Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Zniszczenie Daesh kluczowe dla rozwiązania problemów Europy

Zdaniem ajatollaha al Hakima zniszczenie tzw. Państwa Islamskiego (Daesh) w Iraku będzie równoznaczne z rozwiązaniem problemów tego kraju i wstrzymaniem migracji do Europy - pisze Witold Repetowicz w swojej relacji z Iraku dla Defence24.pl.

  • Fot. wikimedia.org
    Fot. wikimedia.org
  • Mohamed Hussein al Hakim i Witold Repetowicz
    Mohamed Hussein al Hakim i Witold Repetowicz

Zamach w Brukseli to kontynuacja ataku Daesh na Europę, któremu sprzyja zarówno kryzys migracyjny jak i trwająca od kilkudziesięciu lat wahabizacja islamu w Europie. Poniższa analiza, oparta m.in. na rozmowie z ajatollahem Mohamedem Husseinem al-Hakimem, przedstawia jak te zjawiska widziane są z irackiej perspektywy.

„W interesie Europejczyków jest to by tu w Iraku zapanował pokój, wróciło zgodne współżycie między religiami i ludzie mogli godnie żyć. To co Daesh robi tutaj, może wkrótce robić w Europie, to nie jest tak daleko i Europejczycy już się o tym przekonali gdy dokonano zamachów we Francji” – powiedział mi ajatollah Mohamed Hussein Al-Hakim kilka dni po zamachu w irackim mieście Al-Hillah, w którym zginęło ponad 60 osób. Dwa tygodnie po tej rozmowie do zamachów doszło w Brukseli.

Zdaniem ajatollaha al-Hakima Daesh jest źródłem wszystkich problemów, zarówno Bliskiego Wschodu jak i Europy. I chodzi nie tylko o zagrożenie terrorystyczne, ale i o kryzys migracyjny. Ta opinia podzielana jest zresztą powszechne w Iraku i to nie tylko przez szyitów. W Iraku (włączając w to Kurdystan) obecnie jest aż 4,5 mln uchodźców, a więc dwukrotnie więcej niż w Turcji (jeśli uznać za prawdziwe dość wątpliwe dane UNHCR oparte na informacjach rządu tureckiego). Tymczasem tocząca się wojna z Daesh pochłania znaczną część budżetu zarówno rządu centralnego w Bagdadzie jak i Kurdyjskiego Rządu Regionalnego w Erbilu. Wydatki dotyczą zarówno samego prowadzenia działań wojennych jak i pomocy rannym, rodzinom poległym i przede wszystkim uchodźcom. Wojna jaką obecnie toczą iraccy Kurdowie ma w zasadzie charakter pozycyjny i nawet chrześcijanie czy jazydzi z wiosek pod Mosulem, znajdujących się pod kontrolą Peszmergi, nie narzekają na zagrożenie wojenne czy terrorystyczne. Terroryści przypuszczają jednak regularne ataki na linię frontu, która ciągnie się na długości ponad 1500 km. Większość Peszmergów dysponuje jednak wyłącznie kałasznikowami, a poza bardzo skutecznymi wyrzutniami Milan w zasadzie ma tylko broń lekką. Dla porównania, Turcja, która ma otrzymać 6 mld EUR, prowadzi jedynie wojnę przeciwko własnym obywatelom – Kurdom, która jeszcze bardziej przyczynia się do wzrostu liczby uchodźców – póki co wewnętrznych w Turcji (co najmniej pół miliona). Łatwo mogą się oni jednak przekształcić w uciekinierów zmierzających do Europy, zwłaszcza jeśli UE spełni swoją obietnicę zniesienia wiz dla obywateli Turcji.

W Kurdystanie irackim jest około 2 mln uchodźców, a kryzys ekonomiczny spowodowany przez wojnę i niskie ceny ropy powoduje, iż wszystkie inwestycje stanęły, ludzie nie mają pracy, a wielu z tych, którzy ją mają, nie dostaje pieniędzy od prawie pół roku. Trudno się dziwić zatem, że najczęściej powtarzanym zdaniem jest tu: „para nija”, czyli nie ma pieniędzy i nikt tu nawet nie ukrywa, że to jest powód masowej migracji. Na terenach kontrolowanych przez rząd centralny sytuacja ekonomiczna jest nieco lepsza i dlatego ludzie nie chcą stamtąd emigrować na tak wielką skalę (z wyjątkiem chrześcijan), a niektórzy spośród tych, którzy wyemigrowali, starają się wrócić, znalazłszy się w Europie w gorszej sytuacji niż w Iraku. Pogłębienie kryzysu ekonomicznego przez przedłużająca się wojnę może to jednak zmienić. Ponadto uchodźcy na terenach kontrolowanych przez rząd iracki nie otrzymują prawie żadnej pomocy międzynarodowej, choć jest ich około 2,5 mln. Natomiast sukcesy armii rządowej w walce z Daesh są marginalizowane w światowych mediach, a co więcej, głównie mówi się o domniemanych czystkach etnicznych dokonywanych przez szyickie milicje (Hashed Shabi). Powoduje to frustracje tutejszej ludności, w tym żołnierzy Hashed Shabi, która czuje się opuszczona przez społeczność międzynarodową, którą dodatkowo wini za powstanie Daesh i toczącą się, rujnującą Irak wojnę. Żołnierze Hashed Shabi pochodzą przeważnie z biednych rodzin, a jeśli zginą ich krewni nie otrzymują zbyt dużej pomocy. I to właśnie pcha coraz większą ich liczbę do migracji do Europy.

Mohamed Hussein al Hakim i Witold Repetowicz

Obecnie niemal nikt już nie powinien mieć wątpliwości, że kryzys migracyjny spowodował drastyczny wzrost zagrożenia terrorystycznego w Europie. Są trzy przyczyny tej negatywnej tendencji. Po pierwsze chodzi o infiltrację migrantów przez terrorystów. Choć jeszcze w zeszłym roku dominował w mediach przekaz, iż takie zjawisko nie występuje i nie będzie miało miejsca, to bardzo szybko zostało one potwierdzone. Po drugie chodzi o ograniczenie możliwości operacyjnych europejskich służb specjalnych przez wywołany kryzysem migracyjnym chaos. Po trzecie chodzi o zwiększenie możliwości operacyjnych terrorystów, którzy wykorzystują frustrację migrantów. Ta wynika z dwóch okoliczności – po pierwsze, Europa nie jest w stanie zapewnić im takich warunków, o jakich marzyli (w Kurdystanie wciąż mówi się, że Niemcy dają bezwarunkowo po 300-400 EUR każdemu migrantowi miesięcznie); po drugie, część migrantów (przede wszystkim z Iraku) przekonana jest, że Europa i USA ponoszą odpowiedzialność za istnienie Daesh i toczącą się wojnę. Nawet w Kurdystanie irackim, tradycyjnie sprzyjającym USA, rozpowszechnia się pogląd, iż USA nie chce zniszczenia Daesh, co więcej od czasu do czasu pomaga terrorystom. Nie chodzi przy tym o to czy te oskarżenia są słuszne, lecz o to, iż jedynie poprzez unicestwienie Daesh można udowodnić ich nieprawdziwość. Zdaniem ajatollaha al Hakima zniszczenie Daesh w Iraku będzie równoznaczne z rozwiązaniem problemów tego kraju i wstrzymaniem migracji z Iraku. - Apeluję do społeczeństw europejskich by naciskały na swoje rządy w tej sprawie – powiedział mi ajatollah al – Hakim. Natomiast doradca ds. bezpieczeństwa gubernatora prowincji Nadżaf Razi el Hakani powiedział mi, że jeśli Europa nie chce takich samych problemów jakie dziś występują na Bliskim Wschodzie to nie powinna wpuszczać do siebie terrorystów, w tym takich, którzy udają uchodźców. - Syria to zrobiła wbrew naszym radom i teraz ma efekty – dodał. Uwaga ta (choć mój rozmówca nie powiedział tego wprost) dotyczyła przyjęcia przez Syrię wysokich funkcjonariuszy reżimu Saddama Husajna w celu szachowania Iraku. Ci jednak w 2014 r. wsparli Daesh (zakon Naqshabandi Izaata ad-Douri), choć później drogi obu grup się rozeszły.

"Atmosfera politycznej poprawności panująca w Europie udzieliła wahabitom w ostatnim półwieczu swoistego „parasola ochronnego” umożliwiając im odpieranie wszystkich ataków oskarżeniami o rasizm, ksenofobię i islamofobię. Sprzyjało to również rozwojowi prawdziwej islamofobii w miarę jak islam w Europie Zachodniej coraz bardziej się radykalizował pod wpływem wahabitów. Chodzi przy tym również o równolegle rozwijające się ruchy radykalnego islamu takie jak np. Bractwo Muzułmańskie, które z perspektywy bezpieczeństwa Europy i ochrony europejskich swobód, stanowią takie same zagrożenie."

Witold Repetowicz

Zdaniem ajatollaha al-Hakima istnieje jeszcze drugi powód istnienia Daesh i rozwoju terroryzmu zarówno na Bliskim Wschodzie jak i w Europie. - Czy ONZ naprawdę nie wie kto stoi za Daesh? Jak to jest możliwe, że dysponują taką technologią? Czy nie wiedzą jakimi zasadami kieruje się Daesh i kto zaczął tę ideologię? - ajatollah al -Hakim tymi retorycznymi pytaniami, wyraźnie nawiązywał do wahabizmu i Arabii Saudyjskiej, w której on panuje, przypominając również, iż gdy na pocz. XIX w. narodził się wahabizm, to jego wyznawcy najechali na Irak, spalili Karbalę i działali dokładnie tak samo jak dziś Daesh. - Jeśli świat naprawdę nie wie kto wspiera Daesh to niech zobaczy czego uczą oni w swoich szkołach, jakiej religii i jakiej ideologii – mówił mi al-Hakim, znów sugerując, iż w istocie postrzeganie islamu przez Daesh niczym się nie rożni od saudyjskiego wahabizmu.

Ajatollah al-Hakim jest też przekonany, że ktoś musi wspierać Daesh. - Gdy toczy się walka między dwoma państwami to w końcu wyczerpują się ich zapasy i możliwości o ile nie otrzymują pomocy z zewnątrz; a więc skąd ma pomoc Daesh? - powiedział.

Według niego częścią problemu jest też „zewnętrzny spisek” przeciw Irakowi, którego celem jest obniżenie cen ropy. To znów nawiązuje do oskarżeń kierowanych pod adresem Europy i USA, iż te wspierają Daesh i wojnę w Iraku. Ta percepcja, bez względu na jej zasadność, jest groźna dla Europy, ze względu na potencjalne postawy znacznej części przybywających tu migrantów, ich przekonanie że Zachód jest winny więc musi ich przyjąć a jeśli nie to należy mu się kara. Oskarżenia te nie są związane przy tym z kwestią interwencji amerykańskiej w 2003 r., lecz przekonaniem, iż nieskuteczność walki USA i Europy z Daesh wynika z tego, iż Zachód nie chce jego zniszczenia. Fakt, iż po zamachach we Francji, które miały miejsce w listopadzie ub. r., nie zintensyfikowano pomocy militarnej dla sił walczących z Daesh (Kurdowie w Syrii i Iraku oraz irackie siły rządowe) może jedynie utwierdzać Irakijczyków, Syryjczyków czy Kurdów w tym przekonaniu.

„W interesie Europejczyków jest to by tu w Iraku zapanował pokój, wróciło zgodne współżycie między religiami i ludzie mogli godnie żyć. To co Daesh robi tutaj, może wkrótce robić w Europie, to nie jest tak daleko i Europejczycy już się o tym przekonali gdy dokonano zamachów we Francji”

Mohamed Hussein al Hakim

Ponadto wielu moich rozmówców w Iraku (w tym ajatollah al-Hakim w czasie mojej poprzedniej rozmowy z nim w maju 2015 r.) zarzucało Europie, że toleruje salafitów i wahabitów, sugerując, iż robi to specjalnie by z ich pomocą niszczyć Irak. Niektórzy szyici są również przekonani, że szeroko rozumiany Zachód prowadzi przeciw nim wojnę z użyciem salafitów-wahabitów, jako narzędzia. Dla wielu Irakijczyków, w szczególności szyitów (ale nie tylko), wahabizm zrodził się w XIX w, jako nowa religia, nie mająca wiele wspólnego z ówczesnym islamem. Warto więc zwrócić uwagę, że ideologia Daesh jest w istocie „neo-wahabizmem”. Później jednak wahabizm zaczął stopniowo przejmować islam pretendując do bycia jego głównym czy też jedynie prawdziwym nurtem. Atmosfera politycznej poprawności panująca w Europie udzieliła wahabitom w ostatnim półwieczu swoistego „parasola ochronnego” umożliwiając im odpieranie wszystkich ataków oskarżeniami o rasizm, ksenofobię i islamofobię. Sprzyjało to również rozwojowi prawdziwej islamofobii w miarę jak islam w Europie Zachodniej coraz bardziej się radykalizował pod wpływem wahabitów. Chodzi przy tym również o równolegle rozwijające się ruchy radykalnego islamu takie jak np. Bractwo Muzułmańskie, które z perspektywy bezpieczeństwa Europy i ochrony europejskich swobód, stanowią takie same zagrożenie.

Tolerancja dla rozwoju wahabizmu (i ideologii pokrewnych) w Europie jest zatem podwójnie groźna. Po pierwsze stanowi ona ideologiczno-religijną bazę dla rozwoju aktywności dżihadystyczno-terrorystycznej, a po drugie wzmacnia przekonanie dotkniętych tym terroryzmem mieszkańców Bliskiego Wschodu, zwłaszcza szyitów, że Europa i USA toczą przeciw nim wojnę. To w niedalekiej przyszłości może pogłębić problemy Europy, zważywszy, że część migrantów to szyici, w tym ex-bojownicy szyickich milicji. Koniec tej polityki tolerancji oraz zdecydowane uderzenie w Daesh to warunek zarówno zmiany pogarszającej się percepcji Zachodu na Bliskim Wschodzie jak i zatrzymania przynajmniej części fali migracyjnej i zabezpieczenia naszego kontynentu przed islamistycznym zagrożeniem terrorystycznym.

Witold Repetowicz


Mohamed Hussein al Hakim jest najstarszym synem wielkiego ajatollaha Mohameda Sajeda al-Hakima, który jest jednym z irackich mardźów (najwyższy autorytet religijny wśród szyitów, uprawniony do wydawania wiążących edyktów zwanych fatwami) i członkiem 4-osobowej Hawzy Nadżafu, czyli najważniejszego szyickiego seminarium religijnego obok irańskiego Qom. Mohamed Hssein al Hakim jest również ajatollahem, choć nie przysługuje mu najwyższy tytuł mardżi. Rodzina al-Hakim należy przy tym do najbardziej wpływowych w Iraku i świecie szyickim.

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama