Reklama

Geopolityka

Libia: Ofensywa przeciwko Państwu Islamskiemu ze wsparciem Francji. „Groźba pogłębienia chaosu”

Fot. EMA/Wojska lądowe Francji
Fot. EMA/Wojska lądowe Francji

Zgodnie z doniesieniami francuskiej prasy, częściowo potwierdzonymi przez źródła libijskie, francuskie siły specjalne są obecne w Libii i wspierają operacje armii libijskiej wymierzone w Państwo Islamskie (Daesh). Jednocześnie nic nie wskazuje na to by porozumienie pokojowe ograniczyło panujący w tym kraju chaos - pisze Witold Repetowicz.

Według francuskiego dziennika Le Monde od kilku miesięcy na terenie Libii przebywają francuscy komandosi, instruktorzy wojskowi szkolący siły libijskie oraz agenci wywiadu wojskowego (DGSE). Informacje te potwierdzili anonimowo przedstawiciele legalnych władz Libii, a także reprezentant nielegalnego pro-islamistycznego rządu z siedzibą w Trypolisie Khalifa al-Ghawi. Oprócz Francuzów, według tych nieoficjalnych doniesień, w wojskowej bazie lotniczej Banina w Benghazi mają być też obecni Amerykanie oraz Brytyjczycy (chodzi o agentów wywiadu). Siły te współpracują z Libijską Armią Narodową dowodzoną przez gen. Khalifę Haftara, podporządkowaną rządowi tobruckiemu (legalnemu).

Takie zaangażowanie państw NATO, które 5 lat temu wsparły rewolucję libijską, w efekcie której upadł reżim Muammara Kaddafiego, a Libia pogrążyła się w chaosie, jest działaniem pożądanym. Wtedy bowiem chodziło o wsparcie bardzo heterogenicznej zbieraniny milicji islamistycznych i oddziałów rebelianckich przeciw totalitarnemu, ale stabilnemu reżimowi. Francja, USA i Wielka Brytania zapewniły wówczas wsparcie lotnicze atakujące oddziały lojalistów ale nie miały żadnej kontroli nad oddziałami, które korzystały z tego wsparcia.

Tym razem chodzi o wsparcie jedynych w Libii regularnych sił, które odnoszą coraz większe sukcesy w walce z Daesh i innymi oddziałami dżihadystów, choć są dalekie od uzyskania kontroli nad całym krajem. Ponadto działalność wywiadowcza ma na celu umożliwienie przeprowadzania precyzyjnych nalotów. Chodzi o sparaliżowanie operacyjne Daesh poprzez eliminację jego kierownictwa. Taktyka taka zdała egzamin w Iraku. W Libii francuska działalność wywiadowcza umożliwiła Amerykanom eliminacje w wyniku nalotu w listopadzie ub. r. jednego z liderów Daesh w Libii – Abu Nabila al Anbariego, a w lutym br., architekta ubiegłorocznych zamachów w Tunezji – Nouraddina „Sabira” Chouchane. Według innych doniesień Włochy i USA uzgodniły również zasady korzystania przez Amerykanów z bazy lotniczej Sigonella w celu operacji przeciwko Daesh w Libii (głównie loty dronów).

To zaangażowanie w Libii jest szczególnie ważne ze względu na umacnianie się Daesh w tym kraju oraz planu przeniesienia siedziby „kalifatu” z Syrii do Libii w przypadku utraty przez Daesh kontroli nad Raqqą i Mosulem. Obecnie Daesh kontroluje w Libii Syrtę (miasto i większość dystryktu, w tym tutejsze pola naftowe i ponad 250 km wybrzeża), a także obecne jest w rejonie Benghazi, Adżdabiji, Derny (na terenach kontrolowanych przez siły legalnego rządu tobruckiego) oraz Sabrathy (na terenach nieuznawanego rządu islamistycznego z Trypolisu).

W ostatnich dniach Daesh na krótko opanowało Sabrathę, skąd zostało jednak wyparte przez islamistyczne milicje związane z rządem z Trypolisu. Próbowało też odzyskać kontrolę nad Derna (utraconą w zeszłym roku na rzecz lokalnej Madżlis Szura powiązanej z libijska odnogą Al Kaidy tj. Ansar al Sharia) jednak zostało stamtąd znów wyparte. Natomiast w Adżdabiji i Benghazi toczone były trójstronne walki między Libijską Armią Narodową, Daesh i lokalnymi Madzlis Szura, powiązanymi z islamistycznym rządem al-Ghawi oraz Al Kaidą. Według informacji rządu tobruckiego Adżdabija została całkowicie wyzwolona przez armię libijską natomiast w Benghazi klęskę poniosły siły islamistów Madżlis Szura, natomiast Daesh wciąż utrzymuje kontrolę nad niewielką częścią miasta.

Zaangażowanie francuskie należy również widzieć w szerszym kontekście międzynarodowym i wewnętrznym – politycznym. W Libii funkcjonują obecnie dwa rządy, a wkrótce liczba ta może wzrosnąć do trzech. W Trypolisie ma swoją siedzibę nieuznawany przez społeczność międzynarodową (ale korzystający ze wsparcia Kataru, Sudanu i Turcji) islamistyczny rząd, powiązany z Al Kaidą i Bractwem Muzułmańskim. W Tobruku natomiast ma swoją siedzibę rząd legalny, wspierany przede wszystkim przez Egipt i Arabię Saudyjską. To właśnie temu rządowi podporządkowana jest libijska armia, której dowódcą jest gen. Khalifa Haftar. Problem jednak polega na tym, że wobec obu rządów obowiązuje embargo na sprzedaż broni.

Ograniczone wsparcie amerykańskie dla Tobruku wynikało z bliskich relacji tamtejszego rządu z Egiptem i chłodnymi relacjami administracji Obamy z rządzącym Egiptem Abdel Fattahem al Sissi po obaleniu przez niego Bractwa Muzułmanskiego. Chodzi tu również o nacisk Kataru, patronującego Bractwu Muzułmańskiemu, na administrację Obamy i czynione na przestrzeni 2015 r. próby doprowadzenia do pokojowego uregulowania relacji między Tobrukiem i Trypolisem. Warto też dodać, iż chłodny stosunek USA do rządu w Tobruku a także Egiptu uaktywnił Rosjan, którzy postanowili wypełnić niszę pozostawioną przez Amerykanów. Rząd tobrucki zawarł między innymi kontrakty zbrojeniowe z Rosją, których realizację blokuje jednak embargo.

W grudniu ub.r. teoretycznie osiągnięto dyplomatyczny sukces. W trakcie negocjacji w Maroko przedstawiciele rywalizujących parlamentów z Tobruku i Trypolisu podpisali porozumienie w sprawie powołania Rządu Porozumienia Narodowego (GNA). Na premiera desygnowany został Faiez al Serradź, deputowany z Trypolisu do parlamentu tobruckiego. Jednak parlament tobrucki jak dotąd nie zatwierdził tego porozumienia oraz rządu Serradźa, gdyż część deputowanych sprzeciwia się temu, iż jest on zdominowany przez Bractwo Muzułmańskie. Nie chcą się oni również zgodzić na to by rząd mógł odwołać i mianować dowódcę Libijskiej Armii Narodowej.

Chodzi o to, że islamiści libijscy nie akceptują gen. Khalify Haftara, którego chcą całkowicie odsunąć a następnie uwięzić. Warto dodać, iż trypolitański premier al-Ghawi i związane z nim milicje odrzucają porozumienie. W parlamencie tobruckim może natomiast dojść do rozłamu, gdyż jak poinformował kilka dni temu jeden z deputowanych Al Reaid, połowa deputowanych podpisała wniosek o zwołanie sesji w pozostającej poza kontrolą sił gen. Haftara miejscowości Al Dżufra. Może to oznaczać powstanie trzech konkurencyjnych administracji w tym kraju i utraty legitymacji międzynarodowej przez rząd tobrucki i podporządkowaną mu Libijską Armię Narodową gen. Haftara.

Witold Repetowicz

Reklama

Komentarze (5)

  1. Alexander

    Uważam, że to doskonały moment żeby choć częściowo zapanować nad falą imigrantów przepływających od strony Libii. Głównie Francja, Arabia Saudyjska, Włochy, Niemcy i Wlk. Brytania są w stanie wesprzeć legalne władze sprzętem i ew. wsparciem lądowym, morskim i lotnictwem. Jest duża szansa, że Libia w zamian da się przekonać, żeby przyjmować cofanych z Europy imigrantów zarobkowych.

  2. Euron

    Jak to działa; jedne rządy trzeba obalać, a innym pomagać?

    1. emigrant

      Bo jedni wyznaja jedną i właściwą linie narracji a innych trzeba do tego przekonać (czyt. sprowadzić do parteru i wymusić stosowanie). I jak zwykle jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kase.

  3. LL

    Panie Witoldzie, podziwiam Pana ogromną wiedzę, ale mam wrażenie, że nie do końca wyczerpująco przedstawia Pan interesy zaangażowanych Państw. Często zaznacza Pan, jakie interesy ma Rosja, Katar, Egipt czy Arabia Saudyjska, ale interesów państw zachodnich nie przybliża Pan w ogóle, co może prowadzić do mylnych wniosków, że Francja czy USA działają w Libii czy Syrii tylko i wyłącznie w celu niesienia bezinteresownej pomocy.

    1. Witold Repetowicz

      Wyrażalem sie wielokrotnie niezwykle krytycznie na temat francuskiej roli w Libii przy obaleniu Kadafiego. Co do USA to była to czysta głupota. Ponadto ja nie uważam kierowania sie interesem za coś nagannego ale pod warunkiem ze nie jest do miskalkulacja albo nie wychodzi z tego cos zbrodniczego.

  4. franca

    A teraz płynie tam Charles de Gaulle...

    1. Paweł Broda

      Wiele płynięcia to on nie ma , tak po prawdzie.dzień lub dwa i zaparkuje pod Tobrukiem. A jakie nasze jednostki specjalne walczą w Libi ? Wydawało mi się że tradycyjnie operowały tam Grom i Formoza ?

  5. piotr34

    Rozwalenie Libi to byla robota Francuzow-niech sie teraz mecza-moze to ich nauczy ze glupota polityczna ma swoje konsekwencje.

Reklama