Opozycja wciąż donosi o masakrach ludności cywilnej.

Wciąż nie jest pewne bezpieczeństwo syryjskich arsenałów broni chemicznej i biologicznej, do zdobycia której dążą najbardziej radykalne ugrupowania opozycyjne, często stosujące metody terrorystyczne. Istnieje także obawa, że w razie śmiertelnego zagrożenia dla władzy alawickiej, prezydent al-Asad może wydać rozkaz użycia BMR przeciwko jego wrogom. Z pewnością te właśnie zagrożenia miał na myśli minister Siemoniak odnosząc się do sytuacji w Syrii podczas wizyty w w 4. Pułku Chemicznym w Brodnicy.

Kolejny czynnik ryzyka to możliwość skutecznego zamachu na prezydenta lub jego najbliższą rodzinę. W ciągu kilku ostatnich tygodni doszło w stolicy Syrii, Damaszku do co najmniej kilku zamachów bombowych, w tym najbardziej bolesnego dla władzy, z 18 lipca br., w którym zginął, m.in. minister obrony, gen. Dawud Radżha - szwagier prezydenta i wiceminister obrony Asef asz-Szawkat, Wszystko to świadczy o rosnących zdolnościach rebeliantów. Jeśli doszłoby do eliminacji głowy państwa, mogłoby dojść do dekompozycji władzy i eskalacji chaosu. Byłaby to niewątpliwie szansa dla opozycji, która jest tego świadoma i do tego dąży. Nie oznaczałoby to automatycznie zakończenia konfliktu, ale raczej jego "bałkanizację".

Marcin M. Toboła
Reklama

Komentarze

    Reklama