Reklama
  • Wiadomości
  • Wywiady

Ukraiński ekspert: Janukowycz zdemontował armię

Z Dmitry Tymczukiem, podpułkownikiem rezerwy i szefem portalu „Informacyjny sprzeciw” rozmawia Dariusz Materniak.

Koncentracja wojsk wokół granic Ukrainy trwa już ponad trzy tygodnie- fot. mil.ru
Koncentracja wojsk wokół granic Ukrainy trwa już ponad trzy tygodnie- fot. mil.ru

Jak ocenia Pan obecną sytuację polityczno- wojskową Ukrainy?

Tutaj trzeba brać pod uwagę kilka czynników, które mają wpływ na stan obecny. Po pierwsze, od 2004 do 2014 roku siły zbrojne Ukrainy nie znajdowały się w centrum zainteresowania kolejnych ekip rządzących. Kiedy w 2004 roku do władzy doszedł Wiktor Juszczenko, zadeklarował, że Ukraina ma zamiar wstąpić do NATO i odpowiednio do tej deklaracji układano także wszystkie plany dotyczące armii – zakładały one redukcję sił zbrojnych, gdyż stwierdzono, że w systemie kolektywnej obrony, nie ma potrzeby posiadania licznej armii. Stąd poważne redukcje stanów osobowych. Z kolei kiedy do władzy doszedł Wiktor Janukowycz w 2010 roku zadeklarował, że Ukraina będzie krajem pozablokowym. Wiadomo było już wtedy, że nie ma mowy o jakichkolwiek gwarancjach międzynarodowych dla bezpieczeństwa Ukrainy. Pomimo tego, była realizowana dalsza redukcja sił zbrojnych, co jest zupełnie niezrozumiałe w sytuacji wspomnianego braku gwarancji bezpieczeństwa. Twierdzono, że Ukrainie nie grozi agresja wojskowa. To faktycznie zbrodnia nie tylko Janukowycza, ale i ówczesnego kierownictwa Ministerstwa Obrony i szefa sztabu generalnego którzy nie sprzeciwili się takim działaniom.

Taka polityka spowodowała również zatrzymanie procesu zmian w armii?

Jednocześnie wstrzymano działania na rzecz reformowania systemowego i modernizacji technologicznej sił zbrojnych. Dochodziło do rozwiązywania jednostek, obniżenia poziomu gotowości bojowej, zmniejszenia wydatków – ocenia się, że armia otrzymywała trzy razy mniej środków finansowych na swoje utrzymanie niż wynosi konieczne minimum. Był to swoisty „budżet egzystencji” – tylko i wyłącznie na swoje własne przeżycie, a na przygotowanie czy zakupy nowego sprzętu środków nie było. I to co teraz mamy, to właśnie efekt tych zaniedbań. Teraz, gdy powstał problem obrony granicy, sytuacja jest katastrofalna. Nie ma możliwości zabezpieczenia wojskami wschodniej rubieży obrony, nie ma rezerw, przygotowanych do obrony kraju . Nie ma czym ani kim uzupełniać i kompletować jednostek w razie stanu wojennego. Oczywiście możemy teraz ogłosić mobilizację i powołać ludzi pod broń – choćby milion ludzi i rozdać im automaty, mamy ich na tyle. Ale po co? Nie mają oni przygotowania wojskowego i to faktycznie mięso armatnie. W tym sensie sytuacja jest trudna, nie mamy do kogo zwrócić się o pomoc, prezydent Obama zadeklarował że nie będzie się wtrącał w ewentualny konflikt zbrojny. Sytuacja faktycznie patowa, można oczywiście prowadzić wojnę partyzancką, ale generalnie po raz kolejny wraca ten sam problem – niski poziom przygotowania wojskowego, niższy niż za czasów ZSRR, kiedy lekcje przygotowania wojskowego były w szkołach i uczono np. obchodzenia się z bronią

Jakiego rodzaju pomoc wojskowa byłaby potrzebna Ukrainie?

Ze strony niektórych krajów sojuszniczych możliwa jest pomoc wojskowa, teoretycznie możemy otrzymać pomoc techniczną w postaci nowoczesnych środków walki. Pod względem rezerw sprzętu: czołgów czy transporterów opancerzonych jak również w wypadku podstawowej broni strzeleckiej czy przeciwpancernej. To, czego brakuje to broń wysokotechnologiczna: amunicja precyzyjnego rażenia, środki bezpilotowe, pociski rakietowe i nowoczesne lotnictwo uderzeniowe. A żeby obsługiwać tą broń, potrzebni są fachowcy, odpowiednio wyszkoleni ludzie - w Ukrainie nie miałby kto tą bronią walczyć. Aby przygotować ludzi do użytkowania takiego sprzętu potrzeba czasu, a czasu niestety w tej chwili nie mamy. Teoretycznie, byłaby możliwa sytuacja tak samo jak w czasie, gdy ZSRR wpierał działania w Wietnamie – wysyłał doradców, którzy sami nie walczyli, ale pomagali w obsłudze dostaw broni. I tak samo USA mogłyby wysłać swoich doradców na Ukrainę. Ale skoro Ameryka deklaruje że nie będzie żadnej wojskowej ingerencji to i ten wariant jest mało prawdopodobny.

Wracając do Krymu: czy jest możliwość rozwiązania pokojowego zaistniałej tam sytuacji?

Ja bym powiedział inaczej: obecnie nie widzimy możliwości, aby tą sytuację rozwiązać środkami militarnymi. Na razie faktycznie możemy zapomnieć o Krymie. Jeśli zaczęlibyśmy tam wojskową operację - a to faktycznie jest już teraz terytorium Rosji, strona rosyjska mogłaby powiedzieć że napadamy na niezależne państwo i oni będą go bronić. Tym bardziej jeśli Krym wchodzi oficjalnie w skład Federacji Rosyjskiej. I to byłaby wojna Ukrainy z Rosją, a na taki konflikt Ukraina nie może sobie pozwolić.

Czyli obecnie nie ma możliwości pozostawiania tam żołnierzy ukraińskich?

Nie miałoby to sensu. Wiadomo, że w obecnej sytuacji ukraińscy wojskowi nie mogą tam pozostawać. Ale poza aspektem politycznym trzeba rozumieć także sytuację stacjonujących tam żołnierzy: już trzy tygodnie przebywają tam w stanie poważnego napięcia, faktycznie jak w niewoli, w sytuacji niepewności co do ich dalszego losu. Problemem jest również kwestia zaopatrzenia, są prowokacje, a teraz już nawet przypadki zabójstw. Wiadomo, że to Rosja organizuje te prowokacje, ale nie bierze za nie odpowiedzialności, twierdząc, że to jakieś „bliżej nieokreślone osoby. W takich warunkach pozostawianie tam ukraińskich żołnierzy – jak już wspomniałem - nie ma sensu. To nie jest sytuacja jak choćby fakt istnienia bazy USA w Ramstein w Niemczech, gdzie jest ona zlokalizowana na przyjaznym terytorium – tu mamy nasze siły wojskowe na obszarze wrogiego kraju.

Czy jest realnym ryzyko zbrojnej agresji przeciwko Ukrainie na jej wschodniej granicy?

Bardzo duże. Obawiam się ze wkrótce może się taka agresja rozpocząć. Koncentracja wojsk wokół granic Ukrainy trwa już ponad trzy tygodnie. Przy czym według naszych danych, widzimy koncentrację w obwodzie rostowskim. Co prawda Rosja zgodziła się na lot obserwacyjny nad obwodami kurskim i bełgorodzkim, ale tam liczba wojsk rosyjskich jest niewielka, po kilka tysięcy ludzi. Stąd siły rosyjskie mogą być przerzucone także na Krym. Osobna sprawa to Naddniestrze, do połowy marca było tam ok. 1500 rosyjskich żołnierzy, ale sądzę że teraz jest ich więcej. Są informacje o masowym przerzucaniu tam agentury FSB i jednostek specnazu. Wiadomo że teraz trwają tam ćwiczenia wojskowe armii Rosji i Naddniestrza. Wiemy także, że wojska rosyjskie stacjonują również na terytorium Białorusi, skąd jak wiadomo jest bardzo blisko do Kijowa. Ale Białoruś, chociaż oficjalnie wspiera Rosję, to Aleksander Łukaszenko nie bardzo ma ochotę wspierać otwarcie wesprzeć Putina, a tym bardziej brać udział zbrojny w działaniach przeciwko Ukrainie. Faktycznie krytykuje rosyjskiego przywódcę i nie jest zachwycony tymi działaniami. Jednak na wschodzie wiele wskazuje na możliwą agresję i jest pytanie jak będzie wyglądać ta wojskowa operacja. Patrząc na skład tego ugrupowania, nie widzimy, żeby tam zgromadzono duże jednostki operacyjno- taktyczne dla dużej operacji militarnej. Prawdopodobnym jest raczej wariant taki jak w Krymie – będą zamieszki, z ofiarami śmiertelnymi, a w konsekwencji przejecie władzy przez separatystów i „pomoc” Rosji. Obawiamy się, że nie będzie bezpośredniej agresji, ale wejście rosyjskich żołnierzy bez oznaczeń przynależności państwowej i dalej analogiczna sytuacja jak na Półwyspie Krymski. I dlatego ważne są działania SBU i Gwardii Narodowej oraz Służby Granicznej Ukrainy, które mają na celu uszczelnienie granicy i niedopuszczenie do przenikania prowokatorów z Rosji

Dziękuję za rozmowę. 

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama